Jak powstaje festiwal filmowy w mniejszym mieście – mówi twórca festiwalu SPEKTRUM w Świdnicy.
Kamil Downarowicz: W jaki sposób Wrocławska Fundacja Filmowa trafiła do Świdnicy?
Lech Moliński, dyrektor artystyczny Świdnickiego Festiwalu Filmowego SPEKTRUM: W Świdnicy pojawiliśmy się przypadkiem w ramach Fundacji Visionica – poprzedniej i jednocześnie pierwszej fundacji, którą współtworzyłem. Jednak przez to, że nasze drogi się rozjechały, zawiesiliśmy jej działalność. Część tamtej ekipy tworzy teraz Wrocławską Fundację Filmową i pracuje przy naszych imprezach. Razem z Januszem Dąbkiewiczem w 2011 roku szukaliśmy możliwości rozwoju działalności wrocławskiej i poznaliśmy Marię Ziębę, która prowadziła świdnickie stowarzyszenie, mające za zadanie rozkręcić Festiwal Filmów Dokumentalnych „Okiem Młodych”. Jako że my ówcześnie zajmowaliśmy się głównie dokumentem, to przystaliśmy na propozycję, aby stworzyć program i wypromować tę imprezę. „Okiem Młodych” trwa po dziś dzień, jest wydarzeniem o charakterze społeczno-edukacyjnym i znalazło swoje miejsce na mapie filmowej. W tym roku otrzymaliśmy nominację do nagród PISF. Taki był początek. Następnie powstał pomysł, aby w Świdnicy stworzyć festiwal ambitnego kina, który nie będzie wychodził z założenia, że w mniejszej miejscowości ludziom trzeba tylko serwować prostą rozrywkę, ale będzie miał wiarę, że widz oczekuje również czegoś, co jest bardziej wymagające. My, trochę za sprawą Romana Gutka, dostaliśmy propozycję, aby takie wydarzenie przygotować i w tym roku ma już miejsce druga edycja SPEKTRUM.
Od kogo otrzymaliście tę propozycję?
Był to pomysł władz Świdnicy. Spotkaliśmy się z nimi, po swojej stronie mając Romana Gutka. Zresztą Gutek nam później w trudnych momentach, kiedy zastanawialiśmy się, czy nie przesadzamy, wybierając dość awangardowe kino, czyli takie filmy jak np. Baby Bump Kuby Czekaja czy Syn Szawła Laszlo Nemesa. Pan Roman sugerował nam, żeby nie bać się prezentować kina ambitniejszego i wybierać takie filmy, w jakie wierzymy. Publiczność w małych miejscowościach też jest głodna dobrego kina, też chce się edukować. Z perspektywy czasu, przyznaję mu stuprocentową rację.
Czy władze Świdnicy narzuciły wam coś odgórnie, czy raczej mieliście wolną rękę w swoich działaniach?
Programu imprezy nie konsultowaliśmy z nikim, to było nasze działanie i mieliśmy całkowicie wolną rękę. Razem z Pawłem Kosuniem (dyrektorem festiwalu) dzieliliśmy się tworzeniem planu, korzystaliśmy także z doświadczenia Romana Gutka. W trakcie samego festiwalu dostaliśmy informację zwrotną od pani prezydent i jej zastępcy ds kultury, którzy aktywnie uczestniczyli w wydarzeniu, że opracowaliśmy bardzo ciekawy program, odważny i zmuszający do myślenia. Myślę, że zarówno oni, jak i dolnośląska publiczność tylko czekali na to, aby po takie kino nie musieć jeździć do stolicy regionu, Wrocławia, czy jeszcze dalej, a mieć je u siebie.
Czyli małe miejscowości powinny inwestować w festiwale i duże imprezy?
Jest to, przede wszystkim, kwestia przeanalizowania potrzeb mieszkańców i zdefiniowania celów. SPEKTRUM jest kameralnym wydarzeniem. Mnie się przy nim dobrze pracuje i jest to zgodne z moim wyobrażeniem imprezy filmowej. Jeszcze raz powtórzę, SPEKTRUM to festiwal dla mieszkańców, co jest bardzo ważne.
Często powstają duże festiwale z ogromnym budżetem i stojącymi za nimi brandami – są one tylko i wyłącznie dźwignią turystyczną, a mieszkańcy danego miasta w nich nie uczestniczą.
Nasza impreza jest tak pomyślana i promowana, by głównym odbiorcą byli mieszkańcy Świdnicy i powiatu świdnickiego czy całego regionu, łącznie ze stolicą Dolnego Śląska. Wcale nie jest tak, że myślimy tylko o tym, by ściągnąć tutaj hipsterów z Wrocławia, którzy jeżdżą na wszystkie festiwale (śmiech). Istotne jest również, by wydarzenie nie zostało oderwane od strategii rozwoju miasta, nie było robione z pominięciem mieszkańców, ani też nie ograniczało się tylko i wyłącznie do jednego dużego eventu. Nasza obecność w Świdnicy jest całoroczna, mamy imprezę o charakterze dokumentalnym, organizujemy dużo warsztatów czy spotkań z młodzieżą poza samymi festiwalami. Nie mówię, że to jest jedyny sensowny model, ale nam się wydaje pełniejszy.
No to w jaki dokładnie sposób staracie się przekonać świdniczan do SPEKTRUM?
Na szczęście jest spora grupa, której nie trzeba przekonywać. To ona zazwyczaj bombarduje nas pytaniami: „Kiedy ujawnicie program?”. To jest zawsze fajny fundament, na którym można coś budować. Jeżeli masz po pierwszej edycji wierną, zainteresowaną i czekającą na wydarzenie publiczność, to jest to dobry budulec. Na pewno kluczowa jest młodzież – mamy wypracowaną współpracę ze szkołami – w I LO działa klasa humanistyczna o profilu filmowym, w III LO jest klasa artystyczna. Świdnicki Ośrodek Kultury, który obok Wrocławskiej Fundacji Filmowej współorganizuje SPEKTRUM, nie tylko użycza sal i jest dysponentem środków, ale też angażuje się aktywnie w przygotowanie imprezy.
Ważne jest, że mamy otwarte drzwi do liceów, z którymi ŚOK stale współpracuje, więc albo pojawiamy się z jakimiś działaniami edukacyjnymi w szkołach, albo organizujemy wydarzenia dla młodzieży. W zeszłym roku były to warsztaty krytyki filmowej oraz warsztaty realizacji zdjęć filmowych, ukierunkowane na obsługę drona. W tym roku przygotowaliśmy warsztaty creative writing, co wynika z tego, że motywem przewodnim drugiej edycji jest scenariusz, oraz warsztaty wideorecenzji będące odpowiedzią na potrzeby realiów, w których współcześnie funkcjonujemy. Te dwa działania skierowane są wyłącznie do młodzieży.
Aby dotrzeć do ludzi bardzo ważna jest promocja za pośrednictwem mediów, przede wszystkim w sieci,ale nie tylko na tym opieramy naszą strategię. Przy pierwszym SPEKTRUM zeszliśmy z wysokiego poziomu do parteru i sami oklejaliśmy słupy ogłoszeniowe czy chodziliśmy z plakatami po okolicy, opowiadając o festiwalu. Nastawiliśmy się, by być mocno obecni w przestrzeni analogowej, klasycznej, nie wirtualnej. Codziennie popołudniu na jednej ze ścian ratusza puszczaliśmy też zwiastuny filmów. Rozmawialiśmy z ludźmi na ulicy, zachęcaliśmy ich, to bardzo, bardzo ważne. Taka bezpośrednia reklama zadziałała niezwykle skutecznie.
Jako Wrocławska Fundacja Filmowa przygotowujecie najwięcej swoich wydarzeń właśnie we Wrocławiu. Czy są jakieś różnice w planowaniu i przeprowadzeniu eventu w dużym i małym mieście?
Różnic jest dużo. Odpowiem na to pytanie w kontekście Wrocławia. Miasto jest w na tyle komfortowej sytuacji, że posiada dwa duże multipleksy studyjne, które bardzo ułatwiają pracę organizatorom wydarzeń filmowych. Potrzebne byłoby naprawdę wielkie przedsięwzięcie, aby nie pomieścić się w Kinie Nowe Horyzonty, natomiast każda mniejsza impreza może spokojnie odbywać się w Dolnośląskim Centrum Filmowym. Dzięki temu, że w jednym miejscu można wszystko zorganizować, sytuacja we Wrocławiu jest wysoce komfortowa i zarazem dość specyficzna. Nie jest to już tak oczywiste w Krakowie, Poznaniu czy w Szczecinie.
Natomiast w Świdnicy stawiamy na kameralność i intymny klimat. Mamy tylko jedną salę projekcyjną, ulokowaną w teatrze miejskim, gdzie odbywa się cała impreza. Ogranicza nas to nieco w wyborze filmów, ale jednocześnie buduje atmosferę wspólnoty. Przy pierwszym SPEKTRUM niezwykle się to sprawdziło. Kilkaset osób, które przewijały się w danym momencie przez hol, siłą rzeczy było blisko siebie, również w sensie fizycznym. Dzięki temu kontakt między publicznością a twórcami stał się bardzo serdeczny i bliski.
Nas, jako Wrocławską Fundację Filmową, interesują głównie imprezy, w których nie ma podziału na lepszego i gorszego gościa festiwalu. Nie zależy nam na wprowadzaniu sytuacji, w której VIP-strefa jest kluczowym elementem imprezy i walka o to, żeby stać się jej częścią jest jednym z najważniejszych zadań przybyłych.
Stawiamy na egalitaryzm i wspólnotę, gdzie bez problemu można porozmawiać z Kolskim, Majchrzakiem, Czekajem czy Żurkiem i to nie tylko w czasie przeznaczonym na zdjęcia zdobyć autograf.
Świdnica to miasto bardzo ciekawe. Z jednej strony dlatego, że dzięki przyciągnięciu dwóch dużych inwestorów (Electrolux i Colgate) i dzięki tradycji kupieckiej jest to żywe miasto. Dzierżoniów, Wałbrzych czy Bielawa reprezentują sytuację dużego upadku, gdzie wszystko było oparte na przemyśle i nie udało się go niczym zastąpić, po tym jak fabryki czy kopalnie zostały zamknięte. A w Świdnicy jest praca, ludzie mają pieniądze. Z naszej perspektywy, kiedy chcemy robić imprezę taką jak SPEKTRUM, Świdnica jest dobrą bazą. Jednak podstawową publicznością tego typu wydarzeń są tam ludzie w kategorii wiekowej 50+. Wciąż brakuje oferty dla grupy, która też się w tym mieście wytworzyła, czyli dla osób młodych i kreatywnych, próbujących swoich sił w działaniach artystycznych. Jest to grupa dość liczna i zdeterminowana, by w tym mieście pozostać. I pewnie w każdej mniejszej miejscowości są takie osoby. Władze lokalne powinny zadbać o to, by nie uciekały one do dużych ośrodków, dać im ciekawą ofertę, na co odpowiada m.in. SPEKTRUM.
Ten egalitaryzm, o którym wspomniałeś, dostrzegam też np. w cenach biletów i karnetów. 5 i 50 zł to bardzo zachęcające kwoty. Rozumiem, że chcieliście, by każdego było stać na przyjście do was? I chłopaka w wieku licealnym, który dostaje kieszonkowe od rodziców, i starszą panią z niewielką emeryturą?
Patrząc z perspektywy festiwali w mniejszych miastach, ustanawianie jakiejkolwiek ceny za bilety jest dość odważne. Mieliśmy długą dyskusję i stwierdziliśmy, że należy jednak przyzwyczajać ludzi do tego, że kultura nie jest darmowa. Warto jednak ustalać ceny raczej symboliczne, by nie tworzyć wykluczeń – stąd 5 złotych za bilet. Koszaliński Festiwal Debiutów „Młodzi i Film” to bezpłatne wydarzenie. Nawet w znacznie większym Białymstoku Międzynarodowy Festiwal Filmów Krótkometrażowych ŻUBROFFKA ma wstęp wolny. Kolejnym takim wydarzeniem jest olsztyński festiwal WAMA. Przykłady imprez, w których organizatorzy stawiają na to, by jak najwięcej osób mogło zobaczyć filmy i spotkać się z różnego rodzaju kinem, można mnożyć. Dla nas oczywiście też jest to bardzo ważne, natomiast element oswajania z odpłatnością za kulturę i wyrabianie nawyku, że kultura nie jest darmowa, to kwestia ideowa.
Jak z twojej perspektywy wygląda dostęp do kultury w mniejszych ośrodkach miejskich?
Wydaje mi się, że w tej sferze następuje duża zmiana. Rewolucja technologiczna powoduje, że kina objazdowe odwiedzają wiele mniejszych miejscowości (takiej skali, jak Namysłów, Ząbkowice Śląskie i wiele innych kilkunastotysięcznych miast). Na przełomie wieków upadały tam kina, a wszyscy chcieli jeździć do nowoczesnych, fajnych, kolorowych multipleksów w dużych ośrodkach miejskich. Po jakimś czasie jednak trochę się tym znudzili i zobaczyli, że pochłania to więcej energii niż wyjście do kina na miejscu, a wówczas tych kin już nie było. Jeśli chodzi o dostęp, wydaje mi się, że możliwości są, a oferta wciąż się poszerza. Cieszy mnie, że już na wczesnym etapie zapewniona jest edukacja, która wychowuje przyszłych odbiorców, przyszłą publiczność potrafiącą obcować z kulturą. Natomiast jest pewna wyrwa, jeśli chodzi o młodych ludzi. Warto nawoływać ich do pozostawania w mniejszych miastach, pokazywać, że nie tylko w dużym ośrodku można się realizować, wieść ciekawe życie i spełniać swoje pasje. Wtedy naturalnych odbiorców kultury też byłoby więcej.
Jak zatem dotrzeć do ludzi „z wyrwy”? Jak rozmawiać z osobami +40 i przekonać ich, że warto inwestować swój czas i energię w kulturę?
To jest grupa, o którą zawsze najtrudniej zawalczyć, bo są to ludzie zmęczeni godzinami pracy. Nie mam gotowego pomysłu, w jaki sposób można ulepić szereg strategii na przyciągnięcie tej grupy do kin. Jednym z działań, po które sięgnęliśmy w przypadku SPEKTRUM, jest organizowanie pokazów rodzinnych. Trzeba jednak pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze: można dobrać repertuar, na którym rodzic nie będzie się nudził, mimo że film skierowany jest do dziecka. Po drugie: warto zapewnić opiekę najmłodszym. Nie wiem, na ile ten pomysł realizowany jest w mniejszych miejscowościach, ale taka „strefa dziecka” pojawia się przy okazji wrocławskich festiwali, gdzie można zostawić malucha na dwie godziny trwania filmu. Jest to ciekawe rozwiązanie, aczkolwiek my go jeszcze nie wprowadziliśmy. Kto wie, może właśnie rodzi się pomysł na trzecią edycję?
Szereg działań, które podejmują organizacje pozarządowe, skupia się na aktywizacji seniorów, w obecnych czasach będących paradoksalnie bardzo aktywną grupą. W końcu zaczynają się również pojawiać projekty międzypokoleniowe, koncentrujące się głównie wokół seniorów i młodzieży. Grupa w wieku produkcyjnym jest pomijana, bo faktycznie trudno ją wyciągnąć. Nie jest tak, że są oni zupełnie oderwani od kultury, jednak trzeba wziąć pod uwagę realia, w jakich żyjemy. W Polsce bardzo dużo się pracuje i poziom zaangażowania obywatelskiego jest niski. Jeżeli popatrzymy na ilość godzin, które spędzamy w pracy, to faktycznie – trudno się dziwić.
Jakie rady dałbyś młodej osobie, która stwierdzi pewnego dnia, że chce rozkręcić duży event kulturalny w swoim małym mieście?
Dałbym mu rady takie same, jakie kiedyś sam otrzymałem. Chcieliśmy we Wrocławiu organizować festiwal filmów dokumentalnych, mając właśnie dwadzieścia kilka lat, przez co zaczęliśmy się spotykać z ludźmi działającymi w kulturze filmowej.
Szybko usłyszeliśmy: „Pomalutku! Zróbcie najpierw jeden pokaz, zaproście gościa, który jest dla was osiągalny, zorganizujcie spotkanie, skupcie się na promocji i zobaczcie, jak ludzie zareagują. Jeżeli to będzie działało, możecie takimi małymi kroczkami podążać dalej”.
Daliśmy się przekonać do tej strategii i w ten sposób zaczęliśmy działać. Wydaje mi się, że to nie jest zła droga. Dzięki temu nie pokonał nas żaden przerost skali. Zaczęło się od jednego spotkania na dwa tygodnie, aż doszło do festiwalu w Świdnicy „Okiem Młodych” i wielu kolejnych wydarzeń.
Porozmawiajmy chwilę o programie festiwalu. W jaki sposób wybieraliście filmy konkursowe? Widzę same nagradzane na wielkich, międzynarodowych, imprezach filmowych tytuły.
Odpowiedzią na pytanie, jaki klucz przyświeca festiwalowi, jest nazwa tego wydarzenia. SPEKTRUM ma stanowić przegląd najważniejszych filmów w danym roku w szeroko pojętym kinie ambitnym, niestworzonych wyłącznie dla celów rozrywkowych. Skupiamy się na tym, co wygrało ważne festiwale albo wzbudziło kontrowersje, jak brak nagrody dla filmu Toni Erdmann w Cannes czy Plac zabaw Bartosza Kowalskiego, szeroko komentowany w Gdyni. Jeżeli film wywołuje dyskusje, to warto go pokazywać – takie przyświeca nam przekonanie.
Macie też konkurs polskich krótkich metraży.
Ciągle nie wiem, czy jest to trafiony pomysł, czy spotka się z zainteresowaniem naszych widzów. Stoimy przed takim pytaniem, bo bilety sprzedają się wolniej niż na inne pokazy. Myślę, że ten rok jest świetny dla polskiego krótkiego metrażu, powstało wiele niezwykle udanych produkcji, co powinno przekonać widzów, że warto poświęcić mu czas.
Na SPEKTRUM będą też koncerty i warsztaty, co w sumie jest standardem na dzisiejszych festiwalach. Ale szczególnie oryginalnie zapowiada się perfomatywne czytanie scenariusza do filmu Agnieszki Holland Pokot wg scenariusza Olgi Tokarczuk.
Tegorocznym motywem przewodnim jest scenariusz i to wyznacza nam myślenie o wydarzeniach towarzyszących. Bardzo liczyliśmy na to, że uda się pokazać film Pokot, ale jeszcze nie miał on swojej premiery. Paweł Kosuń rzucił pomysł, że możemy zrobić czytanie fragmentów i zaprosić młodego reżysera teatralnego, aby przygotował taką akcję. Pomyśleliśmy o Martynie Majewskiej, bezpośrednio związanej z Wałbrzychem i Wrocławiem. Do pomysłu trzeba było przekonać producentów i dwie panie, które stworzyły tę historię – Agnieszkę Holland i Olgę Tokarczuk. Szczęśliwie, nie było z tym problemu. Problem pojawił się wówczas, gdy chcieliśmy je ściągnąć do Świdnicy, bo to zajęte osoby i obie są w tym momencie za granicą. Co ostatecznie wyjdzie z tego pomysłu? Trudno powiedzieć. Nie widziałem prób. Martyna wybrała fragment scenariusza, a jedyne zastrzeżenie Agnieszki Holland było takie, aby nie zdradzać suspensu. Będzie to bardzo żywe wydarzenie, na którym pojawi się również muzyk. Mam nadzieję, że całość spotka się z dobrym odzewem.
Na festiwalu będzie też kilku rozpoznawalnych gości: Marian Dziędziel, Kazimierz Kutz, Wiesław Cichy, Bartosz M. Kowalski, Krzysztof Majchrzak. Chyba nie jest łatwo ściągnąć takie nazwiska na kameralny festiwal.
Wszystko zależy od nas – nie jesteśmy festiwalem konkurującym z imprezą w Gdyni czy z Nowymi Horyzontami. Mając tego świadomość, zapraszamy ludzi, którzy lubią spotykać się z publicznością oraz potencjalnie zainteresowanych wydarzeniem ze względu na trwającą promocję nowego filmu. Każda produkcja zrobiona z myślą o festiwalach ma swój rytm – międzynarodowa premiera, polska premiera, a następnie ciąg festiwalowy. Nie siedzimy tylko w Świdnicy, pracując nad SPEKTRUM, ale jeździmy po wydarzeniach filmowych i zawsze skuteczna okazuje się bezpośrednia rozmowa z danym twórcą. Jest też grupa osób zainteresowana mniejszymi festiwalami. Przykładem może być Wiesław Cichy, który powiedział mi, że gdyby był zapraszany do wielkiego miasta, to prawdopodobnie by nie pojechał, natomiast odpowiada mu klimat mniejszych imprez, więc z chęcią znajdzie czas i przyjedzie do Świdnicy.
Festiwal SPEKTRUM odbywa się w dniach 9-13 listopada w Świdnicy. Szczegółowy program imprezy można znaleźć pod adresem: www.spektrumfestiwal.pl
**Dziennik Opinii nr 314/2016 (1514)