Teatr

Oblicza teatru z Kosowa: Handke, queer i pljeskavica

Problem Kosowa po raz pierwszy próbowały naświetlić mi prawie ćwierć wieku temu dwie kulturalne starsze panie z Serbii. Teraz, po latach, miałem okazję skonfrontować tamtą narrację z rzeczywistością trzeciej dekady XXI wieku.

W Prisztinie, stolicy Kosowa, spędziłem na festiwalu teatralnym trzy dni – w sam raz, by poczuć się znawcą i formułować bardziej ogólne sądy. Kilka dni dłużej sprowadziłoby tysiąc wątpliwości i tekścik pewnie w ogóle by nie powstał. A tak mam śmiałość spisać tych kilka zdań o kraju pozostającym poza głównym nurtem europejskiej rzeki.

Kosowo formalnie i jednostronnie wyemancypowało się z Serbii w roku 2008, jednak nadal nie jest uznawane przez większość społeczności międzynarodowej, w tym pośród członków UE przez Hiszpanię, Cypr, Rumunię, Grecję i Słowację. Secesję poprzedziła krwawa wojna domowa, w której mówiący po albańsku i wyznający w większości islam mieszkańcy Kosowa walczyli o niezależność od Belgradu. Był to ostatni etap rozpadu Jugosławii.

Problem Kosowa po raz pierwszy próbowały naświetlić mi prawie ćwierć wieku temu dwie kulturalne starsze panie z Serbii, które pod koniec lat 90., po natowskich bombardowaniach Belgradu, odbywały pielgrzymkę po polskich instytucjach kultury i dotarły również do prowadzonego wtedy przeze mnie Nadbałtyckiego Centrum Kultury w Gdańsku. Szukały sojuszników dla jugosłowiańskiego stanowiska, mówiły pięknie językiem Mickiewicza i zostawiły wydaną w Belgradzie po polsku broszurę propagandową o międzynarodowym spisku, zmierzającym do odłączenia kosowskich grodów od serbskiej macierzy. Teraz, po latach, miałem okazję skonfrontować tamtą narrację z rzeczywistością trzeciej dekady XXI wieku.

Adhany w przestrzeni z Mad Maxa

Kosowo w średniowieczu było pepinierą serbskiego prawosławia i tożsamości. To tutaj w 1389 roku rozegrała się bitwa na Kosowym Polu, której tragiczny dla wojsk serbskich wynik jest jednym z najsilniejszych mitów narodowych Serbii. W znajdujących się tutaj prawosławnych monastyrach nadal czci się i opłakuje serbskie ofiary starcia sprzed wieków. Dzieje się tak, mimo że od tamtego starcia kraj uległ islamizacji i cerkiewne dzwony zagłuszane są przez powtarzane pięć razy dziennie adhany, wzywające wyznawców Proroka do modlitwy.

Dziczenie. Eksplikacja nieprawdopodobnego, lecz możliwego spektaklu teatralnego

Dziś, po ponad dwóch dekadach niezależnego funkcjonowania, Kosowo dynamicznie podkreśla swoją odrębną tożsamość państwową. Między innymi właśnie w tym celu organizuje jak wiele innych krajów europejskich narodowy teatralny showcase. W tym roku odbył się on już po raz piąty, a uczestniczyło w nim kilkudziesięciu obserwatorów zagranicznych. W tym trójka z Polski: Dagmara Gumkowska z Teatru Śląskiego, Jakub Skrzywanek z Teatru Współczesnego w Szczecinie i ja, reprezentujący Teatr Polski w Poznaniu 1875.

Było to intrygujące spotkanie z miastem minaretów i muezinów, a jednocześnie imponującej modernistycznej architektury z czasów Jugosławii. Ten aspekt jest lejtmotywem kończącego się właśnie międzynarodowego projektu Manifesta, który w tym roku zacumował w Prisztinie. Ekspozycje odbywają się w przestrzeniach odzyskanych, w tym w zamienionym na parking krytym lodowisku, zbudowanym z okazji zimowej olimpiady w Sarajewie. W zrujnowanym wnętrzu, w zaduchu spalin, ponad kilkudziesięcioma autami unosi się w powietrzu ogromny, srebrzysty zeppelin, niemy przybysz z innej epoki i przestrzeni. Obraz niczym z Mad Maxa.

Prisztina to dziś miasto ubrane po europejsku, ale też z dużą ilością kobiet w chustach i nikabach (również z zasłoniętymi twarzami), miasto żołnierzy Kosovo Forces, międzynarodowych sił pokojowych NATO, a jednocześnie osób queerowych w pełnym dragu, spotkanych wieczorową porą w śródmiejskim tłumie. Miasto ledwie 200-tysięczne, jednak aż kipiące od energii, której tak brakuje aglomeracjom naszej części Europy, paraliżowanym przez zarazę reprywatyzacji i deweloperki. Miasto bezalkoholowych muzułmańskich restauracji, grilli z kebabami, burkami i rakiją, sklepów z ofertą raczej skromną i w całości importowaną. Miasto wąskich, krętych handlowych uliczek niczym w Stambule i pięknych szerokich deptaków, pełnych ożywionego ruchu. Miasto zaaferowanych kelnerów niosących na tacach w ulicznym tłumie filiżanki gorącej kawy i bezdomnych psów, wylegujących się w samym centrum.

Specyfika lokalna i uniwersalny queer

W takim pejzażu obejrzeliśmy spektakle, których estetyka i tematyka wyrażała specyfikę społeczeństwa kosowskiego, a jednocześnie nie odbiegała od tego, co dzieje się na scenach w innych krajach Europy.

