„Internat” dawał nadzieję, że mimo wszystko w końcu znajdziemy się w bezpiecznym miejscu. W „Arabeskach” świat za linią frontu niszczy psychikę, nawet tych, których działania wojenne nie dotknęły bezpośrednio. Chociaż co to miałoby znaczyć „niebezpośrednio” – wszystkich tam dotyczy ona osobiście i bezpośrednio, wojna jest wszędzie.
Serhij Żadan, Arabeski, przeł. Michał Petryk, Czarne 2025

Drugiego marca, w siódmy dzień wojny, zadzwonił Kola i poprosił, żeby wywieźć trupa.
Artem się nie zdziwił, ale zapytał: czyjego? – Sąsiadka mamy – wyjaśnił Kola – od tygodnia nie wychodzi z mieszkania.
Do ich klatki „przyleciało” – tak się mówi – bomba, dron? W każdym razie nikt już prawie tam nie został poza jednym sąsiadem, który opiekuje się kotami. Na mieście strzelają, policja tam nie pojedzie. Kiedy zaczęli ostrzeliwać miasto, Kola wyjechał gdzieś z mamą, ale stał się dobrowolnym koordynatorem pomocy, „do wszystkich telefonował i rozdzielał zadania. Tam pojechać, tu kogoś znaleźć, komuś coś przywieźć”.
Artem z kolegą jadą, może sąsiadka jeszcze żyje? Nie żyje, umarła spokojnie, była stara, urodziła się podczas wojny i umiera podczas wojny. Co po niej zostało? Kilka zdjęć i biblioteka pełna książek. Wynoszą ją na kocu.
czytaj także
I tyle, po drodze trochę myśli o śmierci, atmosfera pustego, ostrzeliwanego miasta, trochę zwykłych rozmów i pragmatyka… Tę samą ekipę jeszcze spotkamy w kolejnych opowiadaniach. Króciutkich, zatrzymując oko na chwilę, na jednej podpatrzonej sytuacji. Krótkie spotkanie w hotelu kobiety i mężczyzny, którzy poznali się chyba przez internet i są na jednodniowej przepustce z frontu. Rozmowa kwalifikacyjna w jakiejś małej firmie, która jest tylko formalnością, bo wiadomo, że przyjmą do pracy kogoś, kto stracił na wojnie wzrok. Dzieci, którym trzeba zawieźć „humanitarkę”, ale którym została już tylko godność, więc ani o nią nie proszą, ani na nią nie dziękują. Ślub, pogrzeb i patrzące na siebie z oddalenia żona i kochanka.
Arabeska to takie ornamenty, w których występuje wiele detali, wzorów, ale same w sobie są rodzajem tła, wypełnieniem, a nie głównym obrazem. Te wszystkie opisywane przez Żadana krótkie migawki z życia układają się właśnie w takie wypełnienie. To przestrzeń między wojną tocząca się na froncie, dramatycznymi wydarzeniami, które się z nią wiążą, a życiem, które mimo wojny podąża swoim torem. Wiemy, że koleje jeżdżą, kombajny pracują na polach, wydarzenia polityczne potrafią wyprowadzić ludzi na ulicę, działają kina i kawiarnie. W Arabeskach świat na chwilę zastyga, ulice są puste, przede wszystkim jednak zastygają emocje, ludzie działają często jakby w odrętwieniu, wszystko przeniknięte jest – nawet momenty szczęśliwe – mgłą depresji.
czytaj także
Warto przypomnieć sobie wcześniejszą książkę Żadana, Internat. Kiedy o niej pisałam, pytałam: czy pamiętamy, że w Ukrainie od lat toczy się wojna? Była to ta dziwna wojna „niepełnoskalowa” w Donbasie. Tę pełnoskalową już było widać na horyzoncie, ale dopóki się nie wydarzała, jakoś trudno było w nią uwierzyć. A Internat jednak dawał nadzieję, poczucie, że mimo wszystko w końcu znajdziemy się w bezpiecznym miejscu. W Arabeskach świat za linią frontu, nawet jeśli nie spadają bomby, przytłacza, niszczy psychikę, nawet tych, których działania wojenne nie dotknęły bezpośrednio. Chociaż co to miałoby znaczyć „niebezpośrednio” – wszystkich tam dotyczy ona osobiście i bezpośrednio, wojna jest wszędzie. I boję się, że znowu trzeba zadawać to samo pytanie: czy pamiętamy, że w Ukrainie trwa wojna? A żeby pamiętać, warto też czasem poczuć i do tego służy dobra literatura.
Prawda kłamstw – o powieści politycznej Juana Gabriela Vasqueza i Javiera Cercasa
czytaj także
Juan Sebastian Cardenas, Ornament, przeł. Katarzyna Okrasko, ArtRage 2025

Dziś przywieźli w końcu ochotniczki, cztery kobiety w średnim wieku, o niewyróżniających się niczym historiach klinicznych, bez uzależnień w wywiadzie i odnotowanych konfliktów z prawem.
Wezmą udział w badaniu klinicznym taniego narkotyku działającego tylko na kobiety. Kierującego badaniami, bezimiennego bohatera powieści najbardziej zainteresowała badana numer cztery, która po zażyciu pigułki zaczynała coś bezładnie opowiadać – może coś wspominać, fantazjować, majaczyć pod wpływem narkotyku? Czy naprawdę w tym majaczeniu nie ma żadnego sensu? Zbliża się do niej, poznaje ze swoją żoną, znaną malarką, która właśnie przygotowała nową wystawę, i nawet dochodzi do trójkąta – ostatecznie nie ma to jednak (trójkąt) większych konsekwencji. Narkotyk cieszy się ogromnym powodzeniem, szczególnie w biednych dzielnicach, a kiedy kobiety nie mogą go dostać, napadają na dilerów, wkracza policja.
Sięgnęłam po Ornament, bo czytałam inną, późniejsza powieść tego autora – Diabła z prowincji. Była nieco dziwna i fajna. Ta też jest fajna i jeszcze dziwniejsza. (A po arabesce ornament wydaje się logicznym wyborem). Trochę to science fiction, trochę surrealistyczna i groteskowa bajka. Spójrzmy chociaż na laboratorium, w którym odbywają się badania. Mieści w starej, otoczonej ogrodem hacjendzie, której pilnują dwa psy i dwie małpy, a prezesami firmy jest para bliźniaków. I jeszcze te majaczenia na haju…
Szatan dał każdemu ludowi kubek, żeby pił z bagna, mazi, chaosu i mroku
czytaj także
Ale to wszystko możemy potraktować jako ornament, za którym kryją się prawdy, o których nie mówi się na głos, przemilczane problemy społeczne: sytuacja kobiet, bieda slumsów, narkotyki, cynizm korporacji farmaceutycznych. Trauma z dzieciństwa. Pod kiczowatymi malunkami o tematyce religijnej ukryte są starożytne petroglify przypominające o przedkolonialnej przeszłości Kolumbii.
Spod ornamentu fantastycznej opowiastki przebijają problemy polityczne i przemoc, której źródłem był konflikt między konserwatystami i liberałami. Tu zapewne nie uda nam się wyłapać wszystkich odniesień, mnie przydała się lektura książek Vasqueza. Kiedy badana numer cztery zaczyna opowiadać o Gaitanie „zawsze w tym samym garniturze”, to przypomina mi to (chociaż imię się nie zgadza) o przewodniczącym partii liberalnej, zastrzelonym w 1948, w którego muzeum jednym z eksponatów jest jego podziurawiony kulami garnitur. (Może czasem przydałyby się jednak jakieś przypisy?).
czytaj także
Za pięknymi ornamentami może też się kryć …pustka. Podobno tak jest w przypadku efektownego malarstwa żony. Czy brak głębszego znaczenia może też być znaczący?

Roland Firbank, Smutek w tropikach, przeł. Andrzej Sosnowski, Ossolineum 2025
Niebotycznie znudzona, panna Miami Mouth utkwiła wzrok w gałęziach gigantycznego puchowca.
Młoda Murzynka marzy o tym, żeby porzucić rodzinne strony i dostać się do Wyższych Sfer w mieście Cuna-Cuna. I tak zrobi wraz rodziną, pozostawiając swego chłopca Bamboo, którego zje potem rekin. Wyższe sfery są trudne do zdobycia, może potrzebna będzie szarża, a może wystarczy podkop. Jak ktoś się uprze, to może uznać, że to jest książka o kolonializmie i emancypacji, ale to jest FIRBANK. Firbank jest ważny, gdyż queer, camp i Susan Sontag.
Jak pisze w posłowiu tłumacz: „trudno wyartykułować coś naprawdę dorzecznego na temat pisarstwa Firbanka”. Jak pisze dalej, nic tu nie wymaga interpretacji, nie ma w tym żadnego drugiego dna, nie ma zawartości ideowej, żadnej tajemnicy ani motywacji psychologicznych. A jak tu nie wierzyć Andrzejowi Sosnowskiemu? Jest za to tropikalnie, egzotycznie, dziwacznie i ogólnie przyjemnie, a czasem zabawnie. Sam ornament! I już klasyka.