Nie było drugiej wojny światowej, bo w 1939 roku na ratunek Polsce ruszyły państwa alianckie i szybko doszło do pokonania agresora, wojsko polskie zdobyło Berlin w 1940 roku. Teraz Polska jest środkowoeuropejskim imperium. Krajem rządzi marszałek Smardz, wydaje się wieczny i niezniszczalny, choć jest też powszechnie znienawidzony. Oto scenografia „Chama z kulą w głowie”, nowej powieści Ziemowita Szczerka. Do czego mu służy?
Na spotkaniu autorskim w Krakowie Ziemowit Szczerek powiedział, że właściwie nie interesują go gatunki czyste, bo tylko ograniczają, że lepsze, ciekawsze są gatunki zmącone, swobodne przekraczanie konwencji. I dokładnie taka jest jego najnowsza powieść: intryga kryminalna stanowi w niej kręgosłup, na którym rozbudowany jest potężny traktat polityczny i społeczny, wariacja na temat historii Polski i Europy w XX wieku.
Nie było drugiej wojny światowej, bo w 1939 roku, gdy Niemcy zaatakowały Polskę, na ratunek ruszyły państwa alianckie i szybko doszło do pokonania agresora, wojsko polskie zdobyło Berlin w 1940 roku. Teraz, po kilkudziesięciu latach, Polska jest środkowoeuropejskim imperium, ma swoją kolonię – Nową Polskę – czyli wyspę San Fernando na Morzu Karaibskim. Krajem rządzi marszałek Smardz, wydaje się wieczny i niezniszczalny, choć jest też powszechnie znienawidzony. Warszawa nazywana jest Rio Wschodu, a kraj znajduje się w stanie wojny z Ukrainą, konflikt rozgrywa się w Małopolsce Wschodniej, ciągle trwają walki o Lwów.
Kolejne pokolenia mężczyzn trafiają do wojska, muszą odbywać służbę w czasie licznych konfliktów zbrojnych – a to w kolonii, a to w Jugosławii, gdzie Polacy próbują zbudować Międzymorze, albo w czasie pacyfikacji Niemców na Pomorzu. Teraz, gdy prowadzą ofensywę przeciwko Ukraińcom, napotykają opór aliantów – Francja i Wielka Brytania grożą Polsce bombardowaniami w razie kontynuowania wojny.
Tytuł odnosi się do głównego bohatera – detektywa i rewolucjonisty, byłego żołnierza i zdrajcy ojczyzny Franciszka Karego. Cham, bo ma chłopskie pochodzenie, jest nieślubnym dzieckiem służącej z dworu i ziemianina. Kula w głowie została mu po ataku, jaki bojówka UPA przypuściła na centrum Warszawy: zamachowi z użyciem ładunków wybuchowych na marszałka Smardza towarzyszył rajd bojowców samobójców ostrzeliwujących przechodniów. Kary, trafiony w głowę, żyje z kulą, której lekarze nie ośmielili się wydobyć. Pracuje w małej agencji detektywistycznej, służącej za przykrywkę dla opozycyjnej bojówki, jest podwładnym swojej ukochanej – Żydówki Złotej Szolc.
czytaj także
Tymczasem ktoś w bestialski sposób morduje wpływowych polityków, policjantów i prostytutki, przy ciałach pozostawiając tajemnicze znaki, co sprawia, że prasa nazywa mordercę Kubą Hieroglifem. Kary – ironicznie przedstawiany jako detektyw z powieści noir – nie podejmuje jednak śledztwa, raczej z zainteresowaniem czyta bulwarówki, by dowiedzieć się, jakie hipotezy ma policja.
On ma swoje śledztwa, także w sprawie zaginięcia własnego, znienawidzonego rodziciela. Choć pije i ćpa na potęgę, cierpi na Weltschmerz godzien romantycznych bohaterów, dość szybko łapie nitki kolejnych intryg, niby mimochodem rozwiązuje poszczególne sprawy. Kilka razy ląduje na komisariacie, wiele razy wdaje się w mordobicia, napaści i awantury. Uchodzi cało, z niewielkimi tylko fizycznymi stratami. A jednocześnie wdeptuje coraz głębiej w intrygę kryminalną, jedynie pozornie związaną z marginesowym i sadystycznym mścicielem.
W gruncie rzeczy sprawa Kuby Hieroglifa skupia jak w soczewce wszystkie patologie ideologiczne i polityczne polskiego państwa – bo, jak napisałam na początku, Szczerkowi nie o czystą rozrywkę tutaj chodzi. Choć wykorzystuje konwencję kryminału retro, to całkowicie odrzuca jego nostalgiczny, ucieczkowy charakter. To, co kryminał retro z reguły ukrywa, czyli różne zagadnienia społeczne, u Szczerka właśnie wydobywa się na plan pierwszy i intryga szybko zmierza w stronę oskarżenia, a nie czułego wspomnienia przeszłości.
czytaj także
Ideą, przeciwko której Ziemowit Szczerek pisze swoje kolejne książki – zarówno powieści, jak i eseje podróżnicze – jest idea mocarstwowa. Opracowuje ją na różne sposoby, sięga po rozmaite przykłady: zarówno te realne, polityczne, jak i wyobrażone: Polska i jej marzenia o potędze realizowane na Ukrainie wyśmiane w debiutanckim Przyjdzie Mordor i nas zje, sny o silnej Rosji na wschodniej Ukrainie w Tatuażu z tryzubem, koncepcja Międzymorza przedstawiona w tekście pod tym samym tytułem, czy wreszcie pragnienie powrotu Wielkich Węgier w Via Carpatia, Polska piastowsko-szlachecka w Siódemce.
Ideą, przeciwko której Ziemowit Szczerek pisze swoje kolejne książki – zarówno powieści, jak i eseje podróżnicze – jest idea mocarstwowa.
Cham z kulą w głowie to owoc dwóch obsesji Szczerka – powraca tutaj bowiem fikcja polityczna, alternatywna historia 1939 roku, przedstawiona wcześniej w jego Rzeczypospolitej zwycięskiej z 2013 roku, oraz właśnie badanie konsekwencji idei mocarstwowej. Szczerek w jednej powieści łączy obserwacje polityczne i społeczne, bada marzenia Polaków o silnym i bezpiecznym państwie, ale też ich kompleksy – i w tym sensie Cham… nie jest political fiction, bo cała warstwa obserwacji jest dogłębnie realistyczna. Ten chwyt historii alternatywnej pozwala mu jednak wydobyć i opisać jako zrealizowane różne dziwne marzenia polskie – jak to o posiadaniu kolonii czy o utrzymaniu warstwy ziemiaństwa bez biologicznego wyniszczenia doby stalinizmu.
czytaj także
Skoro nie było wojny, nie wydarzył się też komunizm, nie doszło do rewolucji społecznej, postaci z nizin – jak właśnie Kary – muszą wywalczyć sobie miejsce w społeczeństwie kastowym, skostniałym, opartym na chorym systemie, w którym władzę ciągle sprawują potomkowie najzamożniejszych rodzin, a ambitne dzieci z rodzin ubogich mogą co najwyżej zrobić karierę w wojsku.
Szczerek swobodnie plecie wątek polityczny: nie było roku 1945, ale był 1968 – albo ciąg wydarzeń bardzo podobnych do czystek antysemickich. Bardzo gorzka to diagnoza, bo wydaje się, że możemy sobie wyobrazić Polskę bez PRL-u, ale antysemityzm wrósł wyjątkowo głęboko i nawet w fikcji literackiej, w której wszystko może się wydarzyć, musi dochodzić do ataków pogromowych, wygnania i antysemickich napaści.
czytaj także
To, co jednak Szczerka najbardziej tutaj interesuje, to właśnie osiadanie idei mocarstwowej na mózgach, budowanie na kompleksach siły państwa. Znika kompleks ofiary, jego miejsce zajmują kolejne argumenty sankcjonujące politykę siły, wynaradawiania, podboju. W Chamie… ważną rolę odgrywają różne dziwne stowarzyszenia grupujące ludzi marzących o większej władzy, większym terytorium, lepszej pozycji – jak Krew i Ziemia, faszystowska organizacja zrzeszająca chłopaków w brunatnych koszulach, oddana wypaczonemu chrześcijaństwu, kultywująca plemienną ideę polskości, odczytująca na zebraniach Mickiewiczowskie „Dziady”.
czytaj także
Polska u Szczerka jest, podobnie jak główny bohater powieści, krajem o mentalności bękarta – żyje marzeniami o odegraniu się, choć właściwie nie ma na kim, o wywyższeniu. Jest mocarstwem w centrum Europy, okopanym od wschodniej strony, żyjącym w lęku przed Sowietami i ogarniętym resentymentem niemieckim. Diagnoza Szczerka jest oczywiście pesymistyczna: skazani jesteśmy na małość, bo jej nie potrafimy zaakceptować, bo ważniejsza niż niewinność jest ambicja polityczna, nawet jeśli płaci się za nią kolejnymi pokoleniami obywateli wykolejonych przez doświadczenie udziału w brutalnych wojnach.
Chama… należy ustawić na skrzyżowaniu tez Andrzeja Ledera i widocznej w literaturze ostatnich lat obsesji XX-lecia. Pisał o tym Twardoch w Morfinie i Królu – Szczerkowy Kary to właściwie schłopiała wersja Konstantego Willemanna, jednak mniej egzaltowana, dużo bardziej mroczna. Uwspółcześnienie XX-lecia z jego problemami społecznymi, skostniałym systemem klasowym pojawia się też w innej nowej powieści – Krwi i honorze Michała Zygmunta. Jego bohater to właściwie antybohater, Jakub Berg spędza bowiem czas tak samo jak Twardochowy Willemann i Szczerkowy Kary, czyli na nadużywaniu wszystkiego, co tylko możliwe, i dążeniu do absolutnego znieczulenia.
Michał Zygmunt: Wróćmy do polskości, ale na własnych zasadach
czytaj także
O ile jednak Willemann i Berg mają świetne pochodzenie społeczne, o tyle za pomocą Karego Szczerek w inny sposób podgryza mit Polski ziemiańskiej, bo interesuje go właśnie pozycja chama, człowieka, który przychodzi z nizin, ma tak traumatyczne dzieciństwo, że nie kupuje w żaden sposób etosu ziemiańskiego, nie ma w sobie ani zawiści i instynktu Jakuba Szeli, ani obojętności i podporządkowania. Kary to rodzaj buntownika angażującego się – poprzez przemoc – w walkę przeciwko fantazmatowi mocarstwowej Rzeczypospolitej. W sumieniu Karego rozgrywa się dramat, na przeżycie którego nie zdobywa się Polska. Nieskłonny jest do filozofowania, ale jednocześnie to z jego perspektywy opowiadany jest świat i krytykowana mocarstwowa Rzeczpospolita.
Podobny chwyt: wycofanie szlachecko-inteligenckich bohaterów i wprowadzenie na ich miejsce chamskich, chłopskich postaci, wykonał kilka razy Eustachy Rylski. Szczerkowy detektyw ma w sobie coś z bohatera jego Powrotu z 1984 roku (reagowanie na świat skrajną przemocą, rozpoznawanie świata za pomocą pięści i kolana), ale też przypomina Semena Hoszowskiego, syna popa, chłopaczka z ukraińskiego chutoru, z Warunku. Tak jak Hoszowski, Kary okazuje się zdrowszą jednostką, bardziej przydatną w sensie rozwoju społecznego niż jałowa, niezdolna do niczego klasa wyższa. Tylko z pozycji dołów i wykluczenia widać bowiem nadużycia systemu – zdaje się mówić autor.
Świetny jest ten nowy Szczerek – trochę spod znaku Tarantino, a trochę Andrzeja Ledera i Jana Sowy, z kryminalną akcją, seksem i politycznym trupem (niejednym), ale zarazem głębokimi pytaniami o polityczne zaangażowanie i etyczne uwarunkowania władzy. 500 stron krwistego mięsa.
*
Ziemowit Szczerek, Cham z kulą w głowie, Znak 2020