Przekleństwo milionów niewinnych słuchaczy od korporacji do sal uniwersyteckich. PowerPoint sieje intelektualną nudę i powoduje głupotę.
Wykładowca akademicki, który twierdzi, że nie ma żadnych bolesnych wspomnień z nieudanych wykładów, zwyczajnie kłamie. Na jednym z takich właśnie wykładów sam dość wcześnie odczułem, że studenci kompletnie mnie nie słuchają: jedni ześlizgnęli się w błogie otępienie, a inni byli śnięci lub niespokojni. Zupełnie bez wdzięku rzuciłem się więc jeszcze bardziej w odmęty mojej prezentacji w PowerPoincie, tak jakby miała mnie uratować przed kompletnym fiaskiem. Jeszcze po latach słyszę w głowie tę lekcję, jak czytam na głos kolejne punkty ze slajdów i widzę siebie odwracającego się do studentów, żeby im je jakoś desperacko sprzedać.
Na szczęście nie mam wspomnień o tym, co myśleli wtedy moi studenci – moim najdotkliwszym wspomnieniem jest doświadczenie zanudzania samego siebie. Skoro więc nadszedł już tak bolesny dla mnie moment w karierze, czas zmienić sposób postępowania. Dlatego zainicjowałem ruch na rzecz zakazu używania programu PowerPoint w salach wykładowych.
czytaj także
Istnieje szereg powodów, dla których wykład może się nie udać: źle zaplanowany program kursu, niedostateczne przygotowanie wykładowcy, brak polotu, słabszy dzień, zblazowani studenci, zbyt wielki tłum, źle zaprojektowana aula. Do listy tych punktów należy dołożyć program PowerPoint.
Fizyczny wykład twarzą w twarz jest potencjalnie wielowarstwowym i otwartym wydarzeniem, podczas którego następuje interakcja pomiędzy studentami, przeczytanymi przez nich lekturami, wykładowcą i materiałem poglądowym lub problemem teoretycznym. Prezentacja w PowerPoincie zamyka wykład w formule kursu, do którego nikt prócz wykładowcy nie może nic od siebie włożyć, a w który wykładowca wkłada jedynie swój, często poczęty dzień wcześniej, pomysł na wykład. To odcina możliwość improwizacji i chwilowego odejścia od tematu oraz szansę na dostosowanie się do tego, co akurat wniosą studenci bez schodzenia na manowce.
czytaj także
To właśnie zazwyczaj sprawia, że prezentacje są tak nieznośnie nudne – mimo że dla publiczności szybko staje się jasne, dokąd zmierza mówca, sam mówca musi jednakowoż przejść przez wszystkie rozpisane przez siebie uprzednio punkty, podczas gdy publiczność po cichu może mieć jedynie nadzieję, że kolejny slajd będzie choć odrobinę ciekawszy.
Nieprzydatny dla nauczycieli
Aby wywołać zaciekawienie studentów i zbudować na wykładzie coś interesującego, nauczyciele muszą zadawać pytania i eksperymentować, a nie podawać uczniom gotowe rozwiązania i wyniki jak na tacy. Niestety PowerPoint został opracowany z myślą o takim właśnie przedstawianiu rzeczy. Początkowo Microsoft kupiło firmę, która ten program opracowała z przeznaczeniem dla komputerów Macintosh. Po wypuszczeniu programu na rynek jego oferta coraz bardziej skupiała się jednak na ludziach biznesu, a zwłaszcza konsultantach i zapracowanych sprzedawcach.
W ciągu lat 90. program ten został przyjęty jeszcze gwałtowniej przez korporacje i włączony do pakietu biurowego Microsoft Office, bo pozwolił ilustrować i wyjaśniać podsumowania wykonawcze, jednozdaniowe hasła, wszechobecne w biznesie „namacalne wyniki” i plany działań.
Ścieżka PowerPointa do uniwersytetów została przetarta wraz z wywieraną na wykładowcach presją w zakresie liczby godzin dydaktycznych oraz zwiększającym się popytem ze strony coraz bardziej zróżnicowanego grona studenckiego, domagającego się konkretnych wskazówek co do tego, jak poruszać się w dżungli nagromadzonej przez ludzi wiedzy.
Jak się jednak okazało, PowerPoint uniwersytetom wcale się nie przysłużył. Podstawowy problem polega na tym, że wykładowca wcale nie ma na celu sprzedawanie studentom wiedzy spakowanej w punktach. Zamiast tego, wykładowcy powinni raczej stawiać studentów przed problemami, a taki proces uczenia się jest powolny i pracochłonny. Nie można go zwięźle i elegancko podsumować.
