Nawet nie musisz się przebierać za Żyda z Polski, możesz przyjechać w swoim ubraniu.
„Coś mi się dzisiaj wydaje, że łatwiejsze od bycia Żydem jest niebycie Żydem. Mam trochę lat i doświadczeń, chętnie panu opowiem cały ten rejwach” – mówi narrator tytułowej opowieści z nowej książki Mikołaja Grynberga. Nie są to – jak w przypadku Ocalonych z XX wieku i Oskarżam Auschwitz – wywiady. To 31 opowieści o byciu Żydem w dzisiejszej Polsce. Ich narratorzy pozostają anonimowi. Autor uważnie słucha. Publikujemy fragment książki, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Nisza.
*
Gorzka czekolada
W każdej rodzinie ktoś umiera, u nas umarła mama. Chorowała bardzo krótko. Byłem za duży, by jej wcale nie pamiętać, i za mały, żeby zostać z konkretnymi wspomnieniami.
Mnie i mojej starszej siostrze został tylko tata i było nam potwornie smutno. Ale my mieliśmy szkołę i znajomych, on był sam. Dzielnie sobie radził, a my staraliśmy się nie przeszkadzać w naszym wychowaniu.
Z każdym rokiem robił się smutniejszy. Strasznie tęsknił za mamą, ale z nami o tym nie rozmawiał. W ogóle o niej nie rozmawialiśmy. Po kilku latach zapadł na depresję i przestał pracować, prawie nie wychodził z domu. Dostał dobrą rentę, więc tak bardzo się o niego nie martwiłem. Uznałem, że spotkania raz na kilka miesięcy obu nam wystarczą. Muszę przyznać, że taka formuła życia rodzinnego przyniosła mi niezbędną wtedy ulgę.
Gdy miałem trzydzieści lat, poszedłem na terapię. Żałoba po mamie, smutny tata, siostra, z którą nie rozmawiałem od lat – miałem nad czym pracować. Psycholog uświadomił mi, że do tego ciężkiego bagażu należy jeszcze dorzucić brak dziadków. Rodzice mamy odsunęli się od taty po jej śmierci, rodziców taty nigdy nie poznałem.
czytaj także
Terapia przyniosła efekty. Założyłem rodzinę, miałem malutkiego synka, nawiązałem stosunki z siostrą i zacząłem zapraszać tatę na święta. Początkowo nie był skory, ale z upływem lat zaczął nas odwiedzać. Siadał przy stole, nic nie mówił, ale cieszyliśmy się, że jest.
Był częścią rodzinnego pejzażu.
Parę lat temu na Boże Narodzenie przyniósł wszystkim w prezencie gorzką czekoladę. To były najdziwniejsze święta w moim życiu. Bardzo długo siedział w milczeniu, ale do tego byliśmy przyzwyczajeni. Patrzył na mojego ośmioletniego syna i nagle, między śledziem a grzybową, powiedział, jakby mówił coś najzwyklejszego w świecie:
– Gdy miałeś tyle lat co on, chciałem zabić ciebie i twoją siostrę i popełnić samobójstwo.
Zanim zdążyłem zareagować, usłyszałem pytanie syna:
– Tato, dlaczego dziadek chciał cię zabić?!
Żona zabrała małego do drugiego pokoju, a ja zostałem z tatą zaskoczonym naszą reakcją.
– Tato, dlaczego tak powiedziałeś?
– Przypomniało mi się, że wtedy byłeś dokładnie w jego wieku.
– Dlaczego chciałeś nas zabić?
– Bo już nie chciałem żyć.
– Ale dlaczego nas?
– Kiedy byłem w wieku twojego syna, moja matka popełniła samobójstwo. Przedtem zabiła mnie.
– Jak to zabiła?
– Odratowali mnie.
– Dlaczego to zrobiła?
– Nie potrafiła żyć sama.
– Jak to sama? A ty?
– Ja jej nie wystarczałem. Nie mogła przestać myśleć o całej swojej rodzinie, którą ostatni raz widziała w getcie.
– W getcie? A co oni tam robili?
– Oni tam byli Żydami. Mama przeprowadziła mnie przez całą wojnę, ale dalej już nie dała rady.
– Nigdy nam o tym nie mówiłeś.
– I już nigdy nic na ten temat nie powiem.
– Tato, naprawdę chciałeś nas zabić?
– A myślisz, że dla żartu ci to opowiadam?
– Nie mogę w to uwierzyć…
– Gdyby mamie się udało, nie byłoby więcej cierpienia w tej rodzinie.
– Boję się, że ty naprawdę tak myślisz.
– Niedługo sam zrozumiesz, że samobójstwo jest dziedziczne.
czytaj także
Starorzecze
Ile się zastanawiałem: pogadać z tobą, panie Mikołajku, czy nie? Znamy się tyle lat. Chcę ci podarować kilka przemyśleń, możesz nawet zapisać je jako własne.
Boję się, że nie zdążysz obrobić przeszłości, nim przyszłość przyjdzie, panie Mikołajku. Nie piszesz wystarczająco szybko. Spiesz się, bo grzech zaniechania dużo waży przy ostatecznym rozliczeniu.
Wojnę już masz zaliczoną. Powojnie po części również. Może przyszedł czas na spojrzenie z innej perspektywy? Wzniósłbyś się kawałek i zerknął z góry? Ale zastanów się dwa razy, bo tego, co zobaczysz, odzobaczyć już się nie da. Na pewno z tym zostaniesz, a czy uda się to przekazać innym, nie wiadomo. Kolejne ryzyko.
Chyba zdajesz sobie sprawę, że miejsce, w którym żyjesz, wysycha. Gdybyś urodził się kilka pokoleń wcześniej, żyłbyś w samym środku wartkiego nurtu. Nawet byś się nad tym nie zastanawiał. A teraz gdzie jesteś? Geografia ta sama, ale hydrologia już zupełnie inna, żydowska można by rzec.
Przyjrzyj się. Widzisz, że żyjesz w starorzeczu? Rzeka meandrowała, meandrowała, aż twój kawałek oderwał się i stracił werwę. Widzisz to? A może nie chcesz widzieć?
czytaj także
Są tacy ludzie na świecie, którzy uważają, że nas tutaj nie ma. Dla nich jest nas tak mało, że aż nic. Nie traćmy czasu na zastanawianie się, dlaczego tak myślą. Widocznie mają swoje powody.
My przecież wiemy, że żyjemy, że tutaj jesteśmy.
Tutaj, czyli gdzie? Tam, gdzie nie ma się już co odbić w lustrze wody? Nie ma rzeki, nie ma nurtu, zostały wysychające kałuże i błoto. Tak, panie Mikołajku, spóźniłeś się, nurt odpłynął. I nie myśl, że wobec tego jesteś Żydem zasymilowanym. To nie ty podjąłeś decyzję, to ruch wody w środowisku przyrodniczym ci to zrobił.
Tak, panie Mikołajku, spóźniłeś się, nurt odpłynął. I nie myśl, że wobec tego jesteś Żydem zasymilowanym.
Jedni pojawiają się na świecie za wcześnie, a nas tu wezwali za późno. By dalej żyć, trzeba konsekwencje rozumieć.
Na pocieszkę ci powiem, że są i tacy, dla których istniejesz. Dla nich jesteś ciekawym przypadkiem. Aż tak ciekawym, że warto cię zaprosić. Zapłacą za twój bilet samolotowy i noclegi w hotelach. Jesteś wygodny, bo dzięki tobie sami nie muszą tu jechać. Nawet nie musisz się przebierać za Żyda z Polski, możesz przyjechać w swoim ubraniu.
Same frukta, panie Mikołajku, naprawdę warto przemazać się przez wielki świat, nie ponosząc żadnych kosztów. Finansowych, miałem na myśli, bo te pozostałe to ho, ho… tak drogiej podróży to w życiu nie odbyłeś. Od razu, od samego początku to poczujesz. Jesteś im potrzebny, by poczuli się lepiej. Oni tak leciutko, tak najlżej, jak się da, prawie niezauważalnie dadzą ci to odczuć, ale jesteś wystarczająco wrażliwy, poczujesz. Dadzą odczuć, że mają lepiej, bo nie mieszkają w starorzeczu. Potem powolutku będą się rozkręcać, aż któryś z nich niechcący, albo niby niechcący, wywali z grubej rury, co myśli o taplaniu się w błocie starorzecza. I co zrobisz? Walniesz w mordę jak antysemitę? A może wyjdziesz? Nie walniesz i nie wyjdziesz, bo jesteś za kulturalny. Ja bym i walnął, i wyszedł. Nie ma co ich słuchać, panie Mikołajku. Są nieuleczalni. Jeszcze na odjezdnym potrafią powiedzieć, jak bardzo współczują, że musisz tu wracać. A ty i wtedy w mordę nie walniesz.
Zastanów się kilka razy, nim przyjmiesz takie zaproszenie. Nie opłaca się, bo boli. Opłaca się, bo człowiek mądrzeje. Wybór należy do ciebie. Jakbyś pytał, ja już nie jeżdżę. Po co dodatkowo głowę pod topór pchać. Nie wyglądasz mi na Hydrę, więc daj sobie spokój.
czytaj także
Dobrych rad, panie Mikołajku, więcej nie mam.
Sprawy następnych pokoleń są już poza moją jurysdykcją. Co dasz dzieciom, twoja sprawa. Jeśli umiesz przekazać im szczęście, to gratuluję, choć w kwestii radosnego dziedzictwa wiary we mnie mało.
A teraz szybko uporaj się z zaległościami, bo może tym razem los da ci szansę opisywania historii w czasie rzeczywistym.
Chyba że umiesz wyprzedzić bieg wydarzeń i zaklinając przyszłość, napisać dobre zakończenie.
*
W czwartek, 27 kwietnia, o godz. 18 w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN odbędzie się spotkanie z autorem, które poprowadzi Justyna Dąbrowska.