Nie musicie nas ratować, gdy zastanawiacie się, czy zostałyśmy oszukane i „czy nasza naiwność nie została wykorzystana”. Jesteśmy aktywistkami. Działamy w interesie ludzi, w tym nas samych. Nie partii. I próbujemy różnych ścieżek − z pełną świadomością ryzyka.
Organizujemy Strajk Kryzysowy, bo zostałyśmy postawione pod ścianą. Politycy nie robią nic, by rozwiązać kryzysy, które piętrzą się na skutek lat ich bezczynności i ignorancji. Idziemy na ten protest, bo mamy dość państwa, które służy jedynie samym rządzącym, bogatszym i silniejszym; bo cisza wokół prawdziwych źródeł kryzysów – zarówno rosyjskiej wojny w Ukrainie, jak i kryzysu energetycznego – jest kuriozalna. Popularyzacja danych naukowych przyczyniła się do tego, że sondaże mówią wprost – Polki i Polacy są gotowi, by podjąć wyzwanie zielonej transformacji, pod warunkiem że tym razem naprawdę będzie sprawiedliwa. Ale żeby taka była faktycznie, musi zabierać na pokład nas wszystkich – miasto i wieś.
Siła w ręce ludzi
Kiedy 24 lutego bomby zaczęły spadać na Kijów, zmieniło się dla nas wszystko. Obie działałyśmy już w ramach ruchu klimatycznego. Obie zdawałyśmy sobie sprawę, jak przerażający jest kryzys klimatyczny – wynik naszego aktualnego systemu, w którym gospodarka opiera się na paliwach kopalnych, a politycy podejmują decyzję całkowicie, nie licząc się z ich tragicznymi dla ludzi konsekwencjami.
czytaj także
Jednak do 24 lutego kryzys klimatyczny i przerażenie naszym światem były kwestią przyszłości – która oczywiście stała dla nas pod wielkim znakiem zapytania – ale nie „konkretnego teraz”. Po tym czwartkowym poranku zmartwienie przyszłością i katastrofą klimatyczną odeszło na dalszy plan. Nagle okazało się, że nasza zależność od paliw kopalnych finansuje brutalność, której „nigdy więcej” już w Europie miało nie być.
Okazało się, że obietnica o Europie jako o gwarancie pokoju była pustą wydmuszką, podszytą dekadami biznesów z dyktaturami z różnych części świata – w tym przede wszystkim z Rosją. Od tamtego poranka skończyło się myślenie o przyszłości, a zaczęła się trudna walka o zapewnienie jakiegokolwiek bezpieczeństwa jak największej liczbie ludzi – w obliczu wojny w Ukrainie i kryzysu energetycznego, który jest wypadkową uzależnienia nas od Putina i opóźniania transformacji energetycznej.
Wyzwanie jest ogromne i popycha nas w kierunki, których nigdy byśmy się nie spodziewały. To proste, by robić rzeczy z osobami, z którymi się lubimy, mówić o pełnej nadziei przyszłości. Ale to, czego potrzebujemy w tym momencie, to rewolucja. A rewolucyjne jest szukanie tego, co nas łączy, i zawiązywanie sojuszy, które dla naszego wspólnego przeciwnika mogą okazać się prawdziwie destrukcyjne.
Sprawiedliwość społeczną odmieniłyśmy przez wszystkie przypadki
Gdy w telewizyjnych debatach na temat praw kobiet i patriarchatu rozmawiają mężczyźni, niesamowicie się wkurzamy. Tak samo, gdy w dyskusje na temat „postulatów młodych” nie włącza się nasto- i dwudziestolatków. Z kolei gdy zostają już dopuszczeni do słowa, często dzieje się to w formie ciekawostki i egzotycznego pochylenia się nad tymi naiwnymi. Jeszcze częściej obecność młodych ludzi w debacie publicznej jest z góry skazana na bycie wynikiem potrzeby karmienia inspiracją i nadzieją.
W tym samym czasie ludzie żyjący w Warszawie uzurpują sobie prawo, by rozmawiać o wszystkim, chociażby o sprawiedliwej transformacji górnictwa, jednocześnie oczekując, że „inne” grupy społeczne będą dostarczać ekspertyzy dotyczące jedynie swojej tożsamości. Młodzi niech rozmawiają o młodości. Kobiety – jak już dopuścimy je do stołu – o kobietach. Osoby trans – to przecież osoby eksperckie od bycia trans. Rolnicy więc niech rozmawiają o rolnictwie, a górnicy − o górnictwie.
To my jesteśmy prawdziwą delegacją Polski na szczyt klimatyczny COP26
czytaj także
Osoby z miast wyobrażają sobie Polskę przyszłości, ale są oderwani od tego, jak wygląda polska wieś. Nie pytają o potrzeby społeczności wiejskiej, do regionów czołowi politycy wyjeżdżają głównie w kampanii wyborczej.
Dla nas nie ma żadnej Polski bez polskiej wsi. To jasne, że jedna osoba nie jest w stanie reprezentować wszystkich. Ale Agrounia to największa inicjatywa zrzeszająca rolników w Polsce. Początki ich partyjnej działalności nie są tym samym, czym są lata działalności partii politycznych, które miały okazję działać w parlamencie.
Dlaczego Lewica parlamentarna nie zajmuje się ciągłym działaniem na rzecz odblokowania odnawialnych źródeł energii? Dlaczego to jej posłowie i posłanki nie są twarzami walki o opodatkowanie koncernów energetycznych?
Te dyskusje toczą się od lat. I brakuje nam odważnych osób, które faktycznie są w stanie przejmować te tematy. Takich, które są gotowe pracować i przeprowadzać sprawiedliwą transformację, a nie jedynie mówić nam, jak mamy zajmować się aktywizmem klimatycznym, jakie mieć postulaty i taktyki.
Nie musicie nas ratować, gdy zastanawiacie się, czy zostałyśmy oszukane i „czy nasza naiwność nie została wykorzystana”. Jesteśmy aktywistkami. Działamy w interesie ludzi, w tym nas samych. Nie partii. I próbujemy różnych ścieżek − z pełną świadomością ryzyka.
Tu chodzi o nasz dom
W tych kryzysach chodzi o nas – o nasze bezpieczeństwo, rodziny, dobro narodowe, które nasi rządzący krytycznie naruszają. Piętrzące się kryzysy, ale również ogromne wykluczenia, które wynikają z aktualnego stanu państwa, inspirują nas do wymyślania polskości na nowo: odnajdywania się w niej i rozumienia, że Polska faktycznie jest naszym domem.
Chciałybyśmy, by była domem, w którym się nie kłócimy, w którym ze sobą rozmawiamy. Domem, w którym żyje się godnie, w którym każdy ma miejsce dla siebie. W którym nie brakuje pieniędzy, który jest ocieplony, w którym mamy system ogrzewania i prąd ze źródeł, które są odnawialne. Domem, w którym je się dobrze, lokalnie. W których żyje się zdrowo, z dostępem do sensownej ochrony zdrowia.
„Tępa chłopomania” kontra „tępa warszafka” – czy naprawdę musimy to sobie robić?
czytaj także
Tymczasem jak czytamy w Raporcie o biedzie, gdyby Polska była blokiem o stu mieszkaniach, aż ośmiu naszych sąsiadów nie miałoby łazienki. Trzech – bieżącej wody. Dziewięcioro miałoby za to depresję. Co trzeci z nas nie miałby żadnych oszczędności, i tylko co piąte mieszkanie byłoby podłączone do sieci ciepłowniczej. Najwyższa pora zadbać o ten dom, bo jesteśmy u siebie. Ale nie zrobimy tego same.
„To nie są wasi sojusznicy”
Ludzie ze wsi są niewygodni. Rolnicy są niewygodni. Często nie mówią językiem uznawanym za inkluzywny i bezprzemocowy. Najczęściej są katolikami. Są konserwatywni. Mówią, że to dlatego, że potrzebują bezpieczeństwa, spokoju i godnego życia. Nierzadko się boją, bo nieraz byli pozostawieni sami sobie. Z kobietami, od których domów najbliższy gabinet ginekologiczny oddalony jest o 70 kilometrów, rozmawia się o aborcji inaczej. Z ludźmi, o których słuchamy na panelach dyskusyjnych o wykluczeniu komunikacyjnym, często nie stajemy twarzą w twarz.
Podchodzimy do siebie jak do osobnych plemion. Wojna polsko-polska wydaje się łatwiejszą opcją niż spojrzenie sobie prosto w oczy. Choć same jesteśmy z miast – Wiktoria jest z Poznania, Dominika spod Bydgoszczy – czujemy, że musimy wyzbyć się (zaczynając od siebie) wszelkich elementów wyższościowego podejścia do polskiej wsi. To nie nasza rola mówić komukolwiek, jak powinien uprawiać swoje gospodarstwa (ekologicznie), gdzie powinien chodzić w niedzielę (na pewno nie do archaicznego polskiego kościoła), jak powinien dbać o planetę (na pewno nie, jedząc mięso), jak powinien się poruszać (na pewno nie dieslami).
Nie „wiemy jak” i nie nasza w tym rola, by wydawać moralne werdykty. Obszary wiejskie w 2018 roku zajmowały 93 proc. powierzchni Polski, zamieszkanej przez 40 proc. jej ludności. A jednak to właśnie na terenach wiejskich mamy dwukrotnie mniej placówek medycznych. Absolutnie pozostawiona sobie po upadku PGR społeczność wiejska to prawdopodobnie jedna z najbardziej wykluczonych grup społecznych. W jednym rzędzie z osobami LGBT+ stoją oni – pozostawieni sami sobie, wykluczeni, bez reprezentacji.
Bogaci mieli czas na wymianę pieców. Dlaczego dopłacamy do ich węgla?
czytaj także
Jeśli zgadzacie się z postulatami strajku – chcecie opodatkowania nadprogramowych zysków koncernów energetycznych, które zarabiają na kryzysach, i sensownej dystrybucji tych pieniędzy, odblokowania OZE (zarówno ustawy 10H, jak i rozpoczęcia układania paneli słonecznych na wszystkich publicznych budynkach w Polsce) i odejścia od paliw kopalnych – dziś z Rosji, a wkrótce od innych dyktatorów – dołączcie do nas. Ze swoim postulatem, flagą, hasłem. Spotkajmy się. I spójrzmy sobie w oczy.
**
Wiktoria Jędroszkowiak i Dominika Lasota – członkinie inicjatywy WSCHÓD, organizatorki protestu Strajk Kryzysowy.