Jeżeli ktoś wokół rocznicy odzyskania niepodległości chce budować narrację odpowiadającą zarówno historycznym realiom, jak i wartościom nowoczesnego państwa, powinien czym prędzej odrzucić bałwochwalczy kult skonstruowany za poprzedniej władzy i zamiast tego odwołać się do głośnych w listopadzie 1918 roku haseł demokracji, wolności i równości.
Pewnie mało kto pamięta już zorganizowane w 2018 huczne obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Pozostały nam po nich nowe pomniki, prezydencka deklaracja o odbudowie Pałacu Saskiego, a także pewne ustawowe kuriozum wymyślone wówczas przez parlamentarzystów partii Pawła Kukiza.
Mowa tu o panteonie ojców niepodległości, zapisanym w opracowanej na potrzeby obchodów ustawie. Politycy umieścili w tym gronie nazwiska Józefa Piłsudskiego, Ignacego Daszyńskiego, Romana Dmowskiego, Wojciecha Korfantego, Ignacego Paderewskiego i Wincentego Witosa. Chwytliwa i łatwa do powielenia narracja zyskała sobie dużą popularność, więc gdy instytucje państwowe, samorządy czy placówki edukacyjne przygotowują teraz coroczne obchody 11 listopada, często odwołują się do tej właśnie symboliki. Być może nawet przedstawiciele Kukiz ’15 nie przewidzieli, jak trwały wkład uda im się wnieść w rytuały polskiej pamięci historycznej.
Z miłości do Niemiec, czyli powody, dla których musimy odbudować Pałac Saski
czytaj także
Określony ferment
Gdy w roku 2016 prezydent Andrzej Duda zgłosił projekt rzeczonej ustawy o „Narodowych Obchodach Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości”, nie było w nim mowy o żadnych ojcach niepodległości. Preambuła dokumentu wskazywała za to, że suwerenność stała się możliwa dzięki „wysiłkowi wielu pokoleń Polek i Polaków”. Poseł PiS Dariusz Piontkowski podkreślał, że „należy uwypuklić sam proces, a nie tylko i wyłącznie nazwiska, bo zawsze pojawi się spór o to, jak dużo tych nazwisk powinno się pojawić”.
Temat podczas obrad na sali sejmowej poruszył dopiero znany z umiłowania dla endeckich tradycji poseł Sylwester Chruszcz z klubu Kukiz ’15. Zaproponował, by do ustawy wpisać pięciu „ojców założycieli niepodległości”, a mianowicie Piłsudskiego, Witosa, Korfantego, Dmowskiego i Paderewskiego. Impulsem dla wniosku była obawa, że obóz pisowski twarzą rocznicowych obchodów uczyni wyłącznie Józefa Piłsudskiego, deprecjonując tym samym przede wszystkim postać przywódcy przedwojennej endecji.
Zgłoszona przez Kukiz ’15 poprawka uzyskała negatywną opinię komisji sejmowej, ale gdy projekt trafił ponownie na obrady plenarne, Chruszcz znowu wygłosił mowę w obronie pojęcia ojców niepodległości. Tym razem tak wzruszył słuchaczy, że Sejm 291 głosami poprawkę przyjął. Poparły ją PiS i PSL, a specjalne podziękowania za oświecenie posłów w tej kwestii składał Chruszczowi szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz.
Lewica nie wygra, jeśli nie odbije prawicy słowa „patriotyzm”. Jak to można zrobić?
czytaj także
Dopiero po uchwaleniu ustawy podniosło się larum, że Sejm wymazuje z kart historii reprezentantów lewicy, a na liście brakuje przede wszystkim Ignacego Daszyńskiego. W obronie listy posła Chruszcza stanął wtedy Tomasz Panfil z IPN, który przekonywał, że przecież pierwszy premier niepodległej Polski nie był politykiem „absolutnej ekstraklasy”, a tradycja jego rządu jest „nieco nadęta przez historiografię PRL”.
Ostatecznie nazwisko Daszyńskiego dopisano do ustawy podczas prac w Senacie, choć pojawiły się głosy takie jak ten senatora PO Jerzego Fedorowicza, który proponował, by jednak żadnych ojców w dokumencie nie umieszczać, bo „każda z tych osób budzi określony ferment dla jednych albo dla drugich”. Podobne obiekcje zgłaszała też szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska.
Senat pozostawił jednak w ustawie panteon ojców, a jakby zapis ten był zbyt mało elitarystyczny, to zgodnie z poprawką senatora PiS Jana Żaryna do dokumentu wciśnięto jeszcze uznanie wyjątkowych zasług „generalicji Wojska Polskiego” i „duchowieństwa różnych wyznań, w tym szczególnie Kościoła katolickiego”.
PiS – robotniczy, chadecki, narodowy
Przytoczyłem szczegóły procesu legislacyjnego, by pokazać, że proces doboru ojców niepodległości odbywał się w sposób chaotyczny i bez ustalenia kryteriów merytorycznych. Na poczekaniu próbowano też znaleźć dla niego jakiejkolwiek sensowne uzasadnienie. Przykładowo wedle senatora Żaryna stworzenie panteonu to próba „opisania w jakiejś mierze całego społeczeństwa, każdego Polaka”, a rzekomo „wymienienie i socjalistów, i chadeków, i narodowców, i piłsudczyków, i ludowców daje nam pewne poczucie jedności narodowej”.
Owa koncepcja jedności narodowej szybko spodobała się w środowisku PiS. Świetnie wpisywała się bowiem w stosowany przez partię zabieg propagandowy, mający zawłaszczyć na jej potrzeby pozytywne skojarzenia z historycznymi nazwiskami i różnymi prądami ideowymi. PiS zaczął się prezentować jako prawowity spadkobierca każdego z ojców niepodległości.
Wystarczyło posłuchać Jarosława Kaczyńskiego, wedle którego jego partia jest kontynuatorem myśli zarówno Józefa Piłsudskiego, jak i ruchu ludowego. Cytując senatora Żaryna, PiS przejął też „w sposób najsensowniejszy wątki tradycji obozu narodowego, chrześcijańsko-demokratycznego”, mało tego, premier Mateusz Morawiecki stwierdził, że w filozofii partii głęboko obecna jest także „robotnicza myśl socjalistyczna”.
Z połączenia wszystkich tych nurtów mogłaby wyjść tylko jakaś wewnętrznie sprzeczna papka, ale autorów pisowskiej narracji w żaden sposób to nie deprymowało. Dzięki temu prezydent Duda bez mrugnięcia okiem mógł mówić, że „wierzy w to, że będziemy budowali razem taką Polskę, o jakiej śnili ojcowie niepodległości”. Tak jakby dało się pogodzić Polskę ze snów Daszyńskiego z Polską ze snów Dmowskiego; wizję bezklasowego społeczeństwa równych obywateli, wyzwolonych spod jarzma kapitalizmu i żyjących w Polsce należącej do międzynarodowej wspólnoty socjalistycznej z Polską egoistyczną, rządzoną przez samozwańcze elity, prześladującą mniejszości, dzielącą ludzi z powodu narodowości czy wyznania.
Dmowski specjalnej troski
Fantazje o jedności narodowej w 1918 roku miały oczywiście stanowić historyczne uzasadnienie dla potrzeby jednoczenia się społeczeństwa wokół dzisiejszych działań i ideologii PiS. Do popularyzowania koncepcji szybko zaprzęgnięto Instytut Pamięci Narodowej. Instytut ruszył w kraj z wystawami prezentującymi ojców niepodległości, którzy rzekomo „potrafili zjednoczyć się wokół jednego, nadrzędnego celu”.
Roman Dmowski śpiewa „Czerwony Sztandar”, czyli polityka w stanie mgławicowym
czytaj także
Wraz z upływem czasu wzrastał wokół tego tematu ahistoryczny patos. Prezes IPN Karol Nawrocki pompatycznie ogłaszał, że mamy oto „katalog kilku naszych ojców niepodległości, którzy oddają wszystkie nurty polityczne w Polsce”. Z typową dla poczynań instytutu cenzorską manierą strofował w ten sposób przeciwników politycznych i przypominał im, że to obóz władzy narzuca interpretację historii i nikt nie powinien tej interpretacji kwestionować.
Nawrocki posunął się nawet do stwierdzenia, że do panteonu należą „postaci święte dla naszej historii”. Beatyfikację przyspieszyły kontrowersje wokół postaci Romana Dmowskiego. Gdy padł pomysł zmiany nazwy ronda jego imienia w Warszawie, PiS naprędce przygotował ustawę czyniącą z przywódcy endecji patrona specjalnej troski, wymagającego prawnej ochrony przed polskim społeczeństwem.
