Filmy kostiumowe to kino eskapistyczne, które pozwala nam rozkoszować się patrzeniem na co, co jest jednocześnie ekscytująco odmienne (te śmieszne zwyczaje! Dyganie! Te suknie!), ale też bardzo nam bliskie, bo odwołujące się do sytuacji i emocji, które znamy i rozpoznajemy w sobie.
Ostatni film, który udało mi się zobaczyć w kinie przed wybuchem pandemii, to Emma w reżyserii Autumn de Wilde. W niedzielę wyszłam zachwycona z kina, we wtorek uczelnia odesłała nas do domu, a potem okazało się, że jednak będę miała dużo czasu na to, żeby w spokoju (zorientowałam się wtedy, że istnieje coś takiego jak nadmiar spokoju) skończyć pisać książkę. Przez cały czas towarzyszył mi soundtrack z Emmy, głównie śpiewana przez Johnny’ego Flynna Queen Bee. Niedługo potem film trafił na Netflixa w przyspieszonym pandemicznym tempie, a ja obejrzałam go jeszcze raz z mężem, moim niestrudzonym towarzyszem ekranizacji powieści Jane Austen.
Oglądanie takiego filmu z historyczką XIX wieku musi być doświadczeniem granicznym. Głównie dlatego, że zawiera obowiązkowe pauzy, podczas których tłumaczę, co to znaczy, że bohaterka założyła taką, a nie inną sukienkę, dlaczego to zaproszenie na herbatę jest ważne, kto może tańczyć w pierwszej parze, a kto absolutnie nie, jakie znaczenie mają te rękawiczki, spojrzenie, kolejność usadzenia w powozie i tak dalej. Mąż przyznaje, że znacząco pomaga to docenić złożoność fabuły i liczne (choć nieco powolne) zwroty akcji. A może to tłumaczenie kogoś, kto i tak nie ma wyboru.
Możemy jednak bezpiecznie założyć, że ekranizacje powieści Jane Austen mają więcej fanów niż tylko historyczki epoki i ich bezwolni partnerzy. Od lat 90. XX wieku wiadomo już, że każdej nowej dekadzie brak do szczęścia tylko swojej Elizabeth Bennet.
Szlak z brytyjskiej telewizji do Hollywood przetarł serial BBC Duma i uprzedzenie z 1995 roku, z niezapomnianymi rolami Colina Firtha i jego mokrej koszuli. W 1996 roku Złoty Glob i Oscara dostała ekranizacja Rozważnej i romantycznej w reżyserii Anga Lee, ze scenariuszem Emmy Thompson (która na Złotych Globach wygłosiła podziękowania tak, jak napisałaby je Jane Austen). W rolę Emmy zaś wcielały się gwiazdy tego okresu – Kate Beckinsale i sama Gwyneth Paltrow, w 1996 roku księżniczka Hollywood. W 2005 roku serca widzów podbiła Duma i uprzedzenie z Keirą Knightley, ówczesną it girl, tuż po oszałamiającym sukcesie To właśnie miłość i Piratów z Karaibów. W 2020 roku Autumn de Wilde zaproponowała widzom doskonale wystylizowaną i inteligentnie nakręconą Emmę z Anyą Taylor-Joy w roli głównej, a w 2022 do trendu postanowił dołączyć Netflix, produkując Perswazje z Dakotą Johnson jako Anne Elliot.
Te Perswazje nie spodobały się publiczności. Widzów drażniły nadmiernie uwspółcześnione dialogi, czasem silące się na użycie modnych fraz (słynne „jestem empatką” siostry Anne czy „jeśli jesteś piątką w Londynie, to w Bath będziesz dziesiątką” w odniesieniu do urody panien), a czasem spłycające oryginalne znaczenie. Anne mówiła o kapitanie Wentworth: „on nie jest moim ex – gorzej, jest moim przyjacielem”, zamiast westchnąć: „nie było dwóch serc tak dla siebie otwartych, gustów tak podobnych, uczuć tak jednakowych, twarzy tak bardzo kochanych. Teraz byli sobie obcy; nie, nawet gorzej niż obcy, nigdy bowiem nie mogą się już ponownie zapoznać”.
Krytycznie odnoszono się do wszystkich niemal aspektów filmu – kostiumy były nadmiernie uwspółcześnione, lokacje plastikowe, sytuacje znane z książki zamienione na popularne gagi rodem z komedii romantycznych, gdy główna bohaterka wylewa sobie na głowę sos do pieczeni albo wpada na ukochanego rozczochrana, z dorysowanymi na twarzy wąsami.
czytaj także
Ta niechęć może dziwić, gdy pomyśli się, jak wielki sukces odniosły bardzo nowoczesne, nietypowe i luźno jedynie inspirowane powieściami adaptacje Austen – jak kultowe Clueless z 1995, Dziennik Bridget Jones z 2001, a nawet kampowe Duma, uprzedzenie i zombie z 2016. Nie chodziło o rozczarowanie postępowością nadmiernie przywiązanych do tradycji wielbicieli westchnień i gorsetów. Raczej o to, że reżyser nie zrozumiał, po co oglądamy filmy kostiumowe. Po to, być wejść na chwilę do świata, który już przeminął, ale kiedyś istniał naprawdę.
Pośród tych wszystkich decyzji kostiumowych i dialogowych w Perswazjach podjęto bowiem jeszcze jedną. Anne, jak tytułowa Fleabag z serialu (Phoebe Waller-Bridge), co rusz zwracała się do widzów z bezpośrednim, sarkastycznym komentarzem, burząc czwartą ścianę i przewracając oczami. Ten zabieg, świeży i ciekawy we współczesnym serialu obyczajowym, zgrzytał w filmie kostiumowym. Konsekwentne puszczanie oczka do widza burzy podstawowe uczucie obcowania z dawnym światem, którego już nie ma, tak przyjemne przy seansach filmów kostiumowych. Widz nie chce być traktowany protekcjonalnie, słuchać uproszczonych dialogów i ludzi zachowujących się zupełnie współcześnie – ale przede wszystkim nie chce, by film przypominał mu namolnie, że wszystko, co widzi, to tylko umowna nieprawda.
Nowa dziewczyna Bonda będzie feministką? Zadba o to Phoebe Waller-Bridge
czytaj także
Daleka jestem od stwierdzenia, że główna przyjemność oglądania filmów kostiumowych płynie z obserwowania idealnie odtworzonych realiów historycznych. Wprost przeciwnie, tu zupełnie nie chodzi o realizm, o który tak namiętnie dbały choćby brytyjskie ekranizacje powieści historycznych. Tym między innymi charakteryzował się nurt heritage films, który dał nam wczesne ekranizacje Austen, ale także filmy i seriale takie jak Powrót do Brideshead, Okruchy dnia, Pokój z widokiem czy Howard’s End.
Znajdą się oczywiście ludzie wytykający, że konkretny rodzaj koronki przy sukni bohaterki zaczął być produkowany w 1823 roku, a akcja toczy się w 1817, lato 1803 było zaś słoneczne, podczas gdy na ekranie pada deszcz. Podobnie jednak jak historyczki XIX wieku rozkoszujące się znaczeniem sceny usadzenia bohaterów przy stole na balu na cześć nowej żony wikarego, są to osoby znajdujące się w mniejszości odbiorców.
Większość widzów nie dba aż tak o realizm i na swoje szczęście nie wie, w którym roku modne zrobiły się buty Hessian. Chodzi im tylko o to, by film kostiumowy nie wyśmiewał się z materiału źródłowego, zamieniając wszystkie staroświeckie określenia na nowoczesny slang, ale podchodził do realiów, które przedstawia z wyczuciem, wiedząc, gdzie odpuścić, a gdzie zachować delikatny powiew ramoty.
Decyzje dotyczące strojów i scenografii, tak żywo dyskutowane w kręgach wielbicieli filmów kostiumowych, krążą często wokół pytania, jak zgodne ze współczesną wiedzą historyczną jest to, co widać na ekranie. Wydaje się, że im bliżej faktów, tym lepiej dla ekranizacji, a więc najlepiej by było, gdyby aktorzy przechadzali się przed kamerą w strojach wypożyczonych wprost z Muzeum Wiktorii i Alberta.
Ania, Mary, Pollyanna i feminizm z przypadku, czyli kiedy dziewczyny zaczęły się buntować?
czytaj także
Nie jest to prawda. Pomijając fakt, że nigdy nie uda nam się idealnie odtworzyć wszystkich warunków sprzed 200 lat – historia kultury materialnej jako dziedzina naukowa też ma swoje ograniczenia – nie jest konieczne, by film kostiumowy był satysfakcjonującym przeżyciem. Na ogół wiele aspektów ówczesnej rzeczywistości zostaje w filmie czy serialu wygładzonych lub pominiętych. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety mają bardziej twarzowe dla współczesnych fryzury, amanci mają wszystkie zęby, ich bokobrody są mniej widoczne. Co bardziej awangardowe elementy ubioru też są tonowane – żaden pan Darcy czy pan Knightley nie chodzą w widocznych wstążkach od podwiązek pod kolanami, a wysokie kołnierzyki nie sięgają, jak powinny, do połowy twarzy. Wszyscy noszą też, bardziej lub mniej subtelny, makijaż.
Nie należy także zapominać, że film kostiumowy zawsze jest kreacją konkretnego reżysera, scenarzystki i kostiumografa – bo to jego podstawowa funkcja jako dzieła artystycznego. Nawet gdy wydaje nam się, że widzimy ekranizację bardziej realistyczną, to też jest efekt pewnej wizji.
Dowodem Duma i uprzedzenie Joe Wrighta z 2005 roku, film estetycznie brudny, ciemny i pomięty. Ujęcia knura przechadzającego się po kuchni państwa Bennetów, spocone grzywki i błyszczące czoła Lizzie i jej sióstr, nieład, błoto i pogniecione koszule – to także decyzja artystyczna, a kadry w tym filmie są równie przemyślane pod kątem estetyki jak te w najbardziej błyszczącej i kolorowej Emmie Autumn de Wilde z 2020 roku.
Przyjemność w oglądaniu filmu kostiumowego nie płynie z oglądania przeszłości taką, jaka była, tylko taką, jaka nam się wydaje. Były to przecież czasy – niezależnie, czy mówimy o okresie wojen napoleońskich, czy o średniowiecznej Francji, choć im historia wcześniejsza, tym wyraźniej to widać – w którym wiele wartości było drastycznie odmiennych niż dziś. By komfortowo kibicować pozytywnym bohaterom, musimy zawiesić niewiarę i przesunąć kompas moralny postaci tak, byśmy nie tylko rozumieli, ale też widzieli, że ich działania są pozytywne, a intencje szlachetne.
Czasem przyjmuje to dość męczącą postać, jak budowanie silnych postaci kobiecych w opozycji do ówczesnych standardów kobiecości. Wyemancypowana, niezależna kobieta w filmie kostiumowym często musi ubierać się po męsku, ze wstrętem odrzucać gorset i nigdy, przenigdy nie chcieć wyjść za mąż – mimo że najbardziej radykalne emancypantki epoki w rzeczywistości kanalizowały swój bunt zupełnie gdzie indziej, z powodzeniem walcząc o prawa kobiet w sukniach i zasznurowane gorsetem.
W przypadku ekranizacji brytyjskich powieści XIX-wiecznych to budowanie empatii między widzem a materiałem źródłowym czasem oznacza prześlizgiwanie się po kwestiach klasowych (kto chce pamiętać, że pan Darcy nie tylko rano nie zakłada sobie sam pończoch, ale też prawdopodobnie nigdy nie zaparzył sobie herbaty?) i rasowych. Imperium Brytyjskie jest tu zwykle doskonale białe, ku uciesze pewnej grupy widzów i rosnącej w ostatnich czasach frustracji większości.
czytaj także
Temu dysonansowi starają się zaradzić niektóre nowe interpretacje, jak choćby serial Bridgertonowie z 2020 roku, gdzie brytyjskie społeczeństwo okresu regencji reprezentuje wszystkie etniczności, a bohaterowie regularnie wchodzą w mieszane związki małżeńskie. To zresztą ciekawy przykład, bo serial jest ekranizacją współczesnej serii romansów historycznych. To bardzo popularny w Stanach Zjednoczonych podgatunek romansów, których akcja toczy się w okresie wojen napoleońskich, jednak realia historyczne stanowią tam jedynie ekscytujące tło dla akcji niewiele mającej wspólnego z historią. Współcześnie napisani, współcześnie myślący i działający bohaterowie poruszają się w dekoracjach parku rozrywki Jane Austenland, a czytelniczki najbardziej interesują ich przygody erotyczne. Jednak nawet w serii książek Julii Quinn, powstałych we wczesnych latach XXI wieku, wszyscy bohaterowie są biali. Widzowie odnoszącego wielkie sukcesy streamingowe serialu z 2020 roku z przyjemnością przyjmują wersję bawiącą się kwestią rasy, raz jeszcze udowadniając, że nie o przeszłość tu chodzi, a o wystarczająco porywające jej wrażenie.
Serce filmów kostiumowych, a może szczególnie ekranizacji powieści Jane Austen, bije jednak przede wszystkim w emocjach. Dreszczyk przyjemności podczas seansu daje nam obcowanie z odległą kulturą doskonale nadającą się do opowiadania historii miłosnych. Dziewiętnastowieczne realia społeczne, dużo bardziej restrykcyjne, jeśli chodzi o standardy kontaktów damsko-męskich, oferują świat emocji doskonale skrojonych pod melodramat. Napięcie, które we współczesnych komediach romantycznych trzeba załatwiać za pomocą nieprawdopodobnych zwrotów akcji i absurdalnych przeszkód rzucanych pod nogi kochanków, w filmach kostiumowych obecne jest samo przez się i uzasadnione w ówczesnej kulturze.
Ten się śmieje, kto się śmieje ze statku, czyli filmowa satyra na bogatych
czytaj także
Ostrość emocji, niespełnione pragnienie, tęsknota – to wszystko gra doskonale właśnie w kostiumie historycznym. W pierwszych miesiącach pandemii, gdy słuchałam ścieżki dźwiękowej z Emmy, rundkę po internecie robił mem zestawiający ze sobą sceny z kilku ekranizacji Jane Austen. Bohaterowie stoją naprzeciwko siebie w pustym pokoju, w dużej odległości, a w powietrzu trzaska napięcie erotyczne. Podpis głosił: „Zachowaj dystans jak para z czasów regencji, która nie śmie zbliżyć się do siebie na mniej niż półtora metra, bo inaczej obejmie się gwałtownie w porywie serca, co niewątpliwie zrujnowałoby ich dobre imię na zawsze”. Żart z czasów zarazy (i wojen napoleońskich), ciekawe jednak, że autorowi bez trudu udało się znaleźć taką scenę w sześciu różnych filmach.
Jest prawdą powszechnie znaną, że scena tańca salonowego to w filmie kostiumowym scena erotyczna. Fani tej sztuki doskonale to wiedzą i satysfakcją napawa ich zarówno oglądanie pary rytmicznie muskającej się dłońmi w rękawiczkach, jak i świadomość, że wiedzą, na co patrzą. Filmy kostiumowe to kino eskapistyczne, które pozwala nam rozkoszować się patrzeniem na co, co jest jednocześnie ekscytująco odmienne (te śmieszne zwyczaje! Dyganie! Te suknie!), ale też bardzo nam bliskie, bo odwołujące się do sytuacji i emocji, które znamy i rozpoznajemy w sobie. Dreszczyk przyjemności daje nam wrażenie przeszłości, ale takiej, która wydaje się tuż obok, rozpoznana i w lot zrozumiała. Nawet jeśli, by tego dokonać, opowiadana nam filmowa historia oddala się bardzo znacząco od tej prawdziwej.