Co jest złą nowiną dla Gretkowskiej? Chyba Polska – polski patriarchat, Kościół, konserwatyzm, hipokryzja... Kinga Dunin czyta wywiad rzekę z Manuelą Gretkowską i biografię Poli Nireńskiej.
Weronika Kostyrko, Tancerka i zagłada. Historia Poli Nireńskiej, Wydawnictwo Czerwone i Czarne 2019
W mieszkaniu na Tłomackiem była wielka kuchnia. W niedzielę, kiedy służące miały wychodne, Pola ustawiała gramofon na kuchennym stole i otwierała okno. Lubiła tanga i fokstroty, ale któregoś razu wybrała symfoniczne nagrania Camille’a Saint-Saënsa. Kiedy płyta zawirowała, dziewczyna zaczęła tańczyć. Był rok 1925, Warszawa, dzielnica żydowska.
Miała wówczas piętnaście lat i nazywała się Perla Nirenstein. Potem wybrała inne imię i nazwisko, Pola Nireńska. W 1992 roku wyskoczyła z jedenastego pietra wieżowca w Waszyngtonie – wtedy nazywała się Pola Karska. I kiedy mówi się o niej, często zaczyna się od tego, że była żoną Jana Karskiego – bo o nim każdy słyszał. A kto słyszał o Nireńskiej? Ja nie. Miłośnicy i znawcy tańca nieklasycznego, ekspresjonistycznego, modernistycznego, czy jak tam można go nazwać, to chyba niezbyt wielka grupa, w każdym razie mnie te klimaty nie są raczej znane. A Nireńska była tancerką i choreografką, całe jej życie związane było z tańcem. Przy okazji lektury można więc nieco nadrobić braki w wiedzy o historii tańca. I nie będzie w niej żadnych primabalerin drobiących na pointach, w białych spódniczkach w Jeziorze łabędzim.
Nireńska wcześnie wyjechała z Polski do Niemiec, co, delikatnie mówiąc, nie budziło entuzjazmu jej rodziny, i rozpoczęła naukę tańca u Mary Wigman, niemieckiej tancerki i choreografki – też ciekawa postać, ale takich ciekawych postaci, o których wiemy mało lub nic, będzie w tej biografii mnóstwo. Potem uczyła się i pracowała, czyli tańczyła, w Austrii, najpierw czerwonej, potem brunatnej, we Włoszech, na rok wróciła do Warszawy. W końcu, uciekając przed faszyzmem i antysemityzmem, który wszędzie ją dopadał, wyjechała do Wielkiej Brytanii. Parę lat po wojnie wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych.
To jakby dwie równoległe historie międzywojennej Europy. Z jednej strony poznajemy życie artystów, eksperymentatorów, trochę bohemy, jakieś ezoteryczne komuny; świat ekscytujących emocji, ekspresyjny, niestroniący od zabawy, dość liberalny obyczajowo. Z drugiej – faszystowskie szaleństwo, przecież też nie tylko monumentalne, ale bazujące na silnych, irracjonalnych emocjach. Wspomniana Mary Wigman, ukochana nauczycielka Nireńskiej, co prawda do NSDAP się nie zapisała, ale brała udział w artystycznym opracowaniu olimpiady w Berlinie w 1936 roku. Imponujące widowisko!
Napisaną przez Weronikę Kostyrko biografię czyta się bardzo dobrze, aby w końcu pozostać z uczuciem, że o Nireńskiej wiemy niewiele. Pozostało po niej 28 pudeł dokumentów w Bibliotece Kongresu, ale mało jest w nich dokumentów naprawdę osobistych – jakiś wywiad, kilka listów. Czytając tę biografię, często miałam wrażenie, że jej bohaterka ginie mi gdzieś z oczu, bo więcej tu pokazywania rozmaitych kontekstów i postaci niż samej Nireńskiej. Może za dużo? Autorka biografii wykonuje naprawdę imponującą pracę detektywistyczną, niektóre tropy prowadzą jednak donikąd. I chociaż to „donikąd” też bywa bardzo interesujące, to jednak czasem wydaje się zbyteczne. Szczególnie jeśli nie jest to żadne śledztwo, tylko przytaczanie dobrze znanych informacji, na przykład o powstaniu w getcie warszawskim. Tak autorka kraje, jak materii staje. Czasem stawia nie do końca udowodnione hipotezy – kiedy na przykład rozszyfrowuje nieznaną P. z dzienników Lechonia jako Polę.
Kowalczyk: Role i władza podzielone są przeważnie po staremu
czytaj także
Dzięki niewielkiej adnotacji ołówkiem Kostyrko trafia na ślad jednej z kochanek Nireńskiej. Bo Pola była, jak wynika z książki, biseksualna i z różnymi kobietami łączyły ją intensywne relacje, kontynuowane również w późniejszym wieku. Miała też przed Karskim (ich małżeństwo nie było idealne) innych mężów, z których przynajmniej jeden był homoseksualistą lub bi. Piękny arystokrata i aktor, który zagrał w Złodzieju z Bagdadu – John Justinian de Ledesma. Jaki wpływ na osobowość, życie i twórczość Nireńskiej miało to, że nie była heteronormatywna? Takich rozważań u Kostyrko nie znajdziemy. Ale wyjaśnia to może brak łatwo dostępnych materiałów, które mogłyby pełniej ją przedstawić. Pozostają domysły.
czytaj także
Była też Żydówką. Jej rodzice przed wojną wyemigrowali do Palestyny i nie utrzymywała z nimi prawie żadnych kontaktów, ale prawie cała reszta rodzina zginęła w Holocauście, a ich losom autorka biografii poświęca wiele miejsca. I chociaż w zasadzie buduje opowieść tak, żeby nie narzucać żadnych interpretacji, może poza tytułem, nie mamy wątpliwości, że było to dla Nireńskiej niezwykle ważne – Zagłada.
Nie była w istotny sposób związana z kulturą żydowską czy jidysz. Raczej najpierw Europejka, potem Amerykanka. Polka? Tego chyba nie chciała. Chociaż urodziła się w rodzinie żydowskiej, uczęszczała do dobrego polskiego, katolickiego gimnazjum. Przed ślubem z Karskim przyjęła chrzest. Polski był jej językiem, lecz nigdy po wojnie nie chciała go używać, w ich domu on mówił po polsku, a ona po angielsku. Jej ostatnim dziełem jako choreografki była Tetralogia Holocaustu, taneczna pantomima ukazująca najpierw szczęśliwą matkę i córki, a kończąca się ich śmiercią. Jaki wpływ miała ta trauma na ciągnące się latami depresje i ponawiane próby samobójcze Nireńskiej? Trudno w takich sprawach o jednoznaczne odpowiedzi. Wiek, konieczność rozstania się z tańcem też nie były łatwe.
Dla mnie pozostaje ona nadal tajemniczą, nieuchwytną postacią, ale to może dobrze, bo to, że o kimś możemy dowiedzieć się wszystkiego, czy prawie wszystkiego, to przecież zawsze złudzenie.
Warszawa jest coś winna pani Stefie [rozmowa z Magdaleną Kicińską]
czytaj także
*
Manuela Gretkowska w rozmowie z Patrycją Pustkowiak, Trudno z miłości się podnieść, Prószyński i S-ka 2019
– Skąd się wzięłaś – oprócz tego, że kosmosu?
– Z embrionu. Trudno mi odpowiadać na pytania o dzieciństwie, bo mogą się na to nakładać Freud, reinkarnacja, mnóstwo innych rzeczy.
A to wywiad z gatunku – będę z wami szczera. Kończymy nasyceni Gretkowską, rozbawieni albo wkurzeni, i może nawet chcielibyśmy więcej, bo czyta się to fajnie, ale o co jeszcze można by ją zapytać? Przecież opowiedziała nam tak wiele: o sobie, swoich poglądach, mężach, najgłośniejszym romansie, dziecku, polityce, Polsce, swojej duchowości i erotyzmie. (Jak przypomniała mi P.P., kiedyś napisałam, że Gretkowska łączy cipkę z hostią – tak, te dwie sfery wciąż ją interesują).
Trudno z miłości się podnieść/ a jeszcze ciężej od złych nowin – chyba tak to dalej idzie w wierszu Czechowicza. Co jest złą nowiną dla Gretkowskiej? Chyba Polska – polski patriarchat, Kościół, konserwatyzm, hipokryzja…
Jaka Gretkowska jest, każdy widzi – wie. Napisała ponad dwadzieścia książek, scenariusze filmowe, pisze felietony, zaistniała w krajowej polityce, jest obecna w mediach. Ma swoją wierną publiczność oraz – zdaje się, że irytujące ją – grono „zwolenników wczesnej Gretkowskiej”. Nie oznacza to, że są oni jej nieżyczliwi, ale może nieco znużeni? Nie chcą już zachwycać się jej kolejnymi dziełami jak kiedyś powieścią My zdies’ emigranty czy Kabaretem metafizycznym.
No cóż, chyba należę do tego irytującego ją grona. I wcale nie chodzi o to, że pierwsze powieści były znacząco lepsze od późniejszych. A może i gorsze, ale były pierwsze (czy jedne z pierwszych). W połowie i pod koniec lat 90. dawały naprawdę mocnego kopa, znacząco przekraczały granice tutejszej dość nadętej literatury, prowokowały, były manifestem kobiecej wolności. Od tego czasu jednak i Polska, i literatura, to, co w niej można, uległy, mimo wszystko, zmianie. Nie ma sensu mówienie Gretkowskiej, że powinna pisać tak jak dawniej, bo właściwie to robi, ale teraz jest teraz. Pisze, publikuje, żyje z tego, może odchodzą starsze czytelniczki, ale pojawiają się nowe. Weszła do historii najnowszej literatury polskiej – a to niemało. Jej cięty, błyskotliwy język jest wciąż w Polsce potrzebny.