Słowem, PowerPoint wywołuje głupotę. Dlatego właśnie niektórzy, jak amerykański ekspert od statystyki Edward Tufte, twierdzą, że PowerPoint to zło.
Oczywiście, nowe technologie prezentacji, takie jak Prezi, SlideRocket czy Impress, dodają niby wiele nowych możliwości i trójwymiarowe animacje, ale ja nadal twierdzę, że to tylko pogarsza sprawę. Nieistotne informacje nie zyskują na wadze tylko dlatego, że efekciarsko poruszają się po ekranie. Prawda jest taka, że trudno jest śledzić długie prezentacje w PowerPoincie, a kiedy przeoczy się choćby jeden punkt, człowiek często się gubi.
Analfabetyzm matematyczny. Jak pseudonauka wykorzystuje to, że nie umiemy liczyć
czytaj także
Dodatkowo dochodzi do tego niejednoznaczność tego, co stoi za kolejnymi punktami rozsianymi na kilkunastu slajdach prezentacji. W moich prezentacjach tekst na slajdach to jedynie moje własne, często pisane w pośpiechu, myśli. W przeciwieństwie do moich innych tekstów, przeznaczonych do publikacji lub recenzji, moich prezentacji w PowerPoincie nikt zawczasu nie ogląda ani ich krytycznie nie ocenia. A jednak – studenci uznają moje punktory i wyliczenia tam zamieszczone za prawomocne i często cytują je w swoich pracach zaliczeniowych, w miejsce wymagających większych nakładów pracy cytatów z listy prawdziwych lektur do danego kursu.
Wolni od PowerPointa
Nasz program studiów magisterskich z dziedziny filozofii i biznesu w Kopenhaskiej Wyższej Szkole Biznesu skutecznie objęliśmy zakazem używania Facebooka i innych mediów społecznościowych. Ostatnio również zabroniliśmy wykładowcom używać PowerPointa. Pod tym względem idziemy łeb w łeb z amerykańską armią, w której generał Herbert McMaster wprowadził analogiczny zakaz ze względu na to, że program ten nie nadawał się do podejmowania decyzji. Tu jesteśmy całkowicie zgodni. Pozwalamy wykładowcom na użycie PowerPointa wyłącznie w celu wyświetlenia serii obrazów i wideo czy cytatów z prac źródłowych.
Poza tym nauczyciele piszą kredą po tablicach (bądź flamastrami po białych tablicach). W przeciwieństwie do PowerPointa, kreda bądź marker pozwalają nam wynotować na tablicy pomysły zgłaszane przez studentów i powiązać je z naszymi własnymi.
Oczywiście, zdjęcie ciężaru PowerPointa z ramion nauczycieli stawia większe wymagania w zakresie planowania. Pomimo tego, że jako wykładowcy mamy precyzyjnie zaplanowaną każdą minutę wykładu, to jego konkretna treść powinna pozostawać zmienna i otwarta na bodźce. Żeby zachęcać do interakcji moich studentów, proszę ich o umieszczanie przed sobą tabliczek z imionami. W ten sposób mogę poprosić mniej aktywnych studentów o rozwinięcie pewnych koncepcji i powiązań, które stopniowo pojawiają się na tablicy. Student może to zrobić bądź to mówiąc z miejsca, bądź podchodząc do tablicy, żeby je uzupełnić.
Przez wszystkie lata mojego używania PowerPointa w sposób tradycyjny, studenci niezmiennie skarżyli się na to, że nie dostali ode mnie slajdów przed wykładem. Dziś studenci nawet nie wspominają o braku prezentacji – jedyne, czego by sobie życzyli, to większy porządek na mojej tablicy. Mają rację, a jednak w przeciwieństwie do sztywnego porządku PowerPointa, porządek na tablicy można zrobić w czasie rzeczywistym.
Dyskryminacja na akademii? Norma. Ale jak z nią walczyć w kraju, gdzie palą kukłę Żyda?
czytaj także
Pozbawionym pokusy PowerPointa wykładowcom nie pozostaje nic innego jak skupić się na studentach. A to o wiele bardziej obiecujący zwrot w akademickiej sytuacji.
czytaj także
**
Bent Meier Sørensen – profesor filozofii i biznesu, Kopenhaska Wyższa Szkoła Biznesu.
Tekst ukazał się na portalu The Conversation. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów-Antkowiak.