Kraj, Weekend

Dołecki: Walenie głową w mur męczy, ale w końcu doczekamy się legalizacji marihuany

Krótko po tym, kiedy Aleksander Kwaśniewski podpisał ustawę wprowadzającą prohibicję narkotykową w Polsce, Andrzej Dołecki zaczął walczyć o legalizację marihuany. Marsze Wyzwolenia Konopi organizuje już ponad 20 lat – był w tym czasie aresztowany za posiadanie i został posłem Ruchu Palikota. W rozmowie z Krytyką Polityczną odpowiada, kiedy w Polsce marihuana będzie legalna.

Dawid Krawczyk: Kiedy w Polsce będzie można wejść na Marszałkowskiej do sklepu z marihuaną i tak jak na przykład w Waszyngtonie czy Toronto zupełnie legalnie kupić kilka gramów marihuany?

Andrzej Dołecki: Już teraz można kupić na Marszałkowskiej konopie indyjskie, ale nie w sklepie, tylko w aptece.

W Polsce rzeczywiście marihuana medyczna jest legalna od 2017 roku. Za około 60 złotych za gram pacjenci z receptą mogą zaopatrzyć się w konopie niemieckiej produkcji. Pytam o to, kiedy będziemy mieli w Polsce uregulowany rynek marihuany dla klientów palących rekreacyjnie.

Myślę, że nastąpi to jakieś cztery lata po tym, jak doczekamy się legalizacji w całych Stanach Zjednoczonych. To tam rozpoczęła się narkotykowa prohibicja i to Stany muszą ostatecznie ten sztandar prohibicji wyprowadzić. To oni inicjują wojny narkotykowe, wspierają reżimy, które opierają się na obrocie narkotykami. Miałem okazję rozmawiać z agentami DEA (Drug Enforcement Administration, amerykańska agencja rządowa powołana przez prezydenta Nixona do „walki z narkotykami” – przyp. red.), którzy przyjechali do Polski przy okazji wizyty Trumpa. Oni mówią wprost, że legalizacja marihuany to nie jest problem, prawdziwe wyzwanie to utrzymanie systemu więziennictwa, który opiera się dziś na osadzonych za przestępstwa narkotykowe – trzeba byłoby znaleźć inną grupę do zamknięcia, żeby system się nie zawalił.

Zawsze na końcu kolejki. Marihuana medyczna to ciągle towar deficytowy

Może nie będzie trzeba czekać na zmiany w prawie federalnym. W Stanach na przestrzeni ostatnich lat wiele się zmieniło. Od 2012 roku 18 stanów zalegalizowało sprzedaż marihuany, a prawo w 38 stanach zezwala na obrót marihuaną medyczną. W całej Kanadzie jest legalny rynek konopny, podobnie w Urugwaju. Malta została pierwszym krajem Unii Europejskiej, który zalegalizował posiadanie i uprawę marihuany, a wiele wskazuje na to, że dołączą do niej Niemcy.

Zostaliśmy niedawno zaproszeni przez niemiecki rząd jako Wolne Konopie, żeby wziąć udział w spotkaniu, na którym dopracowywany będzie ich model legalizacji. Decyzja, że Niemcy chcą zalegalizować konsumpcję, sprzedaż i uprawę na terenie wszystkich landów, już została podjęta. Spotkanie, na które się wybieramy, zaplanowane jest na listopad, spodziewam się, że nowe prawo powinno być gotowe do maja następnego roku. Trochę śmieszne, że nas zaprosili, bo ja mam przecież sprawę w Niemczech za posiadanie – a w zasadzie za przewożenie medycznej marihuany.

Czyli podróż do Reichstagu planujesz w bagażniku?

Jestem skreślony w Osnabrück, przy granicy z Holandią i jeszcze przy granicy z Austrią. Do Berlina powinienem móc normalnie się dostać. Dostałem grzywnę za posiadanie marihuany, mimo że mieliśmy na wszystko recepty. Powiedziałem, że nie zapłacę, i w odwołaniu jeszcze nawypisywałem trochę głupot, żeby oddali nam bursztynową komnatę, to możemy pogadać. Nie mieli poczucia humoru i zamienili mi grzywnę na pół roku odsiadki. Nie obawiam się tego jakoś szczególnie, bo akurat w mojej sprawie przed odsiadką jeszcze musiałbym stanąć przed obliczem sądu. Bardzo chętnie bym to zrobił.

To był przełomowy rok. Oto 8 najważniejszych zmian w polityce konopnej na świecie

Wracając do Polski i planów legalizacyjnych tutaj, to masz w głowie jakiś rok, w którym spodziewasz się legalizacji?

Miałem kiedyś w głowie taki rok, 2003 – chciałem, żeby prohibicja się skończyła zaraz po tym, jak wprowadził ją Kwaśniewski. Teraz myślę, że w tym kraju trudno snuć takie przewidywania.

Zobacz, jak było z medyczną marihuaną. Zabierali się do tego wszyscy jak pies do jeża, aż w końcu bang i zalegalizowali, i to na grubo. W innych krajach, rzekomo bardziej liberalnych, jak Czechy na przykład, żeby dostać receptę, musisz najpierw wykazać, że wyczerpałeś leczenie wszelkimi innymi praktykami. Są też wprowadzone limity i określone przypadki, w których można przepisywać marihuanę. Niemcy mają dokładnie określone, ile nanogramów możesz mieć we krwi, jeśli chcesz wsiąść za kółko, a nawet jakich robót możesz się podejmować, a jakich nie. Pamiętam, że limit dla operatora koparki jest wyższy niż na przykład dla operatora wyrzynarki.

Mamy przepisy, które już dzisiaj pozwalają nie karać za uprawianie marihuany

A w Polsce na dobrą sprawę lekarz może ci przepisać na ból zęba pół tony. Nie ma też wprowadzonych żadnych limitów substancji we krwi, które określają zdolność prowadzenia pojazdów czy zdolność zawierania umów. W zasadzie to w Polsce prezydent może najarany ustawy podpisywać.

Przypomnę jeszcze tylko, że medyczną marihuanę w Polsce wprowadził rząd PiS – trudno o lepszy argument, że tutaj cokolwiek trudno przewidywać. Zastanawiam się, czy przy najbliższych wyborach ktoś pokusi się o głosy palaczy. Żałowałem, że Trzaskowski nie podjął się tematu. Myśmy mu wprost proponowali, żeby przy wyborach prezydenckich zaproponował amnestię dla skazanych.

Ile osób dotyczyłaby taka amnestia?

Przez ponad 20 lat, od początku funkcjonowania ustawy wprowadzającej prohibicję dorobiliśmy się w Polsce dwóch milionów skazanych. Część ludzi ma wciąż niezatarte wyroki, a to są często pierdoły, jak posiadanie marihuany. Zaraz Mata dostanie taki wyrok. A jak ktoś dostaje wyrok, to znaczy, że popełnił przestępstwo, i ląduje w rejestrze skazanych – nie będzie ani pilotem, ani prawnikiem, ani politykiem. Myślę, że gdyby Trzaskowski miał odwagę zaproponować amnestię, toby te 2 procent więcej mógł dostać i zostać prezydentem.

Wciąż można tę sporą część wyborców zagospodarować. Bardzo mnie ciekawi, czy ktoś w przyszłych wyborach weźmie na sztandar depenalizację. Z jednej strony trudno mieć nadzieję, widząc, jak politycy obawiają się tego tematu, z drugiej, patrząc na to, jak łatwo prawicy przeszło przepchnięcie medycznej gandzi, to potrafię sobie wyobrazić wprowadzenie depenalizacji posiadania nieznacznych ilości.

Mata i Young Leosia zabierają się za depenalizację marihuany w Polsce

Kiedy zorganizowałeś pierwszy Marsz Wyzwolenia Konopi?

Kiedyś próbowaliśmy zliczyć, ile tych marszów było, i wyszło na to, że nikt tak na dobrą sprawę nie pamięta. Zaczęliśmy w okolicach 2000 roku.

A co z tamtego czasu pamiętasz?

