Wiemy, że konieczna jest modernizacja systemu pomocy uzależnionym, postawienie na lecznictwo ambulatoryjne i nowoczesną profilaktykę.
W programie „Czarno na Białym” z 29 stycznia w TVN 24, na podstawie dramatycznych perypetii paru osób i ich rodzin, próbowano pokazać, jakie mogą być skutki kontaktów młodych ludzi z marihuaną. Usłyszeliśmy tam dość rozsądne wypowiedzi kilku naukowców, które zestawiono z przykładami autentycznych tragedii.
Materiał był skonstruowany w taki sposób, że odnosiło się wrażenie, jakby naukowcy nie znali życia, a palenie konopi kończyło się ulicą – w najlepszym przypadku ośrodkiem dla uzależnionych. Terapeuci dwóch największych organizacji, zajmujących się terapią i pomocą osobom uzależnionym naprowadzali na takie wnioski w swoich wypowiedziach.
Jedna z występujących w programie matek opowiedziała, jak wyrzuciła syna z domu, dzięki czemu ten po kilku dniach znalazł drogę do terapii. Jej się udało, mimo że udaje się to tylko raz na sto przypadków, ale już takich danych terapeuta nie przekazuje. Dla terapeuty jeden ważny przypadek, to ten, któremu się udało. Dla matki ten jeden przypadek stanowi cały świat.
Nonszalancja wielu terapeutów w obchodzeniu się z ludzkim życiem, jest temu środowisku dobrze znana. Nie mówią matkom, że na ulicy nie ma noclegowni, jadłodajni, łaźni, i że mieszkanie na klatkach schodowych prowadzi do inicjacji zabójczych narkotyków ulicznych, przyjmowanych najgroźniejszymi sposobami (przez zastrzyki). Do dzisiaj, niestety, znaczna część terapeutów potrafi doradzać rodzicom tak barbarzyński krok, jak wyrzucenie dziecka z domu. Matka wręcz zaapelowała do innych matek, by podążać jej drogą, występujący w programie terapeuta takie postępowanie uzasadnił, a ktoś w TVN 24 dał zgodę na emisję tego skandalicznego apelu.
Od 2000. roku mamy najsurowsze prawo narkotykowe w Europie, a liczba zatrzymań przez policję, wszczętych postępowań i skazań z powodu posiadania narkotyków, głównie marihuany, wzrosła przez dekadę o 1500 procent. Mimo to, mamy jedną z najwyższych w Europie dynamikę wzrostu wskaźników dotyczących konsumpcji marihuany, rosnącą od 5 lat (statystyki na podstawie danych Krajowego Biura Przeciwdziałania Narkomanii).
Wszyscy rozsądni ludzie już zrozumieli, że nie tędy droga, że represje przynosiły odwrotny do zamierzonego skutek. Tysiące poszkodowanych przez prawo nieadekwatnie ukaranych tworzy silny ruch protestu, który ma swoich przedstawicieli w Sejmie. Tak więc brak umiaru w represjach doprowadził do odruchu buntu i nieprawdopodobnej promocji marihuany. 13 lat temu, zamiast rozsądnie podejść do problemu narkomanii, zaczęliśmy strzelać z armaty do wróbli przez co teraz mamy tak trudną sytuację. Wiemy jednak po tym doświadczeniu już bardzo dużo.
Wiemy, co na pewno należy robić, a czego nie: należy przede wszystkim złagodzić prawo, a szukać przeciwwagi i skutecznych rozwiązań w profilaktyce i leczeniu. Wiemy, że konieczna jest modernizacja systemu pomocy uzależnionym, postawienie na lecznictwo ambulatoryjne i nowoczesną profilaktykę. Wiemy, że możemy to zrobić nie ponosząc nowych kosztów, ale racjonalnie gospodarując już dostępnymi, bardzo znacznymi zasobami, które należy przestawić na inną filozofię działania.
Problem mogłyby rozwiązać w znacznym stopniu dwie największe organizacje zajmujące się pomocą uzależnionym, dysponenci połowy budżetu kraju na tę pomoc, jednak na ogół strzelanie z armat im odpowiada (zrobią wiele, by skojarzyć zażywanie marihuany i heroiny) i zarazem zwalania z odpowiedzialności. Wolą doradzać społeczeństwu wyrzucanie „ćpuna” z domu, tym samym powiększanie tłumu bezdomnych narkomanów, powiększanie ilości wykluczonych. Wolą to wszystko niż zmiany, niż reformy swojego podwórka. Nie mówią nikomu, że powszechnym skutkiem wyrzucenia z domu jest właśnie heroina, nie ośrodek. Nie mówią, że na heroinę brakuje skutecznego leczenia, bo od prowadzenia programów leczenia substytucyjnego Monar i Karan się zdecydowanie odżegnują, co przynosi negatywne skutki epidemiologiczne całemu krajowi. Ale to tylko połowa problemu.
Od wielu lat działają w Polsce specjalistyczne programy dla osób eksperymentujących z narkotykami, z których najlepsze rekomendacje posiada FredGoesNet oraz sprawdzony w Europie program terapeutyczny dla osób mających problemy z marihuaną Candis. Są to dwa od lat promowane przez Ministerstwo Zdrowia narzędzia, które zastosowane szerzej, w ponad 100 polskich poradniach mających kontrakty z NFZ, mogłyby realnie zredukować wskaźniki konsumpcji marihuany w Polsce. Choćby zastosowane w ok. 40 poradniach należących do dwóch wspomnianych organizacji, nie mówiąc już o ich ponad 40 punktach konsultacyjnych, ośrodkach stacjonarnych i innych placówkach „narkotykowych”.
Rzućmy okiem jak Monar i Karan, organizacje doradzające wyrzucanie „ćpuna” z domu, walczą o redukcję popytu na marihuanę i jak implementują te programy. W Polsce program FredGoesNet prowadzą ogółem 63 placówki, w tym tylko 15 należy do jednego z dwóch wymienionych stowarzyszeń. Co do Candis, to stosuje tę metodę w Polsce 33 specjalistów, w tym siedmiu z Monaru, z Karanu nie ma żadnego. Natomiast jeśli chodzi o narkotyki uliczne, żadna z blisko 80 placówek Monaru i Karanu nie prowadzi terapii substytucyjnej dla osób uzależnionych od heroiny. Tu należy jeszcze nadmienić, że liczba terapeutów obydwu organizacji dochodzi do 1000 osób!
W ubiegłym roku od lat krytykowany za przestarzałe metody terapii Monar ogłosił restrukturyzację 2/3 swoich palcówek stacjonarnych. Na papierze. Wyrzucił zapis zakazujący jego placówkom prowadzenia programów substytucyjnych. Na papierze. Nadal do Zarządu Monaru nie są dopuszczani przedstawiciele lecznictwa ambulatoryjnego, którzy w nowoczesnym systemie leczenia powinni mieć głos wiodący.
Karan ma innego rodzaju problem. Szef tej organizacji w ubiegłym roku został skazany za molestowanie i przemoc (obecnie sprawa jest w drugiej instancji). Podczas siedmiu lat procesu, mimo protestów środowiska terapeutycznego pełnił nadal swoje obowiązki, chroniony przez swoją organizację, gdzie sprawuje władzę absolutną i narzuca oderwany od życia kurs ideologiczny.
Stąd apel:
Szanowni Państwo z Monaru i Karanu,
w Waszym zasięgu są dziesiątki niewykorzystanych narzędzi redukcji popytu na narkotyki. Jedna Wasza właściwa decyzja może przynieść społeczeństwu, w tym osobom poszkodowanym przez narkotyki, więcej pożytku, niż dziesięć nowych praw uchwalonych przez parlament.
Decyzje takie o wiele bardziej wam przystoją niż apele o represje czy wyrzucanie uzależnionych dzieciaków z domu. Zacznijcie więc, proszę, Waszą misję raz jeszcze, ale od dostosowania wreszcie tego, co macie w ręku, do społecznych potrzeb.
Jacek Charmast
Rzecznik Praw Osób Uzależnionych