Śląski nie jest uznawany za język, tylko za gwarę lub zbiór dialektów, nie ma statusu języka regionalnego. Dlaczego? Kinga Dunin czyta „Kajś” Zbigniewa Rokity i „Gadki” Gastona Dorrena.
Zbigniew Rokita, Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku, Czarne 2020
Moi przodkowie użyźniali sobą dzieje. Dzieje się na nich pasły i rosły tłuste i obłe.
Można powiedzieć, że podobnie jak przodkowie każdego z nas. Częściej pochodzimy od tych, na których dzieje się pasły, niż od tych, których sprawczość była znacząca. W każdym razie to otwierające książkę zdanie może sugerować, że będzie to historia z cyklu: szukam swoich korzeni. O tyle ciekawa, że dotycząca korzeni śląskich. Wiadomo: Kutz, Twardoch, ale ta opowieść jest dużo słabiej reprezentowana. Na pewno brakuje nam takich historii.
Chociaż, wrzucając kamyczek do własnego ogródka, gdyby tak bardzo brakowało, przeczytałabym ją wcześniej, a nie dopiero wtedy, kiedy dostała nagrodę Nike. Może zbyt łatwo uznajemy, że wystarczająco dużo wiemy. Z drugiej strony nie można wiedzieć wszystkiego, warto jednak jakoś umieścić Śląsk na polskiej mentalnej mapie. Prastare piastowskie ziemie, których mieszkańcy przez wieki oczekiwali na powrót do macierzy? A może ważna mniejszość narodowa? Etniczna? Jej historia nie da się tak gładko wpasować w ogólnopolską narrację?
Jeśli ktoś pożąda podanych w popularyzatorski sposób informacji o historii Górnego Śląska, to je w Kajś znajdzie. Jeśli chce się dowiedzieć czegoś o dzisiejszych problemach Ślązaków ze swoją tożsamością, będzie na pewno usatysfakcjonowany. Jeśli szuka rodzinnej historii, to jest ona dość wątła, bo niewiele udało się autorowi ustalić, ale jest. I nawet znajdziemy na końcu zaskakującą puentę i tajemnicę rodzinną. Wszystko to wymieszane w osobistej narracji, może sprawiać wrażenie dość chaotycznej opowieści. I właśnie ten chaos wydaje mi się największą wartością książki Rokity.
czytaj także
Bo dla mnie jest to przede wszystkim książka o konstruowaniu tożsamości. Tożsamości śląskiej. Oczywiście trzeba mieć ku temu jakieś podstawy. Miejsce urodzenia na przykład. Rodzinny dom autora znajdziemy w Gliwicach, w miejscu, które kiedyś było odrębną wsią, a przed wojną – tak jak Gliwice – znajdowało się po stronie niemieckiej. Poza tym rodzinne korzenie – z czwórki dziadków tylko jedna babcia była Ślązaczką, no ale za babcią stoją i pradziadkowie i prapra.
Tam już będzie można znaleźć tych Ślązaków więcej, jakiegoś pradziadka w Wehrmachcie. Ale tych już trzeba chcieć dobrze poszukać, bo rodzice są raczej śląskości niechętni, a historii rodzinnej się nie kultywuje. Jeśli już, to bardziej tę, która wiąże się z inną, lwowską linią rodzinną. Ta początkowo bardziej autora interesowała, wiadomo, te sentymenty mamy dość dobrze opanowane i opisane. Na to w naszej kulturze istnieje łatwy przepis. Podobnie jak na bycie Polakiem.
A jaki jest przepis na śląskość? Co to znaczy być Ślązakiem? To pytanie cały czas przewija się przez książkę. I nie pada na nie jednoznaczna odpowiedź. Sam autor, który w spisie powszechnym z 2011 roku zadeklarował narodowość śląską, przyznaje, że nie bardzo wie, co to oznacza w jego przypadku. Taką deklarację złożyło wówczas 847 tysięcy obywateli. Dziesięć lat wcześniej było to 173 tysięcy.
Skąd ta różnica? Wcześniej utrudniano składanie takich oświadczeń. Ale może nie tylko w tym rzecz. Na początku pierwszej dekady XXI wieku wybuchła „śląska wiosna”. Ożywienie rozmaitych działań wspierających albo tworzących śląską tożsamość. Aktywnie działały rozmaite stowarzyszenia, Ruch Autonomii Śląska współrządził województwem, kodyfikowano gramatykę języka, tłumaczono na śląski klasykę, częściej pisano i publicznie mówiono po śląsku. Można powiedzieć, że odradzała się narodowość śląska, wcześniej przez lata kolonizowana, albo też powstawała – to zależy od punktu widzenia. Po wiośnie nastąpiła jednak „smuta”, zapał osłabł.
