W „Lepperiadzie” niekompetencja i niemoralność przylegają do siebie tak ściśle, że wydają się synonimami.
Próbowaliście kiedyś wyobrazić sobie, jak wyglądałaby kobieca wersja Andrzeja Leppera? Nie chodzi mi o rozważanie, co by było, gdyby na czele Samoobrony stała Renata Beger, lecz o partię, która doszłaby do władzy, wykorzystując frustrację i gniew kobiet upokorzonych i pokrzywdzonych przez władze okresu transformacji, a potem dokonała skoku na państwo, dopuściła się wszelkich możliwych nadużyć i odeszła w niesławie. A w ciągu kilku lat od krytyki establishmentu przeszła do najgorszej establishmentowej demoralizacji.
Ja próbowałam sobie wyobrazić. Z mizernym skutkiem. Samoobrona, jej kariera i upadek, to antypody feminizmu. Również pod względem tupetu w sięganiu po władzę. Nie jestem pewna, czy przypadkiem tego jednego nie powinnyśmy się od Samoobrony nauczyć – że choć jesteśmy lekceważone i wyśmiewane, mogłybyśmy rządzić państwem.
Tego rodzaju (a)logiczna gimnastyka urozmaicała mi raczej przewidywalną lekturę Lepperiady Marcina Kąckiego. Kiedy fantazja o Madame Lepper przestała mnie bawić, natknęłam się na zaskakujące stwierdzenie, że w wyborach 2007 roku Samoobrona miała wśród kandydujących najwięcej (ze wszystkich partii politycznych?) kobiet i że większość z nich jako zawód wpisywała „gospodyni domowa”. Autor w żaden sposób tego faktu nie komentuje. Nie wiadomo też, po co odnotował go w książce. Jednak można się domyślić, że ponieważ skrupulatnie odnotowuje brak wykształcenia i kompetencji ludzi Leppera, gospodynie domowe mają współtworzyć obraz totalnej kompromitacji.
Obecność wielu kobiet na listach wyborczych Samoobrony raczej nie miała praktycznego znaczenia, ale dziennikarz mógłby się powstrzymać od posługiwania się nimi w taki sposób – dla wzmocnienia aury obciachu otaczającej partię.
Mnie tam marzą się rządy gospodyń domowych, które zapewne idealizuję, ale przynajmniej nie ulegam – jak Kącki – rozpowszechnionemu złudzeniu, że fachowcy gwarantują polityczną jakość.
W Lepperiadzie niekompetencja (brak wykształcenia, prestiżowego doświadczenia zawodowego) i niemoralność przylegają do siebie tak ściśle, że wydają się synonimami.
Kącki, który zasłynął artykułem o Anecie Krawczyk (ujawniającym, że samoobronowi bonzowie wykorzystują poselski mandat do wymuszania na młodych kobietach usług seksualnych) i odebrał kontratak zdemaskowanych posłów – bardzo dba o tak zwaną bezstronność. Inną moją rozrywką przy lekturze Lepperiady było więc śledzenie obiektywizujących strategii retorycznych autora i wyłapywanie miejsc, w których miarka się przebiera i zasada bezstronności przestaje obowiązywać.
„Obiektywizm” autora razi najbardziej w rozmowach z Anetą Krawczyk. Przypomnijmy, bezrobotna kobieta z dwojgiem dzieci dostała pracę w biurze Łyżwińskiego za erotyczną dyspozycyjność. Wszelkie próby stawiania oporu kończyły się szantażem – jeśli odmówi seksu, zostanie zwolniona. Jej przypadek nie był odosobniony, poselskie samochody były wysyłane w Polskę po wiele młodych kobiet w zamian zatrudnianych i umieszczanych na listach wyborczych.
Pewnie za bardzo sugeruję się powieściami Larssona, ale dziennikarz śledczy powinien moim zdaniem jednoznacznie opowiedzieć się po ich stronie. Kącki sponiewieranej i zdesperowanej Anecie Krawczyk mówi, że kobiety widywane z szefami Samoobrony nie wyglądają na przymuszane, że ona sama dokonała świadomego wyboru i że „ktoś może powiedzieć: robiła karierę w Samoobronie, teraz jest odstawiona na bok, więc się mści”. Odwołuje się więc do wyobrażonej zdroworozsądkowej opinii („ktoś może powiedzieć”), żeby sprowokować dyskusję, pokazać pazur i zaznaczyć dystans. To częsty chwyt polskich dziennikarzy. Po serii takich chwytów słusznie zirytowana Monika Strzępka zrugała ongiś Grzegorza Chlastę.
Kącki co prawda odnotowuje, że Łyżwiński wybierał „kobiety o niskim statusie materialnym i z problemami rodzinnymi”, ale chyba nie do końca rozumie, o czym pisze. Nie widzi mechanizmu, systemu, kultury, socjologii. Granice jego języka wyznacza prosta psychologia, która każe z jednej strony widzieć „świat żądz, prymitywizmu, zdziczenia” (Łyżwiński), a z drugiej – „podatność na wpływy” oraz „słabą odporność na stres” (Krawczyk). Głównym zaklęciem tego języka jest „świadomy wybór”, a gramatyką indywidualizm.
Usilny „obiektywizm” cechuje też podawane przez Kąckiego przyczyny powstania i sukcesu Samoobrony. Już nie może nie pojawić się wyjaśnienie, że Lepper był skutkiem neoliberalnej polityki Leszka Balcerowicza, bo na przykład kredytobiorcom trudno było pod koniec lat 80. przewidzieć, że po uwolnieniu stóp procentowych odsetki sięgną 140% rocznie. Ale autor i tak mówi o „terapii szokowej”, nie o „doktrynie szoku”. Kwestia, czy lekkomyślni peerelowscy rolnicy nieudolnie gospodarowali kredytami, czy też padli ofiarą zmieniających się zasad życia ekonomicznego, jest według niego „sporną sprawą”. Przy tej okazji wypowiada nawet inne wyświechtane zaklęcie – że prawda leży pośrodku. Ciekawe, jak by sformułował tę wyśrodkowaną prawdę. Balcerowicza (tu prawdy nie trzeba wyśrodkowywać) z szacunkiem nazywa „ojcem przemian gospodarczych”.
Ciekawe są również miejsca, w których obiektywny Kącki jednoznacznie sugeruje czytelnikowi swoją negatywną opinię, drwinę czy zniesmaczenie. Do tej kategorii zaliczają się zarówno kolejne przestępstwa popełniane przez członków Samoobrony (które ja też oczywiście potępiam), jak i ich peerelowskie korzenie (których nie uważam za okoliczność szczególnie obciążającą). Zarówno antysemityzm, jak i krytyka amerykańskiego imperializmu. Zarówno trwonienie państwowych pieniędzy, jak i zainteresowanie takimi państwami, jak Chiny, Rosja, Białoruś (które Kącki bez namysłu kwalifikuje jako kompromitujące, bo kraje te nie należą do zachodniego, demokratycznego raju).
Historia Samoobrony spisana przez Kąckiego jest historią zamkniętą, niemającą kontynuacji ani aktualnych skutków. Lepper popełnił samobójstwo, jego ekipa wróciła w niebyt. Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z ich występu na scenie politycznej?
Kącki, którego traktuję jako reprezentanta mainstreamu, wiele rozumie, i to dzięki nauczce, jaką dała liberalnym elitom Samoobrona. W Lepperiadzie wyeksponowana została rola mediów, które tylko czekały na kolejny samoobronowy skandal, by kontynuować swój spektakl o władzy, i które przewodniczący, pojętny uczeń Tymochowicza, wykorzystywał, jak tylko się dało. Kącki nadmienia też, że niektóre złe praktyki Samoobrona podzielała z innymi partiami, ale ugrupowanie Leppera jest głównie argumentem przeciwko PiS-owi, bo chciał robić rewolucję moralną z niemoralnym koalicjantem, któremu tylko trochę ustępował pod względem niemoralności. PO natomiast jest wielkim nieobecnym tej opowieści. Nie ma z Samoobroną nic wspólnego.
Kącki proponuje zatem ciszę nad trumną, bezpieczne spojrzenie z drugiego brzegu po przejściu przez poważny kryzys demokracji i powrocie do normalności, podsumowanie nieaktualnego tematu. Jakby Samoobrona była problemem, nie symptomem. I jakbyśmy nie mieli nic do zarzucenia obecnym sposobom uprawiania polityki.
Marcin Kącki, Lepperiada, Wydawnictwo Czarne 2013
Czytaj też: Maciej Gdula, Samoobrona wciąż nieprzedstawiona