Za podszeptem jakich demonów premier obniżył rangę urzędnika, który jest gospodarzem bardzo ważnego międzynarodowego szczytu?
Kluczem do zrozumienia polityki prowadzonej przez rząd Donalda Tuska jest biografia ministra środowiska Marcina Korolca: z wykształcenia dyplomata, w latach 1999–2001 pracował w zespole Jana Kułakowskiego, kiedy prowadzono negocjacje przedakcesyjne z UE. Następnie zatrudniony w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, a od 2005 jako podsekretarzem stanu w ministerstwie gospodarki. Stamtąd, jako bezpartyjnego fachowca, Donald Tusk powołał go na ministra środowiska w 2011 roku. Ale fachowca od czego? Korolec nie był zaangażowany w działalność ekologiczną i nie miał nic wspólnego z ochroną środowiska.
Dlatego kiedy został ministrem, osoby związane z organizacjami ekologicznymi przecierały oczy z niedowierzania – oto na czele ministerstwa odpowiedzialnego za ochronę środowiska stanął wysoki urzędnik ministerstwa gospodarki. Tusk dał tym samym jasny przekaz: od teraz rolą ministerstwa środowiska będzie obrona interesów polskiej gospodarki. A Polska – jak wiemy – stoi i stać będzie na węglu, który Europa chce nam podstępnie odebrać.
I tak faktycznie było. Polska znana jest w Europie jako kraj, który przez ostatnie kilka lat skutecznie blokował wszelkie pomysły zwiększenia redukcji emisji CO2 w Europie. A zatem Korolec dobrze wywiązywał się ze swojego zadania.
Teraz jednak zmieniły się priorytety i premier ma nowe zadanie dla nowego ministra środowiska, tym razem przychodzącego z ministerstwa finansów. Polski sektor energetyczny znajduje się w dramatycznej sytuacji, bo nikt nie ma na niego pomysłu. Mimo buńczucznych zapowiedzi premiera eletrownia atomowa najprawdopodobniej nie powstanie – i to wcale nie z powodu protestów, ale z braku olbrzymich funduszy, jakich wymaga. Budowanie nowych elektrowni węglowych jest nieopłacalne. Kiedy PGE z powodów ekonomicznych próbowała wycofać się rozbudowy elektrowni Opole, została przymuszona przez rząd do kontytuowania tej nierentownej inwestycji. Pokłosiem tego jest niedawna rezygnacja ze stanowiska prezesa spółki, Krzysztofa Kiliana. Rząd jak ognia boi się odważnych inwestycji w energetykę prosumencką i odnawialne źródła energii.
W tej sytuacji zostaje tylko mityczny gaz łupkowy. Choć nie wiemy jeszcze, ile go mamy, czy wydobycie będzie opłacalne i czy nie będzie ogromnych protestów społecznych. Jeszcze nie zabito tego niedźwiedzia, a już ministerstwo finansów z ministerstwem środowiska zdążyły pokłócić się o skórę: konflikt między dwoma ministerstwami o to, kto i jak powinien czerpać zyski z gazu, opóźnił prace nad ustawą.
Gaz łupkowy wydaje się jedynym ratunkiem dla rządu – jeśli jest jakaś szansa, że mamy tanie zasoby surowca energetycznego, trzeba je na gwałt wydobyć, nie zważając na nic: na ludzi, na środowisko, na koszty.
I to będzie właśnie zadanie dla nowego ministra środowiska. Tusk dał społeczeństwu jasny sygnał: zmiany klimatu nie mają dla nas znaczenia. Tym może zająć się zwykły urzędnik. Minister środowiska ma się zająć czymś ważniejszym: wydobywaniem gazu łupkowego.
Niestety, polityka ta wpisuje się w ogólną filozofię rozwoju tego rządu. Na globalnym rynku mamy konkurować tanią i elastyczną siłą roboczą, rabunkową eksploatacją zasobów naturalnych i ochoczym zapraszaniem do siebie miedzynarodowego kapitału. Jak pisze Edwin Bendyk, „premier po sześciu latach reformowania systemu badań i rozwoju odpuścił sobie i przestał wierzyć w polską innowacyjność”. Została już tylko nadzieja na tanie i dostępne złoża surowców naturalnych, które można szybko wyeksploatować, oddalając kryzys gospodarczy.
A wszystko to stało się w momencie, kiedy Marcin Korolec przewodniczy odbywającemu się w Warszawie szczytowi klimatycznemu ONZ (COP19). Na negocjacje zjechały setki wysokich rangą dyplomatów, ministrów i głów państw. W świecie dyplomacji ranga urzędnika, z którym rozmawiamy, ma duże znaczenie. Za podszeptem jakich demonów premier postanowił obniżyć rangę urzędnika, który jest gospodarzem bardzo ważnego międzynarodowego szczytu w trakcie jego trwania – nie wiem. Ale to policzek dla wszystkich, którzy przyjechali na COP19. Jeśli dodamy do tego fakt, że opinia międzynarodowa dowiedziała się przy okazji, że priorytetem nowego ministra środowiska będzie przyspieszenie wydobycia paliw kopalnych, to możemy być pewni, że ten szczyt klimatyczny zapisze się w historii. A o to nam przecież chodziło.
Korolec zrobił swoje, Korolec może odejść.
Artur Wieczorek – sekretarz Partii Zieloni
Czytaj także:
Edwin Bendyk: Rząd ten sam, ale nie taki sam
Marcin Zaród: Pułapki potencjału
Piotr Kuczyński o nowym ministrze finansów: Jedna wielka niewiadoma