Narodowa duma i tożsamość mocno wybrzmiały w dwóch spektaklach wyreżyserowanych przez Jetona Neziraja, dyrektora kosowskiego showcase’u: Kosowo dla głupców z teatru miejskiego w Gjalan oraz The Handke Project. Bohaterem tego ostatniego jest austriacki dramaturg i pisarz Peter Handke, znany również z realizacji na polskich scenach, który otrzymał literacką Nagrodę Nobla równolegle z Olgą Tokarczuk.

Nie chodzi o ojcobójstwo

Handke w czasie wojen bałkańskich lat 90., ofensywy armii jugosłowiańskiej w Kosowie i odwetowych nalotów NATO na Belgrad i Nowy Sad popierał Serbów i ich ówczesnego przywódcę, Slobodana Miloševicia. Kosowski spektakl, grany przez międzynarodową grupę aktorek i aktorów, przeprowadza bezwzględny osąd postawy noblisty. Jego finał nawiązuje do filmu Wima Wendersa Anioły nad Berlinem, do którego scenariusz napisał właśnie Handke. O wolność dla niemieckich aniołów umiał się upomnieć, podobnej wrażliwości nie ma wobec mieszkańców Kosowa, co twórcy The Handke Project wypominają Austriakowi bardzo brutalnie.

Świeżość i entuzjazm młodzi kosowscy aktorzy i aktorki wnieśli też do projektu History Now, ukazującego geopolityczne uwikłania historii i obecnej sytuacji politycznej regionu.

Spektakl „Nasz syn” fundacji Heartefact. Fot. heartefact.org

Do wydarzeń z lat 90. i czasu rozpadu Jugosławii, widzianych z perspektywy więźniów politycznych osadzonych w areszcie w Prisztinie, nawiązywała Godzina śmierci z kosowskiego Teatru Narodowego. Spektakl zrealizowano w celach i na spacerniaku aresztu śledczego w Prisztinie, który obecnie zamieniono w muzeum zbrodni reżimu komunistycznego. Ekspresję aktorską wzmacniały projekcje wideo z lat 90., przedstawiające brutalne pacyfikacje demonstracji ulicznych, egzekucje więźniów politycznych – obrazy tak dobrze znane również z polskich doświadczeń poprzednich dekad.

Dwa spektakle z programu kosowskiego showcase’u włączały się w aktualną dziś w całym zachodnim świecie debatę na temat płci i queeru. Pierwszy, autorstwa Jetona Neziraja, opowiada o tradycji albańskich przysięgłych dziewic. To kobiety, które wyrzekają się swej żeńskiej tożsamości i funkcjonują w społeczeństwie jako mężczyźni. To długa tradycja albańskiej kultury. W spektaklu jedna z takich osób zostaje zaproszona do udziału w londyńskim dragshow, w efekcie czego następuje ciekawa konfrontacja różnych kulturowych dróg genderowej transgresji.

W lwowskim teatrze: pomagamy i czekamy na zwycięstwo

W kręgu queerowym sytuuje się też spektakl Nasz syn, wyprodukowany przez fundację Heartefakt z Belgradu, pierwszy w Prisztinie spektakl po serbsku od 23 lat. Reżyser i autor sztuki Patrik Lazič opowiada o młodym mężczyźnie, który odnalazł w sobie tożsamość geja, i jego odwiedzinach w rodzinnym domu. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak wręcz wywrotowa siła spektaklu tkwi w tym, że chłopak w ogóle nie może zrozumieć, z czym mają problem jego rodzice.

Jest młodym człowiekiem, w swojej zwykłości wręcz pospolitym, zero przegięcia, zero brokatu i glamu, którymi zazwyczaj lubimy ubarwiać wizerunki gejów. Nic z tych rzeczy. Szara mysz, ale mysz wyemancypowana i nietolerująca już żadnych wychowawczych zabiegów. W finale bohater postanawia przenieść się do hotelu, zostawiając rodziców bezradnymi i przegranymi w swoich niedzisiejszych poglądach na temat relacji między mężczyznami.

**

Przed wylotem z Prisztiny zamówiłem jeszcze kanapkę z grillowanym mięsem w malutkim lokaliku koło hotelu, w którym mieszkałem. Właściciel grilla ożywił się na wieść, że jestem z Polski. – Byłem w Polsce na wakacjach w latach 80.! Piękny czas! Bardzo byłem tam bogaty! – Przybysz z na pół rynkowej Jugosławii z wymienialnymi dinarami musiał czuć się krezusem. – Byłem inżynierem w fabryce, która w latach 90., w czasie wojny, zbankrutowała. Dzisiaj, by przeżyć, sprzedaję mięso z grilla. Moja specjalność to pljeskavica, spróbuj, nie pożałujesz! Oczywiście z kajmakiem! – rekomendował. Kocham ten delikatny serek z mlecznych kożuszków. Występuje wszędzie, gdzie swoje rządy zaprowadzali Turcy.

Jadę na lotnisko z kanapką w dłoni. Strażnik graniczny wbija mi do paszportu stempel. Ajajaj! Zapomniałem. Miałem poprosić, by tego nie robił. Następnym razem mogą być kłopoty na granicy z Serbią. A bardzo tęsknię za Belgradem.

**

Maciej Nowak – krytyk teatralny i kulinarny, od 2015 dyrektor artystyczny Teatru Polskiego w Poznaniu 1875. Założyciel Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego (2003–2013), wcześniej dyrektor Centrum Edukacji Teatralnej w Gdańsku, Nadbałtyckiego Centrum Kultury w Gdańsku, Teatru Wybrzeże w Gdańsku. W latach 1997–2000 kierownik działu kultury „Gazety Wyborczej”. Publikował cykle felietonów m.in. w „Teatrze”, „Przekroju”, „Gazecie Wyborczej” oraz Krytyce Politycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij