Polska już od siedmiu lat jest na wojnie z dopalaczami. Resorty zdrowia i sprawiedliwości oraz Główny Inspektor Sanitarny właśnie świętują pierwsze sukcesy. Tymczasem od momentu zamknięcia sklepów w 2010 r. roczna suma zatruć nowymi narkotykami wzrosła już ponad dwudziestokrotnie.
Wciąż jesteśmy liderem konsumpcji nowych substancji psychoaktywnych w Europie. Wniosek może być tylko jeden: stosowane środki są nieskuteczne!
Z oficjalnych danych wynika, że zahamowaliśmy wzrost liczby użytkowników. Na dodatek, pomimo spadku popytu nad Wisłą, problemy narastają. Ministerstwo Zdrowia podlicza, że liczba hospitalizacji w związku z zatruciem nowymi narkotykami z roku na rok się co najmniej podwaja, od 176 przypadków w 2011 r. do 7284 w 2015. Znaczy to mniej więcej tyle, że codziennie w polskich szpitalach ląduje blisko 20 pacjentów porobionych dopalaczami! Czy to możliwe, że cały dotychczasowy wysiłek jedynie zaostrzył problem?
czytaj także
Wojna z narkotykami toczy się na wielu frontach. Z jednej strony gangi i policja, z drugiej polityka społeczna, gospodarcza, oświatowo-wychowawcza i zdrowotna. Przeciwdziałanie narkomanii realizuje się przez sankcje karne, jak i kształtowanie norm, poprzez edukację, profilaktykę, leczenie i redukcję szkód. Jeżeli jeden z filarów kuleje, pozostałe nie mają prawa być skuteczne. Zdaniem wybitnej socjolożki Marii Ossowskiej prawo jest drogowskazem dla społeczeństwa. Jeśli chodzi o polskie prawo narkotykowe, to wskazuje drogę na manowce.
Nie takie nowe narkotyki
Dopalacze, research chemicals (RC), środki zastępcze – definicji legalnych substancji psychoaktywnych jest wiele. Substancja w tabletkach ekstazy, MDMA, nie była kontrolowana do połowy lat 80.. Również LSD jeszcze do 1970 r. było nową i legalną substancją. Kiedy w związku z falą kwasu Sunshine Acid chemicy-hippisi Nick Sand i Tim Scully zostali zatrzymani, upierali się, że produkowali legalny ALD-52. Na ich nieszczęście ten halucynogen otrzymywało się tak czy inaczej z LSD, które już dopalaczem nie było.
W 2008 r. ekspansja sklepu online Dopalacze.com na ulice miast wywróciła polski rynek do góry nogami. Na reakcję władz nie trzeba było długo czekać, już w 2009 r. przystąpiono do kryminalizacji dziesiątków substancji. Nikt nie spodziewał się wtedy rozmachu i innowacyjności producentów, które rosły proporcjonalnie do podejmowanych sankcji – na terenie Unii w samym 2014 r. wykryto ponad 101 nowych substancji psychoaktywnych, więcej, niż w latach 2005-2009. Wydłużając bez końca łańcuchy węglowe chemikom udaje się przechytrzyć prawo, natomiast konsumenci zostali w efekcie narażeni na coraz mniej przebadane i po prostu coraz gorsze i bardziej niebezpieczne substancje.
Nikt nie twierdzi, że „stare” dopalacze były zdrowe, liczba hospitalizacji w Polsce jest bez precedensu.
Nikt nie twierdzi, że „stare” dopalacze były zdrowe, liczba hospitalizacji w Polsce jest bez precedensu. Pierwsze nowe psychodeliki i stymulanty były na rynku latami, ich efekty drobiazgowo opisały jeszcze w XX wieku korporacje farmaceutyczne i małżeństwo pasjonatów eksperymentatorów: Sasza i Ann Shulginowie. Dzisiejsze narkotyki powstają w takim pośpiechu, że często nie mają nawet numer CAS, który powinien zarejestrować odkrywca każdej nowej substancji. Nadmierna regulacja prowadzi bezpośrednio do rosnącej liczby incydentów, co wskazał niechcący wojewoda warmińsko-mazurski w niesławnym spocie „zamiast jazdy mamy zjazd”. Nastolatki chcą się zabawić, ale ponieważ nie mogą kupić alkoholu „wyluzują inaczej”, co kończy się interwencją karetki.
Bez licencji felg nie umyjesz
Drastycznym przykładem zamienników może być delegalizacja GBL, popularnie stosowanego w przemyśle rozpuszczalnika oraz płynu do mycia felg. Spożyty metabolizuje się do GHB, popularnej klubowej używki, która może posłużyć jako tzw. „pigułka gwałtu”. Od 2015 r. nielegalne stało się posiadanie również estrów GHB, w tym GBL (chemicy wciąż się spierają czy poprawnie). Kiedy Urząd Celny na początku roku przejął 2 tony GBL prokuratura nie była pewna, co robić. Efekt kryminalizacji jest przerażający. Na rynku pojawiło się BDO, idealna pigułka gwałtu – w przeciwieństwie do GBL zupełnie pozbawiona smaku.
Dopalacze to nie tylko kontrolowane nowe substancje, ale przede wszystkim te wymykające się powolnej machinie biurokratycznej. Rynek dopalaczy jest – w odróżnieniu od tradycyjnego rynku narkotykowego – legalny, więc nie ma w nim tylu barier. Dilerem i konsumentem może zostać każdy z dostępem do internetu.
Nadmierna regulacja może co najwyżej stymulować kryminalne innowacje, jednak przede wszystkim uderza w uczciwych przedsiębiorców. Przed pochopną delegalizacją rozpuszczalników ostrzega dr Dobrawa Biadun, ekspertka Konfederacji Lewiatan: „Więksi sobie jakoś poradzą, przenosząc wyższe koszty produkcji na konsumentów lub podwykonawców. Mniejsi mogą upaść.” Zgodnie z rozdziałem 5 Ustawy o Przeciwdziałaniu Narkomanii (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 124) po wpisaniu substancji na listę mogą ją wykorzystywać jedynie podmioty mające odpowiednie uprawnienia – w praktyce największe korporacje, tak jak w kwestii (braku) badań medycznej marihuany.
Nielegalna prohibicja
Bezmyślność zakazów dobrze podsumowuje opinia Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej (UKIE) na temat nowelizacji z 2009 r., w szczególności kwestii zakazu kavy (ava, awa, yaqona), w innych krajach zarejestrowanej od lat jako produkt spożywczy. Kava tradycyjnie pochodzi z wysp Pacyfiku, jednak poza Polską można ją często dostać nawet w supermarketach i drogeriach, jest typowym składnikiem naparów relaksacyjnych. Zakaz sprzedawania tej rośliny, zdaniem UKIE, ogranicza swobodny przepływ towarów w sposób nieproporcjonalny do interesu zdrowia publicznego, głównie z powodu… braku dowodów naukowych uzasadniających szkodliwość.
czytaj także
To Komisja Europejska już w 2005 r. ustanowiła system wykrywania i zakazywania nowych narkotyków, więc opinie wydawane na poziomie unijnym mają istotne znaczenie dla kształtu narkotykowych regulacji. Wycofanie niebezpiecznego środka do niedawna trwało aż dwa lata, dziś tylko 10 miesięcy. Wyjątkiem są sprawy szczególnej wagi, w których można niezwłocznie wycofać z obrotu produkt, co zdarza się jednak niezwykle rzadko. W 2014 r. ze 101 wykrytych nowych substancji psychoaktywnych pod kątem ryzyka analizowano sześć, z czego cztery w 2015 poddano kontroli. W Polsce ostatnie rekomendacje Ministerstwa Zdrowia odnośnie np. klefedronu (4-CMC) czekały rok (!) na wejście w życie, a sama rekomendacja została druzgocąco zakwestionowana przez Instytut Psychiatrii i Neurologii.
Dilerzy na rowery
Lawinowy wzrost liczby hospitalizacji odwiódł posłów od kolejnych delegalizacji. Od 2010 r. w prawodawstwie funkcjonuje definicja „środka zastępczego” a od 2015 lista „nowych substancji psychoaktywnych” – ich posiadanie nie grozi więzieniem, ale handel już grzywną do miliona złotych. Kiedy w 2010 r. Główny Inspektorat Sanitarny (GIS) został upoważniony do zamknięcia z dnia na dzień 1521 sklepów z dopalaczami, nikt nie spodziewał się, że ściągalność kar nie przekroczy 3% a lokale będą otwierały się ponownie nawet następnego dnia po kontroli. Jak to możliwe? Handlarze rejestrują punkty „Xero24h”, lombardy i nieoznakowane lokale na tzw. słupy, czyli kupione tylko w tym celu upadłe spółki lub osoby, które nie są w stanie zapłacić kary, np. bezdomnych. Mało tego, przewidujący sprzedawcy do kontroli dają mąkę lub herbatę. W walce ze sklepami w desperacji próbowano już modlitwy różańcowej, remontów chodnika, czy ostatnio grożenia pozwem wynajmującym lokale i skarg do UOKIK. Dilerzy w Łodzi przesiedli się na rowery miejskie: „20 minut wystarcza mi na kurs po Piotrkowskiej w dwie strony” powiedział jeden „Dziennikowi Łódzkiemu”.
Nie wystarczy nie dolewać oliwy do ognia
Od 2013 r. w walce z dopalaczami wykorzystywany jest przepis prawa karnego dot. narażenia na utratę życia lub zdrowia (art. 165 par. 1 pkt 2 kk). Jak chwali się Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii (KBPN), w Polsce użytkownicy nie są karani za dopalacze (gwoli ścisłości: za te, których nie zakazano do 2015). Czy cały wysiłek jest skierowany zatem w walkę z dilerami? Nic bardziej mylnego. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że co roku dwadzieścia (!) razy więcej osób jest oskarżonych o posiadanie niż o handel narkotykami (dane KGP, listopad 2016). Prokuratura natomiast wykazuje aż siedem razy więcej skazujących wyroków za posiadanie, niż za handel (dane MS, listopad 2016). Ile postępowań wszczęto w sprawie nowych substancji? W 2013 roku 22, w 2015 tylko 67. W zeszłym roku zapadło zaledwie 7 wyroków skazujących. To mniej niż po jednym na tysiąc hospitalizacji lub wyroków skazujących za posiadanie! W Wielkiej Brytanii surowe kary więzienia nie zlikwidowały handlu – teraz odbywa się przez telefon i jeszcze trudniej z nim walczyć.
Edukacją zwyciężymy
Edukacja narkotykowa w Polsce „istnieje tylko teoretycznie”. Rekomendowane przez KBPN programy edukacyjno-profilaktyczne oparte są na szlachetnej, ale przestarzałej filozofii, np. na bazie teorii Jana Pawła II z 1960 r. (program „Archipelag Skarbów”, Grzelak). Co dziś wiedzą młodzi ludzie o narkotykach? Przede wszystkim to, czego dowiedzą się od rówieśników. Recenzje znajomych to, poza ceną substancji, właściwie jedyny wyznacznik wartości, który biorą pod uwagę.
Co dziś wiedzą młodzi ludzie o narkotykach? Przede wszystkim to, czego dowiedzą się od rówieśników.
„Blisko połowa respondentów nie wiedziała, co zażyła ostatnim razem” relacjonuje wyniki badania I-TREND dr Dorota Wiszejko-Wierzbicka z SWPS. Wraz z dr. hab. Piotrem Sałustowiczem twierdzą, że nastąpiła „prywatyzacja ryzyka” . Odpowiedzialny za dopalacze jest nie producent, który nie podaje składu, nie rząd, który odmawia ustanowienia regulacji, a sam konsument. Premier Cimoszewicz powiedział raz powodzianom, że „trzeba było się ubezpieczać” i to hasło zdaje się aktualne, również na gruncie polityki narkotykowej. Zmienić ten stan rzeczy starają się nieliczne organizacje pozarządowe, takie jak Program Stacja czy Studencka Inicjatywa Narkopolityki. Zajmują się rzetelną edukacją na imprezach, a SIN propaguje również sprawdzanie składu substancji samemu, w laboratorium lub w wyszukiwarce analiz produktów „kolekcjonerskich”.
Leczenie się opłaca
Leczenie narkomanii w Polsce jest od lat 80. zmonopolizowane przez Monar. Kanon leczenia stanowią terapie wysokoprogowe, czyli nie przyjmujące osób, które nie są jeszcze zupełnie „czyste”. Można by uniknąć wielu przedawkowań, gdyby opieka była dostępna również wtedy, kiedy pacjent nie jest w stanie z dnia na dzień porzucić ryzykownych zachowań. W Belgii, we Flandrii, gdzie w programach redukcji szkód uczy się nawet, jak poprawnie robić crack, aż 40% problemowych użytkowników zostaje ostatecznie abstynentami. Taki sukces nie byłby możliwy dzięki samym terapiom, zawdzięczają go niezwykle rozbudowanej sieci wsparcia.
W Polsce nadal czekamy na otwarcie kolejnych programów substytucyjnych i pierwszego pokoju iniekcyjnego – w takim punkcie pod opieką medyczną nikt nigdy nie umarł. „Roczny koszt utrzymania narkomana w Europie kosztuje państwo 50 tys. euro, koszt terapii abstynencyjnej wynosi około 20 tys. euro, narkoman na metadonie kosztuje zaś 3,5 tys. euro” twierdzą lekarze z Akademii Medycznej w Gdańsku.
Nie żyjemy w próżni społecznej
Kiedy spada liczba użytkowników a drastycznie rośnie skala problemowego zażywania, warto się zastanowić, czy aby na pewno prawo działa w interesie zdrowia publicznego. Wystarczyłoby przyzwolić na marihuanę, by już nigdy nie martwić się ofiarami „mocarzy”. W listopadzie Ministerstwo Zdrowia przyznało, że tylko 15% uzależnionych od opiatów ma dostęp do leczenia. Organy ścigania od lat kierują się statystykami i nieproporcjonalnie uderzają w drobnych posiadaczy. Socjologowie donoszą, że brak edukacji doprowadził do zatarcia wiedzy o różnicach między substancjami. Czy Polska dekryminalizację dopalaczy rozciągnie na wszystkie narkotyki, tak jak zrobiła to Portugalia, gdzie zażywa się najmniej nowych środków w Europie? Czy może zobaczymy „białą listę” (wyjątków od zakazu wszystkiego), która odda rynek korporacjom i mafii, wedle sugestii Naczelnej Rady Lekarskiej? W NIK trwa kontrola strategii walki z dopalaczami, rekomendacje w pierwszym kwartale 2017.