O zakończonym właśnie Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Młode Horyzonty i o tym, czego od kina dla dzieci i młodzieży oczekują jego odbiorcy i odbiorczynie, a czego dorośli, rozmawiamy z Kamilą Tomkiel-Skowrońską i Agnieszką Sinicką ze Stowarzyszenia Nowe Horyzonty.
Magda Majewska: Za nami 10. edycja festiwalu – choć pierwsza pod nową nazwą, ale o tym za chwilę. Jak w tym czasie zmieniło się to, co kino ma do zaoferowania dzieciom i młodzieży? Z jaką myślą zaczynaliście i czy to jest aktualne?
Kamila Tomkiel-Skowrońska: Zaczynaliśmy w sytuacji, w której repertuary kinowe były całkowicie zdominowane przez superprodukcje dla dzieci. Na co dzień nie było żadnej alternatywy dla filmów przygodowych, najczęściej amerykańskich. Więc naszym punktem startowym była myśl o zapewnieniu dostępu do innego repertuaru, często europejskiego, o którym wiedzieliśmy, że powstaje, tylko z jakichś powodów nie dociera do Polski. Ten cel chcieliśmy realizować i poprzez festiwal, i działania edukacyjne, w których zachęcamy do wyjścia do kina z klasą i rozmawiania o obejrzanych filmach, i wreszcie poprzez dystrybucję, czyli wpuszczanie do kin, początkowo głównie studyjnych, tego innego repertuaru.
Istotne jest też to, że wtedy w ogóle nie powstawały polskie produkcje dla młodych widzów. W tej dziedzinie przez wiele lat panowała głucha cisza. Kiedyś te produkcje były czymś zupełnie naturalnym, a po transformacji to ustało. Kręcono ewentualnie jakieś ekranizacje lektur, ale to wszystko.
To się w ostatnich latach zmieniło.
K.T.-S.: Tak, w Polsce znów zaczęto kręcić filmy dla młodych widzów. Przez pięć edycji w programie festiwalu nie mieliśmy żadnego nowego polskiego tytułu, bo po prostu nic nie produkowano. W ostatnich edycjach tych filmów mamy kilka. Wiemy, że za rok będzie ich jeszcze więcej, bo powstają kolejne.
Ale zwróciłabym uwagę na jeszcze jedną rzecz: po drodze wydarzyła się pandemia, która na pewien czas w ogóle zastopowała widzów kinowych, bo kina były zamknięte. Nie było wiadomo, czy widownia kinowa się odbuduje, czy trwale przejmą ją serwisy streamingowe. I okazało się, że po pandemii w pierwszej kolejności do kin wróciły dzieci. To nas utwierdza w tym, że warto proponować tej publiczności różnorodne projekty związane z kinem, bo jest na to ogromne zapotrzebowanie. Nasza misja spotyka się więc tutaj z potrzebą po stronie widowni.
czytaj także
A na ile widzicie się jako alternatywę? Bo kiedy myślę o niektórych filmach, które najpierw możemy zobaczyć na festiwalu, a potem w kinach, to nie zawsze umiałabym powiedzieć, co poza krajem produkcji różni je od filmów mainstreamowych typu produkcje Pixara. Mam tu na myśli na przykład pokazywaną w tym roku w konkursie głównym Pati i klątwę Posejdona, która właśnie trafia do kin i jest właściwie mainstreamową animacją przygodową.
K.T.-S.: Jesteśmy dystrybutorem wielu filmów, zarówno Pati i klątwa Posejdona, jak i polskiego dokumentu Dziewczyńskie historie czy kameralnego filmu aktorskiego Sea Sparkle opowiadającego o mierzeniu się ze stratą. Różnorodność w ofercie dystrybucyjnej traktujemy jako atut i jako dystrybutor budujemy swoją ofertę nie tylko na filmach artystycznych, ale i na tych z dużym potencjałem komercyjnym. A to, że walory produkcyjne Pati i filmów obecnych na co dzień w kinach są podobne, jest dla nas bardzo ważne, bo cieszy nas, że produkcja europejska dorasta pod tym względem do filmów produkowanych przez największe studia animacji. Widzimy też w tym filmie coś jeszcze – ta historia opowiada o rzeczach dla nas ważnych, ale sposób opowiadania jest już taki, do jakiego jest przyzwyczajona widownia na co dzień. Pati i klątwa Posejdona zabiera widzów do starożytnej Grecji, opowiada o relacjach, o odwadze, o walce ze stereotypami.
Agnieszka Sinicka: Wprowadzamy też na ekrany kino artystyczne dla młodych i pokazujemy jego różnorodność. Z początkiem tego roku z zainteresowaniem widzów spotkała się belgijsko-francuska animacja Yuku i magiczny kwiat, wyjątkowy musical dla dzieci w wieku 5+ o pożegnaniu mysiej wnuczki z babcią. Nasze filmy wyróżniają się na tle głównego nurtu, czy pod kątem wizualnym, czy ze względu na podejmowanie bardziej wymagających tematów, ale zawsze w sposób dostosowany do dziecięcego odbiorcy. Moim zdaniem zapełniamy tak repertuarową niszę, czasem po prostu pokazując animacje o bardziej mainstreamowej estetyce 3D z wartościową zawartością w środku.
K.T.-S.: Absolutnie podpisuję się pod każdym filmem, który mamy w dystrybucji. I to jest bardzo ciekawe, oferować taką różnorodność i rozpiętość. Z jednej strony promować dokumenty, z drugiej – fajne kino przygodowe. Móc wprowadzać do Polski takie tytuły jak Chłopiec i czapla, czyli najnowszy film Hayao Miyazakiego, ale jednocześnie pokazywać filmy o dzieciach skierowane do dorosłych, jak Cicha dziewczyna. To jest jakiś rodzaj wolności, gdzie jest miejsce na pójście za historią i przekonanie, że wierzymy w dany film i chcemy z nim pracować na różnych polach, czasem skupiając się na dystrybucji kinowej, czasem na działaniach edukacyjnych.
Muszę się teraz wytłumaczyć, że nie twierdzę, że Pixar jest symbolem czegoś pozbawionego wartości.
K.T.-S.: No właśnie my często jesteśmy stawiani w kontrze do tego rodzaju kina. A ja bardzo nie lubię takiego szufladkowania. Dzielmy filmy na dobre i złe. Zarówno te z nurtu artystycznego, jak i te bardziej komercyjne. Nasza praca polega na tym, żeby dokonać selekcji, i na co dzień mamy do czynienia zarówno ze świetnymi filmami, jak i z takimi, które są w naszym odczuciu nieudane.
czytaj także
W tym roku dotychczasową nazwę festiwalu – Kino Dzieci – zastąpiły Młode Horyzonty. To próba zadbania o starszych widzów i widzki? Na rynku książki od jakiegoś czasu panuje boom na literaturę young adult. Czy kino też bardziej odkrywa widownię młodzieżową?
K.T.-S.: Powodów zmiany nazwy było kilka. Chcieliśmy podkreślić związek ze Stowarzyszeniem Nowe Horyzonty, którego częścią jesteśmy, szukaliśmy też parasola dla wszystkich projektów dla młodej widowni, które realizujemy: festiwalu, dystrybucji, edukacji, projektów branżowych. Oczywiście, ważną kwestią było samo słowo „dzieci”, zawarte dotąd w nazwie festiwalu i świadomość, jak bardzo młodzi nie lubią tak o sobie mówić.
Mam poczucie, że w ofercie festiwalu filmów dla nieco starszej widowni było w tym roku więcej. Ale czy to znaczy, że powstaje ich więcej?
A.S.: Nie, raczej pokazujemy pojedyncze, skrupulatnie wyszukiwane tytuły. To jest bardzo wąska grupa odbiorców, do której dociera się już nie przez rodziców, a bezpośrednio. Ryzyko stworzenia filmu dla widza powyżej 10 lat podejmują moim zdaniem nieliczni, odważni twórcy. Oczywiście jak zawsze dobrze mają się filmy coming of age, ale one są zazwyczaj adresowane do odbiorców od 16 lat wzwyż i dotyczą tego szczególnego momentu tuż przed dorosłością. Zresztą dorośli też te filmy uwielbiają. A my staramy się stopniowo zagospodarować obszar, gdzie widz ma jeszcze pomiędzy 10 a 16 lat.
K.T.-S.: Tu nadal jest więcej nieudanych prób niż dobrych filmów. Faktycznie wyczucie tej kategorii wiekowej jest wyjątkowo trudne. Ważne, żeby nie infantylizować, ale też nie przesadzać w drugą stronę. Tegoroczna zmiana nazwy rzeczywiście pozwoliła nam otworzyć się na filmy, które ze względu na kategorię wiekową pewnie nie znalazłyby widowni na festiwalu Kino Dzieci.
I to już w tym roku zadziałało? Ta starsza publiczność trafiła do kin?
A.S.: Trafiła, ale też trzeba powiedzieć, że budowanie publiczności to proces, który się nie dzieje z dnia na dzień. Na pewno chcemy z roku na rok poszerzać tę ofertę – chociaż to zależy też oczywiście od tego, co będzie powstawać – i mocno pracować nad tym, żeby odpowiedzieć na potrzeby tej grupy, tak jak udało się to na przykład w przypadku anime Belle, który prezentowaliśmy na festiwalu dwa lata temu, a potem z sukcesem wprowadziliśmy do kin.
K.T.-S.: Trzeba pamiętać, że oni już nie chodzą na to, co im sugerują rodzice. Przy młodszych widzach to rodzic zabiera ze sobą dziecko, on podejmuje decyzję. Oczywiście często wybierają film razem, ale motorem i osobą, z którą się komunikujemy, jest dorosły. Ci starsi stają się wolni, już nie pójdą na to, co poleca mama czy tata, chcą być samodzielni. Dlatego tak ważne jest, żeby kierowane do nich filmy faktycznie trafiały w ich potrzeby.
czytaj także
A grupy zorganizowane na te pokazy nie trafiają?
K.T.-S.: Owszem, ale mamy wciąż poczucie, że potencjał jest większy. Na pracach z grupami zorganizowanymi opieramy przecież nie tylko seanse w ramach festiwalu, ale i realizowane od 18 lat Nowe Horyzonty Edukacji Filmowej. Zabieganie o nastoletnią publiczność wymaga nieustannej obserwacji, badania potrzeb, ale też obalania jakiegoś rodzaju stereotypów. Bo kino fabularne dla nastolatków to tylko jedna strona medalu. A przecież mamy też dokument i animację. Dokument często kojarzony jest przez młodych widzów z czymś nudnym, z kolei animacja często postrzegana jest jako coś dla najmłodszych.
Próbujecie walczyć z tymi przekonaniami?
K.T.-S.: Robimy to właściwie od pierwszej edycji festiwalu, ale te stereotypy stanowią wyzwanie. Widzowie, którzy obejrzą dokument, zazwyczaj są zadowoleni i mówią, że nie spodziewali się, że może ich tak wciągnąć. A przecież tam jest prawdziwy, żywy bohater, rówieśnik, z którym można się utożsamić. Często ma dokładnie te same problemy co oni, te same przemyślenia – albo właśnie skrajnie różne, ale dzięki temu oni mogą zobaczyć, z czym się mierzą inne osoby w ich wieku. Widzimy w tym wielki potencjał do rozmów, czy w klasie, czy w domu.
A.S.: Dokument to realny głos oddany młodym, którzy mówią sami o sobie, a nie poprzez dorosłego. Dzięki dokumentom dzieci i młodzież mogą czuć się dostrzeżeni i reprezentowani. Te filmy dotykają też współczesnych problemów społecznych i są po prostu w stu procentach autentyczne. Mają też moc dodawania otuchy w czasach, kiedy tyle młodych osób mierzy się z kryzysem zdrowia psychicznego. Dokument jest też narzędziem do rozwijania empatii, lepszego rozumienia świata i ludzi, którzy są inni od nas, a to przecież bardzo cenna umiejętność.
czytaj także
Jeszcze jakaś kategoria filmów pada ofiarą stereotypów?
A.S.: Podobnie jest z animacjami dla dziewięciolatków i starszych widzów – z wyjątkiem anime, bo jest ono bardzo chętnie oglądane przez nastoletnich widzów. Europejskie animacje skierowane do dziewięcio-, dziesięciolatków często są odrzucane, bo filmy animowane kojarzyć się mogą z czymś infantylnym, z czego już się wyrosło. Do tych starszych widzów świetnie trafiają filmy aktorskie, a z animacjami jest kłopot.
Ale Pies i Robot, pełnometrażowa animacja bez dialogów, dostał w tym roku nagrodę Jury Młodych.
A.S.: Tak, to była dla nas i dla reżysera Pablo Bergera wielka radość. I ciekawa była motywacja jury – docenili, że to film bez tradycyjnego happy endu. Młodzi są gotowi na oglądanie filmów, które nie zawsze kończą się dobrze, ważna jest dla nich oryginalność scenariuszy i warstwy audiowizualnej. Drugim tytułem, który Jury Młodych wyróżniło, jest Nezouh, film o dorastaniu 14-letniej Zainy, którego akcja dzieje się w zniszczonym od wojny Damaszku. Widać więc, że doceniają filmy, które nie są fabułami zanurzonymi w baśniowej krainie, tylko są osadzone we współczesności, opowiadają o ważnych społecznie sprawach, które też są dla nich istotne.
To był pierwszy raz, kiedy na festiwalu pojawiło się Jury Młodych. Skąd ten pomysł?
A.S.: Chcemy jak najbardziej włączać w festiwal realny głos i opinie młodych. Mamy na to dwie formuły. Jedną jest głosowanie publiczności na najlepszy film w konkursie głównym – i tu zależy nam, żeby faktycznie głosowały same dzieci, nie dorośli, którzy z nimi przychodzą.
Jako rodzic nie dostałam nawet losu.
A.S.: To znaczy, że nasz system zbierania głosów zadziałał tak jak powinien. W tym roku najwięcej głosów uzyskała Szkoła magicznych zwierząt. Tajemnica szkolnego podwórka. I jeśli mówimy o potrzebach i oczekiwaniach naszej publiczności, to warto podkreślić, że ta w wieku 6+ uwielbia właśnie filmy detektywistyczne i stąd popularność takich serii jak Szkoła magicznych zwierząt czy Biuro detektywistyczne Lassego i Mai.
Natomiast Jury Młodych, piątka fantastycznych młodych ludzi w wieku 12–16 lat, towarzyszyło konkursowi filmowych odkryć, czyli sekcji bardziej poszukującej i meandrującej daleko poza mainstream. Przed rozpoczęciem festiwalu młodzi spotkali się z krytyczką filmową Kają Klimek, która podzieliła się z nimi swoim doświadczeniem pracy jako jurorka na różnych festiwalach filmowych i wyposażyła ich w podstawowe narzędzia do krytycznej analizy filmu. Pod koniec festiwalu odbywały się obrady jurorskie – i muszę powiedzieć, że ich dyskusje były fascynujące, poruszające i na bardzo wysokim poziomie. Poważnie potraktowali samą nazwę konkursu i faktycznie szukali w tych sześciu tytułach odkrywczości.
K.T.-S.: To jest dla nas ogromna radość także w kontekście tego, co słyszymy czy obserwujemy na co dzień, czyli że powinniśmy grać coraz prostsze filmy. Mam wrażenie, że z roku na rok to oczekiwanie się nasila – żeby było jeszcze prościej. To pokazuje, że jako dorośli często nie wierzymy w młodych ludzi. Moim zdaniem robimy im krzywdę, chcąc nadmiernie upraszczać skierowane do nich treści. Oczywiście to może być wieloetapowy proces – czasem na początku stoi przed nami wyzwanie, aby zaprosić młodych widzów przed ekran kinowy, potem zaproponować im pełny metraż, choć na co dzień w ich świecie królują seriale i krótkie materiały z social mediów. Warto jednak to robić, bo kiedy traktuje się ich po partnersku i zaprasza do dyskusji, to odkrywa się niesamowite rzeczy. Doświadczenia, jakie mieliśmy z Jury Młodych, tylko nas utwierdzają w takim podejściu.
Mam poczucie, że dorośli często oczekują od kultury dla dzieci dydaktyzmu, jasnego przesłania. Bardzo wyraźnie widać to w kontekście literatury dla dzieci. Czy według was to oczekiwanie dotyczy też kina dla dzieci i młodzieży?
K.T.-S.: Jeśli chodzi o kino, mam inne spostrzeżenie, które wcale mnie nie cieszy. Mianowicie kino generalnie traktowane jest częściej jako rozrywka niż jako sztuka. I od nas zdecydowanie częściej niż pięknego, wysmakowanego artystycznie, formalnie odkrywczego kina oczekuje się filmów, które przede wszystkim zagwarantują śmiech. I nie ma w tym nic złego, ale to nie powinno być jedyne oczekiwanie wobec kina dla młodej widowni.
Selekcjonując filmy, oglądacie ich znacznie więcej, niż potem trafia na festiwal. Widzicie jakieś tendencje we współczesnym kinie dla młodych? Tematy, których wcześniej nie było?
K.T.-S.: Wydaje mi się, że najważniejsze w kinie dla młodego widza nieodmiennie są relacje, między dzieckiem a dorosłym, między rówieśnikami, między dzieckiem a zwierzęciem. Tych konstelacji może być bardzo dużo. Ale relacja generalnie w znacznej większości buduje fabułę filmową.
A.S.: Dla mnie takim leitmotivem w kinie dla młodych widzów jest po prostu przygoda. I fakt, że przygoda może się zdarzyć wszędzie. Na płótnie malarskim, w fantazyjnym Królestwie Wichrów czy w zupełnie codziennej rzeczywistości: w szkolnej ławce albo przy stole w domu. Kluczowe jest to, że ta przygoda wzbogaca bohaterów, jakoś ich zmienia, sprawia, że bohaterowie dowiadują się o sobie czegoś nowego, dzielnie radzą sobie ze zmianami.
W ogóle temat zmian samych w sobie wydaje mi się bardzo ważny. Taką zmianą może być przeprowadzka związana z emigracją bądź rozwodem rodziców, dołączenie do nowej klasy albo pierwsza miesiączka. Samo oglądanie, jak bohaterowie i bohaterki radzą sobie z nowymi sytuacjami w życiu, może sprawić, że sami trochę mniej będziemy się tych zmian bać.
K.T.-S.: Ja bardzo bym chciała, aby powstawało więcej filmów o tematyce ekologicznej, o świadomości bycia z naturą, bo to dla młodych ważne zagadnienie. Ale na razie nie widzimy tego w filmach na dużą skalę, choć staramy się takie filmy wyszukiwać i pokazywać na festiwalu, bo to i dla nas istotny temat.
czytaj także
Porozmawiajmy teraz o polskim kinie. Wiemy już, że wreszcie jest. Ale chciałam zapytać, jakie jest. I jak je widzicie na tle produkcji ze świata, jeśli chodzi o tematy, estetykę, sposób traktowania dzieci? Bo wiem, że wam nie wypada narzekać, ale ja trochę mogę i muszę powiedzieć, że w przypadku takich animacji jak Przytul mnie czy Kicia Kocia cieszę się, że są i odnoszą sukces, ale nie jestem nimi zachwycona.
K.T.-S.: Polskie kino dla młodych widzów ma w tej chwili jedno podstawowe zadanie: zdobyć publiczność. Jeśli ją zdobędzie, to będą powstawały kolejne filmy i te filmy będą coraz lepsze i coraz bardziej różnorodne. Wydaje mi się, że dlatego na razie polskie kino dla młodych widzów stawia głównie na adaptacje książek, czyli na bohaterów, których publiczność już zna i lubi. Z Kicią Kocią zetknął się chyba każdy przedszkolak w Polsce, a wersja filmowa jest konsekwentna w stosunku do ilustracji książkowych. Tak samo było z Basią, czyli jednym z pierwszych seriali, które zdecydowaliśmy się wprowadzać jako zestawy kinowe. Odwoływanie się do dobrze znanych książek to droga, która się sprawdza i idą nią kolejni twórcy. Przykładami mogą być prezentowane przez nas w tym roku pełne metraże O psie, który jeździł koleją czy Kajtek Czarodziej, niebawem w kinach pojawi się też wyczekiwana nowa wersja Akademii Pana Kleksa.
Po co jeszcze sięgają ekipy filmowe?
A.S.: Twórcy animacji chętnie sięgają po wyjątkowe polskie komiksy. W przyszłym roku premierę będzie miała pełnometrażowa animacja 3D Smok Diplodok inspirowana komiksami Tadeusza Baranowskiego – Podróż smokiem Diplodokiem i Antresolka profesorka Nerwosolka. Powstaje też animowana adaptacja Tytusa, Romka i A’tomka.
Widziałam też, że trwają prace nad Puciem. Ta seria jest tak popularna wśród najmłodszych, że to chyba gwarantowany hit…
A.S.: To będzie serial, który tworzy EGoFILM, czyli studio odpowiedzialne m.in. za Kicię Kocię, a wcześniej za Kajko i Kokosza. Projekt jest jeszcze w fazie developmentu, więc na finalne efekty przyjdzie nam trochę poczekać. Myślę, że jeśli uda się przyzwyczaić widownię do chodzenia na polskie produkcje, to stopniowo zaczną się też pojawiać oryginalne historie.
K.T.-S.: My bardzo trzymamy kciuki za animacje pełnometrażowe, bo widać już, że kino aktorskie sobie radzi i jest na fali wznoszącej. Tu świetnym przykładem jest Za duży na bajki, który pojawił się też na Netfliksie i był hitem nie tylko wśród polskich widzów. Nie miało znaczenia, że to polska produkcja, film bił rekordy popularności wszędzie, zdobył też wiele nagród w poprzedniej edycji naszego festiwalu. Natomiast jeśli chodzi o animacje, to warto pamiętać, że Przytul mnie. Poszukiwacze miodu to była pierwsza polska animacja pełnometrażowa od bardzo wielu lat, i dla mnie fakt, że taki film powstał, to wielka radość.
Zapytam jeszcze o obecność kina dla młodych w dyskursie publicznym, o krytykę. Niewiele jest dzisiaj miejsc, gdzie ono jest omawiane inaczej niż w instagramowych relacjach. Jest źle?
K.T.-S.: Jeśli chodzi o krytykę, a właściwie jakiekolwiek próby poważnego zmierzenia się ze zjawiskiem kultury dla dzieci, jest źle. W naszym przypadku te filmy trafiają do jednego worka produkcji dla młodego widza i właściwie tu dyskusja się kończy, a nie zaczyna. Istnieje chyba ukryte, ale i bardzo niesprawiedliwe założenie, że to jest prostsze, płytsze, że może być byle jakie, więc nawet nie warto tam zaglądać i sprawdzać, czy takie właśnie jest.
A.S.: Jako festiwal walczymy o lepszą pozycję dziecięcej kultury. I rzeczywiście wymaga to czasami rozpychania się łokciami – żeby o kulturze dla dzieci w ogóle mówiono i pisano, ale też ważną kwestią jest to, by była ona dofinansowywana na takim poziomie jak kultura dla widzów dorosłych. Kino dla młodych, jak każdy inny dział kultury, powinno podlegać wszystkim elementom analizy krytycznej, żeby dostarczać im jak najlepsze treści.
**
Kamila Tomkiel-Skowrońska – od kilkunastu lat związana ze Stowarzyszeniem Nowe Horyzonty, w którym zajmuje się działaniami dla młodej widowni. Dyrektorka MFF Młode Horyzonty od pierwszej edycji festiwalu oraz dyrektorka programowa działu Młode Horyzonty. Absolwentka wiedzy o kulturze na Uniwersytecie Warszawskim, organizacji produkcji filmowej w Akademii Filmu i Telewizji oraz zarządzania NGO w Collegium Civitas.
Agnieszka Sinicka – programerka Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Młode Horyzonty od 2019 roku. Edukatorka i koordynatorka projektów edukacyjnych z zakresu sztuki współczesnej i kultury audiowizualnej. Współpracowała z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie oraz Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Przez cztery lata koordynowała program „Laboratorium Edukacji Filmowej” w U-jazdowski Kino. Absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim.
Wybrane filmy z poprzednich edycji festiwalu można przez cały rok oglądać na platformie Nowe Horyzonty.