Nierówności w edukacji powstają już na poziomie podstawowym i pogłębiają się w trakcie kolejnych lat szkoły.
Jedni w wieku dwudziestu lat zakładają „Krytykę Polityczną” albo „Praktykę Teoretyczną”, rozmawiają z Bałką czy Rottenberg, inni nie wiedzą nawet, co to za figury. Jedni omawiają różnice między sztuką społecznie zaangażowaną a sztuką krytyczną, inni utknęli na duchowości romantyzmu i biegłości narzędzia. Nie mają równych szans w polu sztuki, mimo że często wkładają w to równy wysiłek.
Na początku każdego roku akademickiego robię z nowymi studentami sztuki ankietę zapoznawczą. Chcę się dowiedzieć, do jakich kodów kultury mogę się odwoływać, a które musimy uzupełnić, żeby mogli swobodnie poruszać się w świecie kreacji artystycznej. Co roku wyniki są podobne, studenci w Cieszynie na starcie mają niski poziom kompetencji kulturowych.
Metryczka ankiety naprowadza na wyjaśnienie: 95 % z nich pochodzi z rodzin robotniczych. W ich domach czyta się niewiele, a jeśli pojawiają się tam gazety, to zazwyczaj „Gość Niedzielny”, „Fakt” i „Angora”. Sami też czytają okazjonalnie, czyli – i to w najlepszym razie – dwie książki w roku. Rzadko uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych.
Wychowywani tak od wczesnych lat szkolnych, nabawiają się niechęci do kultury symbolicznej, słabo ją rozumieją. Kiedy trafiają na studia, potrzebują olbrzymiego samozaparcia i pomocy, żeby to zmienić. Żeby po prostu nadrobić braki.
A my, strażnicy pól i jakości, selekcjonujemy, oceniamy, nazywamy jednych wrażliwymi, mądrymi, dobrze rokującymi, a drugich niewrażliwymi, słabo rozgarniętymi, sierotami etc. Ci pierwsi lądują w węzłowych miejscach edukacji, ci drudzy na peryferiach, w czarnych dziurach. Na horyzoncie jednych majaczy stołeczna Zachęta, na horyzoncie pozostałych rozmywają się szanse na wyjście z pracowni.
Proces różnicowania uczniów zaczyna się bardzo wcześnie. Student to stary koń, którego szarpię i podszczypuję, oczekując pięknego kłusu, kiedy on ledwo co nauczył się chodzić. Aby lepiej zrozumieć, co powoduje wyłączenie tak wielu młodych z kultury, zaczęłam zaglądać do podstawówek, żeby zobaczyć, jak sobie radzą młodsze dzieci i czy możliwe jest opisanie mechanizmu wykluczania. Ograniczyłam się do kryterium ekonomicznego: ile należy „wpompować” w dziecko, żeby w przyszłości cieszyło się swoją wrażliwością i dyspozycjami stawiającymi je w pożądanym miejscu świata.
Poprosiłam dzieci ze szkół podstawowych, państwowych i prywatnych (IV-V klasa) o rozpisanie swoich planów lekcyjnych oraz dodanie zajęć pozaszkolnych. Następnie ustaliłam, ile pieniędzy przeznacza się na edukację. Wybrałam cztery plany spośród zebranych sześćdziesięciu. Dwa należą do dzieci ze szkół prywatnych, a dwa ze szkół państwowych. Jedno dziecko jest z dużego miasta, gdzie ku mojemu zdziwieniu ceny szkół i kursów wcale nie są wyższe od tych w mniejszych miastach.
Nierówności w edukacji powstają już na poziomie podstawowym i pogłębiają się w trakcie kolejnych lat szkoły. Jakiej siły i wyobraźni mam użyć, żeby je zatrzeć u dorosłych studentów? Nie wiem.
* lekcyjne
***
Joanna Wowrzeczka jest jedną z gościń tegorocznego Festiwalu im. Jacka Kuronia organizowanego przez Krytykę Polityczną.
Zapraszamy na dyskusję Różni, równi, solidarni, 25 maja, poniedziałek, godz. 19.00
Prof. Thomas Meyer, Fundacja im. Friedricha Eberta, redaktor naczelny „Neue Gesellschaft / Frankfurter Hefte“
Robert Biedroń, Prezydent Słupska
Barbara Nowacka, polityczka, członkini partii Twój Ruch
Joanna Wowrzeczka, Krytyka Polityczna
Moderacja: Agnieszka Wiśniewska, Krytyka Polityczna
**Dziennik Opinii nr 145/2015 (929)