Skojarzenia z World Trade Center były oczywiste: porażający obraz płonącej wieży, biegnący na pomoc strażacy, ludzie skaczący z okien. Zabrakło tylko terrorysty: nie tak przecież nazywa się instytucje i firmy, procedury i polityków. Tragedia komunalnego bloku Grenfell Tower w Londynie to ilustracja neoliberalnej logiki o sile oddziaływania biblijnej przypowieści.
Ogień wybuchł w mieszkaniu na czwartym piętrze przed pierwszą w nocy i błyskawicznie rozprzestrzenił się po zewnętrznej elewacji, zmieniając budynek w pochodnię. Ponad 70 osób trafiło do szpitali, setki zostały bez dachu nad głową, 79 osób uznaje się za zmarłe (liczba ta może jeszcze wzrosnąć). Od pierwszych godzin jasne było, że katastrofa nie jest wynikiem niemożliwego do uniknięcia zbiegu okoliczności: wszak w nowoczesnym państwie w XXI wieku bloki nie powinny płonąć jak zapałki.
czytaj także
Na wyniki policyjnego śledztwa i dochodzenia komisji śledczej przyjdzie jeszcze poczekać. Niezależnie od tego, czy i jacy konkretni ludzie poniosą odpowiedzialność karną, już dziś jasno widać strukturalne przyczyny tragedii. Przyjrzyjmy się zatem tym paru brzydkim, wciąż powtarzanym przez lewicę pojęciom, które 14 czerwca zyskały naoczną, potworną realność.
NIERÓWNOŚCI
Mieszkańców Grenfell Tower łączyła zatem nie religia, kolor skóry czy wiek, ale status. Byli to emeryci, migranci, uchodźcy, przedszkolanki, sprzątaczki, pracownicy supermarketów, taksówkarze: klasa pracująca uzupełniająca niskie dochody benefitami lub ukrywająca się przed urzędem imigracyjnym. Z sir Eltonem Johnem, gwiazdą kulinarną Nigellą Lawson czy właścicielem sieci marketów baronem Johnem Sainsbury łączyło ich miejsce zamieszkania: Kensington i Chelsea, jedno z najbogatszych miejsc na ziemi.Wśród osób uznanych za zmarłe są m.in. Marco Gottardi i Gloria Trevisan, para Włochów zaraz po studiach, Khadija Saye, wschodząca dwudziestoczteroletnia fotografka o korzeniach gambijskich, która wzięła udział w Biennale w Wenecji, Tony Disson emerytowany kierowca ciężarówki, Mohammed Alhajali syryjski uchodźca studiujący inżynierię, szesnastolatek Lucas James, Rania Ibrahim, jej pięcioletnia córka Fahtia i trzylatka Hania, rozdzielona z rodziną dwunastoletnia Jessica Urbano, pięcioosobowa rodzina z Bangladeszu. Zapewne wśród ofiar są również nieewidencjonowani lokatorzy podnajmujący pokoje i nielegalni imigranci: ludzie, których nikt nawet nie będzie szukać.
I to właśnie ta gmina, mająca na koncie około 200 milionów funtów rezerwy budżetowej, wybrała do rewitalizacji tańsze panele, po których rozprzestrzenił się ogień (te ognioodporne były droższe o całe 2 funty za metr kwadratowy). Ta sama gmina przed wyborami samorządowymi w 2014 roku dumnie chwaliła się skutecznością w cięciu wydatków, nadwyżkę przeznaczając na… 100 funtów jednorazowego rabatu podatkowego dla płacących pełną stawkę. Jeden z beneficjentów tego „pięćset plus dla najbogatszych” napisał: „Przyjąłem pieniądze. Czułem się niekomfortowo z tą decyzją i sposobami, w jaką ją usprawiedliwiałem. A potem zapomniałem o tym, do czasu gdy wczesnym rankiem w środę obudził mnie dym napływający do mojego mieszkania”.
PRAWA LOKATORSKIE
Poczucie zagrożenia pożarowego towarzyszyło mieszkańcom Grenfell Tower od lat. Lokatorzy zrzeszeni w Grenfell Action Group słali kolejne skargi do zarządzającej blokiem firmy KTCMO [The Kensington and Chelsea Tenants Management Organisation] i władz gminy, a nawet domagali się niezależnego audytu bezpieczeństwa. W listopadzie 2016 pisali na blogu: „To naprawdę przerażająca myśl, ale Grenfell Action Group głęboko wierzy, że tylko katastrofa odsłoni nieporadność i niekompetencję […] KCTMO. […] Uważamy, że KCTM jest złą, pozbawioną zasad małą mafią, nie mającą interesu w braniu odpowiedzialności za codzienne zarządzanie wielkimi osiedlami komunalnymi oraz że ich zmowa z gminą Kensington i Chelsea jest receptą na poważną katastrofę w przyszłości”.
Ten rodzaj aktywizmu nie przeszedł bez echa: działaczom i działaczkom grożono sprawami sądowymi. Dwie z nich zginęły w pożarze: Mariem Elgwahry wraz matką, Nadia Choucair z matką, mężem i trójką małych dzieci. I to najprawdopodobniej Nadia desperacko macha prowizoryczną flagą na zdjęciu, które obiegło prasę.
GENTRYFIKACJA
Wydaje się, że wart 8,6 miliona funtów remont był dobrą okazją do uwzględnienia postulatów mieszkańców – tak się jednak nie stało. Rewitalizacja polegała przede wszystkim na położeniu elewacji: gmina twierdzi, że służyła ona poprawie izolacji, mieszkańcy zaś – że poprawie estetyki budynku rażącego bogatszych sąsiadów. Grenfell Tower wznosi się przecież nad eleganckimi białymi domami Notting Hill.
Lokalna społeczność wiedziała, że nie jest w tej okolicy mile widziana. Wśród pierwszych, emocjonalnych reakcji na tragedię pojawiła się wręcz sugestia, że ogień wywołano celowo, by móc sprzedać nieruchomość. Przede wszystkim jednak obawiano się tego, że pożar zostanie potraktowany jako pretekst do pozbycia się niechcianych obywateli: wszak niektóre gminy w ostatnich latach stawiały londyńczyków przed wyborem: albo przeprowadzka poza metropolię, albo uznanie osoby za „bezdomną z wyboru” i utrata świadczeń. Gwarancja pozostania na miejscu była więc dla ocalonych kluczowa.
Przez pierwsze trzy dni torysi kluczyli, twierdząc że mogą nie mieć wystarczająco lokali. W odpowiedzi lider Partii Pracy, Jeremy Corbyn wezwał do rekwizycji pustych nieruchomości kupowanych jako lokata kapitału (a takich jest w okolicy mnóstwo). Dopiero po ulicznych demonstracjach władze zapewniły, że mieszkańcy pozostaną na terenie Kensington, a nawet, że część rodzin zamieszka w mieszkaniach wykupionych w luksusowym apartamentowcu.
Pytanie tylko, jak będą się tam czuć, skoro ich przyszły sąsiad trzeźwo zauważył: „Bardzo mi przykro, że ludzi stracili domy, ale tu jest wiele osób, które kupiły swoje mieszkania i które zobaczą, jak wartość tych mieszkań spada. To prowadzi do degradacji. I otwiera puszkę Pandory na rynku nieruchomości”.
DEREGULACJA I POLITYKA OSZCZĘDNOŚCI
Od 2010 roku konserwatyści rządzą pod hasłem cięcia wydatków publicznych [„austerity”] – od służby zdrowia, przez policję, straż pożarną po darmowe lekcje języka i pomoc prawną dla biednych. Na liście wrogów biznesu i finansowej efektywności znalazły się również przepisy bezpieczeństwa: w 2012 roku David Cameron ze swadą wypowiedział wojnę „potworowi BHP”. Temat powrócił (acz już bez Camerona): Brexit pozwoli wszak odrzucić cały szereg europejskich norm. Traf chciał, że wspierana przez rząd Inicjatywa do Walki z Biurokracją („Red Tape Initiative”) o deregulacji budownictwa miała dyskutować właśnie 14 czerwca: w dzień tragedii Grenfell unijne przepisy bezpieczeństwa okazały się jednak nadzwyczaj sensowne.
Drodzy państwo, w Zjednoczonym Królestwie skończył się thatcheryzm
czytaj także
Konserwatyści też zatem zmieniają zdanie: sama Theresa May stwierdziła przecież, że z katastrofy należy wyciągnąć wnioski („lessons must be learnt”). Szybko jednak okazało się, że przez lata torysi świadomie i celowo żadnych wniosków nie wyciągali: już po dochodzeniu w sprawie pożaru bloku z 2009, w którym zginęło 6 osób, zalecano zaktualizowanie obowiązujących norm. Wielopartyjna Parlamentarna Grupa do Spraw Bezpieczeństwa Pożarowego i Ratownictwa przez lata bezskutecznie lobbowała za zmianą prawa, powołując się na badania i ostrzegając przed kolejną tragedią. Czterech kolejnych ministrów ignorowało ostrzeżenia, twierdząc, że sprawa nie jest priorytetowa i generuje koszty.
Co doczekało się mocnego komentarza:
OUTSOURCING
Władze Kensington i Chelsea zdawały się nie rozumieć, dlaczego gniew został skierowany właśnie na nie: przecież tak naprawdę nie miały nic wspólnego ani z mieszkańcami, ani remontem. Zarządzanie blokiem zlecono firmie KCTMO, która do przygotowania projektu wybrała jednego kontraktora, a do jego przeprowadzenia innego; firma remontowa delegowała położenie paneli kolejnemu zleceniobiorcy itd. Nawet jeśli pojedyncza osoba, która złożyła gdzieś podpis, poniesie odpowiedzialność karną, nie przywróci to poczucia sprawiedliwości: wszak ta sympatyczna pani bądź pan działali w ramach pewnej logiki systemu. A wszyscy wiemy, że poczucie osobistej odpowiedzialności z łatwością rozpływa się łańcuchu korporacyjnych bądź administracyjnych bytów.
Związkowcy, prawnicy i deweloperzy? Chinatown nie potrzebuje tych złodziei
czytaj także
Outsourcing zobowiązań państwa w przypadku Grenfell Tower poszedł jednak jeszcze dalej: akcję pomocową pozostawiono wolontariuszom. Podczas gdy po zamachach terrorystycznych państwo tworzyło centra dla poszkodowanych, ocalali i rodziny ofiar z Grenfell przez pierwsze trzy dni mogli liczyć tylko na organizacje charytatywne i sąsiadów. Darów i chętnych do pomocy było aż za dużo: szybko jednak zabrakło przestrzeni magazynowej, koordynacji i przepływu informacji. W rezultacie niektórzy poszkodowani spali w parkach lub w samochodach, a zrozpaczeni bliscy kursowali pomiędzy lokalnymi centrami pomocy a szpitalami.
PROCEDURALIZM
W społeczeństwie brytyjskim procedura nie jest jakimś niepotrzebnym ograniczeniem kreatywności: to głęboko zinternalizowane podejście nakazujące oprzeć działanie na wciąż aktualizowanych zaleceniach opracowanych przez ekspertów. Ma ono swoje walory równościowe: wszyscy traktowani zgodnie z tymi samymi regułami. Może jednak prowadzić do tragicznych konsekwencji w sytuacjach nietypowych – szczególnie wtedy, kiedy procedury nie są poddawane rewizji.
Tragiczny paradoks polega na tym, że wielu ludzi ocalało dlatego, że zignorowało zalecenia straży, by pozostać w mieszkaniach. Przecząca instynktowi zasada „zostań w środku” [„stay put”] miała chronić ludzi przed dymem roznoszącym się na korytarzach i klatkach schodowych – opiera się jednak na założeniu, że każde mieszkanie stanowi odrębną całość, z której ogień nie ma prawa się wydostać. Procedura ta nie została zrewidowana po pożarze w 2009, w którym też zajęło się zewnętrzne ocieplenie [Patrz: Deregulacja]: nie uwzględniała więc możliwości, że płomienie rozprzestrzenią się po zewnętrznej ścianie budynku.
Kiedy zatem Grenfell Tower stanął w ogniu, strażakom nie pozostało nic innego, jak desperacka próba ratowania tych, którym polecili zostać na miejscu. Innymi słowy: sprzeczne z procedurami bohaterstwo.
***
Spontaniczna odpowiedź na tragedię wyglądała jak morał z bajki o wielokulturowości. Biała kobieta dziękowała Bogu za ramadan: to młody muzułmanin Khalid Suleman Ahmed, który po przerwaniu postu grał jeszcze na playstation, obudził sąsiadów ze swojego piętra. Filigranowa siedemdziesięcioletnia Azjatka została uratowana przez Branislava Lukica, mężczyznę o posturze niedźwiedzia i twardym słowiańskim akcencie. Ludzie pomagali w ewakuacji swoim sąsiadom, informowali straż o uwięzionych ofiarach, przytulali odchodzące od zmysłów rodziny. Kobiety i mężczyźni o najróżniejszych odcieniach skóry, w szortach, chustach, kolczykach, brodach i tatuażach podjęli spontaniczną akcję pomocową zlokalizowaną w klubie sportowym, kościele, i meczecie.
Tej solidarności towarzyszyła erupcja klasowego gniewu. Gdy dziennikarze przybyli na miejsce katastrofy, świadkowie opowiadali nie tylko o traumatycznych zdarzeniach, ale i systemowym wykluczeniu. Wiele osób miało poczucie, że władze celowo ukrywają skalę tragedii: pierwsze doniesienia policji mówiły o 17, potem 30 zabitych bez podania liczby zaginionych. Wściekłość i nieufność narastała, by kulminować w samorzutnym marszu zakończonym wdarciem się do siedziby gminy. Nazajutrz pod silną presją opinii publicznej i Partii Pracy rząd spełnił postulaty mieszkańców, przyznał się do zaniedbań i rozpoczął ogólnonarodową rewizję ociepleń na blokach.
Od zera do bohatera: jak Jeremy Corbyn tchnął nowe życie w Partię Pracy
czytaj także
Wydaje się jednak, że tragedia ta ma znacznie głębszy wymiar polityczny: a mianowicie moc przeobrażania popularnej wyobraźni. Historia Grenfell Tower uzmysłowiła bowiem, że w roku 2017 pracujący za najniższe stawki londyńczycy mogą ginąć tak, jak tania siła robocza w fabrykach XIX-wiecznego Manchesteru albo współczesnego Bangladeszu: nie na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, lecz dlatego, że nie opłaca się chronić ich życia. I jeśli wierzyć ostatnim sondażom – w których „niewybieralny” Jeremy Corbyn wygrywa z Theresą May – Brytyjczycy nie czują się z tą wiedzą za dobrze.