Na Śląsku musimy obalić mity nie tylko polskie, ale i niemieckie
czytaj także
Ważnym wyznacznikiem odrębności, istotnym elementem kultury jest język. Śląski nie jest uznawany za język, tylko za gwarę lub zbiór dialektów, nie ma statusu języka regionalnego. Dlaczego? Podawane są rozmaite powody, ale jak ktoś powiedział, język to dialekt, który ma armię i flotę. Ślązacy jej nie mają, czasem tylko jakiegoś wspierającego ich sprawę posła. Nieuznawana jest też oficjalnie narodowość śląska (mimo możliwości takiego samookreślenia w spisie powszechnym) ani mniejszość etniczna. Istnieją natomiast ludzie, którzy czują swoją odrębność, i choć może trudno ją dokładnie opisać i zdefiniować, to nie sprowadza się ona do kilku stereotypów, klusek z dziurką i modrej kapusty.
I w istocie jest to kwestia polityczna. Odmienność tę można albo wzmocnić, albo skolonizować. Słabsze kultury zwykle ulegają silniejszym, rozmywają się w nich. Jarosław Kaczyński uznał śląskość za zakamuflowaną opcję niemiecką, mówiąc o Ruchu Autonomii Śląska. Nie mylić z separatystami! Czy taki projekt zyskałby akceptację innych opcji politycznych? Albo dla uznania języka i narodowości? Autonomia jest raczej polityczną mrzonką, ale pytanie o status śląskości jest istotne. Gdybyśmy chcieli mieć Ślązaków w naszej obywatelskiej wspólnocie, nie wystarczy uznawanie, potrzebne byłoby też wsparcie.
czytaj także
*
Gaston Dorren, Gadka. W sześćdziesiąt języków dookoła Europy, przeł. Anna Sak, Karakter 2021
Dawno, dawno temu, przed tysiącami lat (nikt nie wie dokładnie kiedy), w dalekiej krainie (nikt nie wie dokładnie gdzie), był sobie język, którym dziś nikt już nie mówi i którego nazwa odeszła w zapomnienie, jeżeli w ogóle istniała.
Ten język to pie – praindoeuropejski. Z niego wywodzi się większość europejskich języków, poza ugrofińskimi. Bardzo przyjemnie napisana, pełna rozmaitych ciekawostek opowieść o europejskich językach. A wszystkie, przynajmniej te wywodzące się z pie, są ze sobą spokrewnione.
Szukam śląskiego – nie ma. Został uwzględniony przez Międzynarodową Organizację Normalizacyjną i dostał kod ISO „SZL”. Za to czytam o języku romansz (retoromańskim), jest to czwarty oficjalny język w Szwajcarii. Posługuje się nim około 35 tysięcy osób w kantonie Gryzonia. (Według spisu z 2011 używanie śląskiego w kontaktach domowych zadeklarowało 529 tysięcy osób). Składa się z kilku dialektów, których użytkownicy z trudem mogą się nawzajem zrozumieć. Po to, żeby zachować neutralność, tworząc jego jedną kanoniczną wersję, trzeba było powierzyć to zadnie językoznawcy z zewnątrz, niemieckojęzycznemu. Stało się to w roku 1982.
Teraz gryzoński romansz używany jest w urzędach, podobnie jak jego lokalne dialekty, widnieje na tablicach informacyjnych, powstały podręczniki. Jak widać, można. Za językiem nie muszą stać armia i flota, wystarczy dobrze zakorzeniona i niezakompleksiona demokracja.
Różne odniesienia do języka polskiego występują w Gadce wielokrotnie, ale główny rozdzialik dotyczy kłopotów z wymową polskich nazwisk. Trudny jest Wałęsa, ale jak ktoś niemówiący po polsku ma sobie poradzić ze Szczęsnym? Albo Kszczotem. Po co ma sobie radzić? W Wielkiej Brytanii mieszka około miliona Polaków i mają nazwiska.
czytaj także
Specjalnie dla polskiego czytelnika autor, poliglota, którego rodzimym językiem jest niderlandzki, opowiada nam, dlaczego zaczął uczyć się polskiego. Postanowił poznać dalszych krewnych z rodziny indoeuropejskiej
„Ruszczyzna, jak to celebrytka, okazała się nieprzystępna, mało zachęcająca i kapryśna. Później był czeski, który wydał mi się, owszem, skromniejszy, ale zarazem introwertyczny i ponury”. (Czy ktoś w Polsce nazwałby czeski ponurym? Gdyby autor wiedział, jak stereotypowo kojarzy nam się czeski, zresztą podobnie śląski, z pewnością i takie ciekawostki zamieściłby w swojej książce). Polski podobno jest łatwiejszy, ma dość konsekwentną gramatykę i sporo podobieństw do innych języków. Jednak na pytanie: dlaczego mówi się „cztery jabłka”, ale „pięć jabłek”?, nie zna odpowiedzi. Ja też nie.
A na koniec przepowiednia. Jeszcze dwadzieścia, trzydzieści pokoleń, a z języków europejskich znikną przypadki. Nawet na wschodzie deklinacja zaczyna się kruszyć. Może użytkownikom języka polskiego trudno w to uwierzyć, więcej od nas przypadków zna tylko język romani – osiem. A jednak. Co się stało z wołaczem? Już prawie go nie widuję.