Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Zapis kolektywnego obłędu

„Myśli i modlitwy” (HBO)

Handlarze bronią urobili Amerykanów tak, że masakra dzieciaków w szkole jest traktowana jak klęska żywiołowa, jak tornado. Nie da się jej powstrzymać, ale można sprzedać gadżety i kursy chowania się pod ławką.

ObserwujObserwujesz
„Myśli i modlitwy”, zdjęcie promocyjne. Źródło: HBO Recenzja
3

5

Oglądając Myśli i modlitwy, dokument HBO w reżyserii Zackary’ego Canepariego i Jessiki Dimmock, lądujemy w świecie jakby wykreowanym przez Vonneguta albo Saundersa – speców od groteskowych, przejmujących opowiadań, w których współczesna rzeczywistość amerykańska doprawiona została absurdem, szaleństwem, psychozą, scenami – w tym zbiorowymi – rodem z dystopii, późnokapitalistyczną obsesją na punkcie kontroli i procedur, wszechobecną przemocą udającą popkulturę bądź zabawę, symulacjami życia w zagrożeniu prawie nie do odróżnienia od życia w regularnym zagrożeniu. Myśli i modlitwy przypominają również fabułę Adama McKaya, w której niby-to-dokumentalne wstawki potęgują jedynie poczucie totalnej nierealności.

Widzimy tu bowiem Amerykanów i Amerykanki, których uczy się zygzakowania, blokowania drzwi, najefektywniejszego kulenia się za odwracalnymi blatami ławek szkolnych, budowania pamięci mięśniowej, rozpraszania uwagi napastnika ciśnięciem weń bidonem, książką, czymkolwiek. Pokazuje się im, jak zamienić porzuconą deskorolkę w tarczę i jak używać profesjonalnej składanej tarczy balistycznej. Przesiadują oni na pokazach kuloodpornych okiennic, alarmów, inteligentnych kamer rozpoznających broń, pancernych plecaków, hartowanych szyb, opasek uciskowych (są nawet i takie dla kruchych, drobnych kończyn) i taktyk antyterrorystycznych.

Okazuje się, że strzelnica może być miejscem na refleksyjne ćwiczenia oddechowe! Mali Amerykanie i Amerykanki oglądają tik-toki, żeby dowiedzieć się, w którą partię ciała lepiej nie oberwać, a ci więksi, nauczyciele małych Amerykanów i Amerykanek, trenują walkę z pistoletem w garści na długich korytarzach, pośród zdradliwych winkli, między schodami.

Prócz tego wszystkiego dane jest nam zobaczyć firmę, w której wytwarza się sztuczne rany postrzałowe, ćwiczebny ostrzał pociskami z pianki z ogromnego, zabawkowego shotguna, przedszkolankę instruującą swoje bąbelki o słowie-sygnale, po usłyszeniu którego mają schować się w specjalnym pomieszczeniu, a także gościa, który doradza, by nie mówić dzieciom wprost o strzelcu czy zabójcy na terenie szkoły, ale o złym, głodnym dinozaurze kręcącym się w okolicy. Jest też piesek-robot, omal identyczny jak ten z któregoś odcinka Black Mirror, który przenosi granaty hukowe i dymne.

Myśli i modlitwy są zapisem kolektywnego obłędu – opowieścią o narodzie, którym sam siebie zaszantażował i od lat trzyma na muszce. W imię tak zwanej wolności i prawa do posiadania broni – szacuje się, że to około 400 milionów sztuk na 343 miliony obywateli – Ameryka zmieniła się w gigantyczny arsenał, a rzesza Amerykanów w fanatyków, dla których glock, sztucer czy AR-15 to obiekty kultu.

Czytaj także Stany Zjednoczone Broni Palnej Jan Smoleński

Umiejętnie i systematycznie organizowane paniki nie tylko skutkują kompulsywnymi zakupami spluw i amunicji, ale dodatkowo lokują cały problem w Waszyngtonie, gdzie elity rzekomo bez przerwy knują, jak rozbroić „zwykłych Amerykanów”. Tychże nie są w stanie przekonać żadne argumenty, wyliczenia, diagramy ani zamachy na polityków, wojny gangów, samobójstwa, przypadkowe postrzelenia, strzelaniny wszczęte z powodu byle scysji, ani nawet nieustające masakry w szkołach, kinach, klubach nocnych, na koncertach.

Nawet dzieci i nastolatki mordowane dziesiątkami w biały dzień nie leczą ich z tego uzależnienia i pierdolca. Umysł europejski jest bezradny w obliczu zaprezentowanych w Myślach i modlitwach sytuacji – kiedy na przykład jedenastolatka przeprasza, że była zbyt głośna w trakcie ćwiczeń z bycia cicho, siostra zapewnia brata, że nosi w plecaku opatrunki, masakry szkolne porównywane są do niemożliwych do ujarzmienia kataklizmów naturalnych w rodzaju tornada, a jakaś dyrektorska szycha ostrzega trenujących ucieczki i chowanie się uczniów, że „niedbalstwo zabija”. Ich, uczniów, niedbalstwo.

Twórcy Podkastu amerykańskiego, Łukasz Pawłowski i Piotr Tarczyński, jakiś czas temu objaśniali anachronizm rzeczonego „świętego prawa” do posiadania broni i mechanizm utwardzania się pro-pistolecikowego betonu:

„Poprawkę uchwalono w 1791 roku, kiedy Stany Zjednoczone były nowo powstałym państwem, którego instytucje dopiero raczkowały. Nieliczni, rozbici na ogromnej przestrzeni mieszkańcy czternastu stanów – bo tyle wówczas składało się na USA – musieli sami, na poziomie lokalnym, dbać o swoje bezpieczeństwo. I chociaż ówczesne, prymitywne muszkiety miały niewiele wspólnego z nowoczesnymi pistoletami, strzelbami i karabinami, już wtedy dostęp do broni palnej był regulowany.

Choć trudno w to uwierzyć, regulacje obowiązywały nawet na Dzikim Zachodzie. Słynna strzelanina w Tombstone na terenie dzisiejszej Arizony, z udziałem szeryfa Virgila Earpa i pomagających mu braci, Morgana i Wyatta, wybuchła właśnie dlatego, że grupa kowbojów nie chciała uszanować lokalnego prawa i po przyjeździe do miasta zdać broni w biurze szeryfa. Podobne prawa – m.in. nakazujące przechowywanie broni w domu i zabraniające jej wwożenia do miast – obowiązywały w wielu rejonach Stanów Zjednoczonych”.

Miłujący broń Amerykanie, nafaszerowani testosteronowymi opowiastkami o dobrym facecie z gnatem powstrzymującym złego faceta z gnatem i wersami z Konstytucji świętszymi od świętego prawa własności, nie chcą zapobiegać strzelaninom i masakrom poprzez, bo ja wiem, ścisłe ograniczenia nałożone na castoramy, allegra i żabki z karabinami szturmowymi, poprawę dostępu do opieki zdrowotnej, wyrównywanie nierówności społecznych czy wygaszanie bullyingu. Wybierają „czynną obronę”, gdy sadysta, frustrat albo szaleniec wedrze się już na kampus lub do stołówki i zacznie pruć seriami w zdezorientowane, śmiertelnie przerażone dzieciaki.

Aczkolwiek „wybierają” to może w tym przypadku określenie na wyrost, bo opinia publiczna jest zawodowo urabiana przez producentów broni i tychże lobbystów, krawędziowych influ, prawicowe autorytety i polityków, którzy na graniu twardzieli zbijają wyborczy kapitał. Branża amunicji i broni to wielomiliardowy interes, branża zabezpieczeń i szkoleń przed destrukcyjnym użyciem amunicji i broni – miliardowy i stale rosnący.

Dlatego byczek wykładający chemikom i wuefeistom w słusznym wieku prawidła obezwładniania active shootera będzie z miedzianym czołem zaświadczał, iż karabin to jedynie „narzędzie”, a winę ponoszą użytkownicy owego narzędzia. To oni się rzekomo zmienili i są zagrożeniem, gdyż i albowiem… tu rozpoczyna się klasyczna tyrada wczutego tradycjonalisty o rozbiciu wspólnoty i rodziny, upadku wartości, narcyzmie, uważaniu się za pępek świata i tak dalej.

Czytaj także Nierozwiązywalny problem Ameryki Agata Popęda

Dziwnym trafem nasi rodzimi czciciele tradycji i minionych porządków diagnozują podobny kryzys, a jednak nie słyszymy, że licealista zamordował na długiej przerwie kilkunastu rówieśników i pół pokoju nauczycielskiego. Ciekawe, jakiego elementu w układance frustracja-broń automatyczna dostępna od ręki-masakra brakuje w Polsce?

Rewersem Myśli i modlitw są z kolei Wszystkie puste pokoje w reżyserii Joshuy Seftela z udziałem dziennikarza Steve’a Hartmana i fotografa Lou Boppa, którzy objeżdżają Amerykę śladem opuszczonych pokoi dzieci i nastolatków zamordowanych niedawno w szkolnych masakrach.

Ów krótki metraż jest refleksyjny, kameralny i smutny, tak jak Myśli i modlitwy były karnawałowe, ironiczne i karykaturalne. Porzucone przed wyjściem do szkoły piżamy i przytulanki, galerie zdjęć na półkach, futbolowe kaski, ubrania, włosy zaplątane w szczotkach i grzebieniach, gumki na klamkach u drzwi, upaćkane pasty do zębów, radosne nagrania w telefonach, wietrzejący z roku na rok zapach, zdruzgotani rodzice i rodzeństwo – oto co zostaje, kiedy ukochana córka lub syn na własnej skórze doświadczy świętego prawa do posiadania broni i tejże powszechnej dostępności.

Jak wiemy, Lenin podobno miał kiedyś powiedzieć, że „kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy”. Ale kapitaliści, zwłaszcza amerykańscy, stali się od tego czasu jeszcze bardziej zachłanni i cwani, więc teraz ochoczo sprzedają nie tylko Amerykanom karabiny, którymi mordowane są ich dzieci, ale i produkty, szkolenia i usługi mające je przed tymi karabinami ochronić.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
3 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie
tomek.syta
2025-12-09 22:34

najgorsze, że to nawet ni ejest lobbing firm zbrojeniowych tylko jakaś oddolna kultura dziwnie pojetej wolności. Jak u nas „wolność” do łamania przemisów drogowych.

spamove
2025-12-11 13:13
Odpowiedź do  tomek.syta

zazdroszczę przekonania, że w XXI w. jakakolwiek kultura dotykająca więcej niż tuzina ludzi jest „oddolna”. „Wolność” do łamania przepisów drogowych u nas pochodzi wprost od klasy politycznej – doszliśmy do punktu, że powodem do dumy jest to, że ktoś zapłacić mandat, a nie zasłonił się immunitetem. Gdy premier na X pisze, że można „szybko ale bezpiecznie” walić z trzycyfrowym wynikiem na szybkościomierzu przy przedszkolu w terenie zabudowanym i że po zapłaceniu frycowego nic się przecież nie stało, nadal będziemy mówić, że to „oddolny” ruch, a nie lobbying?

spamove
2025-12-11 13:30

fajny artykuł, dobrze napisany – szkoda tylko, że zatrzymuje się na truizmach i wyświechtanych kalkach i nie ma odwagi pozwolić sobie na pogłębioną chociaż trochę analizę problemu.

Nie, to nie broń zabija ludzi, tylko ludzie. I tak, broń palna pozwala zabijać więcej ludzi, szybciej i sprawniej. Więc może warto zadać sobie proste pytanie, czy iście w retorykę „trzeba zakazać/zmienić prawo” itd. ma sens. USA to circa pół miliarda sztuk broni. Jakie realne perspektywy na rozbrojenie istnieją? Jakie perspektywy na zmianę status quo? To cynizm wchodzić na katedrę i piać „zła broń, złe prawo”. Nie. Może należy zadać inne pytanie. Co inteligentny człowiek wie o statystycznej inteligencji ogółu? Że jej nie ma, że statystyczny człowiek to idiota. Co wie o tym, jakie narzędzia należy dawać idiocie? Jak najbezpieczniejsze i jak najbardziej ograniczone. Powszechny dostęp do broni oznacza natomiast, że każdy może mieć broń, więc statystycznie większość idiotów dostaje w swoje ręce narzędzie, zwiększające ich zdolność do robienia problemów bądź tragedii. Logiczny wniosek, to że żaden inteligentny człowiek nie będzie popierał powszechnego dostępu do broni. Natomiast to, czy będzie ten dostęp popierał człowiek przeciętny – zależy od narracji, która zostanie mu narzucona. Natomiast poparcie lub brak poparcia i tak nie zmienia rzeczywistości. W US&A około 5% obywateli było lub jest w zakładzie karnym, a 2% obecnie odbywa karę – a broni jest więcej, niż ludzi.