Na oryginalny pomysł wpadły sandomierskie służby mundurowe, które opracowały słownik, składający się z ponad stu słów. Ich używanie świadczyć może o tym, że dziecko miało kontakt z narkotykami.
Funkcjonariusze policji uważają, że znajomość gwary narkotykowego środowiska może być przydatna rodzicom w rozpoznaniu, czy nastolatki mają kontakt z narkomanami, czy zażywają lub próbowali środków psychoaktywnych. Wystarczy, że zorientują się, czy ich dzieci w kontaktach z rówieśnikami używają słów zamieszczonych w słowniku. W zbiorze „podejrzanego” słownictwa znajduje się między innymi: „bajzel” czyli miejsce spotkań z handlarzami, „budzio” oznacza budapren, tabletki ekstazy to inaczej „groszek”, podnoszący ceny dealer to „hiena”, haszysz natomiast określa się kilkoma zamiennymi nazwami, np.: „placek”, „plastelina”, „czarne maroko”, czy „czekolada”, „Helena” to heroina, a „drzazga” to igła.
O potrzebie wczesnej interwencji mówią terapeuci pracujący z rodzinami osób uzależnionych od narkotyków. Wskazują na to, że natychmiastowa reakcja na jakiekolwiek oznaki powiązania ze środowiskiem narkotykowym mogłaby zapobiec uzależnieniom i wielu wynikającym z nich problemom. Zdarzają się sytuacje, że młodzież „hoduje” narkotyczne rośliny w doniczkach, a nieświadomi rodzice pomagają w ich pielęgnacji. Częściowym rozwiązaniem mogłyby być szkolenia dla rodziców organizowane w szkołach, jednakże większość dyrektorów jest sceptycznie nastawiona do tego rodzaju inicjatyw, gdyż sami nie posiadają dostatecznej wiedzy lub nie chcą ściągać na szkołę złej sławy, poprzez sugestię, iż istnieje w niej problem narkotykowy.
Wyniki przeprowadzonych w Sandomierzu wśród dzieci i młodzieży badań wskazują, że z narkotykami stykają się już osoby na przełomie podstawówki i gimnazjum. Młodzi ludzie doskonale wiedzą, do kogo się zwrócić, aby kupić towar. Często pierwszy kontakt z substancjami odurzającymi nastolatki mają na wakacjach.
Na pozór wszystko brzmi bardzo optymistycznie. Można jednak dojść do wniosku, że użycie przez kogoś słów „bajzel” czy „czekolada” nie stanowi wcale podstawy do podejrzewania go o zażywanie narkotyków czy kontakt ze środowiskiem osób uzależnionych. Przeprowadzenie testów na obecność substancji psychoaktywnych jest rzuceniem oskarżenia, a pochopny osąd może doprowadzić do pogorszenia stosunków między rodzicami a ich pociechami, gdyż dzieci, będąc niesłusznie posądzone, odczują brak zaufania.
Szkolenia dla rodziców mogłyby przynieść pozytywny efekt, ale jak widać, nie ma nikogo, kto by się tym profesjonalnie zajął. Przede wszystkim powiedział dorosłym, jak rozmawiać z dzieckiem o narkotykach i uzależnieniu, nie powielając wszystkich stereotypów o substancjach psychoaktywnych i trzymając się jak najdalej od nieracjonalnej retoryki zakazu. Z drugiej strony nie wiadomo, czy taka inicjatywa zainteresowałaby opiekunów nastolatków i czy w dzisiejszych realiach znaleźliby na nią czas…
[Źródło: „Super Nowości” z 15 lipca 2010]