Film, Weekend

Dlaczego tak trudno oderwać się od seriali Nathana Fieldera?

Gdy słyszę, że jakiś youtuber robi pranka, nazywając to eksperymentem społecznym, mam ochotę spytać, „co ty wiesz o jajcarskim eksperymentowaniu”? Polecam za to twórczość kanadyjskiego komika, który tę sztukę opanował do perfekcji.

Czy to możliwe, by pilot Airbusa A320 uniknął katastrofy po zderzeniu z korowodem dzikich gęsi tylko dlatego, że tuż przed wodowaniem wysłuchał na iPodzie hitu Evanescence? Nie sądzę, ale ta szalona teoria przekonuje mnie dużo bardziej niż teza, że bohaterstwo trzeba mieć we krwi.

Poza tym jest coś absolutnie rozczulającego i uczłowieczającego wyobrażenia o męskości w zamiłowaniu poważnego kapitana lotnictwa w średnim wieku do muzyki, której sama słuchałam jako emo nastolatka.

Mózg na suficie. Dlaczego „The Curse” to najlepszy serial wszech czasów?

O co chodzi? O tak zwany cud nad Hudson, czyli awaryjne lądowanie odrzutowca pasażerskiego na rzece w Nowym Jorku, które wydarzyło się w 2009 roku na oczach całej Ameryki. Kapitanem, który ocalił wszystkich podróżujących był Chesley „Sully” Sullenberg. Jego historia doczekała dwóch autobiograficznych książek i filmowej adaptacji autorstwa Clinta Eastwooda.

Sully z Tomem Hanksem w roli tytułowej nie daje jednak odpowiedzi na pytanie, dlaczego w kokpicie nie zwyciężyła panika. Eastwood niespecjalnie zagłębia się w emocje głównego bohatera, kreśli raczej patetyczny i prosty portret niezłomnego twardziela. Filmowy pilot oprócz akcji ratunkowej musi wziąć na swoje barki blaski i cienie sławy, zainteresowanie prasy i spiskowe teorie, które podważają jego kompetencje i decyzje podjęte na pokładzie Airbusa.

Udaje mu się wybronić, bo – jak sugeruje Eastwood – potrafi zachować zimną krew, jest po prostu silny i wierny swoim przekonaniom. Stoi na stanowisku, że autorzy zarzutów pod jego adresem nie wzięli pod uwagę czynników ludzkich, stresu i presji. I że żadna symulacja lotu po fakcie nie oddaje prawdziwego zdarzenia.

Czy to oznacza, że na ekstremalne i niebezpieczne sytuacje nie można się przygotować? I co właściwie doprowadziło Sully’ego do powodzenia akcji ratunkowej, a wielu innych pilotów skazało na tragiczną śmierć?

Odpowiedzi na te pytania, możliwe do zastosowania nie tylko w lotnictwie, w nietypowy sposób szuka równie Nathan Fielder, którego możecie znać z chwalonego przeze mnie w ubiegłym roku serialu The Curse. W Próbie generalnej niekonwencjonalny komik studiuje losy Sully’ego tak dogłębnie, że aż postanawia doświadczyć ich na własnej skórze – od momentu narodzin przez kolejne etapy życia.

Metoda Stanisławskiego do potęgi

W trzecim odcinku emitowanego właśnie drugiego sezonu serialu Fielder goli całe ciało, zakłada pieluchę, zadomawia się w replice dziecięcego pokoju przyszłego pilota, a nawet krztusi się mlekiem podawanym z piersi wielkiej marionetki-matki Sullenbergera. Brzmi absurdalnie?

Fielder ma na te ekscesy dobre wytłumaczenie, bo posiłkuje się wyznaniem samego Sully’ego, który wspomina w autobiografii: „Lot 1549 nie był tylko pięciominutową podróżą. Całe moje życie bezpiecznie zaprowadziło mnie do tej rzeki”. A skoro tak, to Fielder, jako twórca autorskiej metody psychologicznej, polegającej na wnikliwym studiowaniu ludzkich zachowań i ultrawiernym ich odtwarzaniu (metoda Stanisławskiego to przy tym małe miki), nie mógł odmówić sobie wejścia w pieluszkę Sullenberga.

Słuchaj podcastu autorki tekstu:

Spreaker
Apple Podcasts

Wertując kartki książkowej biografii wyliczył także, który zespół pilot (i, jak się okazuje, meloman) wymienia najczęściej. Była to wspomniana na początku kapela Amy Lee. Muzyka okazuje się mieć – jak dedukuje Fielder – znaczący wpływ na rozumienie emocji przez kapitana, który po śmierci swojego ojca kupuje iPoda, z którym się nie rozstaje, zgłębiając meandry popularnych piosenek.

Odtwarzacz znaleziono także na pokładzie Airbusa, co doprowadza Nathana do wniosku, że Sullenberg podczas uchwyconych na zapisie z czarnej skrzynki 23 sekund milczenia w kokpicie, musiał wysłuchać tyle samo trwającego refrenu Bring me to life – największego przeboju Evanescence. Osadzone w tym kontekście słowa: „Uratuj mnie/ Zawołaj moje imię i ocal mnie przed ciemnością/ Obudź mnie/ Każ mojej krwi płynąć” mówią naprawdę wiele i zdają się być kwestią życia oraz uniknionej śmierci.

Nathan zauważa jednak coś jeszcze. Sullenberg długą ciszę przerywa w końcu pytaniem do drugiego pilota o to, czy ten ma jakieś pomysły na ocalenie pasażerów. Dlaczego ta rozmowa jest wyjątkowa? Bo rzadko się zdarza. Piloci ze sobą nie rozmawiają lub gadają nie o tym, co trzeba. I są na to – tym razem już twarde – dowody.

Fielder po przestudiowaniu zapisów z innych czarnych skrzynek forsuje tezę, że za podniebne katastrofy odpowiada brak komunikacji w sytuacji zagrożenia. Dowiaduje się, że do owego braku prowadzą m.in. hierarchiczność w lotnictwie, niepisany wymóg nieokazywania uczuć i odgrywania ról małomównych twardzieli, przekonanie pilotów o własnej nieomylności i strach przed wyrażaniem wątpliwości przez pilotów monitorujących.

Wydawajmy pieniądze na wymyślanie sobie lepszego świata, nie na wojnę [rozmowa]

Sprawa kuleje zwłaszcza w amerykańskim lotnictwie, gdzie zarządzanie zasobami załogi (CRM) i ulepszanie współpracy zespołowej wciąż niedostatecznie się rozwijają, a na pewno gorzej niż ma to miejsce w postępowej Europie.

Potwierdza to Kimberly Perkins, pilotka linii lotniczych i badaczka bezpieczeństwa, która obejrzała Próbę generalną i powiedziała magazynowi Vulture, że w USA „nawet gdy naucza się CRM, piloci często go nie zapamiętują z powodu przestarzałych programów nauczania, metodologii i sposobów przekazywania wiedzy”. Dodaje, że „aby naprawdę to zmienić, potrzebujemy zmodernizowanych podejść”, w tym „immersyjnych technologii w postaci VR, scenariuszy z odgrywaniem ról”, a także – to już dodaję od siebie – nauki kompetencji miękkich, budowania relacji czy po prostu wykonania pracy emocjonalnej.

A skoro ta ostatnia jest domeną kobiet, trudno by w zmaskulinizowanym zawodzie pilota płeć miała niewielkie znaczenie. Socjalizowanym do tego kobietom pilotkom łatwiej przychodzi obsługiwać emocje członków załogi, co Fielder pokazuje widowni, zapraszając do imitacji kokpitu parę prawdziwych samolotowych sterników – cierpliwą i serdeczną kobietę oraz niedającego się lubić mężczyznę, zbanowanego na wszystkich aplikacjach randkowych.

Jednocześnie zdaje się, że w tym zawodzie niezależnie od płci jest się niejako skazanym na samotność, bo latanie nie sprzyja budowaniu długotrwałych relacji. Takich pobocznych wątków jest tutaj mnóstwo, bo umysł Fieldera podąża za szczegółami, których nikt inny nie dostrzega albo uznaje za nieważne, przez co wytłumaczenie, o co chodzi w jego serialach, okazuje się karkołomne.

