Scena elektroniczna jest dziś tak rozległa, że artyści z dużym prawdopodobieństwem mogą nigdy na siebie nie trafić. Dzięki festiwalowi Easterndaze x Berlin mają okazję spotkać się i wyjść poza narzucony kontekst, oparty na osi Wschód–Zachód.
Easterndaze to inicjatywa – jedyna na taką skalę – która od 10 lat wyławia najciekawsze projekty muzyczne z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jej założycielka, Lucia Udvardyova, pisze o bloku wschodnim, nie patrząc na niego z paternalistycznej zachodniej perspektywy.
czytaj także
Zatopiona w kontekst polityczno-historyczny regionu oraz zafascynowana przemianami, jakie zachodziły w Europie po 1945 roku, chce wspierać twórców z poszczególnych krajów i wspierać budowanie relacji między nimi. Tym samym spada na nią odpowiedzialność prezentowania artystów lokalnych na szerszą skalę. Również dzięki festiwalowi Easterndaze x Berlin, który od trzech lat inicjuje współpracę kolektywów z krajów postradzieckich oraz muzyków z Berlina.
Easterndaze po raz pierwszy wystąpiło w roli kuratora podczas OFF Biennale w Budapeszcie w 2015 roku. Rok później inicjatywa przeniosła się do Berlina, czego bezpośrednią przyczyną było duże dofinansowanie z budżetu miasta. Pośrednio Berlin odgrywał tu rolę katalizatora, w którym popkultura Zachodu kotłuje się z trendami z Europy Wschodniej.
Trzydzieści lat po zburzeniu muru miasto wciąż pamięta wątpliwości niektórych obywateli NRD, którym z dnia na dzień narzucono hurraoptymizm kapitalizmu, konsumpcjonizm i urynkowienie sztuki. Jak pisze Agata Pyzik, Berlin od wielu lat odgrywa rolę najdalej wysuniętego na wschód miasta Europy – jest (w połowie) totalitarny, szary i betonowy, ale przy tym ekscytuje, nie napawając strachem.
Manele wyklęte
Występ Tommy’ego Casha, estońskiego rapera nowego pokolenia, nie spodobał się organizatorom rumuńskiego festiwalu Electric Castle. Zanurzony w estetyce euro dance lat 90. Cash śpiewa z przejaskrawionym wschodnioeuropejskim akcentem w odblaskowym ortalionie. Jego twórczość zapoczątkowała nurt post-soviet rapu, który wpisuje się w szerszy trend w dzisiejszej muzyce i sztuce wizualnej, łączący kulturę postradziecką z komercyjną modą.
czytaj także
Estetyka Casha nie cieszy się popularnością w Bukareszcie. Artysta dostał wieloletni zakaz występowania na tamtejszym festiwalu Electric Castle, gdzie podczas ostatniego występu zagrał kontrowersyjną, wywodzącą się z rumuńskiego folkloru muzykę manele. Ten gatunek, chociaż w Rumunii cieszy się ogromną popularnością, jest notorycznie ignorowany przez mainstream na jeszcze większą skalę niż w Polsce disco polo.
Dlaczego? Łączące disco z muzyką ludową manele to muzyka grana m.in. w romskich gettach. Uznawana za przeznaczoną dla niższych klas i mafijną, całkowicie odcięła się od mainstreamowego rynku, wytworzyła własne metody produkcji i dystrybucji z mikro studiami nagraniowymi, a także kulturą kaset, a później płyt, które najlepiej sprzedają się na stacjach benzynowych.
czytaj także
Manele to gorzka pigułka dla rumuńskich krytyków. – Aktywny opór wobec tego gatunku jest połączony z rasizmem i dyskryminacją zakorzenioną w rumuńskim społeczeństwie oraz jego obsesji na punkcie Zachodu – mówi Paul Breazu, założyciel PARADAIZ.
PARADAIZ to kolektyw, który dąży do zachowania sceny muzyki orientalnej pochodzącej z czasów transformacji gospodarczej w Rumunii. Na Easterndaze x Berlin przyjechał ze swoim showcasem. – Staramy się włączyć w projekt tyle subkultur, ile to możliwe – dodaje Ira Merzlichin, członkini kolektywu. – Wspólnie organizujemy festiwal w romskim getcie, gdzie gramy muzykę produkowaną lokalnie. Organizujemy też warsztaty beatboxu z elementami manele dla romskich dzieci.
Berlin odgrywa rolę najdalej wysuniętego na wschód miasta Europy.
PARADAIZ stara się identyfikować, rozwiązywać i pokazywać konflikty kulturowe i problemy z nimi związane. Poprzez wydarzenia kulturalne czy edukacyjne szerzy ideę tolerancji i równych szans, podkreślając różnorodność kulturową Bukaresztu.
– Myślimy o sobie jako o europejskim kraju – mówi o Rumunii Ira. – Czcimy wszystkie wpływy z Zachodu i zamiatamy pod dywan własną tożsamość. Manele ma bana w bukaresztańskich klubach, mimo że na każdym z naszych poprzednich wydarzeń naliczyliśmy ok. 500 osób.
Nowa jakość z Estonii
Pierwszy wieczór festiwalu należał do estońskiej wytwórni Serious Serious. Choć rozmiary kraju na to nie wskazują, Estonia może być dumna ze swoich nowatorskich muzyków (Inga Copeland, Maria Minerva, Florian Wahl) i kompozytorów (Arvo Pärt czy Kuldar Sink), nie wspominając już o wybitnej ścieżce dźwiękowej do filmu Hotel pod poległym alpinistą Svena Grünberga, pioniera progresywnej estońskiej muzyki elektronicznej.
czytaj także
Serious Serious to kolektyw artystyczny i wytwórnia działająca na styku muzyki, sztuk wizualnych i poezji. Jego założyciel Artyom Astrov, wszechstronnie utalentowany artysta, działa pod wieloma aliasami. Jako Benzokai tworzy współczesny hip-hop inspirowany muzyką przełomu wieków, pod własnym nazwiskiem – muzykę konceptualną z elementami ambientu i elektrogotyku.
Jako wytwórnia Serious Serious nawiązuje i rozwija kreatywne partnerstwa pomiędzy lokalnymi artystami. Przykładem jest współpraca z performerką Michaelą Kisling czy cierpiącym na projektomanię Ratkillerem. Ich występ w Berlinie znalazł wielu odbiorców i wpisał się doskonale w tamtejszą atmosferę.
– Serious Serious, podobnie jak wiele innych kolektywów, czerpie z popkultury – mówi Astrov. – Na naszą twórczość nie ma wpływu miejsce działania – myślimy, a także działamy globalnie; często też jesteśmy zapraszani albo zapraszamy się do Wiednia czy Londynu, nie jest to też nasz pierwszy występ w Berlinie. – Utożsamiamy się z Tallinem na poziomie nie do końca uświadomionym, a nasze zacofanie technologiczne często rodzi nieprzewidywalne i świeże rozwiązania muzyczne – dodaje.
Estońscy artyści, obecni dzisiaj na scenie – jak Maria Minerva czy Tommy Cash – są znani z tego, że lubią szokować i trochę namieszać, jednocześnie na dłużej przykuć uwagę.
Miński eskapizm
Sądząc po wpływie Majdanu na konsolidację kijowskiej sceny elektronicznej w postaci CXEMY (czyt. schemy) czy protestów przeciwko atakom policji na klub Bassiani z Tbilisi, można zaryzykować tezę, że postęp w kulturze undergroundowej odbywa się pod wpływem zagrożenia.
czytaj także
W kulturę rave zawsze wpisany był opór, ale i eskapizm. Tak jest i na Białorusi, gdzie scena techno – bez zewnętrznego finansowania i przy minimalnym wkładzie – umożliwia zdystansowanie się od bieżącej polityki, ekonomicznej stagnacji i konserwatywnej kultury.
– Zbyt duży komfort sprawia, że sztuka staje się bezcelowa, czasami dochodzi do tego jeszcze hipokryzja: to norma na bogatych scenach artystycznych – mówi Pasza Dankow, mieszkający w Mińsku DJ, założyciel kolektywu Mechta (czyt. mieczta), headlinera sobotniego wieczoru Easterndaze w berlińskim klubie Tresor.
Mechta czy Mental Force próbują zaznaczyć obecność Białorusi w kulturze światowej, a zapraszani do klubów na Zachodzie często budują sety w oparciu o muzykę lokalnych artystów. Miks Paszy Dankowa dla opiniotwórczego CRACK Magazine to historia białoruskiego undergroundu od wczesnej ery rave’u do współczesnego techno.
DJ-e oraz promotorzy uprawiają coś w rodzaju dyplomacji kulturalnej: wprowadzają Białoruś do globalnej świadomości. Tak jak w przypadku CXEMY czy Bassiani, twórcy z Mińska stawiają na lokalnych artystów. Chodzi o produkowanie swojej muzyki, nabieranie doświadczenia i szukanie własnych ścieżek, a rzadziej – o zapraszanie wielkich nazwisk z Berlina czy Paryża.
To przypomina działania znanej polskiej wytwórni Pointless Geometry, która szuka ciekawych zjawisk na rodzimej scenie, niekiedy zwracając się również ku eksperymentalnym artystom państw ościennych.
Łącznicy
– Organizujemy Easterndaze, bo każda kolejna edycja pokazuje, że ta współpraca ma sens – mówi organizatorka festiwalu, Lucia Udvardyova. – Tak jak wtedy, gdy zobaczyliśmy przepiękny wspólny występ Christopha de Babalona z polskim duetem audiowizualnym WIDT, który zaowocował płytą Teyas wydaną w Bocian Rec. Albo gdy po ubiegłorocznej edycji muzycy węgierskiej wytwórni Exiles nagrali split z berlińskim Total Black.
Wewnątrz niszy artyści często samoistnie docierają do siebie, choćby dzieliły ich granice państw czy kontynentów. Ale scena elektroniczna jest dziś tak rozległa, że artyści z dużym prawdopodobieństwem mogą nigdy na siebie nie trafić.
czytaj także
Dzięki Easterndaze mają okazję spotkać się i wyjść poza narzucony kontekst, oparty na osi Wschód–Zachód. Można wątpić w siłę muzyki niwelującej te różnice, ale czasem zdarzają się takie momenty, które tworzą sieć indywidualnych kontaktów, wieloletnie współprace i przyjaźń.
Warto na koniec wspomnieć, że polska scena elektroniczna również „wstaje z kolan”, by wspomnieć chociażby Wixapol, imprezę, która zrzesza setki fanów zabawnych polskich piosenek w gabberowych remiksach. Podobnie jak PARADAIZ Wixapol jest inicjatywą zaangażowaną – kładzie nacisk na tolerancję i prowadzi edukacje narkotykową. Twórcy do grania na imprezach zapraszają przede wszystkim polskich muzyków, a jako kolektyw wpłynęli na rozwój i popularność gatunku, stając się inspiracją dla innych gabberowych inicjatyw. Rodzime hity w nowych odsłonach prezentuje też popularna wśród fanów house’u wytwórnia The Very Polish Cut Outs.
czytaj także
**
Kasia Jaroch – krytyczka muzyczna i dziennikarka specjalizująca się w muzyce Europy Środkowo-Wschodniej.