Film, Weekend

Jądro ciemności w białym garniturze [o filmie „Queer”]

To opowieść o przemocy i agresji, które nie zawsze można zrealizować – dlatego powraca jako coś niesamowitego, jako coś odległego. Film pokazuje zachodnią, północną logikę, według której agresja i przemoc są złe – przecież oddaliśmy na nie monopol państwu, przecież jesteśmy cywilizowani…

W jednej z pierwszych scen filmu Lee Williams (Daniel Craig) idzie ulicą bliżej nieokreślonego miasteczka w Ameryce Środkowej. Ma na sobie biały garnitur i na tle mieszkańców wokół wydaje się wręcz nienaturalnie blady. W tle leci Come as You Are Nirvany. Jak to u Cobaina, piosenka opowiada o autodestrukcji. Destrukcyjny jest więc i sam Lee. Najpierw wpada na dwójkę ludzi na ulicy (potrąca też kobietę – kobiety są w tym filmie wielkimi nieobecnymi), potem przygląda się walce kogutów. Krwi. To właśnie tam, niemal w tle, dostrzega grupę przystojnych mężczyzn. Z jednym z nich nawiązuje kontakt wzrokowy. Zakochuje się. Pożąda i kocha jednocześnie, jak w hiszpańskim słowie querer.

O czym jest film? To historia Billa Williamsa, narkomana i geja (postaci balansującej gdzieś między definicją twinka a beara), który próbuje odnaleźć samego siebie. Wplątuje się w romans ze znacznie młodszym od siebie chłopakiem, Eugene’em Allertonem (w tej roli Drew Starkey), którego później zabiera w podróż po Ameryce Południowej. Razem szukają yagé, czyli ayahuaski, by Lee mógł odnaleźć samego siebie.

W skrócie: dwóch białasów jeździ po świecie i szuka okazji, żeby się naćpać, przy okazji odkrywając jakąś tam prawdę o sobie. Nowe, nie znałem.

Przemoc bez fasady

Można powiedzieć, że już ta scena to dowód na przemianę w poetyce Luki Guadagnino. Jego pierwszy film znany międzynarodowo, czyli Tamte dni, tamte noce (2017), to trochę realistyczna, ale sentymentalna opowieść o queerowej inicjacji młodego chłopaka, Elio; film uroczy, czasami przesłodzony, tak jak i wykorzystane w nim piosenki Sufjana Stevensa. W podobnym tonie utrzymany jest jeszcze serial Tacy właśnie jesteśmy. Przemianę, choć konsekwentną, widać w Do ostatniej kości (2022) – opowieści drogi o dwójce wyrzutków, granych przez duo Zendaya-Chalamet, gdzie pojawiają się m.in. wątki kanibalizmu.

Queer to kolejny głos włoskiego reżysera w refleksji nad przemocą. Jego pierwsze produkcje, także te włoskojęzyczne, to opowieści o miłości w ramach logiki władzy – zawsze chodzi tam o pozycję kogoś starszego, lepiej usytuowanego – jakby powiedziała w tym miejscu Kaśka Bielecka, jest to często miłość niemożliwa ze względu na podziały klasowe i genderowe. Ja bym dodał, że chodzi też o podziały generacyjne.

Miłość utrwala podziały klasowe

czytaj także

Od Do ostatniej kości przemoc jest już jednak u Guadagnino nie tylko strukturalna, ukryta, ale i wyraźna. To nie jest już opowieść o agresji przeniesionej – nie tylko takiej, która krzywdzi duszę, ale takiej, która krzywdzi i ciało.

Wybór książki Williama S. Burroughsa, wielkiego pisarza i mordercy swojej żony, na opowieść o relacji między przemocą a seksualnością to strzał w dziesiątkę. Guadagnino, oczywiście, odczytuje ją po swojemu. Kiedy Burroughs wplata opisy behawiorystyczne, praktycznie bezemocjonalne, jak u Hemingwaya, Guadagnino dodaje gitarę Kurta Cobaina i nastrojowe oświetlenie do zdjęć. To luźna adaptacja książki klasyka, ale i legitymacja, żeby w ogóle mówić o czymś, co złe.

Na kartonowym tle

W przeciwieństwie do poprzedniego filmu, gdzie przemoc w nagiej formie dopiero się odkrywa – tutaj jest ona obecna od początku. Walki kogutów, wspomnienia drugiej wojny światowej, ale też autodestrukcja: impulsywny eskapizm w seksualność, ćpanie na potęgę, alkoholizm. Wszystko to na tle przemocy ukrytej, przefiltrowanej przez sublimację, która czasami prowadzi w bardzo dziwne miejsca.

Widać to nawet w scenografii. Zabudowania w Ameryce Łacińskiej i Stanach Zjednoczonych, które pokazuje Guadagnino, są kartonowe, sztuczne, jakby niepotrzebne (czy ktoś w ogóle w nich mieszka?). Ludzie wydają się wycięci z tandetnych kolorowanek – Latynosi i kobiety są praktycznie nieobecni, wszyscy (i wszystko) wyglądają tak samo. Liczy się tylko Lee i garstka osób wokół niego.

To właśnie dlatego ten film jest ciekawy. Ładne zdjęcia i kolory znajdziemy i u Guadagnino, i u Wesa Andersona – reżysera bezpieczniejszego, bo niechętnie mówiącego o „ciemnych” stronach człowieczeństwa. Guadagnino natomiast serwuje nam przepiękne, homoerotyczne sceny seksualne – w tym i rozgrzewającą scenę fellatio, powtarzającą się dwukrotnie: raz z one-night-standem Lee’ego, raz z jego ukochanym Eugenem.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Lee to postać, która nie przechodzi żadnej ewolucji. Świat zewnętrzny go nie interesuje – jest na tyle uprzywilejowany, że nie musi go obchodzić. A mimo to pozostaje nieszczęśliwy, bo nawet klasa i pieniądze nie czynią go bogiem.

Domki Latynosów mogą być dla niego kartonowe – jest biały, ma pieniądze, jak sam mówi, może sobie nawet kupić knajpę, do której chodzi. Eugene fascynuje go, bo jest młodszy, bo służy mu do odkrywania siebie, wreszcie – bo to on rządzi jego seksualnością. Razem są piękni, biorą ayahuaskę, tańczą. Nie obchodzi ich, że to substancja rytualna, obchodzi ich tylko to, że na dalekim Południu prawa są słabsze, można być sobą, bo państwo tam nie sięga. Ale ono i tak nie musi ich chronić – chroni ich biała skóra.

Tyle że ta biel nie jest niewinna. Jest queerowa, zbrukana cielesnością. „Nie jestem pedziem, bo jestem poza ciałem” – mówi dwukrotnie w filmie (pod)świadomie Lee. To zapis wczesnego stadium rewolucji seksualnej, kiedy seks wciąż wydaje się grzeszny, odległy – coś, co widać też w polskim dyskursie o seksie (choćby w filmach Patryka Vegi).

To opowieść o przemocy i agresji, które nie zawsze można zrealizować – dlatego powraca jako coś niesamowitego, odległego. Film pokazuje zachodnią, północną logikę, według której agresja i przemoc są złe – przecież oddaliśmy na nie monopol państwu, przecież jesteśmy cywilizowani…

Dlatego w tym filmie czułość pojawia się rzadko. Nie sądzę jednak, by było to sprzeczne z jego założeniem. Opowiada o przemocy, bo i życie opiera się na przemocy – na różnych formach agresji. Nawet najczulszy stosunek seksualny zawiera jej elementy: kiedy zdzieramy ubrania z drugiej osoby, kiedy wchodzimy w jej ciało. To przekroczenie – ciała, indywidualnej i zbiorowej granicy. Ale to także pewna realność (w znaczeniu francuskiego le réel), brak ucieczki – bo przemoc jest wszechobecna, czy to horyzontalnie, czy wertykalnie.

Queer odzyskany

Pytanie, na ile sam tytuł filmu ma sens w polskim tłumaczeniu. Queer można dosłownie przełożyć jako „dziwak”. W dialogach tłumaczone jest jako „pedzio”. A jednak queer to słowo odzyskane – kiedyś oznaczało często wyrok śmierci, dziś stanowi fundament nowego myślenia o świecie.

Feminizm w stanie wyjątkowym: operacja „Hiacynt”, troska i „czułe oczy Lewiatana” [rozmowa]

Lee i Gene nie realizują queerowości. Nie przekraczają płci, norm, granic. Uprawiają seks z mężczyznami, tak jak robili to patriarchalni, androcentryczni Rzymianie, ale nie budują świata poza heteronormą. Lee to homoseksualista epoki wiktoriańskiej, gej-wyborca skrajnej prawicy, który najpierw pobije żonę, a potem pójdzie się puszczać. To nie nowy świat – to opowieść o dziwactwie. O dewiacji działającej według chaotycznej logiki systemu.

W tle pobrzmiewa mistrz wczesnych lat Guadagnino – Luchino Visconti. Jest tu realizm i sentymentalizm, są wątki klasowe, choć ledwo widoczne. Ale jest też, jak u dojrzałego Viscontiego – widmo nadchodzącego upadku. Jak w klasycznym już Zmierzchu bogów (1969), gdzie magnaci finansowi flirtują z nazizmem, z przemocą, bo sami są w niej zakorzenieni. Nie szokują nas jednak. Nie jedzą swojego kału, jak bohaterowie innego Włocha, który ukształtował Guadagnino – Pasoliniego.

Tu przemoc jest ukryta. Zajmuje się nią ktoś inny. Gdzieś indziej są kobietobójstwa (jak niedawno w Sosnowcu), gdzieś indziej ludobójstwa (Ukraina, Sudan, Palestyna). My jesteśmy czyści.

Ale czy na pewno?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Krzysztof Katkowski
Krzysztof Katkowski
Dziennikarz, socjolog
Socjolog, tłumacz literacki, dziennikarz, poeta. Absolwent Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie i Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z OKO.press, „Kulturą Liberalną”, „Dziennikiem Gazeta Prawna” i „Semanario Brecha”. Jego teksty publikowały m.in. „la diaria”, „Gazeta Wyborcza”, „The Guardian” „Jacobin”, , „Kapitàl noviny”, „Polityka”, „El Salto” czy CTXT.es. Członek zwyczajny Associació Catalana de Sociologia.
Zamknij