Żeby coś poczuć

Sedno Próby generalnej, o której wbrew pozorom piszę nie dlatego, że jest biopikiem Sully’ego albo traktatem o lotnictwie, polega na podkręconej do granic absurdu tytułowej symulacji rzeczywistości. Jak daleko posuniętej?

W pierwszym sezonie Fielder na życzenie kobiety zaangażowanej w projekt wynajmuje dom na przedmieściach i armię dzieci grających jej syna na różnych etapach rozwoju – tylko po to, by przekonać się, czy sprawdzi się w rodzicielstwie. Potem sam dołącza do eksperymentu, a jedno z dzieci naprawdę myśli, że Fielder jest jego ojcem. Innym razem komik buduje replikę baru, w którym grupa aktorów i statystów ma pomóc fanowi quizów Trivia wyznać koleżance prawdę na temat swojego wykształcenia.

W skrócie: chodzi o to, by jak najlepiej przygotować się na trudne sytuacje, testując jak najwięcej hipotetycznych scenariuszy. Czasem wydaje się to idiotyczne, innym razem – istotne, ale w każdym z tych przypadków odegranie ogromnej liczby prób niekoniecznie jest w stanie wywołać prawdziwe emocje lub uniknąć tych, których najbardziej obawiają się uczestnicy przedsięwzięcia. W Nathanie próba często nie wyzwala żadnych i trudno określić, czy to wyreżyserowana poza, socjopatia, a może rodzaj neuroatypowości. Nowy sezon idzie jeszcze dalej.

Od Fieldera usłyszymy, że głównym motorem jego działania jest troska o bezpieczeństwo na pokładzie i zwrócenie uwagi amerykańskiego Kongresu na problem w relacjach pilotów. Tylko czy do tego komik naprawdę potrzebuje wyprodukowania serialu, w którym buduje replikę lotniska, organizuje talent show na miarę kanadyjskiego „Idola”, obserwuje zachowania trzech sklonowanych yorków i nakręca stanowiącą niezwykle trafny komentarz do niemieckich tropicieli antysemityzmu aferę z udziałem niemieckiego Paramount+, portretując biuro jego dyrektora w nazistowskim stylu?

Raczej nie, w dodatku katastrofy lotnicze to nie jest problem o wysokiej częstotliwości, a w dobie zmian klimatycznych chyba lepiej dla wszystkich byłoby przestać latać i rozbudować połączenia kolejowe. Ale póki HBO za to płaci, to czemu by nie przetestować wytrzymałości stacji, zaangażowanych w to zwykłych ludzi, aktorów oraz nas – widzów?

Gdy Fielder superpoważnym tonem oznajmia, że masturbował się w replice kokpitu, żeby poczuć emocje zakochanego pilota i dzięki temu dotrzeć w końcu do zbawienia ludzkości podróżującej drogą powietrzną, trudno właściwie zdecydować, co oglądamy, dlaczego i po co? Czy Nathan tkwi w roli komika i arcyprankstera, który pomimo deklarowanych prometejskich ambicji robi nas w bambuko? A jeśli tak, to czemu tak trudno jest przestać oglądać Próbę generalną?

Uzależniająca nieznośna niewiedza

Wątpliwości mnożą się z prędkością właściwą hiperfiksacjom Fieldera. Zastanawiam się, kim on właściwie jest i sięgam – niczym sam Fielder – do źródeł, czyli emitowanego przed paru laty kontrowersyjnego programu Nathan for you, w którym komik z dyplomem z ekonomii doradza przedsiębiorcom, jak ulepszyć swoje biznesy i osiągnąć sukces. Facetowi prowadzącemu jogurciarnię proponuje wprowadzenie nowego smaku jogurtu o nazwie „kupa”, w sklepie odzieżowym wymyśla promocje na podstawie ocen urody klientów, na stacji benzynowej – rabaty na paliwo w zamian za wejście na szczyt wysokiej góry, a do tego wszystkiego tworzy markę ubrań, która propaguje wiedzę o Holokauście za pomocą manekinów stylizowanych na więźniów Auschwitz.

„Chodźcie za mną. Pokochacie mnie. Zostaniecie faszystami”

Wtedy Fielderowi zarzucano, że przegina, manipuluje ludźmi i nie ma uczuć, bo wystawia nie siebie, a bohaterów swojego programu na pośmiewisko i plajtę, a także – skłania ich do zwierzeń lub działań, do których w normalnych warunkach by się nie posunęli. Do tego doszły głosy, że nie wszyscy na planie wiedzieli, w czym tak naprawdę biorą udział. Bohaterami show byli głównie przedstawiciele mniejszości etnicznych, co w rasistowskim kapitalizmie Ameryki i tak stawia ich na przegranej pozycji. Fielder utrzymywał, że śmieje się głównie z siebie, ale wtedy było to mało przekonujące.

Wydaje się, że w Próbie generalnej zaczyna rozumieć etyczne wątpliwości co do jego wcześniejszych metod, gdy w końcu wpada we własne sidła, a jego pomysły powodują na przykład krzywdę przywiązanego do niego dziecka. Czy to oznacza, że rezygnuje z dalszego kuglarstwa? W nowym sezonie nie chce angażować w swój projekt dzieci, ale czy mamy pewność, że wszyscy dorośli, oglądając siebie później na ekranie, są zadowoleni z efektu?

Format reality show fascynuje Fieldera najbardziej, ale nie można powiedzieć, że Próba generalna zachowuje czystość formy. Może tak naprawdę jest mockumentem, może studium metody aktorskiej, a może pokazaniem światu, jak działa mózg osoby w spektrum autyzmu? Fielder – nie wiadomo, czy intencjonalnie – staje się idolem osób neuroatypowych, bo za sprawą uczenia się potencjalnie mogących wydarzyć się sytuacji pokazuje, czym jest maskowanie się oraz nauka sytuacji społecznych dla tej grupy.

Trudno jednak orzec, czy chce być jej rzecznikiem; czy jest życzliwym demiurgiem, socjopatycznym kosmitą, a może tylko ultrasamotnym introwertykiem. Czasem – jak wielu recenzentów jego twórczości przede mną – zastanawiam się, czy w ogóle istnieje, bo czy prawdziwa osoba byłaby w stanie wywołać i znieść tyle – wybaczcie, ale polskie „żenada” i „niezręczność” tego nie oddają – krindżu?

Patriarchat pożera swoich własnych synów [o trzecim sezonie „Białego Lotosu”]

Nie mam też pojęcia, co chce udowodnić w swoim serialu, niepodobnym do czegokolwiek, co dotąd widzieliście. Próba generalna może być zarówno eksperymentalnym polem żartów, grą w Simsy w realu czy altruizmem śmieszka łaknącego wreszcie poważnego traktowania, jak i próbą naprawy świata za sprawą tytułowej symulacji lepszej rzeczywistości. Fielder toczy bekę ze wszystkich świętości, ale najbardziej podoba mi się, gdy bierze się za  filantropię, udowadniając, że widowiskowe zbawianie świata najczęściej nie ma nic wspólnego z samym światem, tylko obnaża grzeszki lub kompleksy filantropa.

Nie pamiętam, by kiedykolwiek tak nieznośna niewiedza była jednocześnie tak uzależniająca. Próba generalna prowokuje uniwersalne i fundamentalne refleksje nad tym, czy symulowanie rzeczywistości może nas ochronić przed popełnieniem błędów, w co jesteśmy w stanie uwierzyć, aby ich uniknąć oraz jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla złudnego poczucia posiadania kontroli. Jak przyznał w jednym z nielicznych udzielonych wywiadów Fielder, jej sprawowanie wydaje się powszechnym, a do tego dość zabawnym ludzkim przymusem. My też możemy – odpuszczając – śmiać się razem z nim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Autorka książki „Gównodziennikarstwo” (2024). Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij