Film

„Lokatorka”: Słusznie nie znaczy dobrze

"Lokatorka"

Twórcom „Lokatorki” udało się nie tylko pokazać dramat Jolanty Brzeskiej, ale także wiele skandalicznych mechanizmów towarzyszących przejmowaniu komunalnej własności z lokatorami.

Afera reprywatyzacyjna w Warszawie jest tematem wprost stworzonym dla kina. Skupia się w niej wszystko to, co najbardziej przerażające w społecznej i politycznej historii Polski ostatnich dekad. Splot ciemnych interesów i wielkiej polityki, zepsucie elit i tworzonych przez nie instytucji, krzycząca niesprawiedliwość dokonująca się pod osłoną prawa, krzywda zwykłych ludzi, mechanizmy bezczelnego uwłaszczania się na majątku publicznym. Dobrze więc, że kino w końcu podejmuje ten temat i że film Lokatorka Michała Otłowskiego wchodzi właśnie na nasze ekrany.

Film wychodzi od sprawy działaczki lokatorskiej Janiny Markowskiej. Kamienica na Mokotowie, gdzie kobieta – dziś emerytka – mieszkała całe życie, została zreprywatyzowana przez niejakiego Mariusza Rakowicza. Nowy właściciel drastycznie podnosi czynsze, jego ludzie starają się maksymalnie utrudnić życie lokatorom ciągłymi remontami i naprawami. Zależy mu, by „oczyścić” kamienicę, mieszkania odremontować i sprzedać zamożnym klientom. Janina nie chce jednak porzucić miejsca, które uważa za swój dom. Walczy z Rakowiczem, stawia mu opór. Pewnego dnia zostaje znaleziona spalona w Lesie Kabackim. Policja na początku stwierdza samobójstwo.

Osoby śledzące historię stołecznej reprywatyzacji w Markowskiej od razu rozpoznają Jolantę Brzeską. Odtwarzająca ją Sławomira Łozińska przypomina zresztą tragicznie zmarłą działaczkę: ma podobną fryzurę i charakterystyczne okulary z dużymi szkłami zasłaniającymi pół twarzy.

„To był jej dom” [KOMIKS]

czytaj także

Twórcom Lokatorki udało się nie tylko pokazać dramat Brzeskiej, ale także wiele skandalicznych mechanizmów towarzyszących przejmowaniu komunalnej własności z lokatorami. Widzimy więc reprywatyzację metodą na kuratora, czyszczenie kamienic z lokatorów, eksmisje na bruk schorowanych, starszych ludzi, rolę, jaką w całej aferze odgrywają miejscy urzędnicy i elity prawnicze. Choć film skupia się na mieście i sądach, to uczciwie dostaje się też politykom, którzy przez 30 lat nie byli w stanie przyjąć działającej ustawy reprywatyzacyjnej. Dlatego że – jak sugerują twórcy – zaplecze każdego stronnictwa miało jakieś swoje interesy w tym, by sprawy nie uregulowano.

Z tego, co widzę, film podoba się środowiskom aktywistycznym. Mogę zrozumieć dlaczego: oddaje sprawiedliwość Brzeskiej i ruchom lokatorskim, zaspokaja ważną potrzebę społeczną, pokazuje osobom, które nie śledziły sprawy, jak właściwie wyglądała reprywatyzacja w stolicy i jakie patologie się z nią wiązały.

Jednocześnie sam nie mogę niestety powiedzieć, że film mi się po prostu podobał. W kinie – podobnie jak w literaturze, teatrze, sztukach wizualnych – słusznie nie zawsze znaczy dobrze. I z przykrością trzeba stwierdzić, że jest to przypadek Lokatorki.

Twórcy filmu mają dobry pomysł, by podejść do tematu za pomocą konwencji kina gatunkowego. Wątek Markowskiej walczącej o ocalenie własnego domu zestawiony zostaje z dwoma innymi: śledztwa policjantki kierującej zespołem mającym wyjaśnić śmierć działaczki oraz rozgrywek między Rakowiczem, jego partnerem z przestępczego półświatka Kowalskim, ich ambitnym prawnikiem Andrzejewskim oraz tajemniczym Pułkownikiem – szefem wszystkich szefów stołecznego biznesu reprywatyzacyjno-deweloperskiego, pilnującym, by w grabieży publicznego majątku zaangażowani w proceder gracze znali swoje miejsce i respektowali przynależne im sfery działania.

Pomysł jest dobry, z wykonaniem gorzej. Mam z Lokatorką podobny problem co z debiutanckim filmem Otłowskiego, Jeziorakiem (2014). Oglądając ten rozgrywający się nad tytułowym jeziorem czarny kryminał, miałem poczucie, że jego twórca zna najlepsze kino i telewizję gatunkową, że ambitnie próbuje przenieść je w polskie realia – i że niestety, nie bardzo mu to wychodzi.

Podobnie jest z Lokatorką: gatunkowe klocki po prostu się w niej nie składają. I to na kilku poziomach. Po pierwsze na tym scenariuszowym. Twórcom nie udaje się ostatecznie przekonująco połączyć trzech opisanych powyżej wątków. Wydają się one raczej mechanicznie zszyte ze sobą niż organicznie zrośnięte. W ogóle wiele kluczowych dla fabuły przejść i zwrotów akcji jest mocno wymęczonych, w efekcie cała fabularna konstrukcja ledwo się trzyma i nieustannie trzeszczy.

Zamiast umiejętnie prowadzić nas przez labirynt narosłych wokół śmierci Markowskiej tajemnic i stojących za tragedią splotów interesów, Lokatorka wykłada nam je wprost. Kluczowe informacje często podawane są przez pojawiające się nie wiadomo skąd postaci w formie niemalże wykładu. W ogóle postaci w Lokatorce mają wyjątkowo irytującą skłonność: zamiast ze sobą rozmawiać – deklamują.

"Lokatorka"
Marcin Czarnik jako mecenas Andrzejewski i Jan Frycz jako pułkownik Jan w filmie „Lokatorka”. Fot. Kino Świat

Nie lepiej dzieje się na poziomie reżyserii. Kilka scen w Lokatorce prezentuje reżyserski poziom, o którym najuprzejmiej byłoby nic nie pisać. Zamiast środków typowych dla konwencji kryminału, odpowiedniego do tematu nastroju, poczucia zagrożenia, dramatyzmu otrzymujemy obrazki jak z telenoweli dokumentalnej. I to w scenach, z których można by wydobyć filmowo naprawdę sporo: na przykład pierwszej konfrontacji Rakowskiego z lokatorami kamienicy Markowskiej czy próby jego siłowego wejścia do mieszkania bohaterki.

„Hiacynt”: Kino zawstydzone

Najlepiej broni się wątek policjantki Anny Szeruckiej. Młoda, pełna ideałów dziewczyna z prowincji po ukończonej z wyróżnieniem szkole policyjnej trafia do stolicy. Przez kolegów z komendy traktowana jest z wyższościowym seksizmem. Tygodniami jeździ w patrolu, policja nie potrafi wykorzystać jej kompetencji. Gdy dostaje awans i zespół, który może wyjaśnić, co stało się z Markowską, Szerucka rzuca się do pracy z całym idealizmem i energią. Jak się jednak okazuje, mocno się przy tym potłucze, bo przełożonym wcale nie chodzi o to, by wyjaśnić sprawę.

Irena Melcer w roli Szeruckiej wykonuje co najmniej przyzwoitą aktorską robotę, to ten wątek generuje napięcie i przykuwa ciekawość widza. Film skorzystałby sporo, gdyby wątkowi Szeruckej podporządkować całość narracji, a dwa pozostałe przywoływać w retrospekcjach.

"Lokatorka" Irena Melcer
Irena Melcer jako Anna Szerucka w filmie „Lokatorka”. Fot. Kino Świat

Wątek Pułkownika jest bowiem przeciągnięty i przegadany, ostatecznie wnosi do historii jeszcze mniej, niż obiecywał. Największym rozczarowaniem jest wątek Markowskiej i sama jej postać. W jednej z recenzji filmu przeczytałem, że Lokatorka to film o superbohaterce w walce z dziką reprywatyzacją. Bardzo bym chciał, żeby tak było, ale niezależnie od tego, jak bym się próbował politycznie dyscyplinować, nie mogę uczciwe powiedzieć, że tak jest. Niestety, Markowska jest w filmie postacią po prostu nieciekawą, by nie powiedzieć – nudną. Tak skonstruowana bohaterka nie nadaje się na żaden sztandar i społeczny symbol.

Brzeska zapłaciła najwyższą cenę za walkę z rażącą niesprawiedliwością i ludzką krzywdą

Doceniając pionierskie zasługi Lokatorki, można mieć tylko nadzieję, że film Otłowskiego nie zablokuje na lata tematu, że okaże się jednym z wielu filmów o tym, co działo się w Warszawie w związku z „odzyskiwaniem” znacjonalizowanego mienia. Bo naprawdę temat ten zasługuje na znacznie lepsze kino.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij