Kinga Dunin czyta, Weekend

Nobliści al Dante. I noblistka o sobie [Fosse, Coetzee, Ernaux]

Ernaux pokazuje syndrom „postantyaborcyjny”, bolesne, trudne do zapomnienia przeżycie związane z niechcianą ciążą w świecie, w którym aborcja jest nie tylko zakazana, ale też tabuizowana. Kinga Dunin czyta „Białość” Jona Fossego, „Polaka” J.M. Coetzee i „Ciała” Annie Ernaux.

Jon Fosse, Białość, przeł. Iwona Zimnicka, ArtRage 2024

Wyjechałem z domu. Dobrze mi to zrobiło. Ruch dobrze mi zrobił, Nie wiedziałem dokąd jadę. Po prostu jechałem. Wcześniej ogarnęła mnie nuda, mnie, który na ogół nigdy się nie nudzi, ogarnęła nuda.

 

Nuda mogłaby się w tym zdaniu w jakiejś formie pojawić jeszcze ze trzy razy, bo taka jest maniera pisarska Fossego – jednych zachwyca, mnie w tym krótkim utworze chyba bawi. Bohater jedzie gdzieś bez sensu, trafia do zimowego lasu, po którym w ciemnościach bez sensu błądzi.

Wszedłem w las ciemny; jaka gęstwa dzika,
Jakie w tym lesie okropne pustkowie,
Żyjący język tego nie wypowie;
Wspomnienie gorzkie i zgrozą przenika,
Śmierć odeń gorzką nie więcej być może.
Lecz o pomocach mówiąc dobroczynnych,
Jakie spotkałem, zszedłszy w to rozdroże,
Powiem, com widział, wiele rzeczy innych.
Jak w ten las wszedłem, przypomnieć nie mogę.
Senny, prawdziwą opuściłem drogę.
Ledwo mnie dzika przywiodła drożyna […]

(A to początek Boskiej Komedii Dantego w przekładzie Juliana Korsaka).

W tym ciemnym lesie pokrytym białym śniegiem, w nocy bohater Białości ma różne wizje – rodziców, jakichś świetlistych postaci, słyszy głosy. I teraz możemy to sobie interpretować.

Interpretacja pierwsza – cyniczna i dość toporna. To psychoza, dobrze byłoby, żeby ktoś odwiózł go do odpowiedniego szpitala.

Interpretacja druga – religijna. To nie nuda dręczy bohatera, tylko acedia – choroba duszy, sprawiająca, że człowiek błądzi bez celu w ciemnościach i poczuciu beznadziejności swoich wysiłków. Bohater od czasu do czasu przysiada na białym, gładkim kamieniu, który daje mu chwilowy odpoczynek. Załóżmy, że to jest skała, opoka, św. Piotr, na którym zbudowany jest kościół chrystusowy. Kościół daje wytchnienie, ale mrok duszy wciąż trwa i potrzebne są jakieś „moce dobroczynne”, przewodnik, opiekun, który wyzwoli bohatera.

Tegoroczny Nobel mnie rozczarował

Początkowo są to figury rodziców, archetypicznych pierwszych opiekunów, ale potem pojawia się inna siła, siła światła i miłości, którą trzeba przyjąć i poddać się jej. Dziś błądząca dusza nie potrzebuje już alegorii piekła, czyśćca czy raju, wyobraźnia religijna sięga po inne symbole, może nie tak efektowne. Pewno można jeszcze dalej w tym duchu (sic!) opowiadać, ale jeśli takie metafory was interesują, to może spytajcie kogoś, kto lepiej ode mnie zna się na tutejszych wierzeniach.

Trzecia interpretacja. To nic szczególnego nie znaczy, po prostu jest to trochę absurdalne opowiadanie, opowiedziane z delikatnym humorem i żartobliwe odnoszącą się do tradycji. Ma fajną atmosferę. Wszystko to służy rozrywce. I tę interpretację wybieram.

J.M. Coetzee, Polak, przeł. Aga Zano, Znak 2024

Kobieta pierwsza przysparza mu kłopotów, on jej dopiero później.

 

Przeważnie dość krótkie, numerowane akapity, język nieco sztuczny i dystyngowany – to forma, którą Coetzee wybrał dla swojej powieści, i to na pewno coś znaczy. (Kolejne pieśni w „Nieboskiej komedii”?) Rzecz jednak dzieje się współcześnie.

Oto ona, Beatriz, bogata pani z Barcelony, i on, Witold Walczykiewicz, pianista grający i w oryginalny sposób interpretujący Szopena. (Na oko przypomina Ignacego Paderewskiego). Ona dobiega pięćdziesiątki, on skończył już siedemdziesiąt lat. Ona jest – przynajmniej dla niego – uosobieniem kobiecego ideału, piękna, pełna wdzięku, dobra, i jest obiektem jego wielkiej i dozgonnej, a może wiecznej miłości, nawet jeśli miałaby być to miłość platoniczna. Czy pozostanie tylko taką? Ona nie odwzajemnia jego uczucia, ale jest nim zainteresowana.

Coetzee: Dzieciństwo Jezusa

czytaj także

Coetzee: Dzieciństwo Jezusa

John Maxwell Coetzee

W tej nowej wersji historii o Dantem i inspirującej go miłości do Beatrycze przyglądamy się temu mitowi, bo jest to mit naszej kultury, z punktu widzenia kobiety. Wiemy, kim była Beatrycze dla Dantego, ale kim był Dante dla Beatrycze, a właściwie kim jest Walczykiewicz dla Beatriz? I jak by to wyglądało, gdyby ona nie była właściwie dzieckiem, a on młodym mężczyzną?

Annie Ernaux, Ciała, przeł. Agata Kozak, Wyd. Czarne 2024

Wysiadłam na stacji Barbes. Podobnie jak ostatnim razem czekający na coś mężczyźni stali w grupkach przy wejściu do nadziemnej linii metra. Chodnikiem sunęli ludzie z różowymi torbami od Tatiego.

 

Annie Ernaux, jest to bowiem proza werystycznie autobiograficzna, szła do szpitala, gdzie miała usłyszeć werdykty: czy jest zakażona HIV, czy nie. Potem uświadamia sobie, że oczekiwanie na wyniki – ze zgrozą i niedowierzaniem – przypomina jej, jak czekała na to, co powie jej lekarz w roku 1963. Czy jest w ciąży, czy nie?

Ciała to zbiór trzech utworów, które dobrze składają się w całość, ale powstawały w różnych latach: Zdarzenie w 2000, Pamięć dziewczyn w 2016, Młody mężczyzna w 2022.

W najszerszym planie jest to opowieść o pracy pamięci – próba przywołania siebie sprzed lat takiej, jaką byłam, ze swoim doświadczeniem, czy raczej jego brakiem, kogoś, kim już się tak naprawdę nie jest. I przywołaniem sytuacji, o których może nie chce się pamiętać, tak uczciwie, jak to jest możliwe, i nie zamykając ich w schematycznych narracjach. I to się autorce udaje, jest wiarygodna. A jednocześnie na poziomie literackim wyróżnia się na tle typowej literatury konfesyjnej – nie tylko opowiada o sobie, ale też pokazuje proces dochodzenia do tych opowieści.

Intymne laboratorium Annie Ernaux

czytaj także

Pierwsza opowieść dotyczy aborcji. Nie ma tu żadnych rozważań, czy należy, czy wolno, a może chce mieć dziecko. Annie nie chce tej ciąży i wie to z całą pewnością od początku, to nie podlega żadnej dyskusji i nie jest tematem tej historii. Jest jednak rok 1963, aborcja jest zakazana i karana – karana jest także kobieta. Nawet jej „propagowanie” jest karalne. A ona jest młoda, nigdy przedtem o tym nie myślała, nie wie, jak szukać pomocy, i nie ma pieniędzy. W końcu jej się udaje. Jest ocalona. „Proliferzy” w Polsce lubią opowiadać o „syndromie postaborcyjnym”. Tu mamy rzeczywiście powrót do traumy, ale jest to zupełnie inny syndrom: „postantyaborcyjny”, bolesne, trudne do zapomnienia przeżycie związane z niechcianą ciążą w świecie, w którym aborcja jest nie tylko zakazana, ale też tabuizowana.

Druga opowieść cofa nas w czasie. Annie ma osiemnaście lat, pierwszy raz w życiu wyrwała się spod skrzydeł nadopiekuńczych rodziców i wyjeżdża jako opiekunka na kolonie dla dzieci, wszyscy opiekunowie są tam bardzo młodzi. I tu dojdzie do jej inicjacji seksualnej. Chcianej, a może jednak nie, a przynajmniej nie w ten sposób?

Z dzisiejszej perspektywy to nie jest piękna historia, ale pytanie tej dziewczyny o „świadomą zgodę” nie miałoby żadnego sensu. Zgadzała się, a może nawet tego chciała, ale jednocześnie była wykorzystywana. Rzecz w tym, że nie była w tym wszystkim podmiotem, nic nie działo się zgodnie z regułami, które dla niej byłyby najlepsze – realizowane były męskie scenariusze. Chcesz seksu, wolności, przygody? Możesz to dostać, ale na męskich, patriarchalnych zasadach. I pamiętaj, że sama tego chciałaś. Jeśli jesteś zbyt otwarta i naiwna, zostaniesz nazwana kurwą. A to, że ktoś cię źle potraktował, wcale nie prowadzi do tego, że go odrzucisz, przeciwnie, możesz się w nim zadurzyć. Jakie emocje temu towarzyszą? Dezorientacja, duma, że już weszło się w dorosłość, poczucie uprzedmiotowienia, przyjemność czy przykrość, pożądanie czy brak poczucia spełnienia? Pomieszanie z poplątaniem – bardzo dobrze jest to opisane.

I ostatnia historia, kiedy Annie dobiega pięćdziesiątki, ma za sobą wieloletnie małżeństwo, urodziła dwójkę dzieci, które już są dorosłe. I romansuje z przyjemnością, ale i z dystansem, z młodszym od niej o prawie trzydzieści lat studentem. Nie swoim studentem, uspokajam, takim, który wielokrotnie do niej pisał, prosząc o spotkanie. (A taki Edouard Louis tylko raz podszedł do Eribona i ten już go zaprosił).

Słuchaj podcastu „O książkach”:

Spreaker
Apple Podcasts

Żaden dramat się nie wydarzy, ale teraz to ona jest silniejszą stroną w tym związku. Kobieta nie zawsze jest ofiarą, czasem to ona dyktuje warunki. A czasem może są to układy równych partnerów. Takich nie opisuje, ale z kontekstu wynika, że miała dość bogate życie seksualne i nie jakieś szczególnie traumatyczne.

Czasy się zmieniają, ale wydaje się, że doświadczenia kobiet wciąż bywają podobne, choć może w innych dekoracjach. Cieszyłabym się, gdyby przynajmniej Pamięć dziewczyn weszła do kanonu lektur feministycznych. O ile taki kanon istnieje i jeszcze ktoś go potrzebuje.

Doceniałam i przedtem talent pisarski oraz wręcz fotograficzną pamięć Ernaux, ale nie byłam aż tak wielką wielbicielką jej twórczości, jak może wypadało. Tym razem naprawdę jestem pod wrażeniem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij