Umowa handlowa z USA może zdetonować społeczne nastroje podobnie jak ACTA.
Transatlantyckie porozumienie o handlu i inwestycjach (TTIP), reklamowane jako odpowiedź na kryzys ekonomiczny Europy i obietnica nowej prosperity, ma coraz gorszą prasę. Im częściej negocjatorzy zapewniają, że nie będzie powtórki z ACTA i nie ma czego się obawiać, tym większy społeczny niepokój. Skoro stanowiska negocjacyjne są tajne, skąd mamy wiedzieć, że Komisja Europejska nie proponuje właśnie ostrzejszych sankcji za naruszenie praw autorskich albo dalej idących ustępstw w przepływie danych?
Co ostatecznie znajdzie się w TTIP i kto na tym zyska lub straci, nie jest jeszcze pewne: same negocjacje potrwają przynajmniej dwa lata, a po nich przyjdzie czas na publikację ostatecznego tekstu umowy, debatę publiczną w poszczególnych krajach, podpisy rządów i ratyfikację. Z pewnością mamy jednak do czynienia z tym samym paradoksem, który zdetonował społeczne nastroje przy okazji ACTA:
Komisja Europejska w imieniu wszystkich państw Unii Europejskiej negocjuje umowę handlową, która formalnie nie dotyczy obywateli, a więc nie podlega konsultacjom. Trudno jednak wykluczyć, że to, co zostanie wynegocjowane, w realny sposób przełoży się na sprawy bliskie ludziom, także ich prawa i obowiązki.
Co więc robić: konsultować mimo wszystko czy raczej nie negocjować niczego, co mogłoby uderzyć w ludzi?
Ta druga możliwość jest czysto teoretyczna. Porozumienie na szczeblu Unia Europejska – Stany Zjednoczone, którego celem jest zacieśnienie relacji gospodarczych, wcześniej czy później przełoży się na naszą codzienność. W przypadku TTIP jest jednak coś jeszcze – coś, co w mandacie negocjacyjnym zostało określone jako „usunięcie wszelkich barier regulacyjnych między Europą i Stanami Zjednoczonymi”. To, co jest barierą z perspektywy biznesu, bo utrudnia zagraniczne inwestycje lub blokuje przepływ usług, z perspektywy obywatela może wyglądać zupełnie inaczej – jak na przykład regulacja chroniąca prawa konsumenta w relacjach z bankiem, standard bezpieczeństwa produktu, prawo chroniące środowisko lub dane osobowe.
Nie każda regulacja, która hamuje globalizację i przepływ usług, jest dobra dla konsumentów. Nie jest też tak, że każde „obniżenie europejskiego standardu” wynegocjowane w ramach TTIP uderzy w prawa obywateli. Jednak takie ryzyko niewątpliwie istnieje, szczególnie jeśli rozmawiamy o ochronie własności intelektualnej, sektorze energetycznym czy ochronie środowiska. A to właśnie przewiduje mandat negocjacyjny z 17 czerwca 20013, który szczęśliwie wyciekł do Internetu.
Co ciekawsze, TTIP otwiera zagranicznym inwestorom możliwość dochodzenia roszczeń z tytułu utraconych korzyści, jeśli kraj-strona porozumienia wprowadzi nowe bariery regulacyjne (Investor-state dispute settlement).
Ten mechanizm w praktyce może się przełożyć na wysokie odszkodowania dla zagranicznych firm, jeśli Unia Europejska zdecyduje się na przykład wprowadzić wyższe standardy ochrony danych osobowych w relacjach z USA.
A dokładnie do tego zmierza reforma zainicjowana przez komisarz Viviane Reding, która niewątpliwie uderzy w amerykańskie firmy, do tej pory korzystające z raczej swobodnego przepływu danych w ramach programu Safe Harbour. Czy to przypadek, że prace nad nowym rozporządzeniem opóźniają się, a negocjacje TTIP zostały uznane za polityczny priorytet? Być może tak, ale wielu obserwatorów łączy te fakty ze sobą.
W idealnym świecie nie musielibyśmy snuć domysłów i przeprowadzać rachunków prawdopodobieństwa: już na etapie ustalania mandatu negocjacyjnego polski rząd i Komisja Europejska mogłyby poddać swoje priorytety konsultacjom społecznym. Na dalszym etapie mogłyby publikować instrukcje, które już zostały „wykorzystane”, a tym samym ujawnione stronie przeciwnej. Poufność dokumentów negocjacyjnych ma sens, ale tylko w określonym czasie i przestrzeni – nie ma powodu, żeby ją traktować jak wartość samą w sobie. Jedyny racjonalny argument za utrzymywaniem bezwzględnej tajności już wykorzystanych instrukcji to lęk przed społeczną reakcją na polityczną taktykę, która niewątpliwie można z nich wyczytać. Jeśli jednak Komisja Europejska nie kładzie na stole naszych praw ani ważnych regulacyjnych gwarancji, nie powinna mieć nic do ukrycia.
Czytaj więcej o TTIP:
Jose Bove: Traktat z USA w fundamentalny sposób zmieni to, jak działa Europa
George Monbiot: Transatlantyckie partnerstwo handlowe to atak na demokrację
Panoptykon: Kto się boi nowej umowy między UE i USA
Panoptykon: Negocjacje TTIP – tango wokół prywatności
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych