Od kilku dni zadaję sobie ironiczne pytanie: po co zamożnym ludziom kapitalizm, skoro nie potrafią korzystać z jego najwyżej wynoszonego atrybutu – innowacyjności? Beatę K. stać było nie tylko na taksówkę, ale i na kierowcę, który odwiózłby ją bezpiecznie do domu.
Kilka dni temu Beata K. nie tylko popełniła przestępstwo, za które, niestety wyłącznie nominalnie, grożą jej dwa lata więzienia. Wywołała też gorącą debatę, do udziału w której uprawniony czuje się niemal każdy użytkownik mediów społecznościowych. Dyskusja obnażyła przy okazji nasze braki w rozumieniu dwóch zjawisk – przywileju i uzależnienia.
Nie cieszcie się, że piosenkarka uniknie kary, ani nie wypisujcie jej diagnoz, bo legitymacji do tego nie mam nawet ja, alkoholiczka.
Odbijającą się od mokotowskich krawężników K. stołeczni policjanci zatrzymali w dniu wzmożonych kontroli drogowych – 1 września. Piosenkarka, przed stawieniem się w towarzystwie prawnika na pięciominutowe przesłuchanie, „wydmuchała” dwa promile. Dla zobrazowania zagrożenia, jakie mogła stworzyć, oszacujmy ten „wynik” na jakieś cztery butelki piwa spożyte w krótkim odstępie czasu.
Opisywany we wszystkich krajowych mediach rajd zbiegł się w czasie i przy okazji nieco przyćmił wstrząsający reportaż Jacka Harłukowicza o śmierci 25-letniego Dmytry Nikiforenki w izbie wytrzeźwień – instytucji będącej zasadniczo opresyjnym reliktem, sprzed ery nowoczesnych metod leczenia uzależnień.
Surowiec: Trzeba zaakceptować chorobę alkoholową taką, jaka ona jest
czytaj także
Czym młody chłopak zasłużył sobie na rażenie prądem, bicie pałką i duszenie przez kilku funkcjonariuszy policji? Miał, kiedy był pod wpływem, zachowywać się agresywnie podczas jazdy autobusem. Naturalnie jechał nim jako pasażer.
Łączenie śmierci Dmytry z wybrykiem Beaty brzmi w uszach części osób jak demagogia. A dla mnie to właśnie taka interpretacja tego zestawienia jest dowodem podatności na manipulację.
Nie chcę po raz 2137. powtarzać komunałów o neoliberalnym micie decyzyjności jednostek czy zaślepieniu własnym kapitałem kulturowym, ale niewiele zjawisk tak dobitnie obnaża wtłoczone nam mechanizmy myślenia jak podejście do alkoholu.
Zanim przejdę do opowiedzenia wam, co moim zdaniem powinniśmy wynieść z tak pozornie nieważkiego, tabloidowego zdarzenia, jakim jest zatrzymanie gwiazdy prowadzącej auto pod wpływem, proszę raz jeszcze – nie diagnozujmy. Wielu uzależnionych nigdy nie podejmuje ryzykownych zachowań, na które nieuzależnionym często pozwalają bezmyślność i ego.
Po pierwsze, zrozumieć przywilej
Od kilku dni zadaję sobie ironiczne pytanie: na co zamożnym ludziom kapitalizm, skoro nie potrafią korzystać z jego najwyżej wynoszonego atrybutu – innowacyjności? Beatę K. stać było nie tylko na taksówkę, ale i na kierowcę, który odwiózłby ją do domu jej własnym autem. Nie mam nawet na myśli osobistego szofera, lecz usługę dostępną w każdym dużym mieście, realizowaną czasami również przez zwykłe korporacje taksówkarskie.
To jedno z wielu rozwiązań znanych doskonale wysoko funkcjonującym alkoholikom. Zaraz obok dostępnych 24 godziny na dobę specjalistów, gotowych za opłatą przyjechać do waszego mieszkania z kroplówką, czy bardziej prozaicznych praktyk, jak elastyczne godziny pracy z domu i możliwość delegowania obowiązków na podwładnych.
Wszystko to składa się na doskonałe maskowanie, dzięki któremu zamiast w izbie umieramy na niewydolność wątroby, przez całe życie nie usłyszawszy pod swoim adresem ani słowa „menel”, ani „żul”, ani „moczymorda”.
Ktoś mógłby w tej chwili zarzucić mi ignorancję, opisując konsekwencje wizerunkowe, jakich niebawem doświadczy piosenkarka. Niewiele osób pamięta jednak, że K. już raz wsiadła za kółko pod wpływem, wtedy nie miała przy sobie dokumentów, odwoziła do szkoły córkę i doprowadziła przy okazji do kolizji drogowej. 0,27 promila alkoholu we krwi piosenkarki jej mąż tłumaczył wówczas „lampką koniaku” podaną jej na nerwy. No przecież nie jakiejś parkowej czy żytniej extra.
Jeżeli ktoś zakłada, że tym razem ikonę polskiej muzyki spotka wyższa kara niż wówczas, to musi liczyć od 600 zł wzwyż – dokładnie takiej wysokości grzywnę uiścić musiała w 2002 roku.
W odpowiedzi na uspokajający fanów Bajmu wpis na Twitterze, w którym karę więzienia dla piosenkarki nazwałam potencjalnym precedensem, przeczytałam, że sądy z zasady nie orzekają kary bezwzględnego więzienia dla prowadzących pod wpływem, którzy nie spowodowali wypadku. Rzecz w tym, że nie orzekły również, gdy na wokandzie pojawili się sprawcy pijanych kolizji: Joanna Liszowska (1,2 promila), Ewa Farna (1 promil), Tomasz Stockinger (2 promile) czy Kamil Durczok (2,5 promila).
Przypadek ostatniego z wymienionych niezwykle dobitnie pokazuje przy okazji, jak mogą wyglądać słynne konsekwencje wizerunkowe, ponoszone przez łamiących prawo celebrytów. Oskarżony o mobbing i molestowanie seksualne dziennikarz Kamil Durczok, już po rozstaniu z TVN-em, poprowadził program na antenie Polsat News i założył spółkę wydającą portal Silesion. Obecnie, skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata po spowodowaniu kolejnej kolizji, podczas której był pod wpływem alkoholu, rusza z własną aplikacją mobilną.
czytaj także
Po drugie, rozumieć problem
Polki i Polacy mają problem z alkoholem. Trudno nie zauważać rodzaju podświadomego przyzwolenia na jazdę pod wpływem, w krajobrazie zalanym nieregulowanymi reklamami trunków, którego największym absurdem są gigantyczne gabloty z wódką na… stacjach paliw. Pal licho, że jako osoba uzależniona nie jestem w stanie kupić bułek i sera bez wystawiania się na wyzwalacz w postaci uśmiechającej się butelki wódki za kontuarem – blokowane przez alkoholowe lobby ograniczenia w sprzedaży są jedną z najlepszych metod prewencji uzależnień.
Aby określić stopień naszej narodowej choroby, spojrzę na proces, a nie wytarte już, nieuwzględniające czynników kulturowych spożycie per capita. W Polsce pijemy więcej niż w latach 60. ubiegłego wieku i więcej niż 10 lat temu. W Europie w takiej sytuacji znajdują się wyłącznie Islandia i Bułgaria. W pozostałych państwach doszło przynajmniej do zatrzymania tendencji wzrostowych.
Przez koronawirusa nie pijemy na mieście. Czy więcej pijemy w domach?
czytaj także
We Włoszech, Francji i Portugalii, gdzie widoczne są najwyższe ujemne skoki spożycia na przestrzeni ostatnich dekad, wprowadzono szereg polityk prewencyjnych, dotyczących godzin sprzedaży, marketingu albo cen. We Włoszech nie kupimy alkoholu na stacjach paliw po 22, w Portugalii po północy, we Francji alkoholu nie można reklamować w telewizji. Podniesienie akcyzy i ograniczenie dostępu do alkoholu znacząco zmniejszyły również jego spożycie na Litwie, w Szkocji i Rosji.
Z i tak zaniżonych danych przytaczanych przez byłego dyrektora PARPY wynika, że alkohol odpowiada za 10 tys. przedwczesnych zgonów w Polsce. Obok Chorwacji, Cypru, Grecji, Rosji i Turcji jesteśmy w europejskiej czołówce liczby wypadków drogowych spowodowanych pod wpływem alkoholu. Tylko w ubiegłym roku pijani kierowcy spowodowali 2015 wypadków, w których zginęło 271 osób.
Zatrważające dane nie przynoszą jednak żadnych realnych zmian, mimo że rozwiązania mamy podane na tacy przez inne europejskie państwa skutecznie walczące z nadmiernym spożyciem. W Polsce nie istnieje ani alko-, ani narkopolityka. De facto obrót używkami reguluje u nas wyłącznie rynek, wolny niemalże jak w marzeniach neofitów Korwina.
Kogo na to stać, ten przeżyje na tym zalanym wódką Dzikim Zachodzie. W przeciwieństwie do Dmytra, o którym prawdopodobnie nigdy byśmy nie usłyszeli i nie usłyszały, gdyby pod koniec lipca tego roku wrócił do domu taksówką.
**
Michalina Kobla – redaktorka naczelna portalu i projektu WTV. Prowadzi youtube’owy kanał z lewicowymi wideoesejami i podcast o trzeźwieniu młodych osób Trzeci Brzeg Wisły.