Ludzie nie wyginęli, ale czy wiedzą, że my tu jesteśmy? Jasne, że o nas nie mają pojęcia, wiedzą natomiast o więzieniu. Po kilku miesiącach jeden z ochroniarzy pochwali się, że przy Izolacji bez wyraźnej potrzeby nawet autobusy się nie zatrzymują. Wątpliwa sława „donieckiego obozu koncentracyjnego” napawa jego założycieli szczerą dumą. To inżynierowie strachu, jedynego produktu wytwarzanego dziś w dawnej fabryce.
Izolacja to tajne więzienie usytuowane w kontrolowanej przez Rosję części Donbasu. Stało się de facto obozem koncentracyjnym, przez który przeszły setki osób. Więźniów poddaje się torturom, zmusza do ciężkiej pracy, są rażeni prądem i gwałceni. W Izolacji deptana jest ludzka godność. Znane są przypadki zabójstw. Ani jedna organizacja ochrony praw człowieka nie ma wstępu na teren więzienia. Nadal funkcjonuje ono pod kontrolą Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.
Komendant Izolacji Denis Kulikowski, pseudonim Pałycz, został aresztowany w Kijowie 9 listopada 2021 roku. Udało się to między innymi dzięki pomocy Stanisława Asiejewa, autora książki Świetlana Droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku.
Poniżej publikujemy jej pierwszy rozdział.
**
Wyładowują nas pojedynczo. Niektórzy mają ręce skrępowane taśmą, moje są ciasno skute kajdankami. Każdy w worku na głowie – foliowym albo materiałowym. Z piwnicy zabrałem jedynie rękopis i to, co na grzbiecie. W workach ustawiają nas przy ścianie, dokładnie przeszukują, pozwalają mi zabrać starą teczkę z kartkami.
To początek – nasze przybycie. Każdy z czasem zacznie rozumieć, że nie trafił do więzienia. Mówiąc ściślej, nie do oficjalnego więzienia, zwyczajnego miejsca odbywania kary. Tutaj obowiązują zupełnie inne artykuły i paragrafy: szpiegostwo, terroryzm, ekstremizm.
W przyszłości wlepią mi dwa wyroki, po piętnaście lat, z siedmiu artykułów. Sześć z nich będzie dotyczyć mojej działalności dziennikarskiej, a tylko jeden szpiegostwa. Niemal wszyscy znaleźliśmy się w podobnej sytuacji: to więzienie przeznaczone jest dla „szczególnie niebezpiecznych”, jak określiła nas administracja więzienia.
Rozmieszczają nowy narybek w celach: drzwi pomalowane są gęstą czarną farbą, a okna białą, w każdej celi przez całą dobę pali się światło. Kiedy otwierają się drzwi, osadzeni natychmiast zeskakują ze swoich prycz, wciągają worki na głowy, ręce chowają za plecy i odwracają się twarzami ku oknu. Trwa to dwie, trzy sekundy. Nie wolno leżeć, nie wolno spoglądać w stronę okien ani kamery monitoringu…
Zatem – Izolacja. Ulica Świetlanej Drogi 3. Zwieziono nas na teren dawnej fabryki materiałów izolacyjnych w Doniecku.
Funkcjonuje tu baza wojskowa, a przy niej jedno z najokrutniejszych więzień tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej. Więzienie nie ma żadnej kategorii, oficjalnie nie istnieje, nieoficjalnie w piwnicach i celach siedzi kilkadziesiąt osób. Wokół beton i żelazne rury – teren fabryki ujrzę dopiero po roku odsiadki, kiedy przed wyjściem pod prysznic wreszcie pozwolą mi zdjąć worek. Tymczasem nie możemy przywyknąć, że w celi są umywalka i sedes; wciąż schodzą z nas płaty skóry po atrakcjach w piwnicy bezpieki. Spędziłem tam półtora miesiąca, inni mieli gorzej – ponad dwieście dni. Nowe warunki zbijają nas z pantałyku, jak każdego, kto tu trafi. „Obóz koncentracyjny z klimatyzacją? Kpicie sobie?” – słyszałem na wolności, kiedy próbowałem wyjaśnić, czym było dla nas to więzienie.
Ta wojna trwa już dziewięć lat, a może potrwać i kolejne dziewięć [rozmowa z Pawłem Pieniążkiem]
czytaj także
No cóż… Faktycznie – witają was kwiatuszki pod oknami, o ile zjawicie się tu latem, a niektóre cele są wyposażone w klimatyzator. To prawda, lecz nie cała. Mój sąsiad odsiedział już ponad miesiąc, mógłby dopowiedzieć brakującą część: na tydzień stracił głos, bo przez całą noc krzyczał z kablami podłączonymi do genitaliów. Rażenie prądem i skóra schodząca z moszny są bardziej wymowne niż klimatyzacja.
Wszystko ma tu wymiar symboliczny. Kto dostąpi łaski wyjścia na spacer po Izolacji bez worka na głowie – a nim się na to zasłuży, mogą upłynąć miesiące – ten przy zejściu do piwnicy ujrzy obrazy z Leninem oraz popiersie wodza rewolucji. Wcześniej teren byłej fabryki materiałów izolacyjnych był ważnym ośrodkiem kultury: zbierali się tu artyści i ludzie sztuki, urządzano wystawy z instalacjami. Potem w Doniecku nastały ruski mir i FSB – zwyciężył Lenin i jego „Świetlana Droga”. Szlak do komunistycznego raju wiedzie przez piekło. System postsowieckich schronów bombowych dawnej fabryki służy za scenerię tortur, a hangary i boksy, niegdyś zdobione dziełami sztuki, wypełniły się czołgami i setkami min.
Izolacja powstała nie tylko jako więzienie dla dysydentów. Owszem, wielu z moich kolegów z celi trafiło tu za „niepożądaną korespondencję” lub wypowiedzi w mediach społecznościowych. Wspierali Ukrainę w toczącej się wojnie. Takie poglądy kwalifikowano automatycznie jako ekstremizm, pociągały za sobą karę od pięciu lat wzwyż. W zasadzie swoich pięć lat z ogólnego wyroku dostanę za najbanalniejsze cudzysłowy w reportażach. Ujmowałem w nie nazwę Doniecka Republika Ludowa, ponieważ istnienia tego tworu nie uznawało żadne państwo, łącznie z Rosją. Użyjesz cudzysłowu, a już zaledwie krok dzieli cię od złożenia podpisu na bumażce obwieszczającej z dumą, że ujęto przestępcę „kwestionującego suwerenność państwową DRL”.
Pewnego razu zapytałem śledczego: „Wlepiliście mi siedem zarzutów, podchodzą niemal pod dożywocie, więc dla mnie te cudzysłowy straciły znaczenie. Ale czy musicie niszczyć życie tym, którzy napisali jedno zdanie na swoim profilu? Nie żal wam ich? Czy za takie coś człowiek powinien siedzieć pięć lat?”. Śledczy odpowiedział z rozbrajającą szczerością: „Z reguły u tych, co piszą DRL w cudzysłowie, znajdujemy i szpiegostwo”.
Konwejer nie ma końca: nietopniejące szeregi „szpiegów” i „ekstremistów” pozwalają wysysać z ofiar wszystko, czego można je pozbawić. Samochody, pieniądze, mieszkania, meble, a w moim przypadku nawet noże kuchenne i kilka flakonów perfum (skradziono je podczas nielegalnej rewizji; donieccy następcy sowieckich czekistów, podobnie jak ich praojcowie w czarnych płaszczach i kierzowych butach, nie wzgardzą niczym).
Leociak: Nie jesteśmy w stanie jako ludzkość niczego się nauczyć
czytaj także
A przecież to zaledwie jedna ze stron życia więźniów Izolacji. Na innej są zapisane losy ludzi, którzy walczyli o ten system, a teraz zostali przez niego pożarci. W ciągu dwudziestu ośmiu miesięcy mojego pobytu tutaj nie było dnia, żebym nie siedział w celi z którymś z miejscowych bojówkarzy, mieliśmy tu pełen przekrój wojska: od generała majora do szeregowego. Ledwie obrazy i obiekty małej architektury ustąpiły miejsca drutowi kolczastemu i gniazdom karabinów maszynowych, Izolacja zmieniła się w katownię dla tak zwanych Kozaków; te paramilitarne bandy były rozbrajane i aż do 2016 roku zwożone tu przez wczorajszych „towarzyszy broni”.
Na ścianach mojej celi na odkrycie czekały malowidła naskalne – pseudonimy i czas odsiadki – pozostawione przez więźniów tej kategorii. Trzeba przy tym pamiętać, że do „chaty” trafiali wybrańcy. Większość trzymano w piwnicy na drewnianych paletach, część zlikwidowano; do dziś brakuje wiarygodnych danych o liczbie trupów w Izolacji. Wystarczyło jednak przejść się do budki z prysznicami, obok wentylacji jednej z kopalń, a w nozdrza uderzał uciążliwy zapach rozkładających się ciał.
W latach 2017–2018 system wrzucił wyższy bieg. Wcześniej nikt nie zaprzątał sobie głowy oficjalnymi oskarżeniami, a teraz nawet własnych żołnierzy z uporem maniaka zamykano za „zdradę stanu” i „nielegalne posiadanie broni”. Siedziałem z przedstawicielami niemal wszystkich miejscowych brygad i batalionów, z szefami sztabów i zastępcami dowódcy brygady: w 2017 roku fala za falą wtrącano ich do piwnicy, następnie wrzucano do naszych cel już złamanych – nie mieli pojęcia, za co rok wcześniej przelewali krew. Szczególnie upartych przywożono tutaj razem z żonami, żeby małżonek chętniej szedł na ustępstwa i szybciej podpisał, co trzeba.
czytaj także
Oto oblicze tego miejsca. Odkryję je później, tymczasem dopiero przeczuwam, że coś tu nie gra. Nie, jeszcze nie mam pojęcia, dokąd nas przywieziono. Nie uświadamiam sobie, przez co będę musiał przejść wraz z dziesiątkami innych jeńców, mimo to od pierwszych minut czuję coś dziwnego. Nie od razu dociera do mnie, że źródłem tego uczucia są lekko uchylone okna. Ależ oczywiście: samochody! Okna wychodzą na szosę, dobiega z niej szum przejeżdżających pojazdów. Ogłusza mnie: w piwnicy docierał do nas jedynie dźwięk windy – kiedy ustawał, by za chwilę znów rozbrzmieć, znaczyło to, że minęła noc. W ten sposób odmierzaliśmy czas, więc kiedy w piwnicy – tylko raz – awaryjnie wyłączono światło i zapaliło się czerwone oko kamery monitoringu, poczuliśmy się pogrzebani żywcem w zimnych ścianach.
Teraz jest inaczej. „Inaczej” ciska nas w jedną z najpotworniejszych iluzji czyhających w tym miejscu na człowieka: wszystkie te dźwięki i dzienne światło tworzą złudzenie, że nie zabawimy tu długo. Słyszę jadące pojazdy i myślę, że teraz już na pewno wkrótce wyjdę, przecież tam, za oknem, ledwie parę metrów ode mnie, istnieje zupełnie inny świat. W piwnicy często wydawało się nam, że już go nie ma, że ani samochody, ani ludzie, ani słońce, ani wiatr już nie istnieją. Coś się z nami stało, ale to „coś” z pewnością przydarzyło się także jemu, wysłużonemu staremu światu, to przecież niemożliwe, że jedynie nas wepchnięto w tę otchłań. Mówiliśmy o tym w żartach, ale zdarzało mi się myśleć: ile muszę tu siedzieć, żeby uwierzyć? Jak wiele czasu należy strawić w niemym półmroku, zanim zniknie uśmieszek?
czytaj także
Teraz wychodzi na jaw, że życie nadal się toczy. Po pierwsze, tutaj, w celi, witają nas nowi ludzie. Okazuje się, że siedzieć można nie tylko w jedynce, że kiedy zdejmiesz worek z głowy, zobaczysz żywego człowieka zamiast niezidentyfikowanej świętej na pokrytej pleśnią ikonie. Po drugie, ktoś przecież musi jeździć tymi samochodami, ktoś prowadzi autobus, a pasażerowie dokądś się śpieszą. Ludzie nie wyginęli, ale czy wiedzą, że my tu jesteśmy? Jasne, że o nas nie mają pojęcia, wiedzą natomiast o więzieniu. Po kilku miesiącach jeden z ochroniarzy pochwali się, że przy Izolacji bez wyraźnej potrzeby nawet autobusy się nie zatrzymują. Wątpliwa sława „donieckiego obozu koncentracyjnego” napawa jego założycieli szczerą dumą. To inżynierowie strachu, jedynego produktu wytwarzanego dziś w dawnej fabryce.
Te myśli, jak odłamki pocisków, rozsypują się pod uderzeniem kolby w żelazne drzwi. Podskakuję na pryczy, wraz ze mną dziesiątka takich jak ja. Słyszę swoje nazwisko: „Worek na głowę! Twarzą do ściany! Głowa niżej! Krok w prawo, do drzwi marsz!”. Rewizja ogólna. Nie wiem jeszcze, że przeszukiwać nas będzie jeden z najokrutniejszych sadystów. Potworna ironia losu sprawiła, że zajmował tu stanowisko lekarza. Pozwolił mi zdjąć worek z głowy. Zobaczyłem, że nosi czarną maskę. Zapytał, czy uskarżam się na zdrowie w wyniku zatrzymania. Odpowiedziałem, że nadal nie czuję knykci na kciukach, tam przyczepiano mi kable. „Głupstwo” – zdiagnozował. „Dolega ci coś konkretnego?” Niczego konkretnego u mnie nie stwierdził.
Wybiegnę w przyszłość i dodam, że tego mężczyznę było słychać zawsze, kiedy przyjeżdżał do Izolacji. Zazwyczaj jak opętany już w korytarzu wydzierał się na świeżaków, obrzucał ich najgorszymi z przekleństw, a nocami – wraz z szefem tego przybytku – snuł się po korytarzu i wywlekał jeńców z cel. Co działo się z nimi potem? To zależało od ilości wypitej wódki i fantazji oprawców. Właśnie ten facet opatrywał rankiem oparzenia i połamane w nocy żebra. Moje sparaliżowane palce mogły go tylko rozdrażnić.
Wtedy jednak nic a nic o tym nie wiedziałem. Półtora miesiąca duszenia się w worku powodowało dyskomfort: wstrząsające, ale stałem przed nim bez worka niemal z poczuciem winy, choć to mój przyszły dręczyciel kazał mi go zdjąć. Już wtedy dotarło do mnie, jak bardzo się zmieniłem, choć moja droga przez Izolację dopiero się zaczynała. Poczułem ulgę, kiedy nareszcie znów kazali mi wciągnąć worek na głowę i odesłali mnie do celi. Przez szpary w oknie wciąż przebłyskiwał inny świat…
*
Fragmenty pochodzą z książki Świetlana Droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku, opublikowanej nakładem Wydawnictwa KEW w tłumaczeniu Marcina Gaczkowskiego.
**
Stanisław Asiejew (ur. 1989) – ukraiński pisarz i dziennikarz, urodzony w Doniecku. Gdy w 2014 roku Donbas zajęli wspierani przez Rosję separatyści, relacjonował z Doniecka wydarzenia w regionie. W latach 2015–2017 stworzył około pięćdziesięciu artykułów i fotoreportaży dla Radia Swoboda. Posługiwał się pseudonimem Stanisław Wasin. W czerwcu 2017 roku został uprowadzony i bezprawnie osadzony w więzieniu; spędził w nim dziewięćset sześćdziesiąt dwa dni. Torturami (był między innymi rażony prądem) zmuszono go do przyznania się, że jest ukraińskim szpiegiem. Dużą część nielegalnego wyroku odsiedział w tajnym więzieniu w bazie wojskowej Izolacja, nazywanym współczesnym rosyjskim obozem koncentracyjnym. Wolność odzyskał pod koniec 2019 roku, w ramach dwustronnej wymiany jeńców między Ukrainą a Rosją. Autor powieści Melchiorowyj słon, ili Czełowiek kotoryj dumał (2015).