Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, czy Brodziński kochał Witka, czy tylko się nim fascynował; wcześniej tyle czasu i energii poświęcił tylko Poli Negri. Ze strony Contiego był w tym element wyrachowania, ale też trudno oczekiwać, żeby młody, piękny chłopak zakochał się bez żadnego powodu w starszym o niemal piętnaście lat brzydalu.
Poznali się pod koniec 1928 roku. Witold Konrad Kozikowski miał 20 lat, był atrakcyjnym blondynem z szaroniebieskimi oczami i studiował w klasie skrzypiec oraz wokalistyki w paryskim Konserwatorium Narodowym. Leopold Brodziński miał 34 lata i zdążył już spotkać wielu ładnych chłopców, ale jeszcze nikt nie zrobił na nim takiego wrażenia. Uroda, młodość, pewna arystokratyczność w sposobie bycia i do tego entuzjazm. Do tej pory o wszystkich mężczyzn Lopek musiał zabiegać, a oni sprawiali wrażenie, że robią mu łaskę, nawet gdy bawili się za jego pieniądze i pozwalali jedynie na to, żeby położył im rękę na kolanie. Za Witka też trzeba było płacić, ale był inny, otwarty, chciał zostać gwiazdorem i zdobywać doświadczenie. I wierzył, że Lopek mu to wszystko załatwi.
Półtora roku spędzone wspólnie we Francji to najlepszy okres w związku Lopka i Witka. Dopiero się poznawali, wiele podróżowali, dni upływały im na planowaniu kariery przyszłego gwiazdora. Razem pisali także listy do rodziców Kozikowskiego, przed którymi musieli uzasadnić zmianę planów życiowych i dalszy pobyt syna w Paryżu, bo przecież pojechał tam studiować prawo. Na szczęście chłopak wspaniale sobie poradził na egzaminie do Narodowego Konserwatorium; kiedy rodzice usłyszeli, że był jedynym obcokrajowcem, który dostał się na rok, przestali nalegać na powrót syna do kraju.
Tworzenie amanta zaczęło się od wyboru pseudonimu. Imię pasowało, ale pospolite nazwisko – już nie. Musiało to być coś, co brzmiałoby odpowiednio światowo. Nazwisko Conti ponoć podsunęła sama Negri. Oprócz tego należało stworzyć odpowiednią oprawę, czyli legendę, która przyciągnie wielbicieli i wielbicielki, a następnie zainteresować sobą prasę. Na tym wszystkim Brodziński znał się jak nikt inny. Dobrze wiedział, że w filmie najważniejsza jest piękna twarz; cała reszta była kwestią odpowiedniej reklamy.
czytaj także
Lopek zabrał się do pracy. Jeszcze we Francji próbował zrobić z Witka gwiazdę, ale to nie mogło się udać, nie znał rynku, nie miał tam odpowiednich kontaktów. Doskonale za to wiedział, jak działać w Polsce! Tym, co naprawdę robiło wrażenie na zakompleksionych Polakach, był sukces odniesiony za granicą, więc zwrócił się do dwóch przyjaciół, którzy dużo pracowali w Europie i USA: Jana Kucharskiego i Ryszarda Ordyńskiego.

Pierwszego postanowił namówić, żeby wrócił do ojczyzny i pokazał rodakom, jak się robi kino, a drugiego podpytał, czy nie planował może nakręcić jakiejś produkcji w Polsce. Obaj przebywali w Paryżu, więc zadanie miał ułatwione. Przedstawił im Witka, pozwolił się zachwycić jego urodą, po czym zaczął przekonywać, że właśnie na takiego aktora czekali. Kochankom szczęście sprzyjało! Ordyński właśnie otrzymał propozycję wyreżyserowania częściowo dźwiękowego Janka Muzykanta według nowelki Sienkiewicza, a Kucharski planował przenieść na ekran Orlicę Ossendowskiego i jedną z wersji filmu zrealizować w Polsce. Obaj zgodzili się zaangażować Witolda Contiego.
Uczeń przerósł mistrza
Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, czy Brodziński kochał Witka, czy tylko się nim fascynował; wcześniej tyle czasu i energii poświęcił tylko Poli Negri. Ze strony Contiego był w tym element wyrachowania, ale też trudno oczekiwać, żeby młody, piękny chłopak zakochał się bez żadnego powodu w starszym o niemal piętnaście lat brzydalu. Obaj wiedzieli, że ten związek potrwa tak długo, jak długo ich wspólnym celem będzie kariera Witka. Conti zdawał sobie z tego sprawę i ufał swojemu menadżerowi bezgranicznie. Bez wahania podpisał nawet kontrakt, który zobowiązywał go do oddawania agentowi jednej czwartej zarobków.
Jeszcze we Francji Brodziński nauczył go odpowiedniej autoprezentacji, czyli tego, w jaki sposób miał opowiadać o swoim pobycie w Paryżu, podróżach po Europie oraz początkach kariery, oczywiście z odpowiednim wykorzystaniem nazwiska Poli Negri. W jednym z pierwszych większych tekstów poświęconych Contiemu pojętny uczeń Brodzińskiego opowiadał: „Pola Negri gra świetnie w tenisa i jest na korcie przeciwniczką poważną. Chętnie i dużo grywa, kiedy nie »kręci«, bo praca przy filmie jest niesłychanie ciężka. Byłem przy nakręcaniu Ulicy potępionych dusz i mogę zaświadczyć, że Pola pracowała nieraz po 18 godzin dziennie bez wytchnienia”.
czytaj także
Sam artykuł został zilustrowany kilkoma zdjęciami Contiego, w tym jednym, na którym pozował z gwiazdą w jej paryskiej posiadłości. W tekście pojawił się także pełen zmyśleń wątek francuskiego debiutu filmowego: „W Polsce zdałem maturę, potem rok przebyłem w Poznaniu, na wydziale prawnym i dwa lata w Paryżu, gdzie również studiowałem prawo. Wreszcie znalazłem się w paryskiem Konserwatorjum Muzycznem. Pewnego dnia reż. Gaston Ravel zadzwonił do dyrekcji: – Hallo! Potrzeba mi młodego, fotogenicznego śpiewaka. Wybrano mnie. I tak oto debiutowałem na ekranie w dwóch wersjach, francuskiej i niemieckiej – filmu Miss Lucifer z Lili Damitą w roli tytułowej. Ja śpiewałem, a ona tańczyła”. Warto dodać, że we wspomnianym filmie nie zagrał ani Conti, ani Damita, a do tego nawet nie wyreżyserował go Ravel.
Zbrodnia to niesłychana – może ten pan kochał pana? [rozmowa]
czytaj także
Kilka lat później Conti konfabulował już tak sprawnie, że właściwie prześcignął w tym Brodzińskiego. W 1937 roku w rozmowie z „Kinem” opowiadał: „Za granicą spędziłem wiele lat. Wrażenia stamtąd wywiezione mogłyby przyoblec się w kształt dużej książki o temacie sensacyjno-podróżniczym. W każdym razie najlepiej wbiły mi się w pamięć fragmenty z czasów, gdy przebywałem w towarzystwie Poli Negri i Rudolfa Valentino. Chodziłem wtedy na lekcje śpiewu do Konserwatorium Paryskiego. Rudi i Pola byli w sobie zakochani po uszy i zaręczeni od kilku miesięcy. Mieli nawet wziąć ślub w najbliższych dniach po ukończeniu przez Valentina filmu pt. Syn szejka. Przeznaczenie chciało jednak inaczej”. A fakt, że Conti trafił do Francji dopiero dwa lata po śmierci latynoskiego amanta – to już szczegół.
Nagi faun z Hollywood
Oczywiście nie tylko Conti budował karierę na nazwiskach Negri i Valentino. Jeszcze przed zakończeniem współpracy z Polą Lopek zadbał o „miękkie lądowanie” i zawczasu został korespondentem kilku czasopism. Wykorzystał także zainteresowanie, które wciąż budziło nazwisko Rudolfa Valentino, i napisał o nim książkę. Lopek musiał być lojalny wobec przyjaciółki i byłej chlebodawczyni, więc w powieści Faun z Hollywood Negri została opisana tak, jak sama chciałaby się widzieć: jako kobieta piękna i silna, zniewalająca, powszechnie uwielbiana. A do tego patriotka, która przybliżała ukochanemu nazwiska rodaków: Bolesława Prusa, Stefana Żeromskiego i Ignacego Paderewskiego. To właśnie na koncercie tego ostatniego Negri miała usłyszeć wyznanie: „Już za to, żeś urodziła się z narodu, który wydał Chopina, kocham cię Politta”.
Całe szczęście, że w życiu Rudiego Pola pojawiła się dość późno, więc opisując wcześniejsze lata, Brodziński mógł puścić wodze fantazji.
**
Fragment książki Homolobby. Aktorzy II RP, która właśnie ukazała się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej.
**
Krzysztof Tomasik – publicysta i biograf. Pisze o polskim kinie, historii mniejszości seksualnych i popkulturze w PRL-u. Autor książek Homobiografie (2008, 2014), Gejerel. Mniejszości seksualne w PRL-u (2012, 2018), Seksbomby PRL-u (2014), Demony seksu (2015), Grażyna Hase. Miłość, moda, sztuka (2016), Poli Raksy twarz (2022) oraz Homolobby. Aktorzy II RP (2025). Redaktor zbioru reportaży Mulat w pegeerze (2011). W 2025 ukaże się również trzecie, zmienione wydanie jego kultowej książki Homobiografie.