Kotki, leżący na stole Krul i selfie z zielonym ludzikiem. Partia rosyjska w Europie wydaje się niezłym folklorem, ale to całkiem poważna sprawa.
Niedawno polski internet podbiło zdjęcie z wyprawy grupy polskich polityków do Czeczenii. Na pierwszym planie widać radośnie uśmiechniętego działacza Partii Zmiana, którego poza rozpracowującymi tę formację funkcjonariuszami ABW i najbliższą rodziną nikt raczej nie kojarzy. Na drugim planie jest jednak ktoś znacznie bardziej rozpoznawalny – Janusz Korwin-Mikke. Leży wyciągnięty na wznak na stole, oczy zdaje się mieć zamknięte. Obrazek ten wywołał falę spekulacji co do tego, co robi Korwin: czy jest pijany, czy padł z innego powodu. Sam zainteresowany tłumaczył, że starał się równo opalić.
Krul i paladyn
Ciekawe w tym obrazie jest co innego – miejsce, w jakim znajdują się obaj panowie. Jest nim Czeczenia, gdzie na zaproszenie strony rosyjskiej pojechali się spotkać z rządzącym regionem paladynem Władimira Putina, Ramzanem Kadyrowem. Nawet jak na standardy Poradziecji jest to postać dość wyjątkowa i kłopotliwa.
O Kadyrowie szersza publiczność usłyszała, gdy jego profil na Instagramie stał się przedmiotem żartów Johna Oliviera.
Faktycznie, obrazy Kadyrowa ściskającego niezliczone przypadki czeczeńskiej fauny, ćwiczącego sztuki walki czy prezentującego się w kolejnych T-shirtach z wizerunkiem Putina są wdzięcznym powodem do żartów. Mniej jego osiągnięcia w Czeczenii.
Kadyrow rządzi Czeczenią wyjątkowo, nawet jak na Rosję, twardą ręką. Prawdziwą władzę stanowią wierne mu osobiście zbrojne oddziały, które najpierw skutecznie rozprawiły z przeciwnikami Kadyrowa i Moskwy, a następnie zamknęły kraj w żelaznym uścisku. Przeciwnicy prezydenta giną w tajemniczych okolicznościach, nie działają podstawowe procedury państwa prawa, powszechne jest bicie i egzekucje przeciwników. O te ostatnie oskarżany bywa sam Kadyrow. Jak w „New Yorkerze” twierdzi Joshua Yaffa, do Kadyrowa prowadzą także tropy związane z zabójstwami opozycyjnej dziennikarki Anny Politkowskiej i krytykującego Putina i politykę Rosji w sprawie Krymu Borysa Niemcowa.
Kreml zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę. I choć nie tolerowałby takiej samowoli i rządów aż do tego stopnia opartych wyłącznie na pozaprawnej przemocy w wypadku żadnego innego lokalnego polityka, Kadyrowowi wolno więcej. Wolno, gdyż udało się mu to, co nie udało się w Czeczenii nikomu od lat 90. Jego brutalne metody spacyfikowały politycznie republikę, wyeliminowały możliwości działania przeciwników Kremla, zapewniły względny pokój wewnętrzny i załatwiły Rosji poważny problem na jej południowej, kaukaskiej flance. Kreml wie, że próba usunięcia Kadyrowa czy wymuszenia na nim minimalnie cywilizowanej polityki skończyć się może powrotem do Czeczenii chaosu, potencjalnie mogącego rozlać się atakami terrorystycznymi na całą Rosję. Zaprawiona w bojach gwardia Kadyrowa jest lojalna głównie wobec niego, nie Kremla, i może stać się problemem w razie ewentualnego konfliktu Moskwy z czeczeńskim przywódcą.
Dlatego nic nie wskazuje na to, by Putin postawił w Groznym na kogokolwiek innego. Kadyrow pozostaje więc dla współczesnej Rosji – tej uwikłanej w konflikt na Ukrainie – wizerunkowym obciążeniem. Dlatego też rosyjskie instytucje chętnie zawiozą do Czeczenii każdego zachodniego polityka, który przyjedzie, da się sfotografować i powie o Kadyrowie kilka ciepłych słów. Zwłaszcza kogoś pełniącego obieralną funkcję, na przykład europosła, nawet tak zmarginalizowanego w Parlamencie Europejskim jak Korwin. W wywiadzie dla sputnik.news nasz europoseł chwali Kadyrowa za „prorynkowe podejście” oraz to, że „wciąga swoich przeciwników w odbudowę regionu”.
O tym, co w Czeczeni dzieje się z tymi, którzy się wciągnąć w odbudowę nie dają, nasz brydżysta i polityk taktownie się nie wypowiedział.
Od ekstremów…
W podobnym celu co do Czeczeni Rosjanie zapraszają europejskich polityków na zaanektowany przez Rosję Krym. Ten ostatni także odwiedził Korwin-Mikke, we wspomnianym wywiadzie zapewniając, że nie spotkał na półwyspie nikogo, kto nie byłby przekonany, że pod panowaniem Rosji żyje się lepiej niż za rządów Kijowa. Na Krym podróżują często politycy o podobnej do Korwina pozycji na swoich scenach politycznych. Z Francji jako jeden z pierwszych wybrał się tam Philippe de Villiers – polityk i przedsiębiorca, niegdyś wysoki urzędnik w rządzie Chiraca, który z francuską centroprawicą poróżnił się w kwestii integracji europejskiej. De Villiers – założyciel partii Ruch dla Francji – jest konserwatywnym katolikiem, tradycjonalistą i zwolennikiem wolnego rynku w gospodarce. Razem z synem prowadzi jeden z najpopularniejszych we Francji parków tematycznych, poświęconych historii – Puy du Fou.
Jego wizyta na Krymie wiązała się nie tylko z wyrażeniem poparcia dla Putina i wezwaniem do zniesienia sankcji nałożonych na Rosję po aneksji półwyspu, ale także z interesami. De Villiers buduje na Krymie park tematyczny, mający w atrakcyjnej formie przedstawiać historię półwyspu i jego związki z Rosją. Jak donosił „Financial Times”, biznesowym partnerem Francuza miał być rosyjski oligarcha wciągnięty na czarną listę UE za względu na podejrzenia finansowania rebeliantów w Donbasie, Konstantin Małofiejew.
Można wzruszyć na to wszystko ramionami: postaci takie jak Korwin-Mikke czy de Villiers nie mają przecież w swoich krajach żadnego istotnego przełożenia na prawdziwą politykę. Problem z tym, że spoglądająca z uznaniem na Putina mniej lub bardziej skrajna prawica w Europie wyraźnie rośnie w siłę. Zwłaszcza we Francji, gdzie nic już raczej nie powstrzyma nas przed scenariuszem, że w drugiej turze do walki o prezydenturę stanie Marine Le Pen.
Szefowa Frontu Narodowego regularnie gości w bliskich władzy rosyjskich stacjach telewizyjnych, gdzie przekonuje o konieczności zniesienia nałożonych na Rosję sankcji. W sprawie Syrii głosi, że należy dogadać się z Putinem i jego klientem Assadem i bezwzględnie zwalczać Państwo Islamskie. Powiązane z Kremlem rosyjskie banki udzieliły FN kredytów na bardzo preferencyjnych warunkach, partia pożyczyła – jak pokazuje śledztwo dziennikarza Canal+ Raphaëla Tresaniniego – 11 milionów euro (stan na 2015). Le Pen broni się, że wzięła kredyt od Rosjan, bo nikt inny nie chciał go jej partii udzielić. Trudno nie patrzeć jednak na to, jak na formę kupowania przez Rosję wpływów nad Sekwaną.
…do centrum
Szanse na zdobycie we Francji władzy przez FN są mimo wszystko niewielkie. Problem jednak w tym, że partia rosyjska w Europie to coraz wyraźniej nie tylko ekstrema i tyleż barwne, co pozbawione wpływu na realną władzę postaci.
Dziś partia rosyjska przesuwa się coraz bardziej do centrum.
Nie ma przy tym dziś – jak w czasach ZSRR – jednego uniwersalnego programu i polityczno-ideologicznej centrali, przed którą by ta partia odpowiadała. To raczej sieć luźno powiązanych ze sobą podmiotów, połączonych kontestacją dla obecnej polityki wobec Moskwy, opierającej się na sankcjach ekonomicznych i politycznej izolacji Putina. Powody tej kontestacji są różne. Czasem są to interesy czysto biznesowe, czasem poczucie ideologicznej bliskości z konserwatywnym projektem Putina, innym razem język „antyimperializmu” i sprzeciwu wobec „ekspansji Stanów”.
Oczywiście, nie każdy głos podający w wątpliwość obecną politykę wobec Rosji powinien być uciszany jako wyraz działania „partii rosyjskiej”. Są politycy, którzy zwracają uwagę na problemy stwarzane przez politykę sankcji, a przy tym zdecydowanie nie kupują rosyjskiej opowieści o „od zawsze rosyjskim Krymie”, „faszystach w Kijowie” czy o rzekomo kwitnących w Moskwie demokracji i rządach prawa. Niemniej od 2014 roku postrzeganie Rosji wśród europejskiej klasy politycznej zmieniło się w wielu miejscach na korzyść administracji Putina. Kreml zawdzięcza to także swojej ofensywie wizerunkowej i cierpliwej pracy z gotowymi go słuchać europejskimi politykami i liderami biznesu. Jak jakiś już czas temu zauważył portal „Bloomberg View”: „Putin ma w Europie nie tylko szalonych przyjaciół”.
Moskiewska sieć nad Francją
Wysiłki nad budową takiej sieci wsparcia szczególnie koncentrują się na Francji. Mówią o tym dwie niedawno wydane tam książki La France russe – Enquête sur les réseaux Poutine dziennikarza Nicolasa Hénina oraz Les réseaux du Kremlin en France politolożki Cécile Vaissié. Obie książki stawiają tezę, że po 2014 roku i aneksji Krymu Rosja szczególnie silnie pracuje we Francji nad pozyskaniem bliskich sobie polityków, liderów opinii, przedsiębiorców itp.
Dlaczego właśnie Francja? Rolę odgrywają tu tradycyjne kulturowe związki obu krajów, do tego Francja była jednym z najważniejszych miejsc białej emigracji porewolucyjnej. Jak twierdzi Vaissié, dyplomacja Putina wytrwale pracowała, by w krajach zachodnich aktywować rosyjską diasporę i wykorzystać ją do promowania rosyjskiego punktu widzenia. Hénin wskazuje z kolei na to, że podłożem francusko-rosyjskiego przyciągania jest pozycja „zdegradowanego mocarstwa”, pełnego imperialnych nostalgii i pretensji do odgrywania samodzielnej roli w świecie.
Sceptycyzm wobec polityki sankcji i wezwania do zbliżenia z Rosją łączą się bowiem we Francji z tęsknotami za „gaullistowskim projektem” silnej, niezależnej od Ameryki Francji w Europie „od Atlantyku po Ural”. O zerwanie z tą wizją i podporządkowanie francuskiej polityki zagranicznej Stanom Zjednoczonym oskarżani są przez gotowych słuchać Putina dwaj ostatni prezydenci – Nicolas Sarkozy i François Hollande.
Antyamerykanizm napędzający stanowisko sceptyczne wobec obecnej polityki wobec Moskwy ma oczywiście we Francji i lewicowy wymiar – dla kształtu francuskiej polityki w najbliższych latach o wiele istotniejszy będzie jednak ten z prawicy. Zwłaszcza, że po prawej stronie płynnie łączy się on z antyliberalizmem oraz postawą niechętną islamowi i imigrantom. W szeroko dyskutowanej na francuskiej prawicy książce Erica Zemnoura Samobójstwo Francji nostalgia za rokiem 2003, gdy oś Paryż-Berlin-Moskwa sprzeciwiająca się wojnie w Iraku miała wskrzesić gaullistowski sen o „Europie od Atlantyku po Ural”, łączy się z atakami na francuskie elity, które padły ofiarą liberalizmu, multikulturalizmu i amerykańskiej popkultury i pozwalają imigracji niszczyć Francję. W ramach takiego wiązania Putin może jawić się jako ostatni obrońca białej, chrześcijańskiej Europy. Jak donosi portal „The Daily Beast”, w trakcie niedawnej debaty z Danielem Cohn-Benditem Zenmour miał powiedzieć, że wolałby żyć w kraju, którego prezydentem jest Putin, niż takim, na czele którego stałby legendarny przywódca Maja ‘68.
Biznes i selfie z zielonym ludzikiem
Takie nastroje zdają się podzielać coraz bliżsi centrum politycy znad Sekwany. Na Krym jeżdżą nie tylko osoby pokroju de Villiers’a, ale także przedstawiciele Republikanów – założonej niedawno przez Nicolasa Sarkozy’ego centroprawicowej partii, która z dużym prawdopodobieństwem może wygrać przyszłoroczne wybory prezydenckie. Senator z tej partii, Yves Pozzo di Borgo, zasłynął w zeszłym roku zdjęciem, które zrobił sobie na półwyspie w kupionej w lokalnym sklepie z pamiątkami koszulce z napisem „Obama, jesteś durniem!”.
Najważniejszą postacią w rosyjskiej partii w ramach francuskiej centroprawicy jest deputowany Republikanów Thierry Mariani, minister transportu w rządzie François Fillona. W parlamencie był najbardziej wymownym przeciwnikiem sankcji, protestował też, gdy administracja Hollande’a wstrzymała dostawy okrętów desantowych typu Mistral dla rosyjskiej floty. Organizował również dwukrotnie wyjazdy francuskich parlamentarzystów na Krym. W tym roku do internetu wyciekło zdjęcie, które ze swoimi roześmianymi kolegami zrobił sobie przy pomniku Zielonego Ludzika – tego samego, który „w mundurze, jaki można kupić w każdym sklepie z demobilu” przygotowywał w 2014 roku grunt pod aneksję Krymu. Zdjęcie na swoim twitterze umieściła paryska ambasada Ukrainy, nazywając zachowanie francuskich polityków „bezczelnością”. W odpowiedzi Mariani „przypomniał” ambasadorowi, że to „lud Krymu zdecydował o przyłączeniu się do Rosji w wolnym referendum”.
Do robienia z Rosją normalnych interesów lobbuje też we Francji część wielkiego biznesu. Wśród firm szczególnie tym zainteresowanych „Bloomberg” wymienia energetyczne giganty Total i GDF Suez, ale też sieć supermarketów Auchan. Interesy gospodarcze odgrywają istotną rolę na rzecz jakiejś renegocjacji status quo z Rosją nie tylko we Francji, ale także we Włoszech, czy części krajów naszego regionu – na Węgrzech czy Słowacji.
Problem dla Polski?
Próbą sił dla rosyjskiej partii we Francji będą prawybory, które wyłonią kandydata lub kandydatkę Republikanów na prezydenta. To właśnie kandydat Republikanów z najwyższym prawdopodobieństwem stanie w drugiej turze w szranki z Marine Le Pen. Faworytami w tym wyścigu są Nicolas Sarkozy i Alain Juppé. Choć to ten pierwszy krytykowany jest przez wielu rusofili za podporządkowanie francuskiej polityki Stanom, to jest on o wiele bardziej niż Juppé wyrozumiały wobec działań takich postaci jak Mariani. Juppé daje nadzieję na utrzymanie ogólnego kierunku polityki Paryża wobec Rosji.
Tak czy inaczej głosy wzywające do rewizji obecnej polityki sankcji będą przybierać na sile nie tylko we Francji. Choć pozycja kanclerz Merkel wydaje się dość mocna, to również część działaczy koalicyjnego SPD mówi o konieczności rewizji polityki wschodniej. Polskiemu rządowi coraz ciężej przychodzić będzie szukanie poparcia dla swojej wizji polityki wschodniej.
Zwłaszcza obecnemu. Pozostaje przy tym swoistym paradoksem, że przy całej swojej antyrosyjskiej retoryce PiS i jego zaplecze w swojej kulturowej wrażliwości, odruchach, wartościach, w wielu kwestiach są Putinowi niezwykle bliskie. Jednocześnie geopolityka i kwestia smoleńska nie pozwalają prowadzić innej polityki wobec Rosji. Jakkolwiek śmiesznie wyglądałby Korwin na czeczeńskim stole, Rosja znów staje się coraz większym problemem polskiej polityki.
**Dziennik Opinii nr 263/2016 (1463)