Twój koszyk jest obecnie pusty!
Odpowiedzialność Niemiec za pokój w Libii nie kończy się przy berlińskim stole
Czy dyplomatyczny sukces Berlina rzeczywiście pomoże trwale ustabilizować sytuację w Libii?

W ubiegłą niedzielę z inicjatywy Niemiec w Berlinie odbył się szczyt szefów państw i rządów oraz przedstawicieli organizacji międzynarodowych poświęcony sytuacji w Libii, gdzie toczy się konflikt między rządem jedności narodowej kierowanym przez Fajiza as-Sarradża a zbuntowanym generałem Chalifą Haftarem, który dowodzi samozwańczą tzw. Libijską Armią Narodową.
Spotkanie odbyło się ramach tzw. procesu berlińskiego, który obejmuje działania zmierzające do zakończenia wojny domowej w tym państwie. Do najważniejszych postanowień wynegocjowanego w Berlinie porozumienia należy utrzymanie embarga ONZ na dostawy broni do Libii oraz zaprzestanie wsparcia militarnego każdej ze stron konfliktu.
Dyplomatyczny sukces Niemiec
Kanclerz Angeli Merkel i szefowi niemieckiej dyplomacji Maasowi udało się zgromadzić przy jednym stole wszystkich najważniejszych aktorów międzynarodowych zaangażowanych w libijski w konflikt. W Berlinie obecny był prezydent Rosji Władimir Putin, który należy do głównych stronników generała Haftara i za którego przyzwoleniem w Libii obecnych jest kilkuset rosyjskich najemników wspierających wojska przeciwne rządowi w Trypolisie.
Do Berlina przybył też turecki prezydent Recep Erdoğan – główny sojusznik szefa libijskiego rządu as-Sarradża. Obecni byli też sekretarz generalny ONZ, przedstawiciele Unii Europejskiej, Ligi Arabskiej, Unii Afrykańskiej, a także wielu innych stronników Haftara (m.in. przedstawiciele Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Francji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich) i tymczasowego rządu as-Sarradża, z Włochami na czele. Nie zabrakło też reprezentantów Chin, USA i Wielkiej Brytanii.
Niemcom udało się zrealizować główny cel szczytu, czyli doprowadzić do zaakceptowania przez wszystkie strony wspólnego porozumienia. Jego głównym założeniem jest to, że konflikt nie powinien zostać rozwiązany militarnie i że należy zaprzestać udzielania wsparcia wojskowego każdej ze stron.
Czy dyplomatyczny sukces Berlina rzeczywiście pomoże trwale ustabilizować sytuację w Libii? Zależy to od tego, jak rząd Niemiec zachowa się w kolejnych tygodniach i czy weźmie odpowiedzialność za działania wykraczające poza dyplomatyczne instrumentarium.
Dlaczego Niemcy angażują się w ten konflikt?
Motywy niemieckiego zaangażowania można podzielić na długo- i krótkoterminowe. Do tych pierwszych należy utrzymanie bezpieczeństwa w bliskim sąsiedztwie UE. Eskalacja konfliktu w Libii wzbudza obawy dotyczące zagrożenia ze strony terrorystów, dla których Libia – w razie pogarszania się sytuacji w państwie – może stać się kolejnym dogodnym przyczółkiem.
Poza tym Niemcy obawiają się także kolejnych fal uchodźców w UE; istotnym czynnikiem są także interesy gospodarcze. Libia należy do grona ważnych dostawców ropy naftowej do UE i Niemiec.
Do motywacji krótkoterminowych należy zaliczyć sprawowanie przez Niemcy dwuletniej kadencji niestałego członka Rady Bezpieczeństwa (2019). Berlinowi zależy na tym, by zaprezentować się jako aktywny członek tego gremium i promotor rozwiązań o charakterze multilateralnym.
Niemcy mogą się w tym konflikcie kreować na mediatora, ponieważ w 2011 roku wstrzymały się od głosu na forum ONZ w sprawie rezolucji na temat Libii, która otworzyła drogę do interwencji skutkującej obaleniem dyktatora Mu’ammara al-Kaddafiego. Ówczesna postawa Niemiec pozwala im się dziś prezentować w roli bezstronnego aktora, którego konta nie obciąża wcześniejsze zaangażowanie: zarówno w oczach samych skonfliktowanych stron w Libii, jak i aktorów międzynarodowych uczestniczących w rozwiązaniu libijskiego konfliktu.
Co ustalono na berlińskim szczycie?
W 55-punktowym porozumieniu poza utrzymaniem embarga ONZ na dostawy broni do Libii i zaprzestaniem wsparcia militarnego znalazły się zapisy dotyczące demobilizacji i rozbrojenia milicji, wzmocnienia instytucji centralnych, reform sektora sił bezpieczeństwa oraz w obszarze gospodarki i finansów. Wskazano tutaj w szczególności na konieczność prawidłowego działania banku centralnego, libijskiego funduszu państwowego oraz państwowej korporacji naftowej (sic!).
Podkreślono też, że zyski z wydobycia i sprzedaży ropy naftowej powinny być sprawiedliwie i transparentnie rozdzielane. W treści porozumienia zaapelowano również o respektowanie międzynarodowego prawa humanitarnego i praw człowieka przez wszystkie strony konfliktu.
Nie znalazły się tam natomiast zapisy dotyczące mechanizmów kontroli oenzetowskiego embarga (obowiązuje od 2011 r. i było wielokrotnie było łamane); nie określono również, kto będzie nadzorował jego przestrzeganie czy odpowiadał za kontrolę uzgodnionego rozejmu. Nie określono też konkretnych dat rozejmu, rozbrojenia i demobilizacji działających w Libii grup zbrojnych i milicji. Oznacza to, że berlińskie porozumienie nie ma tzw. zębów.
Ponadto nie zostało ono przyjęte przez obie strony libijskiego konfliktu. Tego akurat nikt nie oczekiwał – dlatego as-Sarradż i Haftar nie zostali zaproszeni do stołu negocjacyjnego (choć byli obecni na berlińskiej konferencji). Przyjęcie dokumentu nie oznacza więc, że strony konfliktu będą respektowały jego postanowienia.
Sytuacja w Libii nadal napięta
Tydzień przed konferencją w Berlinie Putin i Erdoğan próbowali przekonać as-Sarradża i Haftara do podpisania zapowiedzianego zawieszenia broni. Ostatecznie podpisał je tylko szef tymczasowego rządu Libii. Dla Haftara, którego wojska opanowały wschodnią Libię i zbliżyły się do stołecznego Trypolisu, proponowane uzgodnienia nie były satysfakcjonujące.
Niemcy mogą się w tym konflikcie kreować na mediatora, ponieważ w 2011 roku wstrzymały się od głosu.
Haftar nie bez powodu się obawia, że zawieszenie broni byłoby wykorzystane przez jego rywali do wzmocnienia syryjskich ochotników i Turcji. Erdoğan należy bowiem do twardych stronników as-Sarradża. Niedawno Turcja podpisała kontrakt z tymczasowym rządem Libii o dostępie do złóż ropy i gazu we wschodniej części Morza Śródziemnego i zaoferowała wsparcie wojskowe.
Turcy obiecali Haftarowi, że po zawarciu zawieszenia broni nie będą zwiększać obecności swoich sił wojskowych w Libii, i złamali to przyrzeczenie niespełna 24 godziny później. Z kolei dla rządu as-Sarradża głównym problem jest blokada prawie wszystkich złóż ropy naftowej.
Sytuacja w Libii jest trudna pod względem militarnym i gospodarczym, zarówno dla rządu jedności narodowej, jak i dla Haftara, dlatego możliwe jest, że w kolejnych tygodniach wznowione zostaną walki między obiema stronami – choćby bez oficjalnego zerwania zawieszenia broni. Nawet jeśli Turcja i Egipt nie zdecydują się na dalsze zaangażowanie w konflikt, pozostając wierne ustaleniom z Berlina, to tureckie wojska ze względu na swoją obecność w tym państwie zostaną natychmiast zaangażowane w walkę. W takiej sytuacji wojska Haftara znajdą się w defensywie i można oczekiwać, że zainterweniują także Egipcjanie.
Czy w konflikt zaangażują się międzynarodowe siły pokojowe?
W obecnej sytuacji skutecznym sposobem kontroli postanowień porozumienia berlińskiego byłoby zorganizowanie międzynarodowej operacji sił pokojowych realizowanej przez błękitne hełmy ONZ lub Unię Europejską. W ubiegłym tygodniu, jeszcze przed szczytem w Berlinie, takie rozwiązanie w wywiadzie dla niemieckiego „Der Spiegel” sugerował szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
Zarówno Merkel, jak i szef niemieckiej dyplomacji wypowiadali się po zakończeniu berlińskiego szczytu bardzo powściągliwie na temat możliwości militarnego zaangażowania UE, w tym Bundeswehry. Podkreślali, że głównym celem współpracy jest utrzymanie rozejmu między walczącymi stronami. Szef niemieckiego MSZ Heiko Maas sugerował, że rozwiązaniem może nie być operacja wojskowa, a misja o charakterze obserwacyjnym.
Zwolennikiem takiego rozwiązania jest również specjalny pełnomocnik ONZ ds. Libii Ghassan Salamé. W poniedziałek, dzień po berlińskim szczycie, w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Die Welt” zwracał uwagę na fakt, że międzynarodowa wojskowa operacja pokojowa byłaby nie do zaakceptowania przez Libijczyków.
Jedną z dyskutowanych w Brukseli opcji dotyczących nadzorowania ustaleń z Berlina jest reaktywacja unijnej operacji Sophia, w ramach której okręty kontrolowały przestrzeganie embarga ONZ. Ze względu na stanowisko Włoch i brak porozumienia, gdzie wysadzać imigrantów uratowanych przez statki, państwa członkowskie zdecydowały w 2019 roku, że operacja Sophia przestanie wysyłać jednostki patrolowe. Trzeba jednak zaznaczyć, że skuteczność tej operacji w egzekwowaniu oenzetowskiego embarga była raczej ograniczona.
Do chwili obecnej żaden statek spoza Libii nie został zatrzymany z bronią na pokładzie. Reaktywacja Sophii wymagałaby poza tym rozszerzenia jej mandatu o kontrolę przestrzeni powietrznej, z uwagi na to, że to przede wszystkim w ten sposób dostarczana jest broń do Libii.
Niemiecki resort obrony przewiduje trzy scenariusze
Minister obrony Niemiec i przewodnicząca CDU Annegret Kramp-Karrenbauer jeszcze przed niedzielną konferencją w Berlinie ogłosiła, że „bardzo szybko” przedstawi plany niemieckiego zaangażowania w operację w Libii. Z informacji ujawnionych przez tygodnik „Der Spiegel” wynika, że w jej resorcie rozważane są trzy scenariusze. Pierwszy zakłada reaktywację operacji Sophia. Mimo problemów w zakresie sprzętu i wyposażenia niemiecka marynarka wojenna byłaby zdolna wysłać na potrzeby operacji jeden z okrętów.
Drugi scenariusz zakłada zorganizowanie międzynarodowej operacji pokojowej pod egidą ONZ, w ramach której zaangażowane byłyby siły lądowe. Jako trzecie rozwiązanie rozważane jest zorganizowanie misji obserwacyjnej OBWE, której eksperci mogliby na miejscu, podobnie jak w Ukrainie, kontrolować rozbrojenie zbrojnych grup i milicji. Jednak według ocen specjalistów niemieckiego resortu obrony misja w takim kształcie jest mało realna bez odpowiedniego militarnego zabezpieczenia. Sytuacja w Libii jest obecnie znacznie bardziej napięta niż we wschodniej Ukrainie.
Berlin pod presją
Wypowiedzi Annegret Kramp-Karrenbauer świadczą o tym, że szefowej CDU udział w możliwej operacji w Libii wydaje się nieunikniony. Niemcy znajdują się pod dużą presją międzynarodową. Organizacja berlińskiego szczytu kosztowała rząd federalny wiele wysiłków, a przygotowania do niego trwały od kilku miesięcy w ścisłym porozumieniu z ONZ.
Do dzisiaj żaden statek spoza Libii nie został zatrzymany z bronią na pokładzie.
Niemcy wyraźnie podkreślają znaczenie współdziałania z tą organizacją na każdym etapie prac związanych z wypracowaniem porozumienia. Pozwala im to na współdzielenie odpowiedzialności za dalsze następstwa podejmowanych zabiegów w oczach międzynarodowej opinii publicznej i prezentowanie się jako aktywny (niestały) członek Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Ostatnie obrady Rady Europejskiej, w trakcie których dyskutowano dalsze kroki w sprawie Libii, nie zakończyły się żadnymi konkluzjami na temat ewentualnego militarnego zaangażowania UE w tym państwie. Nie jest jednak wykluczone, że w najbliższych tygodniach Niemcy będą musiały podjąć decyzję dotyczącą udziału Bundeswehry w takiej operacji.
Na razie Berlin deklaruje dalsze silne zaangażowanie w działania dyplomatyczne. Będzie odgrywać z pewnością ważną rolę w ustanowionym na mocy porozumienia komitecie ds. nadzorowania jego postanowień (International Follow-Up Committee). Spodziewać się trzeba również, że Niemcy będą także zwiększać pomoc humanitarną dla Libii. Takie zapowiedzi wygłaszał dzień po szczycie w Berlinie federalny minister ds. współpracy gospodarczej i rozwoju Gerd Müller.
Same działania dyplomatyczne mogą jednak nie wystarczyć. Jeśli Berlin odwoła się do swojej „kultury powściągliwości” przy decyzji o militarnym zaangażowaniu w Libii pod egidą UE czy ONZ, wszystkie jego dotychczasowe starania zostaną przekreślone, a niedzielny berliński szczyt zostanie zapamiętany jako chwilowy i bardzo kruchy dyplomatyczny sukces.
**
Karol Janoś – analityk Instytutu Zachodniego. Absolwent Kolegium MISH UW i doktorant w Kolegium Ekonomiczno-Społecznego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Zajmuje się niemiecką polityką zagraniczną, bezpieczeństwa i obrony.
















