Nadzieja często jest matką rozczarowania, ale jest też matką zmiany.
Wyobraź sobie, że jesteś członkiem wielkiego ruchu pracowniczego, a co więcej jego reprezentantem wybranym w demokratycznych wyborach. Pragniesz lepszego, bardziej sprawiedliwego świata i jesteś gotów go tworzyć. Nie jesteś sam, masz poparcie innych, podobnych ruchów nas świecie, jest was miliony. Siedzisz na sali, czujesz siłę i wzruszenie, rozbrzmiewają pieśni – po angielsku, bo to wspólna, uniwersalna sprawa („Boże nasz, Boże nasz, jak ten strajk długo trwa” po angielsku naprawdę brzmi jakoś inaczej). Nastrój jest podniosły, ale bywa też śmiesznie. Zza prezydialnego stołu co chwilę padają wezwania, żeby tak często i gremialnie nie odwiedzać bufetów w kuluarach (swoją drogą, ciekawe, co tam rzucili).
Znajdujesz się w konkretnym miejscu i w konkretnym momencie historycznym – jesteś delegatem na zgromadzenie, które ma nakreślić program przemian. Chcemy być gospodarzami naszych zakładów pracy! Chcemy bardziej bezpośredniej demokracji! Taka jest wola większości delegatów. Jednak władza wykonawcza, w towarzystwie ekspertów, których nie wybierałeś, zbiera się i podejmuje uchwałę mniej radykalną, idzie na – może jedyny możliwy – kompromis z rządem.
Z jednej strony demokracja i utopijne marzenie, z drugiej strategia i realizm. W takiej sytuacji stawia widza pożegnalny spektakl dotychczasowego zespołu (jeden z dwóch pożegnalnych spektakli) Teatru Polskiego w Bydgoszczy. I tak kieruje strumieniem emocji, że raczej jesteśmy po stronie marzenia niż politycznych szachów, zresztą przecież wiemy, że niedługo ta szachownica zostanie przewrócona…
Solidarność. Rekonstrukcja to spektakl oparty na stenogramach z I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność. I teraz można by sięgnąć do historii i przypomnieć, o jakie konkretnie zapisy i uchwały chodziło, kim byli wypowiadający się delegaci, kto zasiadał w prezydium Komisji Krajowej, a kto był ekspertem. Ale po prawie czterdziestu latach to już właściwie bez znaczenia. Bez znaczenia też są tutaj spory, czym naprawdę była Solidarność. Wspomagany projekcjami wideo realizm spektaklu jest oczywiście złudny – to tylko jedna z możliwych opowieści, które można zbudować ze stenogramów zjazdowych – ale dzięki temu na chwilę rzeczywiście stajemy się uczestnikami historii, takiej, jaką chcielibyśmy może przeżyć.
Z jednej strony demokracja i utopijne marzenie, z drugiej strategia i realizm.
A dwie godziny wcześniej oglądam inną premierę – Workplace. Na scenie trzy kobiety i głos zza sceny, który jest głosem rynku pracy, obrabiającym i dyscyplinującym „kobiece zasoby ludzkie”. W brawurowo odegranych scenach widzimy rozmaite oblicza pracy: wyalienowanej, niszczącej pracowniczą solidarność, zbyt słabo opłacanej albo zmuszającej do nieustannego udowadniania swojej przydatności, z genderowymi wyznacznikami kompetencji zawodowych, klasowymi konfliktami. Jest to oblicze obsceniczne i często groteskowe, dlatego się śmiejemy, nie jest to jednak śmiech radosny. Kiedy bohaterkom na chwilę uda się uciec spod władzy Głosu i schować za wielką miotłą, odnajdą tam moment wytchnienia i kobiece porozumienie. Wtedy jednak zadzwoni telefon. Halo. Kto mówi? – Tu mówi wolny rynek.
czytaj także
Może spektakle te powinny być grane w odwrotnej kolejności? W Rekonstrukcji Solidarność została tu umieszczona w kontekście globalnej walki o godność, autonomię społeczeństwa, bezpośrednią demokrację, oporu wobec kapitalizmu. Jednak na jednym z filmów widzimy robotnika, który narzeka na swoją trudną sytuację i znajduje winnego – „ten ustrój”. Ten, czyli tamten. Prawdziwy kapitalizm wraz z wolnym rynkiem miał dopiero nadejść. I chociaż chciałam uniknąć historycznych rozważań i szczegółów, to może należy przypomnieć, że Zjazd zakończył się uchwaleniem programu „Samorządna Rzeczpospolita”. Były to raczej ogólniki w duchu liberalno-demokratycznym niż rewolucyjny pomysł na radykalną zmianę społeczną. Jednak właśnie na odniesieniach do tego hasła budowana jest lewicowa legenda Solidarności, z której wygumkowane zostają elementy nacjonalistyczne czy religijne.
Jakie to ma dzisiaj znaczenie? To uniwersalne marzenie nie zużyło się i wciąż zyskuje na aktualności, przekłada się na konkretne sytuacje konkretnych ludzi. Po trzech latach działania bydgoskiego teatru pod dyrekcją Pawła Wodzińskiego i Bartka Frąckowiaka władze lokalne zdecydowały o nieprzedłużeniu kontraktu. Polityczny, zaangażowany i wyrazisty teatr okazał się może niewygodny, może niepotrzebny, a może po prostu deficytowy. Świetne recenzje, festiwale, widzowie zjeżdżający do Bydgoszczy z całej Polski – okazało się, że to jest za mało.
czytaj także
Przedstawienie kończy film, na którym zespół, który opuszcza teatr wraz z dyrektorami, zastanawia się, co dalej. Marzą o innych formach pracy niż te wymuszone przez wymogi instytucjonalne. O większej demokracji. Zastanawiają się nad możliwymi sposobami działania. Załóżmy sami jakąś instytucję. Może stowarzyszenie? Albo wymyślmy jakiś projekt i po prostu postarajmy się go razem zrealizować. Przecież sztuka jest potrzebna tak jak nauka, żebyśmy mogli badać, opisywać i zmieniać świat…
Ale czy rzeczywiście coś z tego wyjdzie? Czy raczej zadzwoni telefon: halo, tu mówi wolny rynek? Albo zadzwoni dobra zmiana.
To były dwa naprawdę mocne spektakle, które właściwie nie powinny pozostawiać wiele nadziei, a jednak działały – a raczej cała sytuacja – zupełnie inaczej. Bo teatr nie musi być miejscem, do którego idziemy, żeby dostać porcję rozrywki albo wzniosłości, albo materiał do przemyśleń. Nie chodzi w nim tylko o to, że jedni coś pokazują, a drudzy oglądają. Czasami między dramatami, artystami i widzami powstaje wspólna przestrzeń – przestrzeń oporu i dobrego pragnienia.
Może wtedy, w 1981, należało prowadzić grę z władzą albo i tego nie było warto robić, bo nie istniały jeszcze warunki dla zmiany, ani takiej, do której potem doszło, ani tym bardziej socjalistycznej. Może wizja samorządnego, nieopartego na wyzysku, umiejącego współdziałać bez opresyjnych struktur społeczeństwa to utopia. Potrzebne są jednak miejsca, które tej logice będą stawiały opór. Jednostki, organizacje, zrzeszenia, grupy, zgromadzenia, teatry!, które nie zgadzają się na obecny kształt świata, próbują go kształtować po swojemu i są rozsadnikami nadziei.
Czasami między dramatami, artystami i widzami powstaje wspólna przestrzeń – przestrzeń oporu i dobrego pragnienia.
Nadzieja często jest matką rozczarowania, ale jest też matką zmiany.
W tym kształcie, na żywo, nikt już tych spektakli nie zobaczy. Dokumentalne rejestracje trzyletniego dorobku zespołu można znaleźć w Encyklopedii Teatru Publicznego.
*
Workplace, tekst Natalia Fiedorczuk-Cieślak, reżyseria Bartek Frąckowiak, premiera 25.06. 2017
Solidarność. Rekonstrukcja, reżyseria Paweł Wodziński, premiera 23.06.2017