„Holocaust” i „Hiroszima” – dwa słowa budzące zgrozę – jednocześnie mogą pasować do krzyżówki: ludobójstwo, dziewięć liter, pierwsza H. I na tym chyba polega sztuczka Rudniańskiej – potrafi użyć tych słów do krzyżówki, nie pozbawiając ich wagi i znaczenia. Kinga Dunin czyta „Sny o Hiroszimie” i „Miejsca” Joanny Rudniańskiej oraz „17 podniebnych koszmarów”
Nieraz znajomi po przeczytaniu moich omówień pytają mnie: to w końcu podobała ci się ta książka czy nie? Zwykle nie tak łatwo odpowiedzieć, trudniej nawet niż na pytanie, czy jest to dobra książka. Dziś nie będę się krygowała – powieść Joanny Rudniańskiej bardzo mi się podobała. Również dlatego, że są w niej komiksowe rysunki autorki oraz zdjęcia dokumentalne i filmowe kadry. Oraz część tej książki to dramat z didaskaliami, z których dowiadujemy się nie tylko, jak w każdej ze scen ubrana jest bohaterka, ale także jakiej marki są jej ciuchy i ile dokładnie kosztowały. Podobała mi się to do tego stopnia, że wróciłam także do innej powieści Rudniańskiej, sprzed dwudziestu lat.
*
Joanna Rudniańska, Sny o Hiroszimie, Wydawnictwo W.A.B. 2019
ONA: A gdybyś był Hitlerem i miał bombę atomową, to co byś zrobił?
ON: Nie mógłbym być Hitlerem.
ONA: A jakbyś był? I miałbyś bombę?
ON: Nie mógłbym być. Nie miałbym.
Powieść tę reklamuje slogan: thriller psychoanalityczny. Slogany traktuję z przymrużeniem oka, ale przynajmniej daje on nadzieję, że coś się będzie w książce działo. Może na kozetce? I rzeczywiście – w najprostszym zarysie akcja przedstawia się tak, że mamy psychoterapeutkę i pacjentkę, które spotykają się w gabinecie w Babka Tower, z widokiem na cmentarz. Psychoterapeutka ma matkę, ekscentryczną artystkę, która nigdy zbyt serdecznie się nią nie zajmowała, a teraz mieszkają razem i ich relacja jest dość trudna. Psychoterapeutka ma też kochanka, który chyba jest gnojkiem, ale seks jest udany. Pacjentka natomiast ma problem: zdradza ją mąż, a ona chce sobie poukładać w głowie i w życiu. Wiedząc, jak działają tryby popularnej literatury, od początku podejrzewamy, że mąż i kochanek jest tą samą osobą. Czy ma to być dla bohaterek spodziewana niespodzianka na koniec, a może kobiety, lub jedna z nich, toczą jakąś perfidną grę? Autorka ten przewidywalny schemat rozgrywa tak, że równie dobrze możemy się spodziewać, że nas podpuszcza: jednak mąż i kochanek to nie ta sama osoba.
„Psychoanalityczność” tej powieści nie sprowadza się jedynie do miejsca akcji. Raczej chodzi o to, co jest poza tym. To rozmaite historie – rodzinne bohaterek, opowiadane przez innych pacjentów, splatające się ze sobą. I tytułowe „sny o Hiroszimie”, które nawiedzają postacie. Tak, będzie o Hiroszimie, ale także o Holocauście, powstaniu warszawskim, Ravensbrück, wybuchu wulkanu, katastrofie smoleńskiej – może coś pominęłam. Psychoanalitycznie – chodzi tu o wszystko, co budzi w nas lęk, może jest trudne do pojęcia, ale się wydarzyło, wydarza i może się wydarzyć. Z drugiej strony mamy zaś inne lęki, prywatne – przed porzuceniem, utratą, starością, śmiercią.
czytaj także
W swojej książce Rudniańska łączy ze sobą dwie filmowe historie, które rzeczywiście są połączone – osobą aktorki. Emmanuelle Riva zagrała główną rolę w filmie Hiroszima, moja miłość Resnais, a po ponad pół wieku w Miłości Hanekego. Przypomnijmy: ten pierwszy to historia z końca lat 50. W Hiroszimie spotykają się Francuzka i Japończyk. Przeżywają krótki, intensywny romans, który musi skończyć się rozstaniem, a nad wszystkim unosi się cień wojny, bomby atomowej. On był w wojsku, kiedy jego rodzina zginęła w Hiroszimie, ona kochała Niemca, który zginął w ostatnim dniu wojny, i została za to potępiona. Życie wszystkich, nie tylko oczywistych ofiar, jest naznaczone katastrofą. Z kolei w Miłości Riva gra umierającą Annę. Mąż, nie mogąc patrzeć na jej cierpienie, albo znieść swojego, zabija ją. Śmierć też jest katastrofą, która nas nie ominie. Bywa nią również miłość.
Czy tak właśnie wyglądały dalsze losy bohaterki Hiroszimy…? To ciekawa teza, chociaż może pojawiała się przy okazji recenzji filmu Hanekego. Dla mnie te dwa filmy użyte w powieści przez autorkę wyznaczają przestrzeń emocjonalną, w której wszystko się dzieje: przeszłość łączy się z teraźniejszością, uniwersalne zagrożenia z prywatnymi doświadczeniami. Autorka nie banalizuje tych problemów, ale też nie nadużywa patosu – pozwala w miarę bezpiecznie przeżyć lęki, które zostały nam wdrukowane przez historię albo po prostu łączą się z życiem.
Na jednym z rysunków w książce małżeństwo leży w łóżku, mąż pyta żonę: „O czym tak myślisz, darling?”. Ona: „O Hiroszimie i Nagasaki”. Na innym dwoje dzieci idzie do szkoły, chłopiec zwraca się do dziewczynki: „A gdzie byś wolała zginąć, w Oświęcimiu czy w Hiroszimie?”. „Holocaust” i „Hiroszima” – dwa słowa budzące zgrozę – jednocześnie mogą pasować do krzyżówki: ludobójstwo, dziewięć liter, pierwsza H. I na tym chyba polega sztuczka Rudniańskiej – potrafi użyć tych słów do krzyżówki, nie pozbawiając ich wagi i znaczenia.
*
Joanna Rudniańska, Miejsca, Wydawnictwo W.A.B. 1999
I tak Kraj Obok stał się snem wielu ludzi.
Joanna Rudniańska znana jest raczej z książek dla dzieci i młodzieży. Chyba największy czytelniczy oddźwięk wzbudziła Kotka Brygidy – wojna, Zagłada, stosunki polsko-żydowskie oczami dziecka. Wydała jednak – dokładnie dwadzieścia lat temu – także inną powieść dla dorosłych. Fantastyczną. Pamiętałam jedynie, że też mi się kiedyś podobała, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć, o czym była. Nic dziwnego, bo jest w niej tyle wątków, postaci, pomysłów, że trudno je spamiętać. Może nawet za dużo.
W niedalekiej przyszłości na świecie panuje jakaś zaraza przypominająca AIDS, Japonia odgrodziła się od wszystkich parasolem chroniącym przed zarazą i dziurą ozonową, a reszta świata żyje podporządkowana biopolityce – każdy chory musi się udać do hospicjum, przedtem zaś odbywa się jego pogrzeb, gdzie może pożegnać się uroczyście z bliskimi. Po prostu tak jest i wszyscy to akceptują. Są hospicja publiczne i prywatne, dla tych, którzy płacą wysokie ubezpieczenia. Jest to świat, w którym sny stają się reklamą, filmy rzeczywistością, rzeczywistość filmem… A wiodącym symbolem jest biały wieloryb, Moby Dick, za którym podążamy.
Miejsca nadal mi się podobają, wspominam więc o tej książce, bo może po lekturze Snów… ktoś będzie miał ochotę na więcej.
*
Stephen King, Bev Vincent przedstawiają 17 podniebnych koszmarów, przeł. Tomasz Wilusz, Prószyński i S-ka 2019
Czy na tym nowoczesnym, zdominowanym przez technologię świecie są ludzie, którzy lubią latać?
Gdyby ktoś nie potrafił zdecydować, czy woli zginąć w Oświęcimiu, czy w Hiroszimie, to podpowiem, że są też inne możliwości – można zginąć w samolocie.
King i Vincent zebrali i opatrzyli wstępami 17 opowiadań z gatunków: horror, thriller, opowiadanie grozy, fantastyka, których akcja dzieje się w samolocie. Prezentowani są pisarze dawni, z czasów początku lotów, jak Conan Doyle, i mniej lub bardziej współcześni. Czas akcji – od starożytnych Chin, przez II wojnę światową i wojnę w Iraku, po wojnę, którą prawdopodobnie wywołał Trump albo jakąś fantastyczną przyszłość. Jest też poemat o stewardesie, która wypadła z samolotu. Dla mnie jednak najbardziej niesamowitą historią, którą wyniosłam z tej książki, jest wspomniana mimochodem autentyczna sprawa – stewardesa nie wypadła z samolotu, ale spadła w nim z wysokości 10 tys. metrów. I przeżyła ten upadek. Nazywała się Vesna Vulović, była Serbką, samolot spadł na terytorium Czechosłowacji w roku 1972, a do katastrofy doszło prawdopodobnie w wyniku ataku chorwackich terrorystów. Ale tę historię już opowiedział mi internet…
Opowiadania jak to opowiadania – jedne lepsze, drugie gorsze. Raz groza jest w samolocie, a innym razem naciera z zewnątrz. Na pewno zaletą tego zbioru jest różnorodność i parę oryginalnych pomysłów.
Dla wzmocnienia efektu można wziąć tę książkę ze sobą do samolotu. A jeśli do tego ktoś się boi latać – efekt murowany.