Ale ten socrealizm to nie fabuła o przodownikach pracy.

Ale ten socrealizm to nie fabuła o przodownikach pracy.
„Ida” nie poddaje się krytycznej dekapitacji i bezczelnie zdobywa najważniejsze wyrazy uznania.
Nie chodziło o brak wiary, tylko znajomość realiów rynku.
Ich biografie przeczytam z ciekawością i wcale nie po to, żeby się od nich odcinać i demonstrować antykomunizm.
Co jest tam takiego strasznego, że aż boimy się zajrzeć?
Marcin Pryt i 19 Wiosen nadają ze schronu przesiąkniętego nadchodzącą apokalipsą.
Skąd ten przymus zachwycania się „Idą”?
Trudno nam rozmawiać o polityczności dzieła filmowego bez ryzyka prymitywnej redukcji.
„Ida” wymaga lektury jak sen. Jest rodzajem sennika koszmarów polskiej historii.
Dziś wszyscy mówią o wartościach: politycy, księża, aktywiści z lewicy i prawicy, aktorzy, bankierzy. Kiedy zaczynają robić to artyści, wychodzi to zazwyczaj kiepsko.
Ten film wpisuje się w tradycję romantycznych dumań o potędze – ale z ożywczą ironią i absurdem.
Czy one się kiedykolwiek w Polsce skończyły? Wciąż śnimy ten sen.