Brak wzrostu był niegdyś normą – mówi Richard Heinberg.
Marcin Gerwin: Przyspieszenie wzrostu gospodarczego lub przynajmniej utrzymanie go jest jednym z głównych priorytetów premiera Polski, a także polityków wielu innych krajów na świecie. Ich celem jest to, aby każdego roku ludzie konsumowali coraz więcej dóbr i usług, dzięki czemu Produkt Krajowy Brutto będzie rósł. W ich ocenie oznacza to, że gospodarka się rozwija. Uważasz, że utrzymanie wzrostu gospodarczego jest możliwe?
Richard Heinberg, Post Carbon Institute: W krótkim okresie – tak. Być może nie we wszystkich państwach, lecz w wielu. Będzie to jednak coraz trudniejsze, szczególnie w krajach, które są od dawna uprzemysłowione, jak Stany Zjednoczone, Japonia czy w Unii Europejskiej. W dłuższej perspektywie wzrostu gospodarczego nie będzie jednak można utrzymać w żadnym kraju, po prostu dlatego, że wiąże się z nim coraz większe wydobycie i zużycie zasobów naturalnych. A żyjemy przecież na planecie, na której ilość zasobów naturalnych jest ograniczona. Rozumiało to już dawno temu wielu znanych ekonomistów, wśród nich Adam Smith, który przewidywał, że w pewnym momencie globalna gospodarka osiągnie granice rozwoju, a wzrost gospodarczy się zatrzyma. Wiele wskazuje na to, że obecnie dochodzimy do tego punktu, a dalsze podtrzymywanie wzrostu gospodarczego będzie coraz trudniejsze.
Co na to wskazuje?
W Stanach Zjednoczonych najwyższy poziom wzrostu mieliśmy w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Od tamtego czasu był on już raczej anemiczny, utrzymywał się dzięki rosnącej spirali zadłużenia. Gospodarstwa domowe zadłużały się coraz bardziej, aby pozyskać środki na coraz większą konsumpcję. Ale możliwości zadłużania się również mają swoją granicę. Po przekroczeniu pewnego poziomu ludzie nie są już w stanie spłacać coraz większych długów, a banki nie chcą im pożyczać pieniędzy. Wydaje się, że osiągnęliśmy ten poziom w ostatnim dziesięcioleciu. Zadłużenie gospodarstw domowych przestało rosnąć w znaczący sposób, co jest rekompensowane zwiększonym zadłużaniem się przez rząd – wydatki są finansowane z pożyczek, a bank centralny skupuje papiery wartościowe i zwiększa w ten sposób ilość pieniądza w obiegu. Tak więc wzrost gospodarczy udaje się w Stanach Zjednoczonych utrzymać, jednak dzieje się tak kosztem rosnącego długu. A tego nie da się robić w nieskończoność.
Na wzrost gospodarczy ma także wpływ to, co dzieje się w sektorze energetycznym – gospodarka jest przecież uzależniona od energii. To nie pieniądz rządzi światem czy armia, lecz energia, bez której nic w gospodarce nie jest możliwe. Wzrost gospodarczy w XX wieku był możliwy w znacznej mierze dzięki ogromnym ilościom taniej, skoncentrowanej energii z paliw kopalnych. Te paliwa nie wyczerpią się wkrótce, niemniej wydobywaliśmy je, stosując zasadę, że najpierw wydobywa się to, co najlepsze – zaczęliśmy więc od najlepiej dostępnych, najtańszych w produkcji i najbardziej skoncentrowanych zasobów ropy, gazu i węgla. To z kolei oznacza, że zasoby, które są eksploatowane dziś, wymagają zaangażowania zarówno większego kapitału, jak i większej ilości energii do wiercenia, wydobywania czy przetwarzanie w rafineriach.
Na świecie wydobywa się obecnie rekordowe ilości gazu, ropy czy węgla. Gdy jednak odejmie się energię potrzebną do ich pozyskania, to widać, że ilość energii z paliw kopalnych, która jest dostępna na świecie, przestała się zwiększać, a w przypadku ropy nawet się zmniejsza. Z kolei mniejsza ilość dostępnej energii przekłada się na mniejszą ilość wytwarzanych dóbr i usług. Jedynym sposobem na utrzymanie pozorów wzrostu pozostają bańki finansowe, te jednak zawsze kończą się krachem.
Czyli potwierdza się, że PKB nie jest dobrym wskaźnikiem rozwoju.
Jest fatalnym wskaźnikiem rozwoju gospodarczego. Wielu ekonomistów się z tym zgadza. Pokazuje jedynie, ile pieniędzy wydaje się w obrębie gospodarki w skali roku. To dobry wskaźnik poziomu konsumpcji, ale nie możemy przecież zwiększać poziomu konsumpcji w nieskończoność.
Jeśli chcemy poprawić jakość życia w naszych społeczeństwach, musimy znaleźć sposób na to, jak to zrobić bez rosnącej konsumpcji.
PKB się tu nam nie przyda. Lepsze będą wskaźniki, które mierzą jakość życia i stan środowiska w sposób bezpośredni. W latach 90. ubiegłego wieku opracowano Wskaźnik Autentycznego Rozwoju (ang. Genuine Progress Indicator) i jest on z powodzeniem używany w wielu miejscach do określania sytuacji gospodarczej, jak w stanie Maryland w USA. Ponadto małe państwo w Himalajach – Bhutan – opracowało swój własny wskaźnik, który nazwany został Szczęście Narodowe Brutto (ang. Gross National Happiness). W ONZ trwają starania, aby został on przyjęty także w innych państwach.
Jeżeli założymy, że wzrost gospodarczy nie jest nam potrzebny, jak będzie wówczas funkcjonowała gospodarka? Na przykład banki nie będą mogły udzielać oprocentowanych pożyczek, gdyż do spłaty oprocentowania niezbędny jest właśnie wzrost.
Bez wątpienia sektor finansowy będzie musiał się zmienić, gdy PKB przestanie rosnąć. Szukając wizji przyszłej gospodarki, po wskazówki możemy sięgnąć w przeszłość. Gospodarka bez wzrostu była niegdyś normą – aż do XIX i XX wieku. Przez większą część historii ludzkości brak wzrostu był zwyczajnym i oczekiwanym sposobem funkcjonowania gospodarki. Z całą pewnością nie jest to coś nowego, z czym nie mieliśmy do czynienia wcześniej. Niemniej gospodarka, która utrzymuje stałą wielkość PKB, stwarza poważne wyzwania dla naszego współczesnego sektora finansowego, który jest od wzrostu całkowicie uzależniony. W gospodarce, w której PKB nie rośnie, wysoka stopa zwrotu z inwestycji nie jest możliwa. Oprocentowanie pożyczek również staje się problematyczne. Dlatego właśnie udzielanie pożyczek na procent było w niektórych społeczeństwach uważane za grzech lub nawet za przestępstwo.
Czy zmiany będą dotyczyły również sposobu funkcjonowania miast?
Wraz z wyczerpywaniem się paliw kopalnych oraz ze wzrostem ich ceny zmieni się wiele w sposobie funkcjonowania naszych społeczeństw, w tym także w sposobie projektowania miast. Aby zmniejszyć zapotrzebowanie na transport, ludzie powinni mieszkać bliżej swojego miejsca pracy czy miejsca, gdzie robią zakupy. Mobilność będzie ograniczona, nawet jeżeli znacząco zwiększymy ilość energii z odnawialnych źródeł. Tak więc musimy postawić na lokalny system żywnościowy i zmniejszyć udział paliw kopalnych, takich jak ropa, w tym systemie. To z kolei oznacza, że będziemy potrzebowali większej liczby rolników.
Pomimo że urbanizacja była dominującym trendem przez ostatnie dziesięciolecia, jest bardzo prawdopodobne, że liczba ludności w miastach zacznie się zmniejszać. Dla części mieszkańców nie będą one stwarzały perspektyw i ludzie zaczną szukać sposobów na utrzymanie się z uprawy ziemi.
Myślę, że dla wielu osób koniecznośc przygotowywania się na niedostatek paliw kopalnych może brzmieć dość abstrakcyjnie. Słyszymy przecież w mediach o ogromnych złożach gazu łupkowego w Polsce. Niektórzy twierdzą także, że Stany Zjednoczone mają tak dużo ropy w łupkach, że zostaną drugą Arabią Saudyjską.
Zasoby gazu łupkowego w USA były znacznie przeszacowane. W Post Carbon Institute przeprowadziliśmy badania, w ramach których przyjrzeliśmy się danym z 65 tysięcy odwiertów, z których wydobywa się obecnie gaz lub ropę z łupków. Wynika z nich, że w przypadku większości odwiertów wielkość wydobycia zmniejsza się bardzo szybko. W każdym z rejonów, w których wydobywa się gaz lub ropę z łupków, wydobycie jest wystarczająco dobre i opłacalne jedynie w niewielkiej ich części. Poza tymi miejscami wielkość wydobycia jest już w początkowym okresie niższa i zmniejsza się o 60 lub więcej procent w pierwszym roku. Oznacza to, że potrzebna jest bardzo duża liczba nowych odwiertów, aby utrzymać wydobycie na odpowiednim poziomie.
Kiedy jednak najlepsze miejsca są już eksploatowane, nadchodzi w końcu moment, gdy nie da się nadążyć z nowymi odwiertami i łączna wielkość wydobycia w całym kraju zaczyna spadać. Ten punkt osiągniemy w USA prawdopodobnie w 2017 roku. Gdy ten spadek produkcji się zacznie, będzie on zapewne bardzo gwałtowny, gdyż tak wygląda zmniejszanie się wydobycia z poszczególnych odwiertów. Zatem twierdzenie, że Stany Zjednoczone będą następną Arabią Saudyjską, ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Gaz łupkowy rozbudził w Polsce wiele nadziei, jednak próbne odwierty pokazały, że wstępne szacunki dotyczące wielkości złóż były przesadzone. Zarówno w Polsce, jak i w innych państwach Europy Środkowej najprawdopodobniej zostaną wydobyte jedynie niewielkie ilości gazu łupkowego.
Co w takiej sytuacji powinien zrobić premier Polski? Dziś stara się on pobudzać wzrost gospodarczy. Jeżeli jednak jest to w dłuższej perspektywie niemożliwe, jak powinny wyglądać priorytety jego polityki?
Doradzałbym mu politykę gospodarczą, która promuje uprawy rolne na własne potrzeby, rzemiosło i drobną, lokalną produkcję. Na tym bowiem będzie opierała się gospodarka w przyszłości. Szybka urbanizacja i wzrost gospodarczy są nie do utrzymania na dłuższą metę, więc stawianie ich sobie za priorytety nie jest dobrą strategią.
Może być z tym problem, gdyż ludzie w Polsce chcą dziś czegoś zupełnie innego. Marzą o takim poziomie dobrobytu materialnego, jaki mają mieszkańcy Europy Zachodniej – w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Chcą zarabiać więcej pieniędzy, gonić Europę i oczekują polityki gospodarczej, która im to umożliwi. Wygląda więc na to, że aby zmienić kierunek rozwoju gospodarczego, musiałyby się najpierw zmienić wartości naszego społeczeństwa.
Zgadza się. W państwach, w których duża część społeczeństwa wciąż żyje na wsi, ważne jest, by zacząć cenić i wspierać rolnictwo i w ogóle styl życia na wsi. Państwa, które są wysoko zurbanizowane i które przyzwyczaiły się do wysokiego poziomu wzrostu gospodarczego, będą miały twardsze lądowanie. Życie w tych państwach nie będzie łatwe. Natomiast państwa, w których wiele osób wciąż utrzymuje się z uprawy ziemi, takich jak Polska, a tym bardziej Rumunia, są w bardzo dobrej sytuacji, jeżeli chodzi o szanse na uporanie się ze zmianami gospodarczymi, które rysują się na horyzoncie.
Miasta istniały przez tysiące lat i z całą pewnością będą istniały nadal w dalszej przyszłości. Urbanizacja wymaga jednak znacznych ilości energii, zatem koniec ery paliw kopalnych będzie oznaczał również koniec takiego rozwoju miast, jaki w świecie uprzemysłowionym zachodził przez ostatnie dekady.
Richard Heinberg jest autorem jedenastu książek, m.in. „The Party’s Over”, „The End of Growth”, „Snake Oil”, „Peak Everything” i „Blackout”. Jest jednym z głównych ekspertów Post Carbon Institute. Specjalizuje się w kwestiach związanych z wyczerpywaniem się paliw kopalnych. Jego artykuły ukazały się między innymi w „Nature”, „The American Prospect”, „Public Policy Research”, „Quarterly Review”, „The Ecologist” czy „Resurgence”.