– Moja córka zapytała mnie w tym roku, co znaczy „czarnuch”, bo usłyszała „jebany czarnuch” na dziedzińcu szkolnym. Byłam dobrze przygotowana na tę rozmowę. Ewa Sapieżyńska rozmawia z Nosizwe Baqwa.
W minionym tygodniu w całej Norwegii odbyły się demonstracje przeciw rasizmowi. Ta w Oslo była wielotysięczna i przez wiele godzin wiła się autostradą spod ambasady USA w kierunku centrum aż pod parlament.
– Konstytucja gwarantuje wolność zgromadzeń i stoi wyżej niż zalecenie niespotykania się w grupach większych niż 50 osób ze względu na koronawirusa – powiedział w radiu rzecznik policji.
Ogłosił też, że policja nie będzie interweniować, jeśli demonstrujący nie zachowają od siebie odpowiedniego odstępu. Nie zachowywali.
– Jechaliśmy metrem pod ambasadę. W ostatnich miesiącach wagony zawsze były puste, a tego dnia był ścisk i na każdej stacji dosiadali się ludzie z plakatami: „Black lives matter”, „Nie możemy oddychać”, „Sprawiedliwość dla George’a Floyda”. I jego ręcznie rysowane portrety – opowiada mi Raya, koleżanka z Syrii. – I jeszcze „No justice, no peace”, „Jeśli nie widzisz problemu, to sam jesteś problemem”, „Rasizm to najgroźniejszy wirus”.
Byłam na skraju łez.
Jak daleko jest właściwie z Minneapolis do Oslo?
15% ludności Norwegii urodziło się poza granicami kraju. W Niemczech i Wielkiej Brytanii to po 14%, w Szwecji 17%, a w Polsce zaledwie 1,7%. Badania z 2017 roku pokazują, że aż 12% młodych ludzi, których oboje rodzice urodzili się poza Norwegią, jest zatrzymywanych przez policję dwa lub trzy razy w miesiącu. Tym samym tylko 2,6% młodych, których rodzice urodzili się w Norwegii, jest zatrzymywanych przez policję równie często. Badania pokazują też, że stosunki między policją a mniejszościami etnicznymi w Norwegii charakteryzuje wzajemny brak zaufania.
„Jak daleko jest z Minneapolis do Oslo?” – pyta pierwsza strona gazety, którą prenumeruję. Dziennikarze rozmawiają w numerze z przechodniami na deptaku Grenlandii. To dzielnica w centrum Oslo, której znaczna część mieszkańców to pierwsza lub druga generacja imigrantów z Somalii, Pakistanu i Bliskiego Wschodu.
„My, imigranci, czujemy się dyskryminowani”, mówi starsza kobieta w chuście i opowiada o tym, jak policja zastrzeliła kilka lat temu jej znajomą w Grenlandii. Policjanci twierdzili, że kobieta groziła dziecku nożem. Dochodzenie zostało umorzone.
Morderstwo George’a Floyda: Co łączy kradzież z protestem przeciwko rasizmowi? Więcej, niż sądzicie
czytaj także
Inne osoby, z którymi rozmawiają dziennikarze, podkreślają, że mają dobre zdanie o norweskiej policji. Ciemnoskóra studentka opowiada zaś, że w Norwegii widać podobne zjawisko jak w USA. Policjanci mają uprzedzenia rasowe, nieakceptowalne przekonania i postawy, i że jej brat jako nastolatek był regularnie zatrzymywany i kontrolowany przez policję bez żadnego wyraźnego powodu.
Weekend po demonstracji wszystkie media pełne są historii opowiadanych w pierwszej osobie. Historii ludzi, którzy rasizmu i dyskryminacji etnicznej w Norwegii doświadczyli na własnej skórze. „To jest nowe #metoo”, słyszę raz po raz. Wreszcie można to z siebie wypluć. Są łzy i nadzieja na zmianę.
Czytam w prasie kilka takich osobistych wyznań. Jak dorasta się w Norwegii, gdy twoja skóra bogata jest w melaninę? „Jakiś facet pluje koło wózka, gdy widzi, że dzidziuś w środku nie jest biały”. „Wołają za tobą «czarnuch», zanim jeszcze rozumiesz, co znaczy to słowo”. „Koledzy z klasy próbują strzelać do ciebie z wiatrówki na dyskotece szkolnej”. „Musisz wywracać kieszenie w sklepie na rogu, tak żeby obsługa nie chodziła za tobą krok w krok, sprawdzając, czy nie kradniesz”. „Musisz być zawsze miły/a wobec starszych ludzi, aby zrozumieli, że tacy jak ty nie są niebezpieczni”.
I have a dream
Jedna z największych gazet drukuje facebookowy wpis artystki i aktywistki Nosizwe Baqwa. Matka Nosizwe przyjechała do Norwegii z Południowej Afryki w 1965. Uciekła przed apartheidem. W latach 80. mówiła o rasizmie w norweskiej telewizji publicznej.
„Rasizm zatacza koło, gryzie się w ogon. Czarni ludzie wołają głośno, ale to nie wystarcza. Istota problemu jest gdzieś indziej”, pisze Nosizwe. I dalej: „Moja córka zapytała mnie w tym roku, co znaczy «czarnuch», bo usłyszała «jebany czarnuch» na dziedzińcu szkolnym. Byłam dobrze przygotowana na tę rozmowę. Właśnie stałam w kuchni i zmywałam. Jednym z uczuć, które mnie uderzyły, była ulga. Zdążyła skończyć osiem lat, zanim usłyszała to słowo po raz pierwszy. Postęp. Przyszłość jest światłem” – napisała.
Dzwonię. Nosizwe mówi do telefonu bardzo wolno, ważąc słowa: – Marzę o tym, żeby moje dzieci nie musiały cały czas obserwować siebie samych z zewnątrz, uważać na to, jak są postrzegane, bo już w punkcie wyjścia są zbyt widoczne, zbyt niebezpieczne, zbyt brązowe.
– Co odpowiedziałaś córce, gdy zapytała, co znaczy „czarnuch”?
– Że to jest takie starodawne słowo, którego kiedyś używano na ludzi o ciemnej karnacji. Ale nie powiedziałam jej, że to słowo najgorsze i zabronione. Nie chcę, żeby to słowo było dla niej takie potężne. Nie chcę, żeby miało nad nią władzę. Nie chcę, żeby stało się dla niej historycznym balastem, jakim jest dla mojej matki i dla mnie… Wtedy córka zapytała mnie, czy ona jest „czarnuchem”. Powiedziałam jej, że nie, że jest sobą. Wypowiedziałam głośno jej imię.
– Jak wspominasz początek lat 90. w Oslo?
– Jako dziecko bałam się skinheadów i neonazistów bardziej niż duchów. Wiedziałam, że mam uciekać ile sił w nogach, jeśli spotkam grupę łysych chłopaków. Przyjeżdżali nawet ze Szwecji, żeby bić się ze zorganizowanymi grupami antyrasistowskimi.
– Raz jechałam metrem na lekcję do szkoły muzycznej. Nie miałam zegarka. Wybrałam sobie taką najmilej wyglądającą staruszkę. Podchodzę i pytam, która jest godzina. A ona: „Jest godzina twojego powrotu tam, skąd przyjechałaś”. Zamurowało mnie. Ktoś obok usłyszał i zaczął rugać tę staruszkę. Więc stałam i napawałam się tą natychmiastową sprawiedliwością.
Musimy przejść do zmiany systemowej
– Teraz jest lepiej?
– Teraz jest mniej ignorancji, mniej arogancji. Ludzie nie pytają mnie już non stop, skąd ja właściwie jestem. Jest też mniej egzotyfikacji. Ale czy w głębi jest lepiej? Nie wiem. Myślę, że jest mniej przemocy, ale czy na pewno? W 2001 neonaziści zamordowali Benjamina Hermansena [jego ojciec był z Ghany – red.]. To nie tak dawno. A do tego mamy panią premier, która neguje problem. Po śmierci George’a Floyda usprawiedliwiła policję w USA, mówiąc, że kolorowi stoją w końcu za większością przestępstw. Tym samym sugeruje, że sami są winni prześladowaniom i dyskryminacji.
– Co mamy robić?
Nosizwe najpierw myśli, a potem wybucha. To jest coś między slamem poetyckim a manifestem politycznym.
– Uświadamianie. Nadal musimy prowadzić te nieprzyjemnie rozmowy, edukować się, czytać, oglądać filmy i reportaże. Przeczytałam dziś w gazecie list francuskiej aktywistki, która mówi, że nigdy nie zapomina, że jest kobietą, ale łatwo jej zapomnieć, że jest biała. Bo biel to jest opcja domyślna.
Nosizwe podkreśla, że potrzebne są zmiany strukturalne, reprezentacja w organizacjach i zarządach, tam, gdzie zapadają decyzje, w pokojach władzy. A od policji czas żądać, by zbierała i ujawniała statystyki wszystkich kontroli i przebiegu zatrzymań.
– To się dopiera zaczyna. To będzie grzebanie w ranach. To nie może się skończyć na osobistych historiach. Tak jak w ruchu #metoo musimy przejść do zmiany systemowej. To jest praca w piwnicy, o której chcielibyśmy zapomnieć. To jest taki prastary problem. Jakże miło byłoby odstawić go do muzeum. Jest rok 2020. Dorośliśmy do tego, żeby to przyznać i głośno wypowiedzieć: Nasza cywilizacja jest zbudowana na ucisku.