Brazylia była pierwszym krajem świata, w którym przegłosowano ustawę, zgodnie z którą każdy obywatel ma prawo do minimalnego dochodu (choć nie uniwersalnego). Czy nie jest to aby rozwiązanie, na które pozwolić sobie mogą tylko kraje zamożnej Północy? Brazylia właśnie to sprawdza w mieście Maricá, znajdującym się godzinę drogi od Rio de Janeiro. To tam w październiku 2019 roku wprowadzono Obywatelski Dochód Podstawowy (Renda Básica de Cidadania).
Gdy w brazylijskim Porto Alegre w 1989 roku wprowadzono po raz pierwszy w historii budżet partycypacyjny, zapewne nikt się nie spodziewał, jak bardzo się upowszechni na całym świecie. Brazylia nie kojarzy się nam z innowacjami społecznymi, a jednak często na poziomie lokalnym powstają tu oddolne inicjatywy, które często odnoszą sukces w skali kraju, regionu lub nawet całego globu. Tak było właśnie z budżetem partycypacyjnym, tak też było z warunkowym (!) dochodem gwarantowanym, o którym dyskutowano w kraju już od lat 40. XX wieku.
Wprowadzano go na poziomie lokalnym po demokratyzacji kraju, w połowie lat 90., prezydent Fernando Henrique Cardoso rozpoczął rozszerzanie programu na cały kraj, a dzieła dokończył prezydent Lula da Silva w roku 2003. Bolsa Família obejmuje swym zasięgiem ¼ z ponad dwustumilionowej populacji, a 36 milionów ludzi dzięki niemu wyszło z biedy.
Petelczyc: Całe zło w Brazylii zaczyna się od nierówności [rozmowa]
czytaj także
Brazylijczycy nie wymyślili tego programu sami, ale wprowadzając go na tak szeroką skalę zachęcali do tego inne kraje regionu i często wspierali pozostałe państwa tzw. Globalnego Południa. Nie wszystkie efekty tych programów udaje się jednak utrzymać. Brazylia wciąż jest krajem gigantycznych nierówności i biedy, ale w dobie nadchodzącego kryzysu ekonomicznego związanego z epidemią koronawirusa wraca w kraju dyskusja na temat obywatelskiego dochodu podstawowego, zwłaszcza, że w ponad stutysięcznym mieście Maricà w stanie Rio de Janeiro trwa właśnie taki eksperyment.
Właściwie wszystkie artykuły, które ukazują się teraz na temat Brazylii, budzą niepokój. Z jednej strony prezydent Jair Bolsonaro – prawicowy fundamentalista, dyskryminujący kobiety i wszystkie mniejszości, kochający za to broń i ekspansję gospodarki kosztem środowiska naturalnego, a teraz dodatkowo zachęca, by nie przejmować się „grypką”, dymisjonuje ministra zdrowia, który mu się przeciwstawia i zachęca, by wracać do pracy. A jeśli ktoś umrze? „No trudno, takie jest życie”.
„Zrobimy czystkę, jakiej Brazylia nie widziała” – prezydent Bolsonaro przemawia
czytaj także
Z drugiej strony Kongres zdominowany przez prawicowych milionerów musi zarządzać kryzysem, który w największym stopniu dotknie osoby najbiedniejsze, w tym mieszkańców faveli. W ich wypadku trudno mówić o społecznej izolacji czy „dystansowaniu” w sytuacji, gdy wszyscy mieszkają blisko siebie, często bez dostępu do bieżącej wody i w większości żyjąc z samozatrudnienia. Dane pokazują, że wśród 13,6 miliona mieszkańców najbiedniejszych dzielnic, jednej trzeciej (32%) nie stać obecnie nawet na zakup jedzenia. Również pierwsza brazylijska ofiara koronawirusa jak w soczewce pokazuje wiele problemów tego kraju: jest to kobieta pracująca jako pomoc domowa. Jej pracodawca (ma się już dobrze) powrócił z Włoch i miał poddać się kwarantannie, jednak 63-latka z cukrzycą i innymi chorobami nie mogła pozwolić sobie na zaprzestanie pracy – zmarła niedługo po pojawieniu się pierwszych symptomów. Mieszkańcy faveli (włączając w to gangi pilnujące, by ludzie nie wychodzili z domu) podejmują bardzo wiele inicjatyw w celu wzajemnego wsparcia i walki z epidemią.
Jednym z przykładów może być ogromna, zamieszkiwana przez 100 tysięcy osób favela Paraisópolis w Rio de Janeiro, której mieszkańcy zorganizowali się sami: 420 osób mianowano „prezydentami” ulic i każdy z nich monitoruje około 50 domów. Jeśli tylko ktoś poczuje się gorzej, otrzymuje natychmiastową informację na temat wymaganego zachowania, a w razie konieczności wzywa się pomoc (chociaż jej jakość pozostawia wiele do życzenia, jednak w Brazylii jest powszechny i uniwersalny dostęp do publicznej ochrony zdrowia). „Prezydenci” ulic stwierdzają, kto stracił dochód z powodu pandemii, a wolontariusze dostarczają tym osobom posiłki. We wspólnocie znajdują się też kobiety, które dla wszystkich szyją maseczki. Wszystkie koszty pokrywane są z darowizn finansowych i rzeczowych, partnerstw z zewnętrznymi firmami i dzięki pracy wolontariuszy.
Nie wszędzie jednak tak to wygląda: wiele osób zostało pozostawionych samym sobie, straciło cały lub część dochodu, a do tego dzieci tracą wiele życiowych szans, trudno bowiem mówić o zdalnym nauczaniu w tych warunkach. Nie pomagają dezynwoltura prezydenta oraz działalność niektórych kościołów i wspólnot religijnych, które bojąc się utraty dochodu, przeciwstawiają się stanowym restrykcjom i zachęcają do przychodzenia na msze.
Odpowiedź władz
Nie jest tak, że władza zupełnie ignoruje problemy. Choć prezydent lekceważy zagrożenie, nie robią tego gubernatorzy 26 stanów i dystryktu federalnego. W każdym z nich wprowadzono liczne ograniczenia, zachęca się do pozostawania w domu, ogranicza życie gospodarcze i transport. Na poziomie krajowym wprowadzono także rozwiązanie zwane auxílio emergencial, a więc „świadczenie kryzysowe” w wysokości 600 reali (około 120 dolarów) miesięcznie. Przeznaczone jest dla osób samozatrudnionych, bezrobotnych i takich, które do tej pory pracowały w sektorze nieformalnym. Muszą one spełnić kilka warunków, a podstawowym jest osiągnięcie dochodu na osobę w rodzinie na miesiąc niższego niż połowa płacy minimalnej w kraju (522,5 BRL). I choć szacuje się, że wymogi te dyskwalifikują aż 15 milionów osób o niskim dochodzie, które przekraczają próg minimum, to jednak wciąż na świadczenie kwalifikuje się 42,3 mln Brazylijczyków, czyli 20% populacji. Im bardziej na północ, tym większy jest ten odsetek, w najbiedniejszym regionie Nordeste jest to 30% obywateli.
Federalna służba skarbowa ogłosiła również, że ułaskawi tych, którzy nie głosowali w poprzednich wyborach. W Brazylii głosowanie jest bowiem obowiązkowe, a osobom, które nie wykonują swoich obowiązków obywatelskich, blokuje się możliwość korzystania z szeregu praw, w tym z dostępu do świadczeń socjalnych. Z kolei 7 kwietnia rząd federalny przygotował ustawę, podpisaną przez prezydenta, na mocy której rodzice uczniów, którzy stracili posiłek z powodu zamknięcia szkoły, otrzymają potrzebne artykuły spożywcze. Działania te sfinansowane są z istniejącego od 1955 roku i znacznie rozszerzonego w roku 2014 Narodowego Programu Żywienia w Szkole (Programa Nacional de Alimentação Escolar).
Dochód gwarantowany – na poziomie lokalnym?
Zarówno sukces brazylijskiego programu Bolsa Família jak i obecnie wprowadzone rozwiązania kryzysowe skłaniają Brazylijczyków do pytania, czy nie powinno się stworzyć pewnego rodzaju świadczenia uniwersalnego, przynajmniej na okres pandemii i kolejnych lat wychodzenia z nadciągającego kryzysu. Za tym rozwiązaniem od prawie 40 lat optuje np. senator Eduardo Suplicy. To dzięki jego staraniom Brazylia stała się pierwszym krajem świata, w którym przegłosowano ustawę, zgodnie z którą każdy obywatel ma prawo do minimalnego dochodu (choć nie uniwersalnego). Czy nie jest to aby rozwiązanie, na które pozwolić sobie mogą tylko kraje zamożnej Północy? Brazylia właśnie to sprawdza na poziomie lokalnym.
We wspomnianym już mieście Maricá, znajdującym się godzinę drogi od Rio de Janeiro, w którym aktualnie rządzi Partia Pracujących, w październiku 2019 roku wprowadzono Obywatelski Dochód Podstawowy (Renda Básica de Cidadania). Miasto finansuje go z opłat koncesyjnych za wydobycie ropy naftowej, której złoża znajdują się u wybrzeży stanów Rio de Janeiro i São Paulo. Kwalifikuje się do niego każda osoba, która żyje na terenie miasta od co najmniej 3 lat i nie przekracza dochodu równego trzykrotności minimalnej pensji w kraju. W efekcie więc skala programu jest znacznie większa niż w pilotażowych programach tego typu w innych krajach, np. w Finlandii było to 2000 osób, a w Maricá aż 52 tysiące, czyli jedna trzecia mieszkańców miasta. Przyznawane świadczenie nie jest wysokie, jego równowartość to 130 brazylijskich reali (26 dolarów) miesięcznie. A „równowartość”, ponieważ jego uczestnicy posługują się specjalną, lokalną walutą o nazwie mumbuca, która znajduje się tylko w lokalnym obiegu. Pieniądzem posługiwać się można tylko elektronicznie, a każdy beneficjent otrzymuje specjalną kartę do tego celu, można też korzystać z aplikacji na telefonie komórkowym.
Standing: Usługi podstawowe czy dochód podstawowy? Jedno nie wyklucza drugiego
czytaj także
Korzystanie z lokalnej waluty jest w tym programie kluczowe. Po pierwsze, dzięki temu, że pieniądze wydawane są elektronicznie i tylko lokalnie – bank sprawdza, na co ludzie je wydają i, choć może to wywołać obawy o przesadną kontrolę nad obywatelem, można na tej podstawie ocenić, jakie są podstawowe potrzeby społeczności. Po drugie, wydawanie środków w środowisku lokalnym pozwala na rozwój gospodarczy miasta i miejscowych przedsiębiorców. Po trzecie, program pozwoli odpowiedzieć na pytanie dotyczące wpływu dochodu podstawowego na zatrudnienie. I wreszcie – analiza efektów programu pozwoli badaczom określić jego wpływ na inflację. Rozwiązania tego typu budzą bowiem wśród ekonomistów wiele wątpliwości, na czele z kwestią, czy większa ilość pieniędzy, która stymuluje wydatki konsumenckie, nie spowoduje aby wzrostu cen. Dzięki lokalnej walucie i tak dużej skali programu, każdy efekt cenowy zostanie zlokalizowany w mieście, ponieważ to jedyne miejsce gdzie mumbucas można wydawać, a to pozwoli wyciągnąć szersze wnioski makroekonomiczne, niż pozwalają na to inne programy pilotażowe. Dochód podstawowy w Maricá nie jest uniwersalny, ale jego skala pozwoli spojrzeć na to rozwiązanie szerzej, także z perspektywy państw mniej zamożnych.
czytaj także
Pilotaż wprowadzony w Maricá na tak szeroką skalę znajduje się jeszcze na wczesnym etapie. Być może jednak dowiedzie, że pewne rodzaje rozwiązań, zbliżone do dochodu podstawowego, są dobrą drogą dla państw zmagających się z dużym poziomem nierówności i ubóstwa. Możliwe, że dopiero analizy eksperymentu brazylijskiego pozwolą odpowiedzieć na inne związane z tym rodzajem wsparcia pytania. Czy rację mają głosy z lewej strony mówiące, że jeśli państwo da pieniądze większości (lub znacznej części) obywateli, to zarazem umyje ręce i nie będzie już organizować żadnych polityk publicznych, na zasadzie „teraz radźcie sobie sami”? Czy zwiększona podaż pieniądza spowoduje gwałtowny przyrost inflacji? Czy ludzie rzeczywiście zrezygnują z pracy, skoro mają świadczenie? I wreszcie – czy jeśli dochód podstawowy pozwoli na rozwiązanie określonych problemów społecznych, to czy powinien być wypłacany w pierwszej kolejności właśnie na Globalnym Południu?