Sprzed prohibicji, którą wprowadziła ustawa podpisana przez Kwaśniewskiego w 2000 roku, mam takie wspomnienia, że stoję sobie ze znajomymi, palimy sobie jointa, przyjeżdża policja i nic się nie dzieje. Wiele ludzi nie pamięta już, że przed tą nowelizacją w polskim prawie był wpisany wyjątek „nieznacznych ilości przeznaczonych na własny użytek”. Wilku z Hemp Gru uświadomił mi ostatnio, że cała ta popularność skrótu HWDP i wszystko, co za tym idzie, zaczęła się wraz z prohibicją. Policja była znienawidzona przez chuliganów, co organizowali burdy stadionowe, ale oręż, żeby podejść do pierwszego lepszego chłopaka i go przeszukiwać, dostała dopiero wraz z tą ustawą.

Gdzie pojawiły się pierwsze próby organizacji sprzeciwu wobec prohibicji narkotykowej?

Prowadziliśmy w internecie inicjatywę hyperreal. W zasadzie była to jedna z pierwszych stron społecznościowych, założona na długo przed powstaniem Facebooka czy Naszej Klasy. Pierwsze polskie forum społecznościowe skupione wokół tematu substancji odurzających – zarówno tych legalnych, jak i nielegalnych. To było dość naturalne, że kiedy nowa ustawa weszła w życie, to główny ferment pojawił się w tym kręgu osób najbardziej zainteresowanych. Wtedy powstał na hyperrealu ruch na rzecz legalizacji marihuany Kanaba.

Skręt, areszt, przeszukanie, a na końcu… umorzenie

Ale nie tylko my byliśmy przeciwko. Mało kto pamięta, że ustawie sprzeciwiał się założyciel Monaru, Marek Kotański. Twierdził, że nie ograniczy zjawiska narkomanii, tylko utrudni dostęp do terapii dla uzależnionych.

I po założeniu Kanaby zorganizowaliście marsz ulicami Warszawy?

Najpierw były happeningi. Kilka miesięcy po tym, jak wprowadzono zapisy prohibicyjne, to wysłaliśmy do posłów susz listami poleconymi. Oczywiście poinformowaliśmy ich, że odpakowując tę paczkę, stają się przestępcami w myśl prawa, które sami ustalili. Gruba zadyma z tego była, posłowie na policję wydzwaniali.

Konopie, prawo i sprawiedliwość

Mieliście wtedy nadzieję, że zrobicie kilka happeningów i uda się cofnąć te prohibicyjne przepisy?

Raczej spodziewaliśmy się, że prohibicja trochę z nami zostanie. Z perspektywy czasu myślę, że i tak dotarła relatywnie późno. Wojnę z narkotykami zaimportowaliśmy w pakiecie z kapitalizmem, więc dziwne tylko, że w 2000 roku, a nie w latach 90.

Długo, tak jak samego kapitalizmu, nikt nie podważał obowiązującego prawa narkotykowego. Od lewicy do prawicy politycy byli zgodni, że narkotyki to zło i trzeba z nimi walczyć.

Do tej pory, jak słucham Tuska, który deklaruje, że jest przeciwnikiem legalizacji, to mnie szlag trafia. O ile Ziobro zbija kapitał na straszeniu wilkiem z lasu, o tyle Tusk, który zakładał Kongres Liberalno-Demokratyczny i sam był zwolennikiem legalizacji, musi dobrze wiedzieć, jakie są skutki społeczne prohibicji.

Niemcy obierają kurs na legalizację marihuany

Sam na krótko zostałeś posłem w 2015 roku. W wyborach nie udało ci się wejść do Sejmu, ale miesiąc przed końcem kadencji Janusz Palikot zrzekł się swojego mandatu, a jego miejsce przypadło właśnie tobie.

Doceniam to, że Palikot jako pierwszy przebił ten mur i wyłamał się z podejścia, że gandzia to jest temat tabu, haram i o niej w Sejmie nie mówimy. Miał happenerski styl, ale merytorycznego podejścia było w tym niewiele.

Pamiętam też podejście betonu parlamentarnego w tamtych czasach. Z lewicy Miller krzyczał coś o naćpanej hołocie od Palikota, z kolei z prawicy Bolesław Piecha opowiadał na komisji zdrowia, że marihuana to jest śmiertelne zagrożenie, a alkohol to nie jest żaden narkotyk. Zresztą Polska scena polityczna zawsze była bardziej zachowawcza niż społeczeństwo. Zleciliśmy kiedyś badania, z których wynikało, że 67 procent Polaków jest przeciwko karom za posiadanie.

W tej kadencji powstał Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany. Przygotował trzy projekty ustaw. Ten najważniejszy, depenalizujący posiadanie i uprawę na własny użytek wciąż nie dostał numeru druku. Dwa pozostałe dotyczące upraw marihuany medycznej i konopi włóknistych zostały odrzucone w pierwszym czytaniu. Kiedy posłowie dyskutowali o przyszłości tych projektów, robiłeś happening pod sejmem, przebrany za gangstera.

Chcieliśmy przypomnieć tym happeningiem, że do legalizacji szybko nie dojdzie, bo grupy przestępcze mają z tego zbyt duże korzyści. Wspólnie z Marcinem Wyrwałem, dziennikarzem śledczym Onetu, policzyliśmy kilka lat temu, że w ciągu weekendu w Warszawie i okolicach pali się półtorej tony marihuany. Jeśli na gramie masz z tego 10 złotych zysku, to wychodzi 15 milionów co weekend.

Trzy ustawy konopne w Sejmie. Posłowie PiS odrzucają projekty Lewicy

Od przegłosowania ustawy wprowadzającej prohibicję minęło ponad 20 lat. Nie zmęczyłeś się jeszcze tym konopnym aktywizmem?

Pewnie, że jestem zmęczony. Patrzę na swoich rodziców, którzy dorobili się wyroku za przemyt ekstraktu z konopi dla mojej umierającej babci. Przesiedzieli w pierdlu trzy miesiące. Albo na Kubę Gajewskiego, wiceprezesa Wolnych Konopi, który również zarobił wyrok i wybrał emigrację. To walenie głową w mur jest męczące. Dlatego sporo naszych aktywistów wybiera emigrację, bo wyrok za posiadanie to jest de facto odroczona w czasie odsiadka. Załóżmy, że dostajesz rok w zawieszeniu na trzy lata. W ciągu tych trzech lat jest spora szansa, że cię znowu złapią. A wtedy to już święty boże nie pomoże i ułaskawić może cię tylko prezydent, co na razie nie zdarzyło się w takim przypadku.

Raczej nie spodziewasz się, że za sprawą kolejnego happeningu czy marszu zmieni się w końcu polskie prawo narkotykowe. To po co w zasadzie organizujecie kolejny Marsz Wyzwolenia Konopi?

To jest nasze święto. Taki jeden dzień w roku, kiedy wolno. Policja nas na samym marszu nie zatrzymuje. Ludzie sobie palą i mają świadomość, że to nie jest jeszcze legalne, ale łatwiej im wtedy uwierzyć, że kiedyś w końcu będzie. Jesteśmy w Polsce raczej mało obywatelskim społeczeństwem, a chcemy tym marszem i wszystkim tym, co robimy w Wolnych Konopiach, przypomnieć ludziom, że mają prawo wymagać od rządzących takiej rzeczywistości, jakiej sobie życzą.

**
Marsz Wyzwolenia Konopi 2022 przejdzie przez Warszawę w sobotę, 28 maja. Rozpocznie się o godz. 16:20 – ale organizatorzy zwołują uczestników na plac Zamkowy już na godz. 15:00. „Jeśli jesteś za zmianą prawa w kwestii konopi albo po prostu chcesz poznać nasze argumenty – zapraszamy. Ubierz się na zielono, zabierz przyjaciół i pokażmy rządzącym, ile nas jest!” – zachęcają Wolne Konopie w zaproszeniu opublikowanym na Facebooku.

**
Andrzej Dołecki – działacz społeczny i polityk, w 2015 poseł na Sejm VII kadencji, prezes stowarzyszenia Wolne Konopie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij