Vaclav Havel to postać niezwykła. Wiemy o tym dobrze w Polsce, bo od końca lat 70. czechosłowacki dysydent zaprzyjaźnia się i znajduje oparcie w przyjaźni z bohaterami polskiej drogi do wolności, Jackiem Kuroniem, Adamem Michnikiem, Henrykiem Wujcem, Zbigniewem Romaszewskim, Janem Lityńskim i innymi. Jako prezydent najpierw Czechosłowacji, a później Czech, wielokrotnie odwiedza Polskę i polskich przyjaciół. Jego sztuki wystawiają najlepsi polscy reżyserzy od Feliksa Falka po Izabellę Cywińską.
Chyba mniej niż jego odwagę i osiągnięcia w walce z dyktaturą, znamy jego poglądy na współczesność. A są to poglądy niebanalne, przenikliwe i konsekwentne, mimo zmieniających się czasów. Ostatnio można się z nimi zapoznać, czytając eseje zebrane przez Andrzeja S. Jagodzińskiego i wydane przez Agorę pt. Siła bezsilnych.
Czeski dysydent gotów jest zapłacić więzieniem za swój sprzeciw wobec łamania praw człowieka przez komunistyczny reżim, ale komuniści nie są w stanie zniewolić jego umysłu w żadnym stopniu. Nie tylko nigdy nie uwierzy w sowiecki komunizm, ale nie stanie się nigdy świadomym lub nie zakładnikiem walki z państwem policyjnym, który bezkrytycznie zamarzy o demokracji liberalnej, niewidzialnej ręce rynku i konsumpcyjnym dobrobycie. Ani nie zamieni się w chodzącą żółć, ani nie przyklei do starych map, nie traktując poważnie innych wyzwań.
Przeciwnie, wychowany w szkole fenomenologicznej, będzie wychodził zawsze od sytuacji konkretnego człowieka, co pozwoli mu trzeźwo spoglądać nie tylko na rzeczywistość „realnego socjalizmu”, ale także zachodnich demokracji. Już w Sile bezsilnych, czyli w październiku 1978 roku napisze: „Istotnie: nie wydaje się, by tradycyjna demokracja liberalna parlamentarna wskazywała sposób pryncypialnego przeciwstawienia się „samoruchowi” cywilizacji technicznej oraz społeczeństwu industrialnemu i konsumpcyjnemu; również ona ulega im i jest wobec nich bezradna. Jedynie sposób, w jaki manipuluje się człowiekiem, jest nieskończenie subtelniejszy i bardziej wyrafinowany od brutalnych metod systemu posttotalitarnego. Ale cały ten statyczny kompleks skostniałych, w sferze konsumpcji mętnych, a w polityce kierujących się pragmatyzmem masowych partii, opanowanych przez profesjonalny aparat i uwalniających obywateli od jakiejkolwiek konkretnej i osobistej odpowiedzialności; wszystkie te skomplikowane struktury manipulujących z ukrycia i ekspansywnych ognisk akumulacji kapitału; cały ten wszechobecny dyktat konsumpcji, produkcji, reklamy, komercji, konsumpcyjnej kultury oraz zalew informacji – wszystko to, tyle razy już analizowane i opisywane, naprawdę trudno chyba uznać drogę, na której człowiek będzie miał szansę odnaleźć siebie.”
A że nie są to poglądy naiwnego idealisty, który gdyby tylko zasiadł na jakimś odpowiedzialnym stanowisku politycznym, zaraz „pogodziłby się z realiami”, wystarczy zajrzeć do biografii „Tylko krótko, proszę” wydanej przez Znak w 2007 roku. Sam jej tytuł dobrany został przez autora jako znak sprzeciwu wobec głupoty skomercjalizowanych mediów, które wszystko obracają w bezmyślny format i wobec dostosowujących się do tego dziennikarzy. Wiemy, wiemy, taki jest standard i kto się nie podporządkuje, zaraz nakryją go czapkami. Ale może gdyby więcej nas się nie podporządkowało, to byłoby łatwiej wyjść poza standard? Wszyscy jesteśmy kierownikami sklepu warzywnego z eseju Havla, którzy mogą zaakceptować otaczającą nas niedoskonałą rzeczywistość albo rzucić jej wyzwanie. I jesteśmy nimi zawsze, dopóki niedoskonała rzeczywistość społeczna opiera się na powszechnej obojętności.
Havel został obdarowany przez los dobrymi warunkami wychowania w rodzinie, które potraktował jako dług, który należy spłacić innym, o czym pięknie opowiada w drugoobiegowym wywiadzie-rzece zatytułowanym Zaoczne przesłuchanie. Tak jak Jacek Kuroń, obdarowany przez rodzinę nonkonformistycznym światopoglądem, który postanowił przekazać tym, których nie wychowywano w tradycji oporu. To właśnie, razem z Janem Józefem Lipskim, Joanną Szczęsną, Janem Lityńskim czy Henrykiem Wujcem, woził robotnikom z Radomia, co było nie mniej ważne niż oferowana przez KOR pomoc prawna i finansowa. Dowiezione w końcu do Gdańska roziskrzyły niemal całe społeczeństwo, co umożliwiło historyczne przesilenie. Wniesiony z tak wielkim trudem na górę kamień, staczając się w dół najpierw przetoczył się po Syzyfie. Dysydentów odrzucono jako jednych z pierwszych, znów można było ich lekceważyć, tym bardziej, że stanowili wyrzut sumienia. Losu tego doświadczył także Havel, mimo że osiągnął największy polityczny sukces ze wszystkich, czterokrotnie będąc wybieranym prezydentem. Także dlatego, że być może jemu najmniej ze wszystkich przezwyciężone wyzwania nie zasłoniły innych. Jeszcze bardziej globalnych niż powierzchnia Związku Radzieckiego, choć głębiej ukrytych pod powierzchnią „normalności”, ale wcale nie wiecznych.
Havel pisze: „Jestem wrogiem każdego opętania czy nawiedzenia, bo uważam to za jedno z najniebezpieczniejszych zjawisk społecznych. Jestem więc także przeciwnikiem rynkowego fundamentalizmu i dogmatyzmu, za co „podkwaszeni” (jak nazywam szczególny typ dziennikarzy, ironicznie podśmiewających się ze wszystkiego, co nie jest dostatecznie kapitalistycznej) przykleili mi łatkę lewicowca. Jednak przecież prawo zysku samo w sobie naprawdę niczego sensownego nie gwarantuje. Mówię o tym dlatego, że dogmatyzm rynkowy jest elementem ideologii standardowości.” Z tych także powodów od początku Havel poważnie traktuje wszystkie nowe ruchy społeczne takie jak feminizm czy alterglobalizm (sam się zalicza do nich), a o ekologicznym z nadzieją wspomina już w Sile bezsilnych.
Czeski bohater nie tylko marzy o „rewolucji egzystencjalnej”, ale także rozwija własną filozofię polityczną, bardzo zbliżoną do tej, jaką znamy z pism i wystąpień Jacka Kuronia, w której celem jest podmiotowość społeczna, oparta na podmiotowości jednostek, które w ramach małych grup połączonych etosem społecznego zaangażowania, potrafią łączyć się w ruch społeczny.
Od tej strony najsłabiej znamy Havla w Polsce, nie tylko dlatego, że był Czechem. Innego wybitnego intelektualistę, XX wieku, Czesława Miłosza, także podziwiamy jako artystę (którym był przede wszystkim), ale rzadziej dyskutujemy o jego fascynujących poszukiwaniach odpowiedzi na „przeklęte pytania” o alienację współczesnego człowieka, o sens życia sprowadzonego przez konsumpcyjny kapitalizm do fizjologii i szansach ustanowienia go na Ziemii Ulro. Tej Ziemi Ulro.
Zakończony dopiero co „Rok Miłosza” był okazją do przemyślenia tych problemów. Po skonsultowaniu się z przyjaciółmi Vaclava Havla i wybitnymi polskimi artystami i intelektualistami m.in. z Agnieszką Holland, Tadeuszem Mazowieckim, Andrzejem S. Jagodzińskim (tłumaczem i wydawcą Havla) postanowiliśmy w „Krytyce Politycznej” zorganizować „Rok Havla”, zapraszając na serię debat, działań artystycznych, do lektury pism Havla i o Havlu, a przede wszystkim inspirowanych jego zaangażowaniem tekstów i rozmów o współczesności. Na „Debaty Havlowskie” zapraszamy do Centrum Kultury „Nowy Wspaniały Świat”. Zapis pierwszej z nich, której gościem był Tadeusz Mazowiecki, polski bohater walki o wolność, były redaktor i opozycjonista, pierwszy niekomunistyczny premier Polski – w najnowszym numerze „Przekroju”.