Kinga Dunin czyta

Pszczoły, woda, konie i język walijski

Fot. caroline legg, Ted/Flickr.com

W świecie postapokaliptycznym odzyskujemy kontrolę nad naszym codziennym życiem, potrzeby stają się bardziej naturalne, a przyroda odzyskuje swoje prawa. Czy właśnie to stoi za popularnością tego rodzaju literatury? Kinga Dunin czyta „Ostatniego” Mai Lunde i „Niebieską księgę z Nebo” Manon Steffan Ros.

Może jeszcze nie wszyscy tak naprawdę uwierzyli w nadchodzącą katastrofę klimatyczną, ale literatura już to kupiła. Często z rozmaitymi dodatkami w postaci towarzyszących wojen. Albo katastrofa wynika z zawodności technologii, od których się uzależniliśmy. W każdym razie przenosimy się do czasów, w których nasza cywilizacja się skończyła.

Może to być wariant cyberpunk, kiedy przybiera ona kształt ekscytująco karykaturalny, albo wariant, który nazwałabym „Robinson Crusoe”. Jednostki albo małe wspólnoty próbują przeżyć w świecie, który może nie jest całkiem bezludny, ale znacząco wyludniony i pozbawiony znanych nam udogodnień, trzeba w nim walczyć po prostu o biologiczne przetrwanie. Czasem pomagają w tym zapasy z dawnych czasów, żywność w puszkach, ocalałe dobra materialne, ale i tak bohaterowie muszą od nowa nauczyć się, skąd się bierze jedzenie, jak zbudować proste narzędzia, zabić królika.

Dlaczego jest to dla wielu czytelników atrakcyjne? Może chodzi o alienację? Świat, w którym żyjemy, zaspokaja nasze potrzeby oraz nieustannie tworzy nowe, ale składa się z abstrakcyjnych systemów, od których jesteśmy całkowicie zależni, a ich działania przeważnie nie rozumiemy. Robię pstryk i światło się zapala, ale skąd się wzięło w żarówce? W świecie postapokaliptycznym odzyskujemy kontrolę nad naszym codziennym życiem, potrzeby stają się bardziej naturalne, a przyroda odzyskuje swoje prawa. Fajnie jest śledzić te „dezalienację”, siedząc w fotelu i w ciepłych kapciach.

Najlepszą powieścią wykorzystującą ten motyw, jaką w ostatnich latach czytałam, była trylogia MaddAddam Margaret Atwood. Świat naznaczony nierównościami i konsumpcją kończy się z powodu epidemii, która zabija prawie wszystkich. Za to pojawia się nowa ludzka rasa istot może prymitywnych, ale bardzo ekologicznych. Mnie to pasuje.

A teraz pytanie. Mając do wyboru: pszczoły, wodę albo koniki, na co się zdecydujecie? Ja chyba wybrałabym koniki.

Drogie Współssaki! Drogie Współstworzenia!

*
Maja Lunde, Ostatni, przeł. Mateusz Topa, Wydawnictwo Literackie 2021

Ostatni LundeOgier rwał się do klaczy. Chuć przepełniała go bez reszty, pozbawiała rozumu, doprowadzała do szaleństwa.

Ostatni to trzecia z kolei powieść z cyklu ekologicznych powieści Mai Lunde. Poprzednie to Historia pszczół i Błękit. Moim zdaniem najlepsza, tym razem jej bohaterem jest koń Przewalskiego.

Wszystkie one oparte są na mniej więcej tym samym schemacie: zawierają w sobie historie z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości oraz temat dotyczący świata natury: pszczoły, wodę, konia. Poza tym historie te się ze sobą nie łączą, albo słabo. I przyszłość w żadnej z nich nie rysuje się różowo. Jeśli nie zadbamy o pszczoły, kwiaty trzeba będzie zapylać pędzelkiem. Tak jest w Historii pszczół. Wodę docenimy, gdy Europa wyludni się i zamieni w pustynię. W Błękicie pustynią jest już Francja i tylko gdzieniegdzie możemy znaleźć obozy dla uchodźców. Obok wyschniętego kanału łączącego Morze Śródziemne z Atlantykiem, na łodzi ojciec z córeczką próbują przetrwać i czekają na deszcz, który wypełni kanał i pozwoli im odpłynąć.

Politycy powinni zdawać egzamin z przyrody [rozmowa z Berndem Heinrichem]

Czemu tę ostatnią książkę, czyli Ostatniego, uważam za najbardziej udaną? Na pierwszy rzut oka po prostu jest szybsza. Lunde zwykle bardzo powoli buduje fabułę, a tym razem jakby więcej się dzieje. Ale myślę, że przysłużyła się też książce sama historia konia Przewalskiego. W przeciwieństwie do historii pszczół czy gospodarki wodnej jest dość krótka i zrozumiała, przez co trzy odległe ludzkie historie stają się bardziej zwartą całością.

Mówiąc o historii konia, mam tu oczywiście na myśli naszą, ludzką historię, a nie historię gatunku. Pierwsze informacje o tym, że w Mongolii nadal żyją nieznane dotąd zoologom dzikie konie, pochodzą z końca XIX wieku od rosyjskiego generała Nikołaja Przewalskiego. Potem dość szybko udało się odłowić pierwsze egzemplarze i dostarczyć do ogrodów zoologicznych w Europie. Tam przetrwały prawie cały wiek XX, podczas gdy ich żyjący na swobodzie przodkowie wyginęli. Od 1990 roku trwa w Mongolii akcja reintrodukcji tych koni, mają powrócić do swojego naturalnego środowiska.

(Pominę tu fakt nieuwzględniany przez autorkę – nowsze badania dowodzą, że konie Przewalskiego nie są jedynymi naprawdę dzikim końmi, które dotrwały do naszych czasów, tylko kiedyś były już udomowione – w prehistorycznej kulturze Botai, teren dzisiejszego Kazachstanu – a potem zdziczały).

Czy wierzymy bankom, kiedy sadzą drzewa?

Tym razem opowieść z przeszłości zaczyna się w 1882 roku, kiedy do Petersburga docierają informacje o odkryciu Przewalskiego. Młody zapalony zoolog i doświadczony łowca ruszają do Mongolii, żeby zdobyć kilka okazów. Ten doświadczony łowca wzorowany jest na Carlu Hagenbecku, słynnym handlarzu zwierzętami. Każdy, kto w dzieciństwie czytał Tomki Alfreda Szklarskiego, pewno zapamiętał to nazwisko. W tamtych czasach taka wyprawa to był kawał prawdziwej męskiej przygody, Mongolia egzotyczna, konie nieuchwytne. I do tego jeszcze wzruszające „Brokeback Mountain” w jurtach.

Historia współczesna rozpoczyna się w roku 1992 w Mongolii. Karin pierwszy raz zobaczyła konie Przewalskiego w dzieciństwie, w czasie wojny, w majątku Göringa, gdzie jej matka była sprzątaczką. Potem poświęciła im całe życie, a w końcu przywiozła kilka do Mongolii i ma wypuścić je na wolność. To wcale nie jest takie proste. W tej części najwięcej dowiemy się o koniach i ich zwyczajach. Będzie to też opowieść o trudnej relacji matki z dorosłym, uzależnionym synem.

No i przyszłość, Norwegia 2064 roku. Europa jest w rozsypce – zmiany klimatyczne, jakieś wojny, ci, którzy ocaleli, wędrują bez celu. Eva w Norwegii stara się przetrwać i zadbać o nastoletnią córkę. Przestaje działać ostatnia mała elektrownia, sąsiedzi bywają niebezpieczni. Jeśli handel, to wymienny.

Kiedyś jej rodzina prowadziła coś w rodzaju prywatnego rezerwatu zwierząt dla turystów. Teraz większość zwierząt wypuszczono na wolność, został tylko koń, a właściwie klacz Przewalskiego, i źrebię. Prawdopodobnie ostatnie w Europie, może na świecie, chyba że w Mongolii jeszcze się jakieś uchowały. Eva jest gotowa wiele dla tego konia poświęcić, np. swoje krowy. Ale czy warto?

Jak widać, poza oczywistym przesłaniem ekologicznym i opowieściami o ludziach, których pasją są kolejno: pszczoły, lodowiec i wodospady, konie, w każdej z tych powieści znajdziemy kilka życiowych historii, zwykle o rodzinie, miłości, przyjaźni, dzielności. Nie wydaje mi się, żeby były to arcydzieła, ale to niegłupia literatura popularna, a Ostatniego czytało mi się bardzo dobrze.

Subtelne efekty inne od śmierci

*
Manon Steffan Ros, Niebieska księga z Nebo, przeł. Marta Listewnik, Wydawnictwo Pauza 2020

Niebieska księga z NeboMama mówi, że najlepsze, co mogę teraz zrobić, to pisać tu.

Pozostając w klimacie „Robinson Crusoe”. W wyludnionej Walii – nie dowiadujemy się dokładnie, jaka katastrofa to sprawiła, chyba coś związanego z technologią – matka i jej kilkunastoletni syn próbują przeżyć, uprawiając trochę roślin, polując na małe zwierzęta. Prowadzą też na zmianę zapiski w Niebieskiej Księdze. Ale tym razem chodzi chyba o coś innego. Mają też w domu książki, i są to książki walijskie. Powieść, raczej popularna, oczywiście też jest walijska, ma piękny tytuł: Llyfr Glas Nebo. I nie wiem, czy nie jest to książka o próbie odrodzenia języka i kultury walijskiej. W każdym razie jej celem – wspieranym przez odpowiednie instytucje – jest promocja literatury walijskiej. Poznajemy ją dzięki przypisom, które streszczają nam różne dzieła. Tutaj są to rzeczy chyba zupełnie nieznane.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij