Wiosną 1919 roku węgierskie miasta pełne były krzykliwych plakatów zachęcających do zgłaszania się w szeregi armii. Widniały na nich maszerujące zastępy i hasło „Naprzód, Czerwoni Żołnierze!”. Na wezwanie odpowiedziało tysiące osób różnych narodowości, wśród nich ok. 1500 Polaków. Kim byli i co sprawiło, że znaleźli się w węgierskim wojsku?
Jesienią 1918 roku na terenie monarchii habsburskiej zapanował chaos. W obliczu wojennej klęski wielonarodowe imperium po prostu się rozpadło. Trwająca od lat wojna wywołała kryzys ekonomiczny, wpędziła ludzi w biedę i głód. Wzmogły się też niepokoje na tle etnicznym, a poszczególne narody monarchii coraz głośniej domagały się niezależności. Rozsypywała się armia, a jej żołnierze masowo dezerterowali. W siłę rosły za to ruchy rewolucyjne, domagające się „chleba i pokoju”.
Platerówki: przemilczana historia żołnierek z armii Berlinga
czytaj także
Rewolucja astrów, która wybuchła w Budapeszcie pod koniec października 1918 roku, zmiotła centroprawicowy rząd, a władza przeszła w ręce koalicji złożonej głównie z socjalistów i lewicowych liberałów. Węgry stały się republiką, a łączące ich z Austrią więzy zostały zerwane. Nowy rząd, kierowany przez Mihálya Károlyiego, zapowiedział przeprowadzenie szeregu reform społecznych i budowę parlamentarnej demokracji, jednak rozwój wydarzeń przekreślił te plany. Ententa uznała Węgry za państwo współodpowiedzialne za wybuch I wojny światowej. Teraz pokonani ponieść mieli daleko idące konsekwencje. Nie dość, że połowa kraju już znajdowała się w rękach Rumunów, państwa czechosłowackiego czy jugosłowiańskiego, to Węgry czekać jeszcze musiały na wyrok państw ententy dotyczący wyznaczenia granic powojennej Europy.
Warunki Béli Kuna
Polityczna niepewność połączona z ruiną gospodarczą radykalizowała nastroje społeczne. Szybko rosły wpływy komunistów, którzy w kilka tygodni zmienili się z niewielkiej grupki w potężny ruch, gromadzący dziesiątki tysięcy ludzi. Doszło do rozruchów, rząd zareagował represjami, liderzy komunistyczni trafili do więzień, ale w żaden sposób nie uspokoiło to sytuacji. Rewolucyjne hasła zdobywały sobie coraz większe poparcie, a napiętą atmosferę podgrzewały masowe powroty jeńców z niewoli rosyjskiej, przynoszących informacje o przebiegu rewolucji na wschodzie. Ponadto Béla Kun, przywódca komunistów, który sam niedawno powrócił z Rosji, obiecywał, że w wypadku przejęcia władzy zapewni Węgrom pomoc ze strony bolszewików.
W końcu, gdy 20 marca 1919 roku przedstawiciel ententy zażądał od władz węgierskich zaakceptowania nowej, niekorzystnej linii demarkacyjnej, prezydent Károlyi uznał, że jedynym wyjściem z sytuacji jest zdymisjonowanie koalicyjnego rządu i przekazanie pełni władzy w ręce socjalistów, którzy zdawali się mieć większe szanse na uspokojenie sytuacji wewnętrznej i zmobilizowanie mas do stawienia oporu obcemu najazdowi. Jak stwierdził, „rzeczywista siła jest przecież już od miesięcy w rękach proletariatu”.
Smar oliwiący gospodarkę, czyli jakiej historii potrzebują Polacy [rozmowa]
czytaj także
Socjaliści zdawali sobie jednak sprawę, że sympatie proletariatu bardzo się ostatnio zmieniły. „Partia socjaldemokratyczna straciła wpływy w masach, masy w pełni podążają za komunistyczną agitacją” – oceniał jeden z jej liderów Ernő Garami. Nie było wątpliwości, że by stworzyć stabilny rząd, konieczne jest porozumienie z komunistami. Delegacja socjalistów udała się do budapesztańskiego więzienia na rozmowy z Bélą Kunem. I to więzień dyktował warunki.
Ostatecznie „partia socjaldemokratyczna skapitulowała”, jak stwierdził inny z jej liderów, Vilmos Böhm. Ustalono, że obie organizacje połączą się, w kraju zaprowadzona zostanie dyktatura proletariatu, a Węgry zawrą sojusz z rządem rosyjskim. I choć premierem nowego rządu został socjalista Sándor Garbai, to prawdziwa władza spoczęła w rękach Kuna, oficjalnie pełniącego funkcję komisarza spraw zagranicznych. W nowym układzie sił nie było już miejsca dla Károlyiego. Prezydent musiał odejść. Tak 21 marca 1919 roku narodziła się Węgierska Republika Rad.
Polacy w węgierskiej Armii Czerwonej
W tym czasie na Węgrzech przebywało około 30–40 tysięcy Polaków. Byli wśród nich imigranci ekonomiczni, robotnicy z galicyjskich fabryk ewakuowanych w czasie wojny, żołnierze z dawnej armii habsburskiej i jeńcy z armii rosyjskiej, a także rewolucjoniści z roku 1905, którzy trafili tu, uchodząc przed prześladowaniami ze strony carskiej policji. Głównym ośrodkiem diaspory był Budapeszt, a większe skupiska Polaków znaleźć też można było w położonych w pobliżu stolicy okręgach górniczych. Większość należała do klasy robotniczej, więc im także udzielały się panujące wówczas na Węgrzech rewolucyjne nastroje.
Dużym poważaniem w tym środowisku cieszył się Paweł Biernacki, były członek SDKPiL i uczestnik rewolucji 1905 roku, który po jej upadku schronił się na Węgrzech i zamieszkał w Budapeszcie. „Robotnicy polscy mieli w nim doradcę i przyjaciela. Pomagał w uzyskaniu mieszkania, wiedział, gdzie można znaleźć pracę, wskazywał sklep, w którym nie oszukują, wprowadzał do związków zawodowych, organizował zebrania, umiał utrzymać porządek na wiecach, godził powaśnionych. Podczas wojny opiekował się robotnikami, zwłaszcza niewykwalifikowanymi, często analfabetami, których najtrudniej było ochronić od wyzysku” – wspominał Edmund Semil, działacz SDKPiL, który trafił na Węgry w pierwszych dniach rewolucji.
Już od listopada 1918 roku zgromadzeni wokół Biernackiego polscy robotnicy brali udział w wystąpieniach organizowanych przez węgierskich komunistów. 30 marca 1919 roku grupa ta zebrała się w lokalu przy jednej z cegielni w Budapeszcie. Zgromadzeni udzielili poparcia nowemu rządowi i powołali do życia węgierski oddział Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Na siedzibę organizacji wybrano dom przy ulicy Rózsa 61, gdzie kwaterowały też grupy komunistów innych narodowości.
Polacy nie byli bowiem odosobnieni w swym poparciu dla rewolucji. Gdy rząd Garbaia przystąpił do organizowania Armii Czerwonej, zaczęli się do niej zgłaszać nie tylko Węgrzy, ale i ochotnicy rosyjscy, czescy, słowaccy, rumuńscy, ukraińscy, żydowscy, bułgarscy, chorwaccy, niemieccy czy włoscy.
Akcję werbunkową wsparła także grupa Biernackiego. Oprócz spraw ideowych do wstępowania w szeregi wojska zachęcały kwestie ekonomiczne. Żołnierze Armii Czerwonej otrzymywać mieli regularne pensje, a ich rodziny zasiłki. W czasach biedy i kryzysu miało to niebagatelne znaczenie. O tym, jak dramatyczne bywały wówczas warunki bytowe na Węgrzech, niech świadczy relacja na temat polskich górników pracujących w kopalniach węgla w Tatabánya. Jak pisał Semil, mieszkali oni „w rowach przykrytych drewnianymi dachami z ubitą na nich ziemią. Do tych »mieszkań« schodziło się po drewnianych drabinkach. Podłogę zastępowało klepisko”.
Cesarza już nie ma, kapitalizm pozostał
Duży napływ zagranicznych ochotników sprawił, że rząd węgierski uznał, iż powinni oni tworzyć samodzielne oddziały wojskowe. Z żołnierzy poszczególnych nacji formowano bataliony, które połączone razem stanowiły tzw. Brygadę Międzynarodową. Struktura węgierskiej Armii Czerwonej podkreślać miała ideę równości. Nie stosowano tam więc stopni wojskowych. Byli tylko komendanci i żołnierze, a dowódcy niektórych oddziałów pochodzili z wyboru dokonywanego przez samych żołnierzy.
Do każdej jednostki przydzielano też komisarza politycznego, mającego objaśniać czerwonoarmistom ideowe cele podejmowanej przez nich walki. W polskim batalionie funkcję tę powierzono Biernackiemu, jako zaufanemu i sprawdzonemu w bojach działaczowi, a ponadto jako osobie cieszącej się dużym szacunkiem wśród rodaków. Biernacki, mimo problemów ze zdrowiem, gorączkowo zabrał się do pracy. Przybywających do budapesztańskich koszar ochotników przekonywał, że „carów i cesarzy już nie ma, ale trzeba walczyć z kapitalizmem międzynarodowym, który sprzysiągł się przeciw wolności ludu węgierskiego”.
Wielu z nich brało udział w niedawnej wojnie, więc doskonale umiało posługiwać się bronią. Problemem był jednak brak odpowiedniego dowódcy oddziału. Ostatecznie został nim 26-letni Franciszek Gawliński, krakowianin, były legionista i porucznik Wojska Polskiego, który przyjechał jako kurier do przedstawicielstwa rządu RP w Budapeszcie. Na miejscu oświadczył jednak, że ma odtąd zamiar służyć rewolucji. Stwierdził, że jako socjalista nie może pogodzić się z tym, że „w Polsce rząd likwiduje rady robotnicze, a Piłsudski nie zamierza stanąć po stronie robotników i chłopów”. I choć był dla organizatorów batalionu postacią kompletnie dotąd nieznaną, szybko zdobył sobie ich zaufanie. W oddziale często dochodziło do problemów z dyscypliną i Biernacki uznał, że to właśnie Gawliński, jako doświadczony oficer, najlepiej poradzi sobie z niesfornymi ochotnikami.
Dla polskiego batalionu chrzest bojowy nadejść miał bardzo szybko. Już 16 kwietnia 1919 roku armia rumuńska rozpoczęła od wschodu działania przeciwko Węgrom. 29 kwietnia atak od północy przypuściły również wojska czeskie. W obliczu zewnętrznego zagrożenia społeczeństwo węgierskie, nie zważając na animozje polityczne, entuzjastycznie żegnało idące na front oddziały Armii Czerwonej. „Widzę wychodzący przez bramy koszar dobrze wyekwipowany oddział, a na jego czele, obok Gawlińskiego, suchą i kościstą postać brodatego Biernackiego, który zdawał się uginać pod ciężarem trzydziestosześciokilogramowego tornistra” – tak po latach Edmund Semil wspominał wymarsz 300-osobowego batalionu polskiego z Budapesztu.
Mimo liczebnej przewagi przeciwnika najazd został zatrzymany, a w połowie maja armia węgierska przeszła do kontrofensywy. Batalion polski wespół z innymi jednostkami wtargnął na Słowację. Na początku czerwca, w trakcie walk pod miejscowością Nowe Zamki, poległ komendant Gawliński. Nowym dowódcą batalionu został Paweł Biernacki.
Czerwony budowniczy czy Konrad Wallenrod? Socjalistyczne spojrzenie na Piłsudskiego
czytaj także
Tymczasem, ponieważ do koszar wciąż napływali ochotnicy, w Budapeszcie rozpoczęto formowanie II batalionu polskiego. Na jego dowódcę powołano 19-letniego ledwie Józefa Łapińskiego. Był to dawny żołnierz armii austriackiej, który w 1917 roku dostał się do niewoli rosyjskiej, a po uwolnieniu opowiedział się po stronie bolszewików. W lutym 1919 roku został aresztowany w Tarnopolu przez Ukraińców, lecz udało mu się uciec i przedostać na Węgry. W pierwszej połowie czerwca dowodzony przez Łapińskiego 250-osobowy batalion wyruszył na front słowacki.
Łącznie przez szeregi wojsk węgierskich przewinęło się podczas rewolucji około 1500 Polaków. Nie wszyscy jednak znaleźli się w jednostkach dowodzonych przez Gawlińskiego i Łapińskiego. Część służyła w innych batalionach narodowych, przeważnie w rosyjskim i austriackim, inni w oddziałach formowanych przy zakładach pracy.
Schyłek proradzieckiego entuzjazmu
Choć Węgrzy odnosili zwycięstwa na froncie, nie towarzyszyły temu sukcesy w polityce wewnętrznej. Wyraźnie wygasał społeczny entuzjazm, jakim początkowo cieszyła się władza radziecka. Nieudolne i nazbyt dogmatyczne działania rządu pogłębiły jeszcze kryzys gospodarczy. W kraju brakowało podstawowych produktów i coraz trudniej było z zaopatrzeniem ludności w żywność. Dochody państwa malały, za to szybko rosła inflacja. Spektakularne propagandowe fiasko poniosła reforma rolna, gdy władze odmówiły rozdania chłopom znacjonalizowanej ziemi. Widoczne były konflikty pomiędzy komunistami a socjalistami. Miejscami dochodzić zaczęło do buntów.
Gdy 24 czerwca 1919 roku grupa węgierskich oficerów podjęła próbę zbrojnego przewrotu w Budapeszcie, do jego stłumienia ściągnięto z północy batalion Łapińskiego. Rebelia została jednak spacyfikowana, nim jeszcze polscy żołnierze dotarli do stolicy. Odpowiedzią na antyrządowe wystąpienia były brutalne represje, które pochłonęły łącznie kilkaset ofiar i dodatkowo podkopały pozycję władz.
Sytuacja Węgier była na tyle ciężka, że gdy ententa zażądała zaprzestania działań wojennych i wycofania się za linię demarkacyjną, zdecydowano się zaakceptować to ultimatum. Pod koniec czerwca Armia Czerwona zaczęła wycofywać się z zajętych terytoriów. Decyzja ta wzbudziła ogromne rozgoryczenie wśród żołnierzy, a szczególnie trudno było wytłumaczyć ją zagranicznym ochotnikom. Semil, któremu Böhm, dowódca Armii Czerwonej, powierzył misję przekonania polskich żołnierzy do spokojnego wycofania się ze Słowacji, wspominał, że bał się, że żołnierze rozniosą go na bagnetach, gdy usłyszą rozkaz ewakuacji.
Rząd węgierski zdecydował się na jeszcze jeden zryw, mający podnieść morale i odwrócić losy konfliktu. 20 lipca 1919 roku Armia Czerwona rozpoczęła ofensywę przeciwko Rumunom. W działaniach wzięli udział również żołnierze polscy. Batalion Łapińskiego odznaczył się w walkach nad Cisą, gdzie po śmiałym sforsowaniu rzeki zniszczył linię kolejową na drugim brzegu, uniemożliwiając w ten sposób manewry rumuńskiemu pociągowi pancernemu ostrzeliwującemu pozycje węgierskie. Ofensywa szybko się jednak załamała i po kilku dniach Armia Czerwona była już w odwrocie.
czytaj także
Węgierska Republika Rad dogorywała. 1 sierpnia 1919 roku ustąpił rząd, a Béla Kun uciekł do Austrii. Władzę przejęła antykomunistyczna frakcja socjalistów pod przywództwem Gyuli Peidla, ale nie miała żadnych szans na opanowanie sytuacji, bo już 4 sierpnia do Budapesztu wkroczyli żołnierze rumuńscy. Kilkadziesiąt godzin później rząd Peidla został obalony w wyniku prawicowego zamachu stanu.
Po upadku rewolucji na Węgrzech zapanował tzw. biały terror. Zginęło około 5 tysięcy osób, 40 tysięcy trafiło do więzienia, a 70 tysięcy zostało zmuszonych do ucieczki. Terror dotykał także polskich żołnierzy. By uchronić się przed represjami, wielu z nich próbowało się ukryć. Inni uciekali za granicę, zarówno do Polski, jak i do Rosji Radzieckiej czy Austrii. Do Galicji przedostali się m.in. Łapiński i Semil, a Paweł Biernacki znalazł się w Wiedniu.
Wydarzenia z Węgier budziły oczywiście zainteresowanie w ówczesnej Polsce. Władze oficjalnie zachowywały neutralność, lecz na utworzenie sprzymierzonego z Rosją państwa radzieckiego spoglądały naturalnie z wyraźną niechęcią. Uciekających z Węgier żołnierzy traktowano jako potencjalne zagrożenie. Zdarzały się więc przesłuchania i aresztowania.
Miejscami w środowiskach robotniczych dochodziło też jednak do deklaracji solidarności z Węgierską Republiką Rad. Inspirowali je najczęściej polscy komuniści, entuzjastycznie wspierający walkę swoich towarzyszy znad Dunaju. Byli w tym jednak dość odosobnieni. W środowisku socjalistycznym węgierski zryw odbierano raczej jako akt rozpaczy i dramatyczną próbę ocalenia państwa poprzez zwrócenie się ku bolszewizmowi i mirażowi pomocy ze strony Rosji Radzieckiej.
czytaj także
Opowieść o polskich żołnierzach rewolucji węgierskiej o prawie dwie dekady poprzedza podobną i dużo bardziej znaną historię tzw. dąbrowszczaków. Podobnie jak w przypadku ochotników biorących udział w wojnie domowej w Hiszpanii, także i tutaj za broń chwycili przede wszystkim zwykli robotnicy, zwabieni wezwaniem do walki o lepszą przyszłość i nowy, sprawiedliwszy ustrój.
**
Przemysław Kmieciak – z wykształcenia politolog, z zawodu księgowy, z zamiłowania historyk na trudnym odcinku popularyzacji dziejów polskiej lewicy.