20 grudnia miał być historycznym dniem – po niemal dwóch dekadach negocjacji Unia Europejska i kraje Mercosuru planowały domknąć polityczne porozumienie w sprawie umowy handlowej, która łącznie obejmowałaby ponad 700 milionów konsumentów. Zamiast przełomu dzień ten przyniósł jednak kolejną falę niepewności i napięć. Po raz kolejny umowa została odłożona w czasie.
Jak donosi Al Jazeera, prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva podzielił się swoją frustracją podczas posiedzenia rządu. „Już ich ostrzegłem: jeśli nie zrobimy tego teraz, Brazylia nie będzie zawierać żadnych kolejnych porozumień, dopóki będę prezydentem” – odgrażał się.
Z kolei Ursula von der Leyen, jedna z entuzjastek projektu, przekonuje do niego niezdecydowane kraje członkowskie. „Niezwykle ważne jest, abyśmy otrzymali zielone światło dla porozumienia z Mercosurem i mogli doprowadzić do jego podpisania” – powiedziała.
Brak decyzyjności europejskich liderów jest jednym z wielu problemów wokół porozumienia. Coraz wyraźniejszy staje się głęboki zgrzyt między interesami elit a zwykłymi obywatelami po obu stronach Atlantyku, którzy poniosą ewentualne koszty i konsekwencje porozumienia.
Czym jest umowa UE-Mercosur i jakie potencjalne korzyści niesie?
Według oficjalnych oświadczeń Parlamentu Europejskiego porozumienie ma „istotne znaczenie geopolityczne oraz w wymiarze bezpieczeństwa gospodarczego”. Geopolityka pozostaje jednym z centralnych argumentów „za” używanych w Europie. Umowa mogłaby pomóc w zmniejszeniu zależności od Chin w kwestii kluczowych surowców, a przy okazji ma potencjał postawienia na nogi sektora osłabionego taryfami nałożonymi w ostatnich miesiącach przez Donalda Trumpa.
Jednak geopolityczne ambicje liderów z Brukseli niezmiennie spotykają się z oporem społecznym. Po raz kolejny na ulice miasta wyszli rolnicy, domagając się między innymi zawieszenia negocjacji. „Chcemy po prostu móc godnie żyć z naszej pracy. Sprzeciwiamy się umowie z Mercosurem, bo jeśli importujemy mięso i inne produkty z krajów, w których nie obowiązują te same zasady, co u nas, to nie jest normalne” – mówił na łamach Euronews jeden ze strajkujących rolników. Przeciwko są niezmiennie również polscy rolnicy, a idąc dalej – polski rząd. Jednak nie tylko w Europie umowa budzi obawy.
Nowa umowa, stare schematy. Logika centrum-peryferie
Po drugiej stronie Atlantyku umowa również wzbudza kontrowersje. Z jednej strony są liderzy regionu pełni entuzjazmu („to wyjątkowa szansa dla Paragwaju na przyciągnięcie inwestycji i wzmocnienie konkurencyjności” – przekonywał w zeszłym roku prezydent Santiago Pena), z drugiej zaniepokojeni reprezentanci lokalnych społeczności.
Latynoamerykańscy ekonomiści również widzą umowę jako problematyczną. Przede wszystkim dostrzegają w niej logikę znaną z czasów kolonialnych, kiedy rola Ameryki Łacińskiej sprowadzała się do bycia dostawcą nieprzetworzonych surowców (w różnych okresach były to między innymi trzcina cukrowa, kawa, złoto, kauczuk). W zamian Europa sprzedawała regionowi produkty o wyższej wartości dodanej – maszyny czy gotowe wyroby rzemieślnicze. Zyski ze sprzedaży surowców elity wydawały nie na budowę lokalnego przemysłu, ale na dobra luksusowe i bezmyślną konsumpcję, skazując gospodarkę na chroniczny „niedorozwój”.
W latach 50. dominowała teoria modernizacji, która zakładała, że kraje rozwijające się, podążając ścieżką krajów globalnej Północy (USA, Europa Zachodnia), finalnie dołączą do grona gospodarek rozwiniętych.
Tak się jednak nie stało. W wielu krajach Ameryki Południowej proces modernizacji zderzył się boleśnie z problemami strukturalnymi, których Europa nie znała: spuścizną kolonializmu, mizerną infrastrukturą oraz uzależnieniem kontynentu od eksportu surowców. A to – w połączeniu z wysoką korupcją i rządami nieudolnych elit – skazało projekt na niepowodzenie.
Jednak nie tylko czynniki wewnętrzne wpłynęły na porażkę planu. Głęboka asymetria w handlu oraz rosnące zadłużenie Południa względem Północy finalnie przypieczętowały miejsce Ameryki Łacińskiej w roli dyskontu surowcowego na potrzeby Europy i Stanów Zjednoczonych.
Co ciekawe, w realiach zimnej wojny narracja o modernizacji jako uniwersalnej ścieżce rozwoju była wykorzystywana do celów ideologicznych. Przykład wzrostu w krajach rozwiniętych miał przekonać kraje Południa, że kapitalizm stanowi lepszą alternatywę dla cieszącego się popularnością socjalizmu.
Nie ma gwarancji, że porozumienie UE-Mercosur nie powieli znanych z historii schematów. Luciana Ghiotto, argentyńska ekonomistka, zauważa, że nowa umowa „ma nowe ubranie, ale stare serce”. Jej zdaniem nie stworzy ona nowych nierówności, ale raczej utrwali te już istniejące.
Podobnego zdania są ekonomiści z Uniwersytetu Federalnego w Rio de Janeiro czy Uniwersytetu Bostońskiego. Ci ostatni wskazują, że porozumienie „może sprzyjać stagnacji płac, wzrostowi nierówności, przedwczesnej deindustrializacji oraz większej zależności od popytu zewnętrznego”, a prognozowane korzyści wzrostu PKB pozostają wątpliwe.
Kolonialna przeszłość Ameryki Łacińskiej
W tle umowy UE-Mercosur powraca też kwestia ziemi – jeden z kluczowych tematów debat podczas COP 30 w Belém. Konflikty o prawo do własności trwają w Brazylii od dekad: ponad połowa ziemi uprawnej pozostaje w rękach 1% największych posiadaczy, podczas gdy miliony drobnych rolników, społeczności quilombolas i ludność rdzenna są systematycznie wykluczane z dostępu do ziemi. (Nie tylko Brazylia, ale wszystkie kraje regionu mają podobny problem). Przy takim scenariuszu istnieje ryzyko, że zyski z umowy przejmą przede wszystkim latyfundyści, a wpływ na życie pracowników i małych rolników będzie raczej negatywny.
„Skorzystają na nim podmioty gospodarcze, które chcą jeszcze intensywniej eksploatować terytoria rdzennych społeczności” – mówił w romowie z Euronews Dinamam Tuxá, koordynator Associação dos Povos Indígenas do Brasil (APIB).
APIB argumentuje, że porozumienie UE-Mercosur zwiększy presję wobec ludów rdzennych, dla których stawką nie jest wyłącznie ziemia, ale możliwość podtrzymania tradycyjnego sposobu życia. Wzrost popytu na wołowinę pociągnie za sobą wzmożoną produkcję soi, a co za tym idzie – ryzyko dalszego wylesienia. Obawy dotyczą też rozwoju infrastruktury na terenach leśnych.
Jednocześnie lokalni liderzy doceniają ustawy antywylesieniowe wprowadzone przez Unię Europejską. „Brazylia zawsze sprzeciwiała się EUDR [unijne rozporządzenie mające na celu walkę z globalnym wylesianiem – przyp. red.], ale my, ludy rdzenne, zawsze ją popieraliśmy. […] Chcemy więcej takich przepisów” – mówił w wywiadzie dla APIB Dinamam Tuxá.
Nada sobre nós, sem nós! (Nic o nas bez nas)
Mimo że rdzenni mieszkańcy Ameryki Południowej są historycznymi użytkownikami swojej ziemi, nie są zapraszani do rozmów. W tym sensie umowa UE-Mercosur wpisuje się w logikę „coloniality of power”, opisaną przez Aníbala Quijano. Przy stole negocjacyjnym jako reprezentanci jednej i drugiej strony zasiadają przede wszystkim białe elity polityczne, które łączą cele i wartości dalekie tym lokalnym. Głosy z peryferii, w tym rdzennych mieszkańców, są chronicznie ignorowane.
Brak realnej reprezentacji budzi zdecydowany sprzeciw. Liczne organizacje zaangażowane w ochronę środowiska i praw obywatelskich wzywają do natychmiastowego zawieszenia negocjacji.
Porozumienie UE-Mercosur to nie tylko umowa handlowa
Historia każe nam patrzeć na porozumienie UE-Mercosur jako na kolejny etap pewnej ciągłości: od kolonializmu, przez neokolonializm i współczesną globalizację. Układ, w którym Ameryka Łacińska po raz kolejny ma stać się tanim eksporterem surowców, ma spore szanse ponownie spowolnić rozwój kontynentu. Czas jednak pokaże, jakie skutki umowa przyniesie po obu stronach globu – o ile w ogóle zostanie sfinalizowana.
**
Oksana Polańska – studentka ostatniego semestru studiów magisterskich z międzynarodowej gospodarki politycznej na Federalnym Uniwersytecie w Rio de Janeiro (Brazylia). Bada relacje Globalnego Południa z krajami rozwiniętymi.





























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.