Ci, którzy wymyślili, spisali i złożyli projekty do aplikacji Lublina na Europejską Stolicę Kultury 2029 i będą je koordynować i rozliczać, mają swój czas, żeby odebrać za to godziwą zapłatę.
Na powyższym zdjęciu widzicie chorwacką artystkę Nikę Rukavinę podczas wykonywania performance’u In the end it’s all about the money. Nika za pomocą brzeszczotu wycięła 12 gwiazdek z monet jednoeurowych i ułożyła z nich flagę Unii Europejskiej. Cięła za pierwszym podejściem, bez przerwy, przez kilkadziesiąt minut, nie zważając na ból, pomimo że puchły jej palce, zrobiły się bąble, opuszki zsiniały i się zdarły. Piłowała do końca, aż straciła czucie w nadgarstku i łokciu, co odchorowywała przez kolejny tydzień z ręką na temblaku.
Zrobiła to za pieniądze z Unii. To o was, koleżanki i koledzy, lubelscy animatorzy kultury.
Dzieliłem z Niką mieszkanie podczas naszej rezydencji artystycznej w San Sebastian w Kraju Basków. Rezydencja była częścią programu Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Było to wspaniałe doświadczenie. Zaopiekowano się nami, spotkaliśmy świetnych ludzi, widzieliśmy super miejsca, wykonaliśmy zamówione dzieła i otrzymaliśmy stosowne honoraria. Strasznie wtedy potrzebowałem kasy i uratowała mi ona tyłek na kilka ładnych miesięcy. Zawsze będę za to wdzięczny osobom, które to umożliwiły – czyli wrocławskim i baskijskim pracownicom i pracownikom tamtejszych instytucji kultury.
czytaj także
O miano Europejskiej Stolicy Kultury 2016 z Wrocławiem konkurował mój rodzinny Lublin. Przegrana była gorzka. Pamiętam doskonale, jakim echem odbiło się wówczas po ulicach rozczarowanie. Było je słychać przez kolejne trzynaście lat, od momentu ogłoszenia tamtego wyniku do środy, kiedy gruchnęła wiadomość, że w 2029 roku tytuł przypadnie nareszcie Lublinowi.
Podjęliście się wówczas heroicznego wysiłku. Co więcej, podtrzymaliście go pomimo niepowodzenia i przez kolejne lata pracowaliście ciężko, by wyciągnąć maksimum korzyści z samego faktu złożenia aplikacji i stworzenia strategii. Dźwigaliście to, dopóki starczyło wam sił, odporności na ból niedofinansowania, niepewnych warunków zatrudnienia, przeciążenia obowiązkami, wypalenia zawodowego i zmagań z materią polityki samorządowej.
Wiele z was odpadło. Pochorowało się, rzuciło to w diabły, wyprowadziło się. Sytuację zawodową pracownic i pracowników kultury śmiało można porównywać z eksploatacją nauczycieli, na której zbudowano ten kraj.
Ci, którzy mogli, utrzymali instytucje i fetują dzisiaj wyjątkowe osiągnięcie.
Ci, którzy projekty do aplikacji ESK 2029 wymyślili, spisali i złożyli i będą je koordynować i rozliczać, a także ci, którzy przez kolejnych pięć lat taszczyć będą ogromny wór oczekiwań mieszkańców Lublina, mają swój czas, żeby odebrać za to godziwą zapłatę. Nie wtedy, gdy „dowiozą” ceremonię otwarcia, i nie wtedy, gdy spienięży to lubelska branża hotelarska i gastronomiczna.
Właśnie teraz należy się wam godna kasa, porządne umowy i liczba etatów w zakładach pracy, odpowiadająca ogromowi przedsięwzięcia. Macie teraz w ręku wszystkie atuty.
Lublin jest mały, wiem. Znacie się wszystkie i wszyscy jak łyse konie. Znają was prezydenci, święci, prezesi i radni. W takich warunkach trudno postawić ultimatum. Dlatego gorąco zachęcam do zrzeszania się i zwrócenie się o wsparcie do Ogólnopolskiej Komisji Środowiskowej Pracowników Sztuki Inicjatywy Pracowniczej. Ja sam stałem się związkowcem zaledwie parę miesięcy temu, ale lepiej późno niż wcale.
Nie dajcie sobie odebrać macierzyństwa i ojcostwa tego sukcesu. Lublinianie na pewno dostaną dzięki temu kultury pod korek, jakby im jeszcze było mało. Ale koniec końców chodzi o pieniądze. Można o tym mówić śmiało. Promocja opłaci się miastu. Miasto ma zapłacić wam.