Tak w roku 2022 powstał kolejny potworek legislacyjny, zabraniający samorządom zmieniania nazw obiektów upamiętniających sześciu ojców. I chyba nikomu nie przyszło do głowy, że tego rodzaju ustawa nie zbuduje raczej autorytetu osoby obejmowanej ochroną, a prędzej narazi ją na śmieszność i gesty pogardy.
Zapomnieliście o lewicy
Wbrew temu, co twierdzi prezes Nawrocki, sześcioosobowy panteon nie oddaje wszystkich nurtów politycznych Polski pierwszych dni niepodległości. Najbardziej rzuca się w oczy brak w tym gronie jakiegokolwiek przedstawiciela lewicy ruchu chłopskiego, którą w pierwszych wyborach do Sejmu w roku 1919 poparło przecież aż 21 proc. wyborców. Dla porównania: na PSL „Piast” Witosa głosowało tylko 8,5 proc.
Czemu więc nikt nawet nie wspomniał o tym, że reprezentant tego środowiska mógłby trafić na listę? Bo o tradycji lewicy ruchu ludowego nie pamięta dziś prawie nikt, nawet przedstawiciele partii o nazwie PSL, a nazwiska Tomasza Nocznickiego czy Stanisława Thugutta są niemal całkowicie zapomniane.
To zresztą żadne zaskoczenie, że parlament z przewagą prawicy dobrał sobie listę bohaterów odpowiednio przechyloną właśnie w prawą stronę. Rzut oka na polską scenę polityczną przełomu 1918 i 1919 roku pokazuje, że lewica skupiona w partiach robotniczych i chłopskich cieszyła się wówczas poparciem ok. jednej trzeciej wyborców, a na dodatek to ona właśnie tworzyła pierwsze rządy niepodległej Polski.
Tymczasem na liście z jej grona znalazł się, i to z trudem, tylko Ignacy Daszyński. Niewiele silniejsza prawica posiada tam za to aż trzech przedstawicieli: Dmowskiego, Korfantego i Paderewskiego. Po dodaniu reprezentującego polityczne centrum Wincentego Witosa, a także wywodzącego się wprawdzie z lewicy, ale wtedy już pozapartyjnego i dryfującego na prawo Piłsudskiego, widać wyraźnie, że panteon zgodnie z intencją jego pomysłodawców marginalizuje lewą stronę sceny politycznej. Ale nie to jest jego największą wadą.
Sprowadzenie procesu odzyskania niepodległości do uwypuklenia nadzwyczajnych zasług chaotycznie dobranego grona jednostek zaciera złożoność tego procesu i złożoność mechanizmów, które utorowały drogę do zbudowania suwerennego państwa. Wydarzenia roku 1918 były przecież efektem wyjątkowo sprzyjającego splotu uwarunkowań zewnętrznych i wewnętrznych. Z jednej strony skorzystała Polska na przebiegu I wojny światowej, na rewolucji rosyjskiej i na upadku tzw. państw centralnych, a z drugiej stworzenie samodzielnego bytu umożliwione zostało przez stopień świadomości narodowej oraz poziom rozwoju i organizacji społeczeństwa. Jeżeli historia ma być nauką i inspiracją dla przyszłych pokoleń, to powinniśmy zwrócić uwagę szczególnie na ten ostatni aspekt.
Czerwony budowniczy czy Konrad Wallenrod? Socjalistyczne spojrzenie na Piłsudskiego
czytaj także
Polska mas, nie elit
Pod koniec XVIII wieku Polska traciła niepodległość jako skostniała w swej formie monarchia, jako państwo, w którym władza spoczywała w ręku dobrze urodzonych elit, a większość mieszkańców żyła w stanie półniewolniczym i pozbawiona była jakichkolwiek praw politycznych. W tym feudalnym, podzielonym na stany społeczeństwie samo pojęcie narodu utożsamiane było ze znajdującą się na szczycie hierarchii szlachtą.
W roku 1918 Polska odrodziła się jako demokratyczna republika, jako państwo wolnych i równych sobie obywateli. By uświadomić sobie, jak gruntowne zmiany zaszły w okresie rozbiorów w strukturze społeczeństwa, wystarczy spojrzeć na powołany w Lublinie pierwszy rząd niepodległej Polski, w którym chłopi i robotnicy zasiadali obok ministrów wywodzących się z rodów szlacheckich. W sejmie odrodzonego państwa na jednej sali znaleźli się zarówno ziemianie i przemysłowcy, jak i rolnicy i rzemieślnicy. W życie społeczno-polityczne włączyły się nie tylko całe klasy społeczne, ale i cała płeć, po raz pierwszy bowiem w organie przedstawicielskim zasiadły kobiety.
Emancypacja warstw nieuprzywilejowanych leżała u fundamentów tworzonej w listopadzie 1918 roku republiki. „Ludu polski! Polski chłopie i robotniku!” – głosiły słowa manifestu rządu Ignacego Daszyńskiego – „Jeżeli chcesz zająć należne Ci miejsce w rodzinie wolnych narodów, jeżeli chcesz sam być gospodarzem na swojej własnej ziemi, to musisz w swoje ręce ująć władzę w Polsce, musisz sam budować gmach Niepodległej i Zjednoczonej Ludowej Rzeczypospolitej Polskiej”.
Choć rzeczywistość nie zawsze nadążała za wzniosłymi wersami deklaracji politycznych i choć klasy posiadające wciąż wyzyskiwały swą ekonomiczną przewagę do utrzymywania szeregu przejawów nierówności, to nie było już wątpliwości, że nowoczesne państwo nie jest ani własnością, ani kreacją wąskiego grona jednostek, a świadomym tworem wynikającym z aspiracji szerokich mas społecznych. Cytując działacza chłopskiego Tomasza Nocznickiego, nauką płynącą z roku 1918 jest to, że „wola ludu, gdy ten lud w zorganizowanej gromadzie ją objawi, staje się prawem”.
„Ojcowie krajów to farsa średniowieczna”
Wróćmy do dzisiaj i zastanówmy się, jaka nauka może płynąć z prymitywnego kultu ojców niepodległości. Elitarystycznie zorientowani propagandziści pokroju byłego senatora Żaryna nie mieliby pewnie nic przeciwko temu, by prowadził on do utrwalenia się obrazu narodu jako potulnej i niegramotnej tłuszczy, która musi być prowadzona przez oświecone elity i sterowana przez wybitne jednostki.
W październiku 1918 roku, przemawiając w wiedeńskim parlamencie, Ignacy Daszyński stwierdził, że „świat nie chce dłużej mieć ojców krajów”, bo „ojcowie krajów to farsa średniowieczna”. Miał wtedy wprawdzie na myśli „panujących z łaski bożej” monarchów, ale dziś sparafrazować można jego słowa i stwierdzić, że taką farsą średniowieczną stali się „święci ojcowie niepodległości”, w tym i po części on sam, wrzuceni niedbale do jednej z sejmowych ustaw.
„Zabić, powiesić, poćwiartować” – prawica wobec pierwszych rządów niepodległej Polski
czytaj także
Jeżeli ktoś wokół rocznicy odzyskania niepodległości chce budować narrację odpowiadającą zarówno historycznym realiom, jak i wartościom nowoczesnego państwa, powinien czym prędzej odrzucić bałwochwalczy kult skonstruowany za poprzedniej władzy i zamiast tego odwołać się do tak głośnych w listopadzie 1918 roku haseł demokracji, wolności i równości, otwierających szerokim masom drogę do udziału w aktywności społeczno-politycznej. I nie chodzi przecież o to, by przez odejście od ustawowego panteonu podważać udział poszczególnych postaci w procesie odzyskiwania niepodległości. Wręcz przeciwnie, dopiero ustalenie odpowiednich proporcji i postawienie tych osób na tle ówczesnych procesów i ruchów społecznych może dać prawdziwy obraz ich działalności.
Podświadomie rozumieją to nawet ci, którzy sami głosowali za ustanowieniem tego kuriozalnego panteonu. Choćby Władysław Kosiniak-Kamysz, który tak zachwycał się ideą przedstawioną w Sejmie przez posła Chruszcza, podczas zeszłorocznych obchodów 11 listopada sam trzeźwo przyznawał, że „to nie ojcowie niepodległości, ale miliony naszych rodaków, tych, którzy w tych trudnych czasach żyli, pracowali, przenieśli Polskę do niepodległości”.