Rząd PO to rząd miłości. Okazał ją emerytom pracującym w trudnych warunkach. Jednej czwartej z nich wydłużył wiek emerytalny, reszcie kazał pracować tak długo, jak w warunkach normalnych.
Uczuciem obdarzył stojących w kolejkach pacjentów – ci, których nie będzie stać na zapłacenie za zabiegi w sprywatyzowanym systemie nie będą zajmowali miejsca w poczekalniach. Teraz serce swe rząd okazał użytkownikom narkotyków. A pierwsze informacje były, o dziwo, naprawdę optymistyczne.
Dotychczasowe prawo, które karało za posiadanie najmniejszej nawet ilości nielegalnych substancji psychoaktywnych, było fatalne. Policja, zamiast łapać producentów i hurtowych sprzedawców, skupiała swe wysiłki na represjach wobec okazjonalnych użytkowników i uzależnionych. Funkcjonując w taki sposób, jednocześnie wspomagała czarny rynek substancji psychoaktywnych. To wszystko z kolei zniechęcało uzależnionych do poszukiwania pomocy. Uciążliwość obowiązujących przepisów jest nieproporcjonalna do zysków i istnieje wobec nich alternatywne rozwiązanie. Z tego powodu niektórzy prawnicy mówią wprost: obecna ustawa jest niekonstytucyjna. Wydawało się więc, że Ministerstwo Sprawiedliwości wreszcie poszło po rozum do głowy i zdecydowało się na liberalizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.
Ale to tylko złudzenie. Zmiana prawa ma polegać na możliwości odstąpienia od wymierzania uzależnionym i użytkownikom kary więzienia. Niestety, przy wciąż popularnym, nawet w kręgach lekarskich przekonaniu o moralnych źródłach uzależnienia, ta możliwość nie musi być stosowana wystarczająco często. Faktem jest, że już nie będziemy karać użytkownika z samej mocy prawa. Wymiar kary będzie zależał od widzimisię prokuratora, bo to organy ścigania samodzielnie mają decydować o tym, jak wielkie mogą być „niewielkie ilości”. Nawet premier nie ma złudzeń, że ten projekt to tylko zagrywka PR-owa. „W Polsce nic się nie zmienia, kara jest wciąż taka sama za posiadanie narkotyków. Chcemy dać szansę osobie złapanej z niewielką ich porcją, by ta pomogła nam złapać dilera, wskazać producentów” – powiedział Donald Tusk.
Czy to naznaczone hipokryzją sformułowanie wynika z (popartego doświadczeniem?) przekonanie premiera, że dzięki skrusze małolata złapanego z dżointem, złapiemy szefa przemytników lub producentów narkotyków? Chciałbym wierzyć, że w chwili wypowiadania tych słów, premierowi wróciła trawkowa faza. Przecież policja, w poszukiwaniu „współpracowników”, będzie dalej przetrzepywać plecaki (mojemu koledze wczoraj bezprawnie zaglądali na ulicy do portfela, tłumacząc się właśnie akcją antynarkotykową). W efekcie na komisariaty częściej będą trafiać mieszkańcy biednych blokowisk niż dzieci z tzw. dobrych domów. Łatwiej w końcu zgarnąć grupkę siedzącą pod blokiem niż gości modnego klubu. W efekcie więcej mieszkańców biednych blokowisk będzie trafiać za kratki. Wzajemna lojalność wśród ziomali z podwórka jest bardzo silna, silniejsza niż lojalność dziecka z dobrej szkoły wobec drobnego dilera. I nie chodzi tutaj o żadną przyzwoitość, młodzież z dobrych szkół przez odsiadkę ma dużo więcej do stracenia. Natmiast osiedlowi ziomale, nie ulegając policji, zyskają respekt w oczach kolegów. Gdy w grę wchodzi konfrontacja z policją, to nawet kibole wrogich klubów jednoczą siły. Warto też wspomnieć, że w ten sposób nie trafi się do producentów, co najwyżej do drobnych handlarzy – płotek, na miejsce których znajdzie się kilku następnych. Premiera i ministra wojna z narkotykami będzie wojną z biednymi.
Jednak, gdy się głębiej zastanowić, to chyba całkiem nieźle, że ludzie (zwłaszcza biedni) nie przestaną trafiać do więzień. Mamy kryzys, bezrobocie rośnie. Jednym ze sposobów zbijania bezrobocia (statystyki przede wszystkim!) jest z powodzeniem stosowane w USA zamykanie ludzi w więzieniach. Zaczerpnięty z Ameryki wzór, wzbogacony o polską specjalność, czyli zerową resocjalizację, w wielu przypadkach skutecznie utrudni powrót na łono społeczeństwa. Ale od czego są surowe wyroki dla recydywistów? Trzeba przecież ciągle pacyfikować gniew społeczny wynikający z durnego wprowadzania dyktowanych miłością neoliberalnych rozwiązań. Świetnie nadaje się do tego ostrzejsze prawo (rząd chce podwyższyć kary za handlowanie i użyczanie narkotyków), najlepiej za drobne przestępstwa.
Rewersem neoliberalnej deregulacji rynków i prywatyzacji usług publicznych jest polityka kryminalizacji biedy i represji wobec niepokornych. Znane z PRL powiedzenie „pałka – bijące serce partii” znów zyska na aktualności.