Koniec YouTube’a w Rosji sprawi, że ten nasz przeciętny Rosjanin, i tak karmiony codziennie w telewizji siermiężną propagandą, zacznie tracić jakikolwiek wspólny grunt, płaszczyznę porozumienia z przeciętnym Amerykaninem, Polakiem, Niemcem.
Ostatnie miesiące to dla przeciętnego Rosjanina trudny okres. Jego kraj został zaatakowany – co prawda gdzieś daleko, w Kursku i Biełgorodzie, ale nie wiadomo, czy nie będzie trzeba iść walczyć. Inflacja na poziomie 8,6 proc., najwyższa od blisko dwóch lat, pieniędzy coraz mniej. Może tak czy inaczej trzeba się będzie zaciągnąć, nawet jak sami nie wezmą. Żołnierski żołd to dla wielu rosyjskich rodzin wybawienie od biedy i głodu. Niektóre kobiety same wysyłają swoich mężów na front – za martwego Rosjanina Rosjanka dostaje tyle, że starczy na mieszkanie w mniejszym mieście.
Soft power i governmentalizacja
Oczywiście jeśli nie uznają delikwenta za pięćsetkę, czyli zbiegłego dezertera, dla poprawienia statystyk. Gdy żołnierz zostanie pięćsetką, rodzina nie dostanie ani grosza. Był chłop, chłopa nie ma. Pieniędzy też nie. A ostatnio zabrano temu biednemu Rosjaninowi także jedno z niewielu źródeł rozrywki, które łączyło go ze światem zachodnim. Utrudnienie przez Kreml dostępu do YouTube’a, do jakiego doszło w sierpniu, można odczytać jako skrajny wyraz pogardy wobec wszystkiego, co w Europie i USA określa się jako soft power. Rosja nie potrzebuje hard editów w shortsach. Władimir Putin pozbył się złudzeń już gdzieś w okolicach roku 2008. Budowanie wizerunku kraju pod dyktando Zachodu nie uczyni Rosji niczym innym jak tylko wasalem USA.
Soft power, pojęcie stworzone przez Amerykanina Josepha Nye’a, rozumiane jako działania nieprzymusowe w obszarze kultury, wartości oraz dyplomacji, mające na celu wywołanie określonych skutków politycznych, w Rosji zostało zredefiniowane już krótko po roku 2008, gdy próby „sprzedania” wojny w Gruzji jako wysiłków na rzecz uspokojenia sytuacji w regionie spełzły na niczym. A może stało się to jeszcze wcześniej. Pewne jest, że gdy we wrześniu 2008 roku Miedwiediew (wtedy na stanowisku prezydenta) podpisał dekret o reorganizacji Federalnej Agencji ds. Wspólnoty Niepodległych Państw (Rossotrudniczestwo), soft power Rosji przestał mieć jakikolwiek charakter oddolny.
YouTube i TikTok podzielą się zyskami? Flandria chce to wymusić
czytaj także
Badacze nazywają to zjawisko governmentalizacją, czyli skupieniem działalności pewnych obszarów w rękach rządu. Proces ten sprawił, że rosyjskie soft power najpierw stracił wszelki walor autentyczności, a potem został zastąpiony już zupełnie twardą propagandą. Warto zaznaczyć, że na Zachodzie jednym z najbardziej efektywnych przejawów soft power jest działalność NGO-sów, które Rossotrudniczestwo wzięło pod swoje skrzydła, zaprzeczając tym samym podstawowej cesze organizacji pozarządowych. Wielu badaczy, w tym również rosyjskich, jak np. Siergiej Karaganow, wskazuje, że porażka w sferze soft power była jednym z tych czynników, które popchnęły Rosję do aneksji Krymu i późniejszej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Wyczerpanie potencjału kulturowo-dyplomatycznego ujawniło prawdziwą, niewegetariańską naturę kraju.
Jaka będzie Rosja bez YouTube’a?
Przez długi czas YouTube pozostawał w Rosji namiastką normalności. Tak jak Zachód ma swoje gwiazdy, których kariera rozpoczęła się na tym konkretnym portalu, tak miała je i Rosja. Wśród nich przewijały się rozmaite nazwiska: Kate Clapp (właściwie Katia Trofimowa), Rusłan Usaczew czy Nastia Iwlejewa. Medialny upadek tej ostatniej, bohaterki skandalu w klubie Mutabor, której impreza urodzinowa pod wezwaniem (prawie) nagich ciał skończyła się dla wielu osób wyrokami z paragrafu o promocji ideologii LGBT, w zasadzie był zwiastunem końca pewnej ery. Jej niemal pięciomilionowa publiczność, przyzwyczajona do słuchania rozmów o seksie i popkulturze, zamiast charyzmatycznej, prozachodniej gwiazdy pewnego dnia zastała na kanale Iwlejewej zahukaną dziewczynkę w czarnym golfie, gorliwie składającą samokrytykę. Film został od tamtego czasu usunięty, ale Iwlejewa nie powróciła już na YouTube. Jak donoszą rosyjskie media i ona sama, teraz skupia się na rozwoju duchowym, często widywana jest w jednej z moskiewskich cerkwi.
czytaj także
Związek YouTube’a z władzami federacji stawał się toksyczny już od jakiegoś czasu. Z jednej strony korporacja zaczęła utrudniać pobieranie korzyści z AdSense’a osobom posiadającym konta bankowe zarejestrowane na terytorium Rosji oraz blokować treści tworzone przez proputinowskich artystów (np. Szamana), z drugiej – rosyjskie władze nie chciały dopuścić do aktualizacji przestarzałych serwisów Google w Moskwie, co doprowadziło do spowolnienia i bezużyteczności YouTube’a dla przeciętnych użytkowników. Od sierpnia 2024 roku oglądanie zamieszczanych w serwisie materiałów bez wykorzystania narzędzi VPN stało się praktycznie niemożliwe. Roskomnadzor, organ sprawujący kontrolę nad mediami, nałożył na rosyjski oddział amerykańskiej spółki wielomilionowe grzywny, co w ostatecznym rozrachunku doprowadziło Google w Rosji do bankructwa. Kreml, korzystając z okazji, zlecił także promocję rodzimych zamienników zachodnich gigantów: Yandexu, NashStore i oczywiście RuTube’a.
Słuchaj podcastu „Blok Wschodni”:
Koniec YouTube’a w Rosji sprawi, że ten nasz przeciętny Rosjanin, i tak karmiony codziennie w telewizji siermiężną propagandą w wykonaniu ludzi pokroju Sołowiowa, zacznie tracić jakikolwiek wspólny grunt, płaszczyznę porozumienia z przeciętnym Amerykaninem, Polakiem, Niemcem. Będzie to pewnego rodzaju katastrofa humanitarna, ponieważ zachodnim przywódcom na niczym nie powinno zależeć tak jak na przekonaniu do siebie i swojego punktu widzenia tych właśnie przeciętnych, w większości młodych Rosjan, których poprzez wycofanie się korporacji z rynku rosyjskiego bezpowrotnie tracą na rzecz Kremla. Statystyczny Rosjanin stał się właśnie nieco mniej Europejczykiem.
Patrząc jednak z innej perspektywy, pozbywając się soft power, Rosja zdobyła coś dla niej samej znacznie cenniejszego. Nie chodzi nawet o hard power, siłę militarną, pięść, którą Kreml cały czas wymachuje. Polityka izolacji przyniosła Rosji dwie korzyści. Po pierwsze, już niedługo pojawi się tam pokolenie nieświadomych obywateli, którzy choćby i chcieli, nie będą mieć żadnych środków skonfrontowania poglądów prezentowanych im przez rząd. Po drugie, cisza w eterze pozwoli Zachodowi projektować na Rosję takie cechy, jakich akurat potrzebuje do podtrzymania własnej narracji. Jest to oczywiście miecz obosieczny, ale zwróćmy uwagę, iż poparcie dla Putina wśród republikańskich Amerykanów spadło (choć też w zasadzie nieznacznie) dopiero po wywiadzie, jakiego Putin udzielił Tuckerowi Carlsonowi.
Wydaje się, że prezydent Rosji stanął w końcu w prawdzie – jego sex appeal z wczesnych lat 2000 już dawno przepadł. Bez osobowości skrojonej pod kamery, jaką dysponuje np. Trump, lub aparycji młodzieniaszka, daleko w mediach społecznościowych zajść nie można. Lepiej milczeć przytomnie i patrzeć. Patrzeć chociażby na skrajnych konserwatystów z USA, którzy, skuszeni rosyjską pogardą dla liberalnych wartości, przeprowadzają się do Moskwy, Petersburga oraz Czelabińska. Oczywiście, gdy tylko dostaną obywatelstwo, czeka ich pobór do wojska i okopy we wschodniej Ukrainie (ewentualnie rajd po rosyjskich śniadaniówkach, jak to miało miejsce w przypadku Justusa Davida Walkera, Wesołego Mleczarza z Kansas). Ale na razie, oczarowani hard strategią putinowskich spin doctorów, dają się uwieść maczystowskiemu urokowi rzeźników z Kremla. Błagają, by Rosja napluła im w twarz. Ale to wszystko to tylko taniec godowy modliszki.
**
Julia Głębocka – studentka wiedzy o teatrze w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie oraz prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Członkini Collegium Invisibile; naukowo zajmuje się związkami teatru rosyjskiego z bieżącą polityką.