Marcin Chałupka rozmawia z Ann Fordham, dyrektorką International Drug Policy Consortium.
Marcin Chałupka: Dla nikogo nie jest chyba tajemnicą, że wiele organizacji społeczeństwa obywatelskiego, a szczególnie IDPC (Międzynarodowe Konsorcjum Polityki Narkotykowej), w której skład wchodzi ponad 150 instytucji na całym świecie, wiąże z odbywającą się właśnie Specjalną Sesją Zgromadzenia Ogólnego ONZ (UNGASS) na temat narkotyków wielkie nadzieje.
Ann Fordham: Tak – są to nadzieje na to, że rządy państw tym razem przeprowadzą szczerą i otwartą debatę na temat wyzwań, przed którymi stoi międzynarodowa polityka narkotykowa. Tajemnicą nie jest również dla nikogo nasze dotychczasowe rozczarowanie procesem przygotowań do sesji.
Komisja ONZ ds. Środków Odurzających (CND, Commission on Narcotic Drugs) zaprezentowała w zeszłym roku rezolucję, która wzywała polityków do otwartej dyskusji. Została ona przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne ONZ pod koniec 2015 roku.
Jednak otwartej dyskusji nie było, bo prezydent Zgromadzenia Ogólnego przeniósł rokowania na tzw. płaszczyznę „nieformalną”. Chodzi tu o nic innego, jak o spotkania za zamkniętymi drzwiami, na które od samego początku wstępu nie mają między innymi organizacje pozarządowe. Organizatorzy tłumaczą swoją decyzję tym, że rozmowy w ramach CND prowadzone są w Wiedniu, a nie w Nowym Jorku, gdzie rezyduje o wiele więcej reprezentantów państw członkowskich i uczestnictwo w rokowaniach mogłoby być szersze. Dlatego naszym zdaniem proces ten nie był ani otwarty dla wszystkich, ani transparentny.
Kontrowersje zdaje się również budzić sam język dokumentu końcowego UNGASS, który był negocjowany i zamknięty podczas CND. Kolejne wersje tej deklaracji politycznej po ustaleniach międzyrządowych były coraz bardziej rozczarowujące i pozbawione jakiegokolwiek sensu.
Tak, bo nagle okazało się, że sformułowania takie jak „redukcja szkód” nie są już akceptowane przez wiele krajów, np. przez Rosję. To samo dotyczy takich sformułowań, jak programy wymiany igieł i strzykawek, terapii substytucyjnej, przeciwdziałania przedawkowaniu – sformułowań, które też są sabotowane przez Rosję. A rozmowy międzypaństwowe toczą się przecież na podstawie terminologii wypracowanej przez Zgromadzenie Ogólne, które już 15 lat temu używało terminu „redukcja szkód” w deklaracji o HIV i AIDS. Taka terminologia pojawiała się już wielokrotnie w poprzednich dokumentach CND, np. włączono ją do uzgodnionej przed kilkoma laty rezolucji dotyczącej przeciwdziałania zgonom z powodu przedawkowania
Tymczasem teraz, w 2016 roku, nagle nie możemy dłużej jej używać.
Ponadto cała koncepcja działań rządowych na rzecz redukcji szkód związanych ze skutkami zażywania narkotyków i walka z handlem narkotykami okazała się bezskuteczna.
Dlaczego nikt jasno nie powie, że trzeba wreszcie skupić się na ograniczaniu szkód wywołanych zażywaniem narkotyków i nie przedstawi w ONZ jasnego stanowiska w tej sprawie?
Robiąc jeden krok naprzód, robimy dwa wstecz?
Tak. Podobny do strategii redukcji szkód los prawdopodobnie spotkał też zakaz stosowania kary śmierci za przestępstwa narkotykowe. W żadnym z projektów z dokumentu końcowego – mimo że proponowała to m.in. i Unia Europejska, i Szwajcaria – nie znajdziemy takiej terminologii, bo sprzeciwia się jej wiele państw, np. Chiny, Irak, Pakistan czy Arabia Saudyjska.
To kto naciskał na to, żeby jak najszybciej uchwalić niedopracowane dokumenty już w Wiedniu? Nie lepiej było wypracować wspólną, lepszą wersję podczas samego UNGASS w Nowym Jorku?
Podczas sesji CND w Wiedniu naciskała na to m.in. Rosja i kraje z nią współpracujące. Również dyplomaci obawiali się, że rządy ich krajów uznają to za porażkę, jeśli żaden projekt nie zostanie przyjęty. Delegaci przybyli do stolicy Austrii uznaliby za porażkę fakt, że nie udało się przyjąć jakiejkolwiek wersji dokumentu końcowego. W takiej sytuacji dalsze negocjacje zostałyby zgodnie z procedurą przeniesione do Nowego Jorku, a słyszałam od niektórych przedstawicieli państw, że prezydenci i premierzy niektórych państw w ogóle nie pojechaliby do Stanów, jeśli ktoś nie położyłby na wiedeńskim biurku gotowego, zamkniętego dokumentu. Do tego dochodzi absurdalny system zarządzania ONZ… Wszystkie te czynniki odgrywały istotną rolę.
Jako organizacje pozarządowe od lat powtarzamy państwom członkowskim, by nie podejmowały pochopnie nieprzemyślanych decyzji. Po co ten pośpiech? Treść jest niedopracowana, a w wielu kwestiach wciąż brak porozumienia. Dlaczego nie można było wrócić do bardziej dyskusyjnych spraw na sesji w Nowym Jorku? No i dlaczego zgromadzenie nazywane jest ogólnym, choć wszystko odbywa się tylko w Wiedniu bez udziału sporej części państw?
Jaki w takim razie sens ma specjalna sesja UNGASS?
Celem UNGASS ma być otwarta, ogólna debata, w którą zaangażować się mają wszystkie państwa członkowskie ONZ. Cel ten nie został na razie osiągnięty. Znaczne utrudnienie stanowi tutaj konflikt interesów ważnych instytucji przy ONZ, np. Biura ds. Narkotyków i Przestępczości. Wydaje się, że obie agencje, będąc pod presją zmian i w obliczu zagrożenia swoich własnych interesów, wolały dopiąć wszystkie ustalenia jeszcze w Wiedniu, a w Nowym Jorku jedynie podpisać finalny dokument. A przecież nie o to chodzi. I nie tylko ja o tym wiem, ale też wszystkie rządy, które zgodziły się wziąć udział w sesji – w interesie każdego jest zorganizowanie prawdziwej, trudnej, inkluzyjnej debaty na forum Zgromadzenia Ogólnego.
Co nas czeka dalej, już po UNGASS? Jakie są perspektywy dla społeczeństwa obywatelskiego, rządów, reform polityki narkotykowej?
Choć dokument końcowy UNGASS jest dla nas rozczarowujący, znajduje się w nim kilka dobrych rzeczy. Dużym zwycięstwem jest to, że dzięki staraniom działaczy społecznych i akademickich przez ostatnie dwa-trzy lata udało się zapewnić dostęp potrzebującym do podstawowych leków. To naprawdę nie jest kontrowersyjny temat, dlatego wierzę, że udało nam się ustalić język do rozmów na temat substancji kontrolowanych stosowanych w medycynie w dokumencie końcowym. Jest też szansa – choć jak wspomniałam wciąż mocno niewyraźna – wypracowania wspólnego języka w sprawie stosowania proporcjonalnych wyroków za przestępstwa narkotykowe. To byłby dużo krok do przodu, jeśli uda nam się ocalić te zapisy w prawie.
Mam nadzieję, że do 2019 roku (kolejnej Sesji Specjalnej Zgromadzenia Ogólnego ONZ) w końcu wypracujemy odpowiedni język i terminologię do dalszych rozmów i wykonania prawdziwego kroku naprzód.
Kolejną rzeczą, z której jesteśmy zadowoleni to fakt, że jako organizacje społeczeństwa obywatelskiego jesteśmy widoczni, zaangażowani i aktywni. Musimy wykorzystać tę sytuację. Nasz ruch znacznie się rozrósł przez ostatnie lata, na scenie pojawili się nowi aktorzy z różnych sektorów życia, dołączyły organizacje pozarządowe zajmujące się prawem karnym. Pozytywne zmiany można również dostrzec wewnątrz ONZ. Do tej pory polityka narkotykowa zmonopolizowana była przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC), natomiast ostatnio zauważyliśmy zaangażowanie Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP), Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Praw Człowieka, zarządu Światowej Organizacji Zdrowia oraz przedstawicieli Wspólnego Programu Narodów Zjednoczonych Zwalczania HIV i AIDS (UNAIDS). Należy więc robić wszystko, aby skonsolidować działania w kierunku reformy polityki narkotykowej przed 2019 r.
Jaka będzie w tym procesie rola organizacji społecznych?
Jako społeczeństwo obywatelskie musimy się przegrupować i nadal wywierać presję na rządzących i decydentów. Słyszeliście o ostatnim stanowisku Kanady? Kanadyjczycy nie wierzą już, by karanie ludzi za palenie marihuany było w obecnych czasach dobrym rozwiązaniem i ma raczej negatywne skutki. Zmiany legislacyjne mogą w tym przypadku oznaczać łamanie konwencji ONZ, ale rząd kanadyjski nie zamierza zrywać międzynarodowej współpracy, tylko patrzeć w przyszłość. Dlatego też myślę, że mamy przed sobą trzy interesujące lata.
Myślisz, że możliwa jest modernizacja ONZ? Czy może jednak potrzebne są bardziej rewolucyjne zmiany? Wydaje się, że w ciągu 70 lat istnienia zgubiła ona sens działania i nie dostrzega już podstawowych wartości, takich jak prawa człowieka.
Wierzę w system wielostronny, choć niesie on za sobą wyzwania natury biurokratycznej oraz finansowej. Wkładamy mnóstwo czasu i wysiłku, aby usprawniać działania organizacji, aby nauczyć państwa odpowiedzialności za pewne sprawy. Mówimy im: „wasze cele polityki narkotykowej – i mamy tu na myśli działania międzynarodowe oraz krajowe – kolidują z celami polityki zdrowotnej, ochroną praw człowieka czy polityką rozwoju”. Oni nie potrafią spojrzeć na problem w inny sposób, a takie spojrzenie jest niezmiernie ważne, w szczególności w sprawie kontroli narkotykowej. Na Zgromadzeniach Ogólnych padały piękne słowa i obietnice w kwestii zrównoważonego rozwoju, ale na etapie decyzyjnym o tych obietnicach zapominano.
Mamy do czynienia z naprawdę poważnymi zagadnieniami, a dokument końcowy w sprawie globalnej polityki narkotykowej na UNGASS nie spełnia oczekiwań. Oznacza to tylko jedno – że system działania ONZ jest niewłaściwy.
**
We wtorek 19 kwietnia 2016 r. na posiedzeniu plenarnym otwierającym Sesję Specjalną Zgromadzenia Ogólnego ONZ, po obradach trwających niecałe 1,5 godziny, państwa członkowskie ONZ zaadoptowały treść dokumentu końcowego UNGASS wynegocjowaną w Wiedniu podczas Komisji ds. Środków Odurzających. Tym samym zablokowana została możliwość dokonania w Nowym Jorku w ciągu całego spotkania bardziej progresywnych zmian w kwestii międzynarodowej polityki narkotykowej. UNGASS potrwa do 21 kwietnia i będzie już tylko serią wystąpień kolejnych delegacji rządowych, z których część (jak Meksyk, Urugwaj, Unia Europejska) wyrazi tylko swoje rozczarowanie brakiem bardziej progresywnych postulatów w treści dokumentu końcowego.
Czytaj dalej:
Vetulani: Historia hipokryzji
**Dziennik Opinii nr 113/2016 (1263)