Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Potwór z Netflixa, czyli wieczory świniobicia

Żyjemy w epoce potworów. Od wpatrywania się w nich, od narkotycznego omal konsumowania filmów, seriali i podkastów o potworach, sami też spotwornieliśmy. O serialu „Potwór. Historia Eda Geina”.

ObserwujObserwujesz
Materiały promocyjne do serialu „Potwór. Historia Eda Geina” Recenzja

Wszystkiego tu jakby za dużo – wątków, przebrań, odcinków, czasoprzestrzeni, do których i poprzez które transferują się bohaterowie tego serialu, kinofilskich smaczków, zwidów, makabry, krwi, trupów, rozwleczonych flaków, fabularnych absurdów. Parafrazując zdanie Reinera Stacha o publicznych odczytach Karla Krausa, widz aż kuli się pod impetem scen bestialstwa.

Trzecia część netfliksowej antologii serialowej Potwory (wcześniejsze poświęcone były Jeffreyowi Dahmerowi i braciom Menendez), zatytułowana Potwór. Historia Eda Geina, to Las Vegas przeestetyzowanego okrucieństwa, ostentacyjnie wyeksponowanych zwyrodnień, korporacyjnego pasożytowania na tragedii i cierpieniu prawdziwych ludzi. Jest to świniobicie udające ośmiogodzinną sesję psychoanalizy.

Warto jednak, uważam, podjąć trud obejrzenia całego sezonu. Po pierwsze, kreacja Charliego Hunnama jako Eda Geina, mordercy, kolekcjonera i profanatora szczątków ofiar (i nieboszczyków dobywanych samodzielnie z lokalnego cmentarza), szurniętego krawca szyjącego kostiumy z ludzkiej skóry, wykorzystującego ten szczególny materiał jeszcze i w tapicerstwie oraz wyrobie masek, a przy tym Forresta Gumpa w praktycznych, kraciastych flanelach, zapada w pamięć.

Po drugie – mistrzowska scenografia ukazuje w najdrobniejszym detalu rzeczywistość amerykańskiej prowincji na przełomie lat 40. i 50. minionego wieku. Po trzecie – w serialu pada sporo bystrych, przekornych tejków; po czwarte, Gein był wzorem dla najsłynniejszych filmowych oprawców; wreszcie po piąte – w oryginalny sposób zbudowano na użytek widowiska postać owego Rzeźnika z Plainfield, a mianowicie scalono w nim prawdę, ordynarny wymysł, rekwizyty z kultowych horrorów, efekciarską fantasmagorię. Także i Potwór-jako-taki wart jest namysłu i opisu, bo to produkt symptomatyczny dla czasu, w którym żyjemy.

Podtytuł serialu mocno zwodzi, jeśli uznać, że „historia” to nie (wyłącznie) rodzaj opowieści, ale ciąg zweryfikowanych faktów. Twórcy Potwora nie bawią się w domniemania niewinności i swojemu Edowi Geinowi wpisują do biografii wszystko, o co realny Ed Gein był kiedykolwiek podejrzewany bądź co mu insynuowano na fali plotek, medialnych sensacji, narastającej krwawej legendy, popapranego kultu.

Był hieną cmentarną, więc mógł być i nekrofilem. Ktoś zaginął w okolicy? Gein najpewniej pociął nieszczęśnika na kawałki albo uprowadził, żeby torturować i zabalsamować zwłoki. W jego mrocznym domostwie odnaleziono ludzkie serce, prócz, oczywiście, kości i obsuszonych narządów? Max Winkler i Ian Brennan wsadzają je do garnka, w którym gotuje się, podskakując niczym dorodny karczoch. Wersja z Wikipedii jest nieco powściągliwsza: „policja stwierdza, że znajdowało się ono na patelni stojącej na kuchni, podczas gdy niektóre zdjęcia wskazują, że zawinięte było w papierową torbę”.

Na tym nie koniec, bo twórcy w niedorzeczny dość sposób łączą serialowego Geina z takimi osobami jak Ilse Koch, nazistowska zbrodniarka z obozu w Buchenwaldzie, czy Richard Speck, chicagowski morderca „masowy” (jednej nocy zamordował osiem studentek w internacie), z którymi ów nigdy nie miał do czynienia. Ostatecznie Winklera i Brennana bardziej zajmuje „historia” tytułowego Potwora niż historia niepoczytalnego farmera-bestii ze stanu Wisconsin.

Gein jest tu poniekąd jednocześnie ojcem i dzieckiem popkultury. Na drogę występku – według twórców serialu – sprowadziła go bowiem nie tylko sfanatyzowana religijnie matka, dla której kobiety, genitalia i seks były obrzydlistwem i grzechem, oraz strata tejże, w rezultacie której został sam na świecie i próbował ją „odzyskać” dzięki „elementom” (z) innych kobiet – ale też porażające zdjęcia z niemieckich obozów koncentracyjnych i komiksy o wspomnianej powyżej Suce z Buchenwaldu.

Zarazem równolegle do (para)rekonstrukcji jego żywota Winkler i Brennan prowadzą refleksję meta nad wpływem, jakie odrażające dzieło Geina wywarło na amerykańskie kino, od Psychozy i Teksańskiej masakry piłą mechaniczną po Milczenie owiec i filmy Roba Zombie. Sugerują ponadto, że był idolem i wzorcem dla Teda Bundy’ego, innej z kolei popkulturowej „ikony”, o której ciągle i ciągle powstają nowe seriale i dokumenty.

Dzięki tej filmoznawczej refleksji nad schedą Geina w serialu ukazana została ewolucja wrażliwości i oczekiwań widzów, wielbicieli horrorów, łowców ekstremalnych wrażeń. Oto na seansach kinowych Psychozy u progu lat 60. mdlano, wrzeszczano z przerażenia i womitowano do popielnic w foyer; dla kolejnego pokolenia jednak to już z lekka ramota i babranie się w indywidualnych kompleksach. Ci współcześni do przestrachu i zabawy potrzebują mechanicznych pił, fontann juchy, czystej adrenalinowej grozy bez niuansów psyche i wiwisekcji. Serialowy Hitchcock grzmi „wieprze, które zakosztowały krwi!”. Lecz to przecież on zafundował nam wszystkim za sprawą Normana Batesa „nowy rodzaj emocji”, to on przestrzegał, że od tego momentu „będą chcieli więcej i więcej”, no i to on konstatował, że potworami jesteśmy dzisiaj właśnie my, my sami, nie staroświeckie już upiory, strzygi czy demony.

Czytaj także Między melancholią oporu a furią doomscrollingu Jakub Majmurek

W jednym z końcowych odcinków Potwora można zobaczyć, jak wyprzedaż rzeczy po aresztowanym dopiero co Geinie, zorganizowana w ramach pomsty przez syna jednej z jego ofiar, przyciąga tłum pobudzonych sensatów, którzy pragną nabyć cokolwiek, co należało do Potwora, albo choć zwiedzić pomieszczenia, w których oddawał się swoim bestialskim rytuałom. Przypomina to wszystko plądrowanie Berghofu, alpejskiej rezydencji Hitlera, po upadku III Rzeszy, o którym to procederze pisał w Ośmiu dniach maja Volker Ullrich, tudzież szturm do kin i na wystawy, gdzie pokazywano zdjęcia i kroniki filmowe z wyzwolonych przez Aliantów niemieckich obozów koncentracyjnych – a więc stosy zwłok, zbezczeszczone ciała, preparaty z ludzi, krematoria i otwarte groby – o którym mowa w książce Janiny Struk Holokaust w fotografiach.

Winkler i Brennan niby obnażają w ten sposób niezdrową podnietę społeczeństwa mordercami i ich upiornym dziedzictwem, ale przecież nie są wcale lepsi od tych czy tamtych zdobywających utensylia „po potworze”, łaknących widoku trupów, sycących się instalacjami fabryk śmierci. Albowiem cynicznie i świadomie motają tak fabułą serialu, byle tylko wpleść w nią postacie i wątki nazistowskie, osobę Weegego, naturalistycznego fotografa-kronikarza nowojorskich miejsc zbrodni, Bundy’ego, Masona i resztę zwyrodnialców rodem wprost z dwóch sezonów Mindhuntera. Olewają biograficzne nieścisłości, bo ważniejsze – i atrakcyjniejsza – jest kolejna (i nieprzypadkowo długa) scena mordu, nekrofilii, pastwienia się, tańca w uniformie z ludzkiej skóry.

Imają się przy tym najbardziej oklepanych i skompromitowanych chwytów filmowych. Starczy porównać, jak długo w Potworze oglądamy zabijanie facetów bądź dojrzałych kobiet, a ile minut oddano omal celebrowaniu kamerą pięknej, półnagiej Addison Rae w roli uprowadzonej, dręczonej i zabitej przez Geina niani, która niechcący weszła mu w drogę.

Żyjemy w epoce potworów. Od wpatrywania się w nich, od słuchania ich konfesji i przechwałek, od narkotycznego omal przyswajania sobie dokumentów, seriali, filmów czy podkastów o potworach, sami też spotwornieliśmy. Jak na wszystkim, w późnym kapitalizmie również i na naszej chorobliwej fascynacji i dreszczach pod kocykiem Daggkåpor można nieźle zarobić, a czyjąś śmierć, męczarnie i trwogę przerobić na zgrabne, godzinne produkty wizualno-akustyczne ku sytości zarządu i akcjonariuszy, sławie aktorów i reżyserów, podtrzymywaniu energii zglobalizowanej popkultury.

Nikt tu nie jest niewinny, lecz gromkie połajanki niczego przecież nie zmienią. Póki interes z mordercami się kręci, będzie się kręcił. W dodatku – coraz szybciej i gwałtowniej, bo publice trzeba dostarczać coraz więcej mocniejszych dawek barbarzyństwa i zaburzeń.

Czytaj także Setka, galaretka i mordobicie. Laurka dla najtisowej męskości Aleksandra Kumala

Interesowałoby mnie więc nie kaznodziejstwo i załamywanie rąk, ale opisanie fenomenów charakterystycznych dla zeitgeistu, w którym funkcjonujemy i który współtworzymy. Czy to przypadek, że hossa na rynku oprawców zbiega się z narastającą popularnością coraz brutalniejszego porno, walk w klatkach, nagrań ukazujących w drastycznym szczególe realia wojny w Ukrainie, filmów i gier o zombie?

Czego szukamy i co otrzymujemy, wpatrując się w kobietę dławioną aż do łez i ślinotoku penisem, skatowanego karka, rozszarpywanego na strzępy żołnierza, zjeba skórującego drugiego człowieka, hordy nadgniłych trupów wyjadających mózgi i jelita? Czego będziemy poszukiwać za rok czy dekadę? Co wtedy otrzymamy? Kto napisze historię zamiany przemocy w spektakl w zmediatyzowanym społeczeństwie postindustrialno-cyfrowym?

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie