Świat

Hiszpanie żądają dymisji premiera

Po ujawnieniu skandalu korupcyjnego w rządzącej Partii Ludowej ulice miast znowu zalały fale demonstrantów. Czy Mariano Rajoy ustąpi?

O „nieczystych” pieniądzach, które – wedle ujawnionych dokumentów – przez ponad dwadzieścia lat trafiać miały do kieszeni czołowych polityków prawicy, w tym premiera Mariano Rajoya, jako pierwszy poinformował dziennik „El Pais” w czwartek 31 stycznia. Według gazety dokumenty świadczące o tym, że wielkie firmy, związane przede wszystkim z branżą budowlaną, wpłacały na konta partyjne niebagatelne sumy, które następnie trafiały do liderów ludowców, ujawnił były skarbnik ugrupowania – Luis Bárcenas.

W reakcji na doniesienia dziennika przywódca socjalistów Alfredo Pérez Rubalcaba nakazał premierowi „natychmiast” stawić się przed Kongresem i wyjaśnić deputowanym kulisy skandalu. Sam Rajoy na zwołanej w sobotę konferencji prasowej zdystansował się od oskarżeń o niejawne finansowanie działalności swojej partii i zadeklarował pomoc w ewentualnym śledztwie mającym oczyścić ludowców z zarzutów korupcyjnych.

Tymczasem już w czwartek Hiszpanie wyszli na ulice, by zaprotestować przeciw politycznej korupcji. Przed siedzibami Partii Ludowej, m.in. w Madrycie i w Grenadzie, zebrały się tłumy, domagając się rezygnacji Rajoya ze stanowiska premiera. W piątek masowe zgromadzenia miały miejsce w stolicy, w Barcelonie, w Grenadzie i w innych miastach Hiszpanii. Wieczorem większość demonstrantów zadecydowała o pozostaniu na placach i rozpoczęciu ich okupacji.

Héctor Huerga González z komisji międzynarodowej Ruchu 15M z Barcelony powiedział mi w piątek, że „sytuacja w Hiszpanii jest bardziej zaogniona niż w roku 2011”.

Wtedy, w efekcie polityki oszczędnościowej socjalistycznego gabinetu José Luisa Zapatero, setki tysięcy demonstrantów pod hasłem „Democracia Real Ya!” („Prawdziwej demokracji, teraz!”) przez kilka tygodni zajmowało centralne place hiszpańskich miast, inicjując działalność Ruchu Oburzonych (zwanego również Ruchem 15M lub Ruchem Indignados).

Sobota upłynęła w Hiszpanii pod znakiem kolejnych demonstracji, a konferencja prasowa Rajoya tylko zdeterminowała protestujących. W ciągu 48 godzin pod petycją nawołującą premiera do rezygnacji ze stanowiska zebrano ok. 700 tysięcy podpisów. Wieczorem ulice i place Madrytu, Barcelony, Saragossy i innych hiszpańskich miast zalały fale demonstrantów. Mediaaktywiści z całej Hiszpanii przez wiele godzin podawali informacje o przebiegu protestów, umieszczając na portalach społecznościowych zdjęcia, filmy oraz linki do relacji na żywo (zob. wyniki dla hasła „#volvemos2F” w wyszukiwarce informacji storify.com oraz listę tweetów dla hasła „#volvemos2F” w przeglądarce topsy.com).

Czy premier Mariano Rajoy zrezygnuje ze stanowiska? Bilans ponad roku rządów konserwatystów z Partii Ludowej jest więcej niż niekorzystny. Reformy, które miały zapobiec pogłębianiu się zapaści gospodarczej i społecznej, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Recesja trwa, a prognozy na kolejne lata skłaniają do pesymizmu. Strajki w służbie zdrowia, edukacji oraz interwencje obywatelskie na rzecz zaprzestania drakońskiej polityki mieszkaniowej i dewastacji rynku pracy stały się trwałym elementem politycznego pejzażu Hiszpanii. W efekcie premier coraz częściej zmuszony jest do ustępstw – tak stało się w przypadku dwuletniego memorandum zakazującego eksmisji, które było jawnym odwrotem od wolnorynkowego kursu rządu i godziło w interesy banków, faworyzowanych dotychczas przez prawo mieszkaniowe kosztem lokatorów.

Dodatkowo po zwycięstwie katalońskich separatystów w ubiegłorocznych listopadowych wyborach regionalnych poszczególne „kraje” Hiszpanii z coraz większą śmiałością zaczęły wypowiadać posłuszeństwo Madrytowi. Władze Katalonii, które na tle rządu centralnego nieźle sobie radzą ze skutkami kryzysu gospodarczego, zagroziły, że przestaną dorzucać się do wspólnej kasy, nad którą gabinet Rajoya zdaje się nie panować.

Rozpad Hiszpanii nie jest prawdopodobny, ale nonszalancja, z jaką lokalni liderzy traktują rząd w Madrycie, nie dodaje mu autorytetu. Héctor Huerga González podejrzewa, że to właśnie otwarty spór między gabinetem ludowców i niezwykle krytycznie nastawionymi doń katalońskimi separatystami, zasilony energią masowych wystąpień Ruchu 15M, może skutkować „na tyle dużą mobilizacją społeczną w Katalonii sprawie rezygnacji Rajoya”, że jego odejście stanie się możliwe.

Warto również pamiętać, że ludowcy doszli do władzy dzięki przedterminowym wyborom rozpisanym jesienią 2011, po podaniu się do dymisji przez Zapatero. Jednym z powodów jego rezygnacji ze stanowiska, rozwiązania gabinetu, a w konsekwencji parlamentu były właśnie masowe protesty społeczne. Przebieg sobotniej konferencji prasowej Mariano Rajoya nie sugeruje, by miał on zamiar iść w ślady swego poprzednika.

Ale Zapatero wiosną 2011 r. również zarzekał się, że panuje nad sytuacją, latem ogłosił przedterminowe wybory, a jesienią nie był już premierem.

Przypomnienie osoby Zapatero w związku z aktualnymi wydarzeniami w Hiszpanii nie jest zresztą przypadkowe. Owszem, bezpośrednim adresatem trwających protestów jest konserwatywny premier Mariano Rajoy, ale nie są to wystąpienia „lewicowego” elektoratu przeciw politykowi reprezentującemu obce mu wartości. Demonstracje są konsekwencją eskalacji społecznego niezadowolenia, które wybuchło w roku 2011. I wtedy, i dziś powoduje je drakońska polityka oszczędnościowa, prywatyzacja sektora publicznego, liberalizacja rynku pracy oraz – korupcja polityczna. Korupcja ta jest nieodłącznym elementem życia politycznego w Hiszpanii od szeregu lat, a wynika ze słabości, jaką hiszpańscy politycy, niezależnie od partyjnych proporczyków, mają do bliskich przyjaźni z przedstawicielami świata finansjery. Jej kolejnym dowodem mogą się okazać „dokumenty Bárcenasa”.

Ponadto dwupartyjny system polityczny w Hiszpanii, gdzie konserwatyści i socjaliści na przemian dzierżą władzę (ograniczoną jeszcze przez fakt, że Hiszpania pozostaje monarchią z marionetkowym co prawda, lecz rozbudowanym i kosztownym dworem), sprawia, że obywatele mają poczucie, iż ich potrzeby i interesy nie docierają do elit, a tym samym nie znajdują żadnego odbicia w działaniach polityków. Hasło „que no nos representan” („wy nas nie reprezentujecie”), wykrzykiwane dwa lata temu przed budynkiem hiszpańskiego parlamentu zdominowanego przez socjalistów, odbija się echem i dziś, przed tym samym budynkiem, w którym teraz zasiadają głównie konserwatyści. I będzie się dalej odbijać.

Jak długo? To zależy w dużej mierze od hiszpańskich rządzących, ich poczucia odpowiedzialności za kraj, za obywateli, a być może po prostu od ich zwykłego poczucia smaku. Z pewnością bowiem – jak pokazują wydarzenia minionych dni – Hiszpanie nieprędko odstąpią od domagania się prawdziwej demokracji, teraz!

 

Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Igor Stokfiszewski
Igor Stokfiszewski
Krytyk literacki
Badacz, aktywista, dramaturg. Współpracował m.in. z Teatrem Łaźnia Nowa, Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards, Rimini Protokoll z artystami – Arturem Żmijewskim, Pawłem Althamerem i Jaśminą Wójcik. Był członkiem zespołu 7. Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie (2012). Autor książek „Zwrot polityczny” (2009), „Prawo do kultury” (2018).
Zamknij