Po tym filmie już nigdy nie będziecie słuchać piosenek Amy Winehouse w taki sam sposób.
Filmy dokumentalne o gwiazdach – czy to kina, czy muzyki – bardzo łatwo mogą wpaść w pułapkę przewidywalności i schematyczności. No bo niby nic łatwiejszego, niż pokazać trochę materiałów archiwalnych prezentujących wzloty i upadki gwiazdy, plus zrobić parę wywiadów i archiwalia poprzetykać gadającymi głowami. Dobrze, jak część archiwaliów będzie mało znana, ale też bez przesady. Gwiazda jest znana, to i znane są jej wypowiedzi, występy. Podobnie z wywiadami. Ciekawostką może być wypowiedź szkolnego kolegi czy koleżanki z podwórka o gwieździe, ale jeśli to prawdziwa gwiazda, to potwierdzeniem są wypowiedzi znanych i cenionych dziennikarzy, komentatorów, innych gwiazd. Według takiego schematu powstają setki, tysiące dokumentalnych portretów. Ogląda się je tak, jakby czytało się hasło w Wikipedii streszczające treść powieści – dowiemy się co prawda kto z kim i dlaczego, ale wielkiej przyjemności ze zdobywania takiej wiedzy mieć nie będziemy.
Na szczęście obok filmów dokumentalnych robionych „na wikipedię” są też dokumenty, które ogląda się tak, jak się ogląda najlepsze kino fabularne. I Amy Asifa Kapadii należy do tego grona.
Asif Kapadia nie może budować wielkiego napięcia wokół pytania o to, jak skończy się historia bohaterki. Skończy się tragicznie – to wiemy niemal wszyscy od początku, więc nie jest to spojler. Jeśli więc od początku wiemy, że ktoś zginie, zasadniczym pytaniem, jakie sobie zadajemy, będzie pytanie o to, kto zabił. I tutaj – mimo że wielu widzów zakłada, że odpowiedź zna – sprawa nie jest taka prosta.
Amy Winehouse była bez wątpienia jedną z najciekawszych artystek sceny muzycznej początku wieku. Charakterystyczny, mocny głos Winehouse przywodzi na myśl legendy jazzu.
W czasach, kiedy na listach przebojów królują Rihanna czy Beyoncé, Amy Winehouse inspiruje się i sięga po gatunki muzyczne niepopularne i, wydawałoby się, niedające przepustki do sławy.
A jednak Amy szybko stała się sławna, choć na popularności akurat jakoś bardzo jej nie zależało. Z czasem rozpoznawalność staje się dla Winehouse koszmarem. Fragmenty filmu pokazujące tłumy paparazzich okrążające artystkę, gdy tylko ta przekroczy próg domu, błyski fleszy aparatów oślepiające ją, kiedy tylko wyjdzie z nocnego klubu – dla zwykłego śmiertelnika pokazują po prostu cenę sławy. Ale dla Amy, od pewnego momentu, to wszystko stało się codziennością. Nie możesz wejść do domu, nie widzisz schodów, po których wychodzisz z budynku, bo jesteś oślepiany przez fotografujących cię paparazzich. Reżyser Asif Kapadia kilkakrotnie pokazuje nam te obrazki. Wystarczająco, żebyśmy sami zaczęli czuć atmosferę zaszczucia. I żebyśmy przypomnieli sobie wypadek księżnej Diany. Wreszcie, żebyśmy zadali sobie pytanie, czy to paparazzi nie są współodpowiedzialni za tragedię, jaka się na końcu wydarza – za śmierć Amy Winehouse.
Film Asifa Kapadii jest oskarżeniem. Wiemy, że Amy Winehouse została znaleziona martwa w swoim domu. Artystka miała problemy z używkami. Zadawano sobie pytanie, czy przedawkowała narkotyki. Uzależnienie piosenkarki od dawna było tematem, którym żyły media. Kapadia swoim filmem stawia pytanie, czy to rzeczywiście używki zabiły Winehouse. A może nie? Nie chce psuć państwu zabawy z oglądania, więc nie powiem, kto zabił.
Asif Kapadia jest autorem świetnego filmu o kierowcy Formuły 1 Ayrtonie Sennie (Senna, 2010). Podobnie jak w Sennie, w Amy reżyser sięgnął po archiwalia – najczęściej mało znane – i to na nich oparł film. Mamy więc szanse obejrzeć nagrania wideo z czasów dzieciństwa piosenkarki, zapisy pierwszych występów, przygotowań do nagrań i później prac nad płytą Back to black. Kapadia oddaje wielokrotnie głos samej Winehouse – cytuje wywiady z nią, rozmowy w talk-show czy w radiu. Wiele o piosenkarce mówią jej przyjaciele, pierwsi współpracownicy. Często nie widzimy twarzy wypowiadających się – na szczęście poetyka gadających głów jest obca reżyserowi.
Ważnym głosem w opowieści o Amy są jej piosenki. Sama pisała teksty i komponowała. Kapadia wielokrotnie przytacza fragmenty tych piosenek, niekoniecznie z teledysków, a z koncertów, często mało znanych, albo właśnie z archiwalnych nagrań. To daje szansę nie tylko zobaczenia ciekawych materiałów, odkrycia nieznanych obrazów, ale też odkrycia nieznanych treści… piosenek. Kiedy słyszymy utwory śpiewane przez Winehouse, na ekranie pojawiają się napisy z tekstem. Oglądając film śledzimy życie artystki i historie jej związków, relacji, problemów, a za chwilę możemy zobaczyć, jak wiele z tych historii znajdowało się później w tekstach piosenek. To oczywiście odkrycie banalne, ale siła banalnego odkrycia jest taka, że jak się go dokona, już nigdy nie będziemy słuchać niektórych piosenek Amy Winehouse w taki sam sposób.
Czego dowiemy się z piosenek Winehouse? Poza tym, co wielu już wie, a więc, że chciano ją wysłać na odwyk, ale konsekwentnie mówiła nie („They tried to make me go to rehab, I said, no, no, no”, Rehab), ale również to, że mówiła, że będzie się leczyć, jeśli jej ojciec powie, że powinna. Nie powiedział („And if my daddy thinks I’m fine”, Rehab). Ojciec Mitch Winehouse miał ogromny wpływ na życie Amy. Na ramieniu wytatuowany miała napis „Daddy’s girl”. Słuchała jego rad, wciąż myślała o tym, czy to, co robi, spodoba się ojcu i co jej o tym powie. Miłość do rodziców to wzruszająca sprawa, ale jest moment, kiedy oglądając film Kapadii zaczynamy odnosić wrażenie, że w przypadku Amy jej miłość do ojca jest destrukcyjna.
Matka praktycznie nie pojawia się w opowieści o piosenkarce – nie zajmuje ważnego miejsca w życiu artystki. Najważniejszy jest ojciec.
Jest w filmie scena, kiedy Amy Winehouse próbuje ukryć się przed światem – a więc przed mediami, dla których jej problemy są pożywką – i wyjeżdża na długie wakacje, a podczas tych wakacji odwiedza ja ojciec, który przyjeżdża… w towarzystwie dziennikarzy. Tak jak wcześniej widzieliśmy fotografów napadających na piosenkarkę i czuliśmy, jaką ogromna na niej presję wywierają, tak teraz widzimy, że to samo robi ojciec artystki. Czyżby i on był współodpowiedzialny za tragedię Amy Winehouse?
Kolejnym czarnym charakterem w filmie Amy jest mąż piosenkarki Blake Fielder-Civil. On też uzależniony był od narkotyków i bardzo odpowiadał mu związek, w którym znana i bogata żona zapewni mu stały dostęp do pieniędzy i używek. Blake był wielką miłością Amy. Tragiczną. Widać kochanie niewłaściwych mężczyzn musi się skończyć dramatem.
Wreszcie tymi, o których możemy śmiało powiedzieć, że swoje w sprawie śmierci Winehouse mają za uszami, są media. Dziennikarze kanałów plotkarskich z radością opowiadali o tym, że albo piosenkarkę widziano pijaną, albo że znów występowała na scenie pod wpływem narkotyków. Wielką frajdę odnajdywano w żartowaniu z uzależnienia piosenkarki. Te same media, które zachwyciły się talentem artystki, zaraz wylały na nią wiadro pomyj. Obśmiewały problemy Winehouse, by za chwilę z hipokryzją opowiadać o zatroskaniu jej stanem zdrowia. Zapewne ze wszystkiego da się mądrze śmiać, ale kiedy ogląda się fragmenty programów telewizyjnych, podczas których szydzi się z choroby Amy Winehouse, zaczynam mieć wątpliwości, czy są to naprawdę takie świetne żarty. Nie mam wątpliwości, że prowadzą tylko do bagatelizowania problemu uzależnienia i nakręcania nagonki na narkomanów.
Amy Asifa Kapadii to przejmujący film o kolejnym utalentowanych artyście z Klubu 27. Na szczęście dokument nie wraca do pytań o relacje między talentem, wrażliwością, ceną sławy a uzależnieniami. Te pytania i tak każdy widz ma w tyle głowy. Reżyser może więc pójść krok dalej – zapytać o rolę, jaką otoczenie odgrywa w życiu osób takich, jak Amy Winehouse. Ogromną siłą filmu są wspomniane wcześniej archiwalia, ważne jest oddanie odpowiednio dużej przestrzeni muzyce i zbudowanie opowieści, w której jest czas na wyczekanie, na pomyślenie, na zadawanie pytań. Kapadia jest i wrażliwy, kiedy pokazuje utalentowana dziewczynę marząca tylko o tym, żeby tworzyć muzykę, i stanowczy, kiedy oskarża o obojętność i piętnuje pogoń za sensacją. To połączenie ognia i wody daje filmowi Amy Asifa Kapadii ogromną siłę.
**
Dokument muzyczny „Amy” w reżyserii Asifa Kapadii trafi do polskich kin 7 sierpnia 2015.