Przemierzając piechotą drogę z Mołdawii do Mołdawii, obarczeni bazarowymi torbami, mołdawscy artyści tworzą, choć w niesprzyjających warunkach. A może być tylko gorzej.
Z Mołdawii w ostatnim trzydziestoleciu wyjechało ponad 40 procent siły roboczej, a obywateli tej byłej republiki radzieckiej wspierają rodziny poza jej granicami. Te migracyjne doświadczenia, związane również ze skomplikowaną sytuacją geopolityczną – Mołdawia sąsiaduje z rumuńskim regionem o tej samej nazwie oraz nieuznawanym przez Unię Europejską Naddniestrzem – odbijają się w sztuce zaangażowanej. Dziś, w czasie epidemii, szczególnie wyraźnie widać jednak, jak niewystarczające – nawet w porównaniu z Polską – są tam systemy wsparcia dla artystycznych praktyk.
czytaj także
W 2006 roku performer Ghenadie Popescu wyruszył piechotą w drogę z Kiszyniowa do rumuńskich Jassów, ciągnąc za sobą na wózku ogromną rzeźbę mamałygi – kukurydzianej kaszy, obecnej w mołdawskiej i rumuńskiej kuchni. Trwająca wiele dni akcja MM była komentarzem na temat mołdawskiej rzeczywistości, której nieodłącznym elementem jest doświadczenie mobilności. Absurdalna rzeźba przedstawiająca narodową potrawę zachęcała napotkanych po drodze ludzi do rozmowy – a ta dotyczyć mogła nie tylko jedzenia, ale i nieprzypadkowej trasy, którą pokonywał artysta.
Wędrówka odbywała się bowiem między dwiema stolicami Mołdawii – samodzielnego państwa oraz regionu o tej samej nazwie. Łącząc te dwa punkty na mapie, Popescu zwracał uwagę na nienaturalny podział – te dwa kraje łączy wspólny język i historia, a wielu obywateli Mołdawii posługuje się rumuńskimi paszportami.
Podobną pieszą wyprawę odbyła też polska artystka, Honorata Martin. Zrealizowane w 2013 roku Wyjście w Polskę to zanurzenie się w rzeczywistości – bez budżetu, założeń i planów, ale z niewielkim wózkiem i towarzyszącym psem. Wyruszając z Gdańska, gdzie skończyła Akademię Sztuk Pięknych, Martin poruszała się pomiędzy kolejnymi niewielkimi miejscowościami, dokumentując swoją podróż przy pomocy rysunków, filmów oraz tekstów.
W pracy Martin odbija się małomiasteczkowa i wiejska Polska, gdzie przyjazne gesty wobec podróżującej samodzielnie dziewczyny mieszają się z duszną atmosferą, budzącą w artystce niepokój. To doświadczenie wędrówki bez wątpienia różni się w od trasy, którą pokonuje Popescu – kiedy on zachęca do interakcji, prezentując przechodniom ogromną mamałygę, Martin wybiera atrybuty zapewniające jej minimalny komfort: śpiwór i psa towarzysza.
Chociaż zgodnie z założeniami to mołdawskiego twórcę interesuje podział, właśnie Wyjście w Polskę pokazuje faktyczny rozłam między wielkomiejską a wiejską rzeczywistością, między dwiema istniejącymi równolegle możliwymi tożsamościami. Wspólna pozostaje jednak metoda – powrót do najprostszych form poznawania swojego otoczenia, wycieczki do sąsiednich wsi, wędrówka ograniczona do kilkunastu kilometrów dziennie, wymuszająca uważną obserwację rzeczywistości. Niezależnie od tego, czy artyści próbują się wtopić w sytuację czy raczej zachęcić napotkanych ludzi do interakcji, prowadzą badania terenowe na użytek własny (oraz widzów).
Ogromna mobilność społeczna związana przede wszystkim z wyjazdami za granicę w różnych kierunkach sprawia, że swoistym symbolem mołdawskiej sztuki po 2000 roku stała się bazarowa torba w kratę – dla Polaków symbol epoki transformacji. Taka torba, zatytułowana EU Shopping Bag, towarzyszyła Tatianie Fiodorovej w podróżach po całej Europie – na niebieskiej kracie artystka umieściła okrąg zbudowany ze złotych gwiazd, nawiązujących do unijnej flagi.
czytaj także
Eurotorbę artystka woziła na spotkania z politykami, wykorzystała ją także w performansie The World is Dirty, the Artist Must Be Dirty, reinterpretacji klasycznego dzieła Mariny Abramović. W trakcie tego wydarzenia Fiodorova maluje się na czarno, wyjmując jednocześnie kolejne słoiki ze swojej torby. Grę z wizerunkiem imigrantki ze wschodu Europy sankcjonują instytucje sztuki – gdyby artystka zdecydowała się ten performans realizować w przestrzeni miejskiej, najprawdopodobniej mogłaby liczyć tylko na współczujące spojrzenia przechodniów.
Z bazarowych toreb korzystał też wspomniany już Ghenadie Popescu – performans pod tytułem Torba odbył się na targu w Kiszyniowie, gdzie artysta przechadzał się ubrany w kraciasty, uszyty z plastiku garnitur. Dokumentacja akcji pokazuje Popescu, który uważnie przygląda się towarom wystawionym na sprzedaż – nie tylko jedzeniu czy sprzętom gospodarstwa domowego, ale i kolejnym torbom, zarówno na straganach, jak i wykorzystywanym w trakcie zakupów.
Na swoim blogu artysta pisze o nich tak: „To tradycyjny strój nowego człowieka. Człowieka bez prawdziwej tożsamości. Nosorożca Ionesco, który idzie na polityczne kompromisy, a świat postrzega w kategoriach zarządzania”. Torba staje się dla niego symbolem nowych czasów: przedmiotem umożliwiającym dostęp do zamkniętego wcześniej świata, ale za pewną cenę.
W 2002 roku na documenta11 w Kassel pokazano film Pavla Brăili Shoes for Europe – nakręcony nielegalnie na stacji w Ungheni, przedstawiał żmudny proces przestawiania pociągów na rumuńsko-mołdawskiej granicy. Mołdawia jako była radziecka republika ma szerszy o niespełna 10 centymetrów rozstaw torów niż sąsiadująca z nią Rumunia, a wymiana lokomotywy zajmuje około dwóch godzin. Film Brăili to skuteczna metafora – bo choć liczni obywatele Mołdawii są jednocześnie obywatelami innych państw, wiele dziedzin życia nie może liczyć na państwowe wsparcie.
czytaj także
Tak jest m.in. z mołdawską kulturą, co szczególnie wyraźnie widać w momentach kryzysowych, takich jak pandemia. W Polsce niemal od miesiąca zamknięte są instytucje kultury, a sytuacja twórców i innych osób zatrudnianych w nich na umowach cywilnoprawnych jest coraz trudniejsza. Różnie na tę sytuację reagują miasta – Warszawa planuje przyznawać stypendia, Kraków z kolei podjął decyzję o przeprogramowaniu wydatków na kulturę: przyznane dotacje, także te wieloletnie, zostały obcięte o 60 procent, liczne festiwale są odwoływane, a pozyskane w ten sposób środki będą redystrybuowane w ramach nowego programu „Kultura odporna”.
Równolegle ruszył nabór wniosków do ministerialnego programu „Kultura w sieci”, który ma dofinansowywać różne formy dostępu do kultury online: od udostępniania istniejących już materiałów (spektakli, dzieł sztuki, obiektów zgromadzonych w bibliotekach) po działania proponujące nowe formy uczestnictwa w kulturze. Twórcy mogą też ubiegać się o dodatkową pulę ministerialnych stypendiów, pod tym samym zbiorczym tytułem.
Symbolem mołdawskiej sztuki po 2000 roku stała się bazarowa torba w kratę.
Rzecz jasna propozycje te nie rozwiązują wszystkich bolączek prekarnego życia polskich twórców kultury: realizacja zaplanowanych działań jest zawieszona, a o jakiekolwiek środki trzeba się jeszcze raz ubiegać i nie wszystkim zostaną one przyznane. Stawiają też wymagania tworzenia coraz to nowych projektów artystom w (jeszcze bardziej niż zwykle) niepewnej sytuacji życiowej. Większość środków trafi także nie bezpośrednio do twórców kultury, ale do instytucji: to zwykle one dysponują możliwościami i zapleczem umożliwiającym digitalizację i zapewnienie praw do transmisji w internecie.
Takie momenty odsłaniają patologie systemu – w polskim przypadku zwyczaj podpisywania umów na ostatnią chwilę lub wręcz po wykonaniu dzieła, co uniemożliwia twórcom nawet ubieganie się o jednorazowe zapomogi w ramach tarczy antykryzysowej.
Jeszcze wyraźniej widać to na przykładzie Mołdawii, gdzie Ministerstwo Kultury nie prowadzi żadnego rodzaju wsparcia współczesnej kultury. W całym kraju działa zaledwie kilka muzeów, jedyną instytucją sztuki współczesnej pozostawało założone w 1996 roku Soros Centre for Contemporary Art (w późniejszym okresie działające pod nazwą KSAK). Pierwszą publiczną galerię sztuki współczesnej otwarto zaledwie w 2019 roku.
czytaj także
Nic dziwnego, że kiedy na początku 2020 roku Muzeum Zemstvei wypowiedziało umowę organizacji non profit Art-Labirynth, środowisko artystyczne zawrzało. Chociaż Ministerstwo Edukacji, Kultury i Nauki nie ma żadnych konkretnych planów renowacji wynajmowanego budynku, uniemożliwiło dalszą działalność wyjątkowego miejsca, gdzie artyści i organizacje mogli prezentować swoje wystawy, organizować wykłady, warsztaty i spotkania. Protesty jednak nie pomogły, a niezależne centrum kultury na razie zniknęło z mapy Kiszyniowa.
Mołdawia nie wprowadziła żadnych oficjalnych programów wsparcia dla artystów czy instytucji kultury. Takich planów nie ma też na razie Kiszyniów – trudno się dziwić, skoro dotacji, grantów czy stypendiów nie przyznają też w normalnych warunkach. Współcześni artyści emigrują: w Berlinie mieszka choćby Pavel Brăila, najbardziej rozpoznawalny mołdawski artysta. W Warszawie mieszka z kolei Teodor Ajder, psycholog i kurator, który razem z Claudią Ciobanu, Olgą Corochii i Mihaiem Tarţą tworzy „kolektyw imigrancki” i redakcję trójjęzycznego pisma „Mamałyga Warszawska” (Mămăliga de Varșovia). Ci, którzy zostali, szukają pracy zarobkowej, która pozwoli im tworzyć na własnych zasadach – pracują w szkołach, agencjach reklamowych czy grają na weselach.
**
Tekst powstał w ramach transgranicznego projektu dziennikarskiego zatytułowanego Off the beaten track, będącego wynikiem współpracy Krytyki Politycznej z n-ost, Hlídací pes, Szabad Pécs i Moldova.org. Projekt finansowany jest ze środków Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego.
**
Martyna Nowicka (ur. 1990) – historyczka i krytyczka sztuki, kuratorka. Współprowadzi efemeryczną instytucję kultury Elementarz dla mieszkańców miast, współpracuje z „Gazetą Wyborczą” i magazynem